Wschodzik robił kółka wokół własnej osi, próbując złapać własny ogonek. W końcu udało mu się to; rzucił się i wgryzł się w niego, ale zaraz go puścił, bo trochę go to zabolało. Rozejrzał się po okolicy; w obozie wrzało, wszyscy wydawali się być zmieszani w tą Porę Nagich Drzew. Na dworze było zimno, śnieg trochę bolał w poduszki, ale Wschodzika w sumie to nie obchodziło; zawsze mógł wrócić do ciepłego i bezpiecznego żłobka, prawda? Nie ma się czym przejmować, co nie? Wschodzik zamrugał podwójnie, gdy na jego nosku wylądował biały płatek śniegu. Biały puch zaczął spadać z chmur! Uradowany rudzielec rzucił się na inny płatek śniegu. Tyle zabawy! W wirze machania ogonkiem każdy płatek śniegu w okolicy choć raz dotknął kocurka, albo na odwrót. Wschodzik nie mógł się nacieszyć tą zabawą. Klan Gwiazdy mu chyba pomagał w łapaniu śniegu, ale nie pomagał w liczeniu puchu. Nad młodym kocurkiem, pochłoniętym w całości zabawą, zawisł jakiś cień. Po chwili Wschodzik odwrócił się. Przywitał jednocześnie Iskrzący Krok, której spojrzenie lądowało prosto na oczkach rudaska.
- Cześć Iskrzący Krok! - zamruczał kocurek z uśmiechem na mordce.
- Cześć Wschodziku. - odmiauknęła zastępczyni.
Wschodzik pomyślał chwilę. Może by tak zaproponować Iskrzącemu Krokowi zabawę w chowanego? Pytanie czy się zgodzi. Chociaż, zabawa w pojedynkę była zdecydowanie lepsza niż chowany. Ale, może jednak?
- Iskrzący Kroku, chcesz się pobawić w chowanego? - zapytał niewinnie.
Zastępczyni zamrugała ślepiami. Chyba się zdziwiła. Może Miętowa Gwiazda daje jej częściej różne zadania, przez co nie ma czasu na rozrywkę? Wschodzik nie znał ojca bardzo dobrze. Ale wiedział, że ojciec może dużo wymagać od kotów. Z resztą, jakby był liderem też by dużo wymagał od innych; trzeba by było panować nad patrolami i walkami granicznymi… Wschodzik się wzdrygnął. Nie chciałby całego dnia marnować na głupie rozdawanie patroli, szkolenie ucznia, i w ogóle. To by było nudne, w przeciwieństwie do zabaw które jako kociak może robić w obozie.
- W porządku. - Szylkretka wyrwała go z rozmyślań. - To może ty się schowaj, a ja cię poszukam? - dodała z uśmiechem na twarzy.
Wschodzik kiwnął głową i rozejrzał się po obozie. Najlepsza kryjówka… byłaby na zewnątrz obozu! Nie oddaliłby się za daleko, bo ojciec mógłby go za to jakoś ukarać, na przykład przełożyć mu ceremonię, a tego nie chciał. Wyszedłby tylko kilka długości ogona od wejścia do obozu!
Zaczął więc realizować swój plan. Podczas gdy Iskrzący Krok liczyła, kocurek ruszył w stronę wyjścia. Gdy był kilka kroków od strażników, ujrzał las. Był taki piękny! Wschodzik już widział parę kryjówek które dałby mu ten ogromny teren.
- Szukam! - zawołał głos, który był długość lisa od kocurka. Szybko wsunął się więc w jakiś krzew, i czekał aż Iskrzący Krok przyjdzie do niego i go znajdzie, chyba że się podda. Ryzykować nie chciał; wyjście z kryjówki mogłoby się zakończyć przegraną. Więc wystarczy czekać na Iskrzący Krok, nic trudnego!
<Iskrzący Kroku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz