Czarny van zawrócił się i wszedł do legowiska przywódcy. Wciąż pachniało Wielką Gwiazdą, niestety. Położył się na posłaniu i zasnął.
* * *
Następnego ranka od razu odwiedził legowisko uczniów.
— Chłodna Łapo, wstawaj, czas na trening — zawołał ucznia.
Ten podniósł się, pozbywając się resztek snu. Spojrzał na ojca.
— Ja to zrobiłem czy mi sie śniło? — zapytał.
— Zrobiłeś. Wszystko na moich oczach. — miauknął, przypominając sobie jak wczoraj zjadł kocie mięso. — Chodźmy. Nie ma czasu na rozmowy.
Syn zamarł w szoku, jednak wyszedł za nim.
Przemierzyli las, zatrzymując się tam, gdzie zwykle trenowali. Przez całą drogę czarny van czuł na sobie uważne spojrzenie syna.
— Dzisiaj skupimy się na polowaniu. Dobrze już idzie ci w walce, więc przynajmniej przyniesiesz do klanu coś pożytecznego. Zwierzynę. Powiedz mi, co czujesz.
Chłód zawęszył w powietrzu.
— Jaką zwierzynę? Nie przyniesiemy na stos kota...
Kota?
Wygadywał bzdury. Wczorajsza noc musiała się na nim odbić.
— Łowiecką zwierzynę, nie kota. Chyba jeszcze żyjesz wczorajszym dniem — parsknął.
— Czemu... musiałem go zjeść? — zapytał.
— Żeby udowodnić mi, że powinienem wciąż uważać ciebie za swojego syna. — powiedział. Co, Chłód miał sklerozę czy co?
— A tak... możliwe — rudy zawęszył ponownie, szukając jakiegoś zwierzęcia.
Omen obserwował, jak syn idzie powoli, przybierając pozycję do skradania. Czaił się na jakąś wiewiórkę. Złapał ją, a po chwili wypluł ją z przerażeniem, trzęsąc się i spoglądając na niego.
— Upolowałem.
Przez chwilę zamilczał, jakby nad czymś myślał.
— Wiewiórkę.
Starszy uniósł brew, zdziwiony nietypowym zachowaniem syna.
Jego zachowanie było dziwne. Nagle zaczęło mu odwalać przez tamte wrażenia z poprzedniej nocy?
— Zakop ją. — powiedział.
Kocur zgodnie z poleceniem zakopał, po czym zaczął węszyć dalej. Poprowadził go dalej. Złapał jeszcze dwie myszy, czując na języku ich krew.
Zachowywał się dziwnie, ale sam tego nie dostrzegał. Robił to co mu kazał. Polował.
Zakopał.
Szedł dalej. Szedł tak póki nie natrafił na kota. Zamarł, wbijając w niego wzrok.
— Zabić... go? — zwrócił się do niego młody, patrząc jak Lulkowy Korzeń poluje.
— Nie. Oszalałeś? — powiedział w jego stronę. Super, że w końcu widział korzyści w mordowaniu, ale to nie było normalne! Przecież on się wkopie. Mordować trzeba było z głową.
Syn wrócił do niego ze zwieszonym łbem.
— Wybacz. Nie chciałem cię rozgniewać... Poszukam czegoś innego — miauknął szukając nie kota.
Był zdziwiony jego zachowaniem.
— Starczy. Upolowałeś wystarczająco zwierzyny. Teraz zanieśmy to do obozu. — rozkazał. Wolał, żeby Chłód nie przyniósł mu kocich zwłok kogoś z klanu. Mordowanie to ciężka fucha, trzeba wiedzieć jak ukryć dowody i pozbyć się świadków, gdyby takowi się znaleźli.
Omen obserwował, jak syn wraca po zakopane piszczki. Wrócili do obozu, gdzie Chłodna Łapa rzucił jedzenie na stos, wpatrując się w niego, jakby zobaczył tam co najmniej żywego trupa.
— To mogę być już mianowany?
— Zostaniesz mianowany gdy zapadnie zmierzch. — odparł.
* * *
Księżyc malował się jasno na niebie. Wszyscy kultyści byli już zebrani w kręgu. Nigdy wcześniej nie odbywały się takie mianowania. Mroczna Gwiazda nie zamierzał jednak, mianować kotów należących do tego kręgu, w imię Klanu Gwiazdy. Nienawidził tych całych umarlaków, nie byli mu potrzebni, wierny był jedynie Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd.
Tak miał być mianowany jego syn.
Rozejrzał się po zebranych kotach.
— Dzisiejsza noc jest wyjątkowa dla nas wszystkich. Powitamy ucznia w gronie wojowników tak, jak wszyscy byśmy chcieli. Z wolą Mrocznej Puszczy. Chłodna Łapa jest gotów, by wstąpić w nasze szeregi, co udowodnił, zabijając i kanibalizując swojego pierwszego samotnika, a wcześniej ciężko ćwicząc i trenując, by posiąść jak najlepsze umiejętności. Został już naznaczony, ku chwale naszych przodków w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd.
<Chłód?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz