Obserwował jak starszy uczeń włazi na drzewo, zwinnie poruszając się po chropowatej korze, która zapewne raniła go w poduszki. Co jak co ale zaimponował mu. Zdecydowanie Gąsior musiał kiedyś namówić rudego, by go tego nauczył.
— Widziałeś? Tak to się robi - miauknął, popisując się swoimi umiejętnościami. Chociaż czy przypadkiem trochę nie przesadzał? Gęsia Łapa może poczuć się gorszy i się na niego obrazić.
— Um... Jak chcesz możesz ją zjeść. W końcu... — Uśmiechnął się zadziornie. — Jesteś kotką, więc masz pierwszeństwo i raczej nikt się nie obrazi. To będzie nasz mały sekrecik.
Oburzył się, marszcząc nos. Zaraz jednak w jego oku pojawił się zadziorny błysk. No tak, był przecież kotką.
— Um... Jak chcesz możesz ją zjeść. W końcu... — Uśmiechnął się zadziornie. — Jesteś kotką, więc masz pierwszeństwo i raczej nikt się nie obrazi. To będzie nasz mały sekrecik.
Oburzył się, marszcząc nos. Zaraz jednak w jego oku pojawił się zadziorny błysk. No tak, był przecież kotką.
— Och Chłodna Łapo dziękuję ci za ten podarunek — miauczał teatralnie, przyciągając martwego ptaka do siebie. Zdusił zwierzątko, gdy przyłożył łapy do swego policzka, wzdychając ostentacyjnie — Ale ładna ze mnie kotka, prawda? — oblizał pysk, patrząc się prosto na rudego.
Chłód wbił w niego błękitne ślepia, milcząc.
— No? Nie wiesz, że nie ładnie kłamać? — pacnął go w nos, uśmiechając się zadziornie. Widział jak kocur unika jego wzroku, cofając się nieznacznie.
Dosłownie widział, jak robi mu się gorąco. Zamrugał, odchrząkując.
— T-tak ładna z ciebie kotka.
— Skoro taka ładna ze mnie kotka, to następnym razem daj mi buzi. Wielka Gwiazda się obsra pewnie ze dziwienia — parsknął śmiechem, aż obsmarkał sobie brodę. Wytarł gluta w trawę, łapiąc zaraz piszczkę w zęby. Oderwał tak na oko z pół ptaka, rzucając go pod białe łapy.
— Masz. Jedz. Jak ktoś nas złapie to powiem, że sprawdzałeś czy nie było zatrute — skwitował krótko, zabierając się za posiłek. Świeże, jeszcze ociekające krwią mięso przyprawiło go o dreszczyk ekstazy, gdy zatopił w nim zęby.
* * *
Chłodna Łapa wylądował u medyka już dobry kawałek czasu temu i jeszcze był pod okiem kotek-wariatek. Gęsia Łapa krążył przed legowiskiem medyczek niczym sęp nad padliną, niecierpliwiąc się. Robiły mu jakieś zasrane badanie więc musiał poczekać na zewnątrz.
Prychnął. Też coś. Wielkie jebane tajemnice ukrywają. Nawet by się nie zdziwił, gdyby to była ich sprawka.
— Martwisz się o kolegę? — odwrócił się gwałtownie, spoglądając w górę na Irgowy Nektar, której futro falowało delikatnie na wietrze. Kocica wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem pyska.
— Może — mruknął cicho, ledwie słyszalnie. Końcówka ogona kocura drgała niespokojnie, chociaż wiedział, że Irga jest jednym z bardziej normalnych kotów w klanie.
— Nie martw się. Mroczny Omen nie pozwoli, aby ktoś krzywdził jego syna — rzuciła lekko, wchodząc do legowiska.
S-syna?
Mroczny Omen był ojcem rudego?
Gąsior naprężył całe ciało z ekscytacji. No po prostu nie mógł w to uwierzyć! Wiedział, że Chłód jest zbyt zajebisty, by był byle jakim przybłędą z klanu klifu. Tonkij wziął głęboki wdech wchodząc do środka, gdy usłyszał miauknięcie Irgi, która zapraszała go do środka. Wpadł tam niczym huragan, ignorując innych chorych i natychmiast siadając przez kumplem, który owinięty był jakimś zielonym gównem.
— Jak się czujesz?
< Chłód? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz