Weszła do obozu, od razu wraz z Trzcinową Sadzawką kierując się ze swoimi zdobyczami do stosu zwierzyny. Odłożyli, co mieli i Kminkowa Łapa otrząsnęła się całym ciałem, chcąc pozbyć się wilgoci z sierści i trochę rozgrzać.
– Zaglądnij do starszych i możesz coś zjeść. – mentor swoim zwyczajem pognał odwiedzić dzieci w żłobku. Odprowadziła go spojrzeniem. Od kiedy Mak zaczęła ją oskarżać o niestworzone rzeczy i jej opiekunka jej uwierzyła, nie zbliżała się do nich. Skierowała się do legowiska, biorąc dla nich pożywienie. Za każdym razem szła tam z wrażeniem, że znajdzie trupa albo nie znajdzie któregoś z kocurów.
– Cześć Goździkowe Ziele, dzień dobry Kacze Pióro. – przywitała się przez zamknięty pysk, głośno idąc z przyzwyczajenia, że w środku był Bezchmurne Niebo. Dawny medyk rzucił jej krzywe spojrzenie. Zignorowała je. Podała im po posiłku – Potrzebujecie czegoś? Kleszcze, mech?
Odmówili, więc poszła po mysz dla siebie. Wybrała jakąś mizerną, nie chcąc marnować jedzenia dla kotów będących bardziej pożytecznych niż ona, i odeszła na skraj obozu, chowając się za drzewami. Ostatnio stresowały ją spojrzenia kotów; teraz wszyscy starali się wrócić jak najszybciej, bo zaczynało się robić ciemnej szybciej niż wcześniej, temperatury też spadały. Ale tu musiała się spieszyć, bo miała wrażenie, że jeśli będzie jeść w ukryciu zbyt długo, uznają ją za podejrzaną. Wcisnęła więc mysz w dwóch kęsach, ale w momencie przełykania okazało się, że nie może tego zrobić. Nagle miała blokadę psychiczną na podstawową czynność i próbowała ją nieskutecznie przełamać. To uczucie przypomniało jej o tamtym wydarzeniu, o tamtej gałce ocznej na języku i w gardle. Skrzywiła się i mocno zacisnęła powieki, chcąc się pozbyć tego obślizgłego uczucia na języku, by poczuć, jak cofa jej się żołądek do gardła. Otworzyła pysk, dając wypaść niedojedzonej piszczce, wraz ze strugami śliny i następnie żółcią. Kaszlnęła kilka razy, próbując oddychać, a nie mogąc tego zrobić.
Umrze. Zaraz tu umrze, zadławi się, zadławi okiem kota —
Spod przymrużonych powiek miała wrażenie, że widzi okrągłe ślepie patrzące wprost na nią.
– Zaglądnij do starszych i możesz coś zjeść. – mentor swoim zwyczajem pognał odwiedzić dzieci w żłobku. Odprowadziła go spojrzeniem. Od kiedy Mak zaczęła ją oskarżać o niestworzone rzeczy i jej opiekunka jej uwierzyła, nie zbliżała się do nich. Skierowała się do legowiska, biorąc dla nich pożywienie. Za każdym razem szła tam z wrażeniem, że znajdzie trupa albo nie znajdzie któregoś z kocurów.
– Cześć Goździkowe Ziele, dzień dobry Kacze Pióro. – przywitała się przez zamknięty pysk, głośno idąc z przyzwyczajenia, że w środku był Bezchmurne Niebo. Dawny medyk rzucił jej krzywe spojrzenie. Zignorowała je. Podała im po posiłku – Potrzebujecie czegoś? Kleszcze, mech?
Odmówili, więc poszła po mysz dla siebie. Wybrała jakąś mizerną, nie chcąc marnować jedzenia dla kotów będących bardziej pożytecznych niż ona, i odeszła na skraj obozu, chowając się za drzewami. Ostatnio stresowały ją spojrzenia kotów; teraz wszyscy starali się wrócić jak najszybciej, bo zaczynało się robić ciemnej szybciej niż wcześniej, temperatury też spadały. Ale tu musiała się spieszyć, bo miała wrażenie, że jeśli będzie jeść w ukryciu zbyt długo, uznają ją za podejrzaną. Wcisnęła więc mysz w dwóch kęsach, ale w momencie przełykania okazało się, że nie może tego zrobić. Nagle miała blokadę psychiczną na podstawową czynność i próbowała ją nieskutecznie przełamać. To uczucie przypomniało jej o tamtym wydarzeniu, o tamtej gałce ocznej na języku i w gardle. Skrzywiła się i mocno zacisnęła powieki, chcąc się pozbyć tego obślizgłego uczucia na języku, by poczuć, jak cofa jej się żołądek do gardła. Otworzyła pysk, dając wypaść niedojedzonej piszczce, wraz ze strugami śliny i następnie żółcią. Kaszlnęła kilka razy, próbując oddychać, a nie mogąc tego zrobić.
Umrze. Zaraz tu umrze, zadławi się, zadławi okiem kota —
Spod przymrużonych powiek miała wrażenie, że widzi okrągłe ślepie patrzące wprost na nią.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz