*TW; przekleństwa*
Klan Wilka był... Okropny. Dziwny. Znienawidzony przez nią. No bo powiedzcie mi, w jaki sposób żyć z liderem ciamajdą, ryczącym bratem i medykiem dziwakiem, nie wpadając w szał? Do tego dochodzi jeszcze czerwony kaszel, ponury ojciec i Słoneczna Myśl... A właściwiej, już jej brak. Wietrzna Łapa nie mogła uwierzyć, że ten ''Chwalebny'' Klan Gwiazdy odebrał zabrał ją do siebie tak szybko. Nie zdążyła nawet wybrać się na pierwsze Zgromadzenie swej córki, a tu puff, przyłazi Potrójny Krok i oznajmia, że arlekinka zdechła. I to wszystko przez tą pierdoloną Lodowatą Łapę. Dobrze, że tamta podpaliła się przez piorun na Zgromadzeniu, kotce nie było żal kuzynki. Zasłużyła sobie na to.
I właśnie dlatego zamierzała to zmienić.
Kilka dni wcześniej podjęła decyzję, biorąc pod uwagę to, że nie wszystko może jej się udać. Ale jak zawsze wierzyła, że ma wszystko pod kontrolą.
- Wietrzna Łapo? - do jej uszu dobiegł głos Wiśniowego Świtu. Szylkretka odwróciła głowę, strzepując lekko ogonem. - Pójdziesz ze mną na polowanie? Północny Mróz powiedziała, że nie może dziś wyjść z tobą na trening.
I wtedy właśnie dojrzała swoją szansę.
- Niech będzie. - miauknęła, wyjątkowo bez oporu. Liliowa podniosła lekko brew, ale nie odezwała się.
Kotki wyszły do obozu. Cienka warstwa śniegu skrzypiała pod łapami Wietrznej Łapy, lepiąc się do jej futra. Gdy odeszły na kilkanaście długości drzew od obozu, wojowniczka dała jej znak ogonem.
- Tu się rozdzielimy. - miauknęła - Jesteś dziś dziwnie grzeczna, nie wykombinuj nic. - z tymi słowami zniknęła pomiędzy oszronionymi krzewami.
Dymna kotka rozejrzała się dookoła, próbując w pamięci odtworzyć pokazane jej przez mentorkę linie granic. Jeśli dobrze pamiętała, musiała podążyć na... Właśnie, na co? Nie znała się na kierunkach świata, a Północny Mróz dopiero co pokazywała jej położenia innych terytoriów. Dodatkowo śnieg był wszechobecny, przez co niezbyt dawał sobie radę z określeniem właściwej drogi. Nie chciała tego przed sobą przyznać, ale nie miała dużych szans na odnalezienie się w okolicy.
Warknęła pod nosem, ruszając do przodu w losowym kierunku. Drzewa zasłaniały jej widok na niebo, ale mogła przewidywać, że były okolice południa.
Gałązki różnych krzaków zaczepiały o jej krótkie futro, zsypując śnieżne czapy. Biały puch leżał wszędzie, w niektórych miejscach uczennica tonęła w nim po szyję. Im dalej od obozu, tym więcej śniegu. W końcu wspięła się na jakąś sosnę czy inne drzewo, rozglądając się za jakimś znakiem rozpoznawczym.
Gdyby mogła, pacnęłaby się łapą w czoło. To przecież oczywiste, że klany nie oznaczają swoich granic w ten sposób, by było je widać. W dodatku i tak by niczego nie zobaczyła, iglaste gałęzie zasłaniały jej widok. Z poczuciem swojego własnego idiotyzmu zeskoczyła na ziemię.
Kręciła się jeszcze po okolicy przez jakiś czas, po czym stwierdziła, że w ten sposób nic nie wskóra. Wpełzła pod jakiś krzew, oczyszczając ziemię z warstwy puchu. Ułożyła się tam najwygodniej jak się dało, jednakże nadal czuła wbijające się w jej boki korzenie.
Gdzieś po niebie przeleciał samotny wróbel, przypominając jej o Wróblowym Skrzydle. Czarna koteczka pokręciła nosem z niesmakiem i irytacją. Jakim cudem ten ciamajda został mianowany szybciej od niej?!
Jednak w innym klanie nie będzie musiała się tym przejmować. Będzie daleko od rodziny, ojciec nie będzie się wtrącać w jej życie prywatne, brat nie będzie jej irytować, a wspomnienia w postaci Słonecznej Myśli czy natrętności Lodowatej Łapy ulecą szybciej.
Jednak... Nie wzięła pod uwagę tęsknoty. Tęsknoty za treningami z - wkurzającą - Północnym Mrozem, za ''naukami'' Rozkwitającego Pąku. Za dziećmi przybranej kuzynki, których i tak nie miała czasu poznać.
Nim zdążyła zauważyć, zasnęła.
- Pięknie. - warknęła cicho, wypełzając z pod krzewu.
Czuła głód, ostatnim razem jadła poprzedniego ranka. Przypadła do ziemi, węsząc.
Ku uldze czarnej, szczęście jej sprzyjało i po niedługim czasie złapała chudą mysz.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz