Agresywnie machała ogonem, z opuszczonym łbem idąc za Sarnią Łapą i jego mentorką, mordując ich spojrzeniem.
Wspólny trening walki, phi. Co mogła nauczyć się od kogoś tak słabego, jak zrzędliwy kocur? Tylko tyle że był ciężki, więc mogła poćwiczyć walkę z teoretycznie silniejszymi fizycznie, bo on nic innego sobą nie reprezentował.
Dodatkowo było okropnie zimno. Szczypały ją oczy i nos. Ciężko było im przedostawać się przez grubą warstwę śniegu, ale musieli nauczyć się w nim walczyć, przynajmniej takie wytłumaczenie dali im mentorzy.
Rzuciła się na niebieskiego i pchnęła go w bok, na co zachwiał się i wydał z siebie skowyt. Nie przestała i wciąż biła go łapami; brakowało jej możliwości użycia pazurów i kłów. Dopiero głosy mentorów odciągnęły ją z trybu walki i po chwili odciągnęły ją fizycznie zęby Trzcinowej Sadzawki. Wzdrygnęła się, gdy tylko ją opuściły. Niebieski kocur stał, unosząc tylną łapę.
– Boli – marudził; że też jedyni uczniowie w jej wieku to dwa mysie bobki.
– Koniec treningu, idziemy do medyka.– zdecydowała Malinowy Pląs.
Odprowadziła ich spojrzeniem, nie ruszając się z miejsca.
– Dla nas chyba też koniec. – stwierdził Trzcinowa Sadzawka. Wydała z siebie niechętne mruknięcie. Nie chciała wracać. To oznaczało siedzenie wśród dużej ilości kotów i możliwość swobodnego płynięcia myśli. A ich nie chciała, bo tyle księżyców temu siedziała w klanowym żłobku na wyspie i wspominała rodzeństwo, które wtedy miała. Nie mieli jak pobawić się w śniegu, beztrosko, bez żadnych problemów, bo większość czasu spędzili warcząc na siebie.
Chciałaby zmienić to, co się stało.
Wspólny trening walki, phi. Co mogła nauczyć się od kogoś tak słabego, jak zrzędliwy kocur? Tylko tyle że był ciężki, więc mogła poćwiczyć walkę z teoretycznie silniejszymi fizycznie, bo on nic innego sobą nie reprezentował.
Dodatkowo było okropnie zimno. Szczypały ją oczy i nos. Ciężko było im przedostawać się przez grubą warstwę śniegu, ale musieli nauczyć się w nim walczyć, przynajmniej takie wytłumaczenie dali im mentorzy.
Rzuciła się na niebieskiego i pchnęła go w bok, na co zachwiał się i wydał z siebie skowyt. Nie przestała i wciąż biła go łapami; brakowało jej możliwości użycia pazurów i kłów. Dopiero głosy mentorów odciągnęły ją z trybu walki i po chwili odciągnęły ją fizycznie zęby Trzcinowej Sadzawki. Wzdrygnęła się, gdy tylko ją opuściły. Niebieski kocur stał, unosząc tylną łapę.
– Boli – marudził; że też jedyni uczniowie w jej wieku to dwa mysie bobki.
– Koniec treningu, idziemy do medyka.– zdecydowała Malinowy Pląs.
Odprowadziła ich spojrzeniem, nie ruszając się z miejsca.
– Dla nas chyba też koniec. – stwierdził Trzcinowa Sadzawka. Wydała z siebie niechętne mruknięcie. Nie chciała wracać. To oznaczało siedzenie wśród dużej ilości kotów i możliwość swobodnego płynięcia myśli. A ich nie chciała, bo tyle księżyców temu siedziała w klanowym żłobku na wyspie i wspominała rodzeństwo, które wtedy miała. Nie mieli jak pobawić się w śniegu, beztrosko, bez żadnych problemów, bo większość czasu spędzili warcząc na siebie.
Chciałaby zmienić to, co się stało.
Wyleczony: Sarnia Łapa
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz