Pokiwał głową, ciesząc się z tego, że ojciec przestał być już na niego zły, po czym szybko zjadł ryjówkę. Smak mięsa był taki cudowny... Tego właśnie najbardziej potrzebował. Kiedy skończył posiłek, udał się z kocurem z powrotem do obozu. Głowa nadal go bolała, ale już mniej niż po uderzeniu. Postanowił jednak udać się do Irgowego Nektaru po pomoc. Ostatnio to coś co mu dała, ulżyło w jego cierpieniu. Kotka widząc go i słysząc jego prośbę, nawet nie dopytywała. Zaprowadziła go do kryjówki, gdzie ukryła zioła, przed wzrokiem medyczek i zajęła się jego guzem. Może powinien zainteresować się tym, dopytać po co to, lecz nie mógł iść od tak do Ośnieżonej Łąki. Nikt nie mógł wiedzieć, że Mroczny Omen go lał, więc złota była jego ostatnią nadzieją.
***
Nie mógł w to uwierzyć. To był jakiś chory żart, koszmar, który właśnie śnił. Jego ojciec liderem?! Ten Mroczny Omen? On niby został wybrany przez sam Klan Gwiazdy? No nie... Ten stary dziad szybko pozbył się feministek, nakładając na nie kary. Mu zdjął karne imię, całe szczęście, bo nie chciał być wieczną Kapryśną Łapą, ale i tak... i tak to było złe! Był psychopatą! Ktoś taki u władzy, był znacznie gorszy od nieszkodliwej Wielkiej Gwiazdy! Widząc Wiśniowy Świt, która zniknęła w legowisku wojowników, pewnie by przez chwilę odpocząć od gromadki dzieci, które teraz zwaliły się jej na głowę, ruszył szybkim krokiem w jej stronę. Liliowa spojrzała na niego zmęczona, wysłuchując jego żali.
— To błąd! Coś ty najlepszego zrobiła! Przecież mój ojciec, to ostatnia osoba, która powinna sięgać po władzę! Co z tego, że się z tobą przespał! To... To nienormalne! Klan Wilka się stoczy, wszystkich wymorduje! Masz mózg wielkości orzecha?! To niebezpieczny psychopata! Nie dostrzegasz tego?! Właśnie trzy koty nawiały! Oni wiedzą, co nas teraz czeka! Zakrzywiona Ość na dodatek gdzieś zniknęła, jak nic ją zamordował! Nienawidzili się przecież! Skąd wiesz czy i ciebie nie zabiję?!
— Chłodzie.
Ten głos... sprawił, że zadrżał. Przeklnął pod nosem, po czym odwrócił się, dostrzegając stojącego za nim lidera. Ile tu już był? Ile słyszał? Po jego minię z zimnym spojrzeniem, mógł wnioskować, że prawie wszystko.
— Zdaje sobie z tego sprawę — odpowiedziała mu spokojnie kotka — Nie będę wam przeszkadzać — to powiedziawszy wstała, ominęła ich i wyszła.
Zostali sami.
Czuł napięcie jakie unosiło się w powietrzu. Ten strach i stres, który wręcz z niego promieniował.
— O... o co chodzi? — starał się zgrywać głupa, chociaż doskonale wiedział, że było po nim.
Czarny van przez chwilę milczał, rzucając mu długie, groźne spojrzenie.
— Nie udawaj głupca. Wiesz dobrze, o co chodzi.
— Nie wiem... — zaprzeczył — Tylko... rozmawiałem z Wiśniowym Świtem o... o jej decyzji... Zaskoczyła mnie.
— Zapomniałeś powiedzieć, że rozmawiałeś o tym, że jestem mordercą i psychopatą. — miauknął sarkastycznie. — Tak, mój drogi, Wiśniowy Świt dobrze zna moje czyny i nie ma nic przeciwko, bym został liderem. Za to ty tak.
Skulił uszy.
— Bo wiem co mi mówisz. Do czego namawiasz. Klan z kimś takim nie stanie się silny. Będziesz tyranem, a nie liderem. To błąd. Władza cię tylko nakręci. Klan nie będzie komuś takiemu posłuszny...
— Klan nie musi wiedzieć. — miauknął. — Poza tym, Jastrzębiej Gwieździe był posłuszny. Klan potrzebuje bezlitosnego lidera, by być silnym, więc nie pleć głupot. Sprowadzę Klan Wilka do potęgi. Dotąd byliśmy poniżani i traktowani jak najsłabsze ogniwo z klanów. Za moich rządów to się zmieni.
— I tak uważam, że to błąd... — odparł w chwili, gdy do środka weszła Sosnowa Igła z Irgowym Nektarem.
— Gratulacje, Mroczna Gwiazdo. Wielka padła, bidulka... Ciekawe co zrobi jak się ocknie — zarechotała bura. — To co? Świętujemy nasz triumf? Małe, krwawe polowanko? — zaproponowała, a widząc Chłodną Łapę, dodała. — Jego też możesz wziąć. Nauczy się czegoś.
Mroczna Gwiazda skinął głową.
— Pewnie. Trzeba to uczcić — miauknął z obrzydliwym uśmieszkiem wpełzającym na jego pysk. — Tak. Idziesz z nami, Chłód. Zobaczysz, jakie to fajne.
Wtedy świeżo upieczony lider psychopata, ruszył razem z kotkami poza obóz.
Nie podobało mu się to. Bardzo nie podobało. Chciał zostać w obozie, nie iść nigdzie z nimi, ale widząc jak się wlecze, Sosnowa Igła popychała go co chwila, przez co musiał chcąc nie chcąc, za nimi podążyć.
Czyli... w Klanie Wilka było więcej psychopatów czczących Mroczną Puszczę? Poza obozem dołączyła do nich Wiśniowy Świt i Stokrotkowa Polana. Irgowy Nektar mówiła do jego ojca, że Jastrzębia Gwiazda jest z niego dumny, a liliowa zrobiła to, co od niej wymagał. A przypadkiem on nie żył? I jak to wymagał? O co tu chodziło?
— Ja nie chcę... — miauknął do lidera, czując narastający strach.
Był otoczony przez... morderców. I dopiero teraz to zrozumiał.
— Jeszcze zechcesz. — powiedział mu. — Mówiłem ci, że jak spróbujesz raz, zupełnie zmienisz nastawienie. Mrocznej Puszczy przydadzą się kolejni wyznawcy. — dodał.
— Nie chcę! — dodał pewnie stając, co wywołało śmiech burej kotki.
— Ale buntownik ci się trafił. Powodzenia — prychnęła, idąc dalej.
Nie miał zamiaru dalej za nimi iść. Wojowniczka odeszła, przez co teraz mógł z łatwością zawrócić i to też uczynił.
— Nie będę zabijał! Nikogo! — rzucił jeszcze przez ramię.
Wszyscy wyznawcy spojrzeli na Mroczną Gwiazdę, oczekując co takiego zrobi z niesfornym synem.
Kocur pokręcił głową, wzdychając. Ruszył do przodu. Dogonił go z łatwością, łapiąc go za koniec ogona.
— Nie rób problemów. — warknął. — Idziesz z nami i koniec kropka. Nie musisz zabijać. Wystarczy, że popatrzysz. Chyba, że ciebie też mam zostawić samego. Tak jak ten cały Lśniący Księżyc cię zostawił. Co? — pogroził.
Imię kocura sprawiło, że zakuło go w piersi. Dawno już o nim zapomniał, a ten na powrót rozbudzał w nim te wspomnienia?! Zatrzymał się.
— Nie chcę patrzeć jak kogoś mordujecie. To chore! — Zwrócił łeb w jego stronę. — Nie będę wyznawcą Mrocznej Puszczy.
— Jakbym słyszała swoją córkę — prychnęła Irgowy Nektar.
— Trzeba było ją wydziedziczyć. Ja tak zrobiłam z Kuną — miauknęła Sosna.
— Teraz jesteś naszym liderem, Mroczna Gwiazdo. Wydaj rozkaz, a go zaciągniemy siłą — dodała Wiśniowy Świt.
— Jestem za. Potrzebuje zachęty. Lubię łamać takie czyste duszyczki — zgodziła się matka uczennicy medyka.
Ojciec znowu się uśmiechnął. Znowu równie obrzydliwie. No tak, miał przecież swoich popleczników.
— Weźcie go. — wydał twardo rozkaz.
Co takiego? Zaczął się cofać, widząc zbliżające się kotki. Sosnowa Igła pierwsza go dopadła, łapiąc za kark. Zaczął się wyrywać i szarpać. Nie da im się bez walki!
— Źle to robisz — odezwała się złota.
Bura go puściła, dzięki czemu już miał zwiać, ale starsza kocica zatrzymała go, depcząc jego ogon.
— Taka mądra jesteś, to proszę — rzuciła wojowniczka do starszej.
Irga prychnęła i chwyciła go za kark, a on... zwiotczał. Nie mógł się poruszyć ani nic. Uniosła wyżej łeb, zaczynając go ciągnąc, budząc podziw w trzech kotkach.
— Jak? — Wiśniowy Świt była pod wrażeniem.
Złota nie odpowiedziała, bo musiałaby go puścić; czego bardzo teraz pragnął. Tą zagadkę wyjaśniła im Stokrotkowa Polana.
— Mama wychowała wiele kociąt wiernych Mrocznej Puszczy przed Klanem Wilka. To oczywiste, że nie wszyscy chcieli za nimi podążyć... Ma swoje sposoby — miauknęła cicho.
Nie podobały mu się te słowa. A jak już mu tak zostanie i będzie kaleką?! Zupełnie się nie ruszał, nie szamotał ani nic, bo po prostu nie mógł.
Szli jeszcze dość długo, co jakiś czas wymieniając się ze sobą krótkimi zdaniami. Wtedy też dotarli na miejsce. Mroczna Gwiazda rozprostował kończyny.
— Stęskniłem się. — mruknął.
— Spróbuje tu jakiegoś przyprowadzić. Ostatnio daliśmy im spokój, więc na pewno odbudowali swoją populacje — zaśmiała się Sosnowa Igła.
Musiał zwiewać. I to natychmiast. Cokolwiek knuli, było to złe. Nadal jednak był niezdolny do nawet machnięcia łapą, trzymany przez starszą kocicę. Posłał ojcu wrogie spojrzenie. Nie będzie patrzył. Nie zmusi go. Nie.
Czarny van bił wzrok w młodszego. Pewnie świetnie się bawił widząc go w takim stanie.
— Och, nie strój takich min. Spodoba ci się. — powiedział, uśmiechając się cynicznie w jego stronę.
W międzyczasie widział, jak pozostałe kotki spoglądały za horyzont, wyczekując powrotu Sosnowej Igły.
Wróciła po jakimś dłuższym czasie. Z... z kimś. U jej boku szedł samotnik.
<Tato?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz