Kotka słysząc te absurdalne słowa, pokręciła stanowczo głową. Niby po kuzynie spodziewała się wszystkiego, ale żeby posunął się aż do morderstwa? Och, Klanie Gwiazdy. Dla niego już chyba nie ma ratunku.
- Nie ma mowy. - Odpowiedziała szorstko. - Co, jeśli umrze?
Rozżarzony Płomień prychnął.
- Nikt nie będzie opłakiwał mordercy. - Splunął z pogardą. - A ty co, nawet zdrajców bronisz?
- Nie mamy żadnego dowodu, że to on zamordował Pszczeli Pyłek - Wiśniowa Łapa podniosła brodę, gotowa dyskutować z kuzynem do następnego świtu. - Nie będę przecież ryzykować, że umrze niewinny kot.
- Jak umrze, to znaczy, że nie jest niewinny! - Rozżarzony Płomień nie ustępował i nie wydawał się, jakby miał zamiar odpuścić.
Wiśniowa Łapa westchnęła, czując, że pewnie nie będzie miała innego wyjścia, niż zrobić to, o co prosi. Oczywiście nie poda Słonecznikowej Łodydze trucizny. Nie zrobiłaby tego, zwłaszcza bez wiedzy liderki. Korzystała z tego, iż jej kuzyn nie ma bladego pojęcia o ziołach, podobnie jak Słonecznikowa Łodyga.
- Skoro nalegasz. - Przewróciła sztucznie oczami, czując na sobie wzrok obu kotów. - Podam mu truciznę. Zobaczymy, czy twoje podejrzenia są słuszne.
Weszła powoli do legowiska medyka. Podłoże dalej było śliskie, a nie cały lód został usunięty. Pomagała ile mogła, by przywrócić je do świetności, jednak była to kwestia dłuższego czasu. Złapała w zęby liście ogórecznika, które łagodziły gorączki i pomagały królowym wytwarzać większą ilość mleka dla kociąt. Być może nie powinna tego robić. Na porę nagich drzew wypadało oszczędzać zioła. Jednak wiedziała, że w innym wypadku jej kuzyn nie da spokoju nieszczęsnemu Słonecznikowej Łodydze. Musiała to zrobić.
Wyszła z legowiska i podeszła do dwóch kocurów. Rozżarzony Płomień krzyczał na kremowego.
- Dobrze wiem, że jesteś mordercą! - Warknął, gdy Słonecznik ledwo trzymał się na drżących nogach.
- Zaraz się przekonamy. - Wiśniowa Łapa weszła między kocurów, rozdzielając ich, aby nie doszło do jatki, i położyła zioła przez łapami kremowego.
- Słyszysz?! - Krzyknął Rozżarzony Płomień do Słonecznikowej Łodygi, przy okazji karmiąc go soczystymi obelgami.
- To jedna z lepszych trucizn, które znalazłam w legowisku. - Skłamała, wpatrując się Żarowi w oczy. - Jeśli kłamie, powinien umrzeć w kilkanaście uderzeń serca.
Wzrok kuzyna przelewał się triumfem. Był pewien swojej racji. Kotka widziała to na kilometr. Odwróciła się do kremowego i łapą przysunęła zwitkę liści w jego stronę.
- Jedz.
Słonecznik był wręcz sztywny ze strachu. Rozżarzony Płomień stracił cierpliwość i siłą przytkał jego pysk do ziół, tak, że kremowy nie miał wyjścia. Połknął liście i zamknął oczy, jakby czekał na śmierć.
Czekali. Kilkanaście uderzeń serca, potem kilkadziesiąt, kilkaset.
Nic się nie zdarzyło. Jak i wcześniej Słonecznik żył, tak i teraz wciąż oddychał. Rozżarzony Płomień nie ustępował, mimo, że minęło wystarczająco czasu.
- Zaraz padnie! - Syknął.
- Wątpię - Odparła kotka chłodno. - To ja się znam na ziołach, nie ty. I wiem, że już dawno by umarł. Widocznie się myliłeś.
<Rozżarzony Płomień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz