Porywisty wiatr porwał potrząsał młodymi witkami wierzby. Niebo z każdym uderzeniem serca ściemniało się. Puste obozowisko, które jeszcze zeszłej pory roku tak tętniło życiem, opustoszało. Koty gnieździły się w swoich posłaniach, nie myśląc nawet, żeby wystawić łapę poza nie.
Był jednak wyjątek.
Czarna Łapa, zwany też przez nielicznych Czarną Owcą siedział, mrucząc coś do siebie koło tafli jeziora. Nie wyglądał najlepiej. Przysypany lekkim puchem gnił tam już dłuższą chwilę. Niezapominajek niepewnie postawił łapę w stronę kocura. Nie przepadał za nim szczególnie, podobnie jak większość Nocniaków. Lecz czuł, że nie mógł zostawić tego.
— Czarno Łapo... znaczy Czarna Owco! Nad czym tak rozmyślasz? — ktoś go wyprzedził.
Sowi Lot przysiadła się do kocura. Młody uczeń nawet na nią nie spojrzał. Wymamrotał jedynie coś cicho pod nosem.
— Ty tak z zimna? Może wejdziesz do legowiska medyków? Wiem, że nie przepadasz za Kaczym Piórem, ale słyszałam, że zaraz się gdzieś wybiera... Idealnie, żebyś wskoczył i się rozgrzał. Jeszcze się przeziębisz i co? Zasmarkasz mu wszystkie zioła. — uśmiechnęła się kotka.
Czarna łapa mruknął coś nie zrozumiałego.
— Musisz porzucić ten grymas i otworzyć szerzej pysk. Inaczej nikt cię nie zrozumie. — puściła mu oczko. — Może Kacze Pióro po prostu nie słyszy twoich zażaleń, skoro tak cichutko miauczysz. Musisz się otworzyć Czarna Ła... Czarno Owco!
Ogon kocura poruszył się. Niezapominajek czuł, że zaraz ten wybuchnie. Zaczął powoli zmierzać w stronę tej dwójki. Nim zdążył zareagować bordowa ciecz splamiła śnieg. Sowi Lot przez uderzenie serca wpatrywała się zaskoczona w Czarną Łapę. Złapała się za krwawiące gardło. Otworzyła pysk, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z niego. Zaszklone i wypełnione bólem oczy spojrzały na Niezapominajkowy Sen.
— Powiedziałam zamilcz. — słodki głos, który wydobył się z gardła ucznia nie należał do niego.
Zapach krwi oraz przyjemna nuta ziół zmieszały się w powietrzu. W klanie zapanowało poruszenie. Koty wyszły z legowisk zaciekawione hałasem. Wkrótce panika wkradła się tłum stojący przed Czarną Łapą. Ten nie zdawał się być przejęty.
— Otoczyć go. Zdrajca jest godny swojego ojca! Skończy gorzej niż on. — wściekły głos Jesiotrowej Łuski przebił się przez krzyki i płacz.
— Zabić go! — krzyknęła Krucze Futro.
Furia płonęła w jej ślipiach. Pazury wysunęły się, a zjeżone futro świadczyło, że jest gotowa posłać kocura na drugi świat. Grzmiące Niebo złapał ją za kark.
— Rozszarpię gnoja. Poślę do Mrocznej Puszczy w kawałkach. Pozwólcie mi... Pozwólcie mi... — gniew powoli ustępował rozpaczy.
Przerażone szepty krążyły po grupie otaczającej Czarną Łapę.
— Kolejny morderca... Klanie Gwiazd miej nas w opiece... — miauknęła Zwinkowy Ogon do partnera.
— Co my teraz zrobimy...? — załamywał się Kasztanowy Dół.
— Co się dzieje? — Zbożowa Gwiazda znalazła się tuż przy nich.
Niezapominajek stał jedynie zszokowany. Jego ślipia utkwiły w Czarnej Łapie. Nie, to nie był on. Wyglądał jak syn Lisiego Łajna, lecz jego głos, jego zapach należał do kogoś innego. Dwukolorowe ślipia spojrzały na niego dumnie. Pomarańczowe ślipię zdawało się jakieś jaśniejsze.
— N-nie zbliżajcie się do niego. To nie Czarna Łapa. — wydusił się z siebie.
Zaskoczone ślipia spojrzały na niego. Uczeń medyka uśmiechnął się wywyższająco.
— Brawo, brawo. Jestem z was dumna Klanie Nocy. Nie jesteście takimi prymitywami jak za panowania Pstrągowej Gwiazdy... Ale nadal jesteście słabi. Marni. Beznadziejni...
Zbożowa Gwiazda wbiła wzrok w mordercę.
— Kim. Jesteś. — warknęła na niego, zjeżona. — Czego chcesz od nas.
Czarna Łapa zaśmiał się zupełnie jakby usłyszał żart od starej dobrej znajomej.
— Już mnie nie poznajesz, Zbożowa Gwiazdo? Choć znaliśmy się jak byłaś jeszcze taka... — kocur zaprezentował łapą wzrost przeciętnego ucznia. — Uroczo wyrosłaś. Tylko nigdzie nie widzę twojej siostry... zmarła bidulka? Do niczego innego się nie nadawała.
Liderka prychnęła.
— Zamilcz albo sama cię uciszę na wieki. — prychnęła, wysuwając pazury.
Czarna Łapa liznął futro na piersi.
— I tak nie zamierzałam zostać tu na długo. Mam lepsze rzeczy do roboty. Uwierzcie mi. — machnęła teatralnie łapą.
Chrząknęła i wyprostowała się dumnie.
— Klanie Nocy, przychodzę do was z wieścią. Serdeczne gratulację! Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd postanowiło was osobiście przekląć! — miauknął radośnie.
Rozejrzał się po zgromadzonych wokół niemu kotach i z uśmiechem kontynuował.
— Wasze kocięta rodzić się będą skąpane w mroku. Będą umierać na łapach swych matek w męczarniach, o których nawet śniliście. Strach, wina i zła krew zawrze w waszych żyłach. Gwieździste niebo was porzuci. Przyćmieni przez strach i ból nie zauważycie kiedy węże zaczną kłębić się pod waszymi łapami. Jezioro wypełni krew. Niewinna krew przelana na marne. Klanie Nocy, obiecuję wam osobiście, że pożałujecie swoich zbrodni.
Cisza wypełniła wypełniła go obozowisko. Wszystkie ślipia skierowane były na syna Lisiego Łajna. Nikt nie ośmielił się zabrać głosu. Lęk i przerażenie zapanowały w sercach Nocniaków.
— Pojmać go. — po paru uderzeniach serca padł rozkaz Zbożowej Gwiazdy. — Pojmać i wrzucić do dołu. Po pochówku Sowiego Lotu Czarną Łapę spotka sprawiedliwość. — miauknęła twardo.
Uczeń medyka zaśmiał się cicho.
— Byle szybko! Nie mam za dużo czasu. Ktoś w Klanie Klifu na mnie czeka. — miauknęła tajemniczo.
Na same te słowa Niezapominajka jeszcze bardziej zjeżyło.
Czekał ich koniec.
Bezpieczne i beztroskie dni były już poza ich zasięgiem. Klan Gwiazd nie zdołał ich ochronić. Musieli teraz liczyć tylko na siebie.
Cisza wypełniła wypełniła go obozowisko. Wszystkie ślipia skierowane były na syna Lisiego Łajna. Nikt nie ośmielił się zabrać głosu. Lęk i przerażenie zapanowały w sercach Nocniaków.
— Pojmać go. — po paru uderzeniach serca padł rozkaz Zbożowej Gwiazdy. — Pojmać i wrzucić do dołu. Po pochówku Sowiego Lotu Czarną Łapę spotka sprawiedliwość. — miauknęła twardo.
Uczeń medyka zaśmiał się cicho.
— Byle szybko! Nie mam za dużo czasu. Ktoś w Klanie Klifu na mnie czeka. — miauknęła tajemniczo.
Na same te słowa Niezapominajka jeszcze bardziej zjeżyło.
Czekał ich koniec.
Bezpieczne i beztroskie dni były już poza ich zasięgiem. Klan Gwiazd nie zdołał ich ochronić. Musieli teraz liczyć tylko na siebie.
O kurde
OdpowiedzUsuń