Raban, awantura. Cholera wie, jak można to było nazwać. Zaspana wylazła ze swojego legowiska, strzepując z futra resztki piór, które uczepiły się go niczym ostatniej deski ratunku. Puszyste Futro darła pysk jakby ją ze skóry obdzierano. Każde słowo kotki mieszało się w jeden, niezrozumiały bełkot, który rozdzierał wieczorne powietrze, raniąc uszy niemalże każdego.
Widząc futro swojego zastępcy, podeszła do niego truchtem.
— Co się na przodków stało? Ktoś kogoś zamordował? — mruknęła od niechcenia, przecierając zaspane oczy. Kocur zwęził ślepia, poruszając nerwowo. Bengalka zamilkła, mimo iż zaledwie uderzenie serca wcześniej, chciała coś dodać — Niezapominajkowy Śnie... — oblizała pysk, czując suchość w gardle. Każdy ruch kocura mówił, że wykrakała.
Cholerny zbyt długi jęzor.
— Miodek odszedł
Nosz kurw...
Jeszcze tego jej brakowało, śmierci kocięcia. Co prawda zawsze jedna gęba do wykarmienia mniej a podczas pory nagich drzew było ciężko o jedzenie, jednak to zawsze była strata kocięcia. Co z tego, że Zboże nigdy ich nie lubiła. To zawsze mógł być przyszły wybitny wojownik czy medyk. Przyszłość klanu.
— MORDERCA, ZABIŁ! ZABIŁ! ZABIŁ! — Puch wypadła przed kociarnię, wijąc się po śniegu niczym opętana przez złe dusze. Miotała łapami na wszystkie strony, spinając mięśnie i plując spienioną śliną. Gdyby tylko miała pazury...
Zboże pokręciła głową.
Nie, lepiej o tym nie myśleć.
Stojąc w bezpiecznej odległości, obserwowała miotającą się kotkę, która w obecnej chwili przypominała bardziej węża aniżeli kota. Syczała, wrzeszczała, pluła i cholera wie, co jeszcze, aż ktoś nie uderzył jej w łeb.
— Nosz... na klan gwiazdy. Krucze Futro, coś ty narobiła! — prychnął Kasztanowy Dół, sprawdzając, czy ta żyła. Na całe szczęście, oddychała, była tylko nieprzytomna.
— Weźcie ją do medyków, niech dadzą jej coś na uspokojenie. Kocimiętkę, czy też inną cholerę — mruknęła liderka, podchodząc bliżej żłobka. Ciało małego Miodka wyglądało tak, jakby spał po męczącej zabawie z rodzeństwem. Nastroszyła futro, gdy ktoś szturchnął ją w bark, uspokoiła się zaraz, widząc swojego zastępcę. Kocur zaszurał łapą po białym puchu, zaciskając szczękę.
— Malinowy Pląs mówiła, że Puch obwinia Czarną Owcę i resztę sprzymierzeńców Lisiego Łajna za śmierć kocięcia.
Liderka na moment wstrzymała oddech, drapiąc pazurami zamarzniętą ziemię. Jeśli oskarżenia kotki były prawdziwe... Nie chciała być w futrze któregokolwiek parszywca. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła, układając rozbiegane myśli w swojej głowie. Ostatecznie z jej pyska uciekło zimne, pozbawione uczuć miauknięcie.
— Zajmę się tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz