*sen/wspomnienie*
Żółte ślipia spoglądały na nią smutne. Przypominały jej za bardzo Migoczącą Taflę. Kłucie w sercu na myśl o kotce zabolało bardziej niż myślała. Spuściła łeb. Nie mogła w nie patrzeć.Oszaleje.
— Więc...? — padło pytanie z pyska kotki.
Mniszek spojrzała na własne łapy. Nie potrafiła tego dłużej trzymać w sobie. Nie mogła.
— Ja... — niepewne słowa padły z jej pyska.
Pokręciła łbem, odganiając głupie obawy. Nie mogła wiecznie żyć w strachu. Już raz tego pożałowała. Nie mogła tego powtórzyć.
— Kocham cię. — wydusiła z siebie.
Cisza.
Największa obawa kotki. Bała się jej spojrzeć na pysk. Bała się obrzydzenie jakie mogła ujrzeć na mordce ukochanej. Bała się, że wszystko tym zniszczyła.
— Nie rób sobie krzywdy. — usłyszała jedynie, gdy kotka przeszła obok niej.
Szylkretka spojrzała na swoje podrapane łapy.
Nic z tego nie rozumiała.
* * *
Zerwała się z posłania. Ten sen znów powrócił. Znów ją męczył nie pozwalając się wyspać. Trzepnęła ogonem, okłamując samą siebie, że nie jest jej przykro.
— Mniszkowy Kwiecie? — usłyszała jeden z nienawidzonych przez nią głosów.
Spojrzała na brata. Skrzywiła się. Spór z przed tylu księżyców nadal był w jej sercu.
— Już idę na partol. — prychnęła oschłej niż zwykle.
— Coś się stało?
Odwróciła się brata i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia z obozowiska.
— Od kiedy to cię interesuje. — mruknęła pod nosem bardziej do siebie.
Oprócz niej przy wyjściu stali Kozi Skok, Muszy Lot i Jelenie Kopytko. Sami nierudzi. Skrzywiła się. Po śmierci tylu rudych kotów nie przepadała za posiadaczami innych kolorów. Już Zajęczy Sus udowodniła ile są warci. Banda morderców i szumowin.
— Idziemy? — miauknął Jelonek.
Przybłęda z Klanu Nocy. Najmniej godny zaufania. Podeszła do Koziego Skoku. Ona przynajmniej wychowała się wśród nich.
Ruszyli. Kozi Skok miała inne plany niż Mniszkowy Kwiat. Szybko dogoniła Jelenie Kopytko. Zaczęli rozmawiać o jakiś bezsensach, a jedynym kotem, który został tyle była Muszy Lot. Kolejna przybłęda. Ta na dodatek zrobiła sobie kocięta z synem Piaskowej Gwiazdy, żeby podbić swój status. Nie miała nawet do siebie szacunku.
— Nie wleczcie się tak! — zawołał wesoło Jelonek.
Mniszek zmarszczyła brwi. Głęboko gdzieś miała co tamten do niej papla. Najchętniej urwałaby mu ten jęzor i wepchnęła jego synom do gardeł. Zjeżone czarne futro nie umknęło jej uwadze. Zetknęła na tej towarzyszkę wleczenia się na końcu.
Była jakaś inna. Bardziej spięta. Bardziej zamyślona. Bardziej nerwowa.
— Idę zapolować. — miauknęła bez emocji i skręciła, odłączając się od grupy.
— Ciekawe co ją dziś ugryzło... — miauknął wojownik.
Kozi Skok rozejrzała się po okolicy.
— Chyba zawsze taka była. — stwierdziła w końcu i uśmiechnęła się do kocura. — Na czym skończyliśmy?
Jelonek uśmiechnął się.
— Wiedziałaś, że mój syn się zakochał? Ah młodzi... — zaczął na nowo niebieski.
Mniszek nie miała najmniejszej ochoty tego słuchać. Odeszła bez słowa zostawiając zajętą rozmową dwójkę wojowników.
* * *
*sen/wspomnienie*
Szły. Ich łapy rytmicznie uderzały o skąpaną kwiatami łąkę. Mniszkowy Kwiat nieznosiła dłuższego chodzenia, a jej towarzyska na dodatek tak szybko przebierała łapami. Lecz dla niej mogłaby obejść cały las parę razy byle ich wspólny czas trwał jak najdłużej.
— Martwię się o ciebie. — miauknęła niepewnie Mniszek.
Żółte ślipia spojrzały na nią.
— Niepotrzebnie. — padło z jej pyska.
Mniszek spuściła łeb. Widziała jak się zaniedbuje. Jak poświęcała swój cały wolny czas. Jak nie przesypiała nocy. Wszystko, by osiągnąć swoje marzenie.
— Proszę. Wyśpij się dziś. Chociaż dziś. — miauknęła w końcu.
Jej towarzyszka uśmiechnęła się lekko.
— Zastanowię się. — mruknęła.
Spojrzała na polane. Wzięła głębszy wdech.
— Pięknie tu. Szczególnie tą porą roku. Gdyby jeszcze Mokra Gwiazd umiał lepiej poprowadzić klan. — cicha irytacja wkradła się w jej głos.
Mniszek podeszła do niej. Usiadła obok kotki lekko przywierając do jej boku.
— Nie myśl o tym. Chociaż teraz. Wszystko jakoś się ułoży. — kłamała.
Nie mogła patrzeć na to jak ta cierpi. Sama mogłaby się wykończyć byle jej towarzyszka nie musiała zarywać nocek. Wiatr zatańczył w futrach dwóch wojowniczek.
— Chciałabym. — odezwała się w końcu, opierając się lekko na szylkretce.
Mniszkowy Kwiat zastygła. Poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Gdzieś w jej środku pojawia się pokusa zbliżenia się jeszcze bardziej do towarzyszki.
Chciałaby, żeby ta chwila trwała wiecznie.
* * *
Kolejne wydarzenia z przeszłości odciskało na wojownicze piętno. Nie rozumiała czemu teraz wydarzenia sprzed tylu księżyców musiały na nowo ją nękać. Nienawidziła ich. Chciała wyrzucić je z łba. Tak bardzo chciała o nich zapomnieć.
— Muszy Lot chyba pchły złapała. — szept rozległ się za nią.
Odwróciła się w stronę dwóch kochasiów. Gliniane Ucho i Zajęczy Nos byli nie do wytrzymania. Rzygać się jej chciało, gdy widziała ich. Od samych ich "pysiaczków, słoneczków" zbierało jej się na wymioty.
— Ostatni łazi jakby miała robaki w tyłku. — westchnął jeden z kocurów. — A jak Marchewkowa Łapa spłoszyła jej zwierzynę przypadkiem myślałem, że ją rozszarpie.
— Wszyscy powoli tracimy cierpliwość...
Zerwała się z legowiska, czując, że zaraz zaczną się molestować językami. W tym klanie coraz bardziej brakowało ustronnych miejsc. Wszędzie były koty. A tyle niby ostatnio umarło.
Prychnęła.
— Ostatni łazi jakby miała robaki w tyłku. — westchnął jeden z kocurów. — A jak Marchewkowa Łapa spłoszyła jej zwierzynę przypadkiem myślałem, że ją rozszarpie.
— Wszyscy powoli tracimy cierpliwość...
Zerwała się z legowiska, czując, że zaraz zaczną się molestować językami. W tym klanie coraz bardziej brakowało ustronnych miejsc. Wszędzie były koty. A tyle niby ostatnio umarło.
Prychnęła.
Miała nadzieję tylko, że jej nic nie będzie. Cała reszta mogła zdychać.
* * *
*sen/wspomnienie*
*sen/wspomnienie*
Deszcz.
Krople wody agresywnie uderzyły o ziemię mocząc obie kotki. Biegły szybko, by schronić się gdziekolwiek. Znalazły się w niewielkim lasku na terenie Klanu Burzy. Niewielka gałąź, pod którą schowała się jej towarzyszka nie dawała tyle schronienia, żeby obie wojowniczki mogły się pod nią schować.
— Mokrą Gwiazdę chyba Klan Gwiazd opuścił skoro myśli, że upolujemy coś w taką ulewę. — burknęła wojowniczka. — Nie stój jak mysi móżdżek i chodź tu.
Mniszek zbliżyła się do gałęzi, ale jej tułów nadal był moczony przez deszcz.
— Nic mi nie będzie jak trochę zmoknę. — miauknęła do kotki. — Mam lepsze zdrowie niż ty.
Żółte oczy zmierzyły ją.
— Jak tylko skończy padać idę z tobą do medyka. Masz się nie rozchorować.
Mniszek zaśmiała się cicho.
— To rozkaz, pani liderko?
W odpowiedzi dostała złośliwy uśmiech.
* * *
Całe legowisko pogrążone było w beztroskim śnie. Jedynie zdyszana Mniszkowy Kwiat wpatrywała się we własne łapy.
Oszaleje.
Była bezsilna. Codziennie widywała jej pysk. Codziennie o niej myślała. Codziennie kotka nawiedzała ją w snach przypominając niechciane wspomnienia.
Nie chciała tego. Tak rozpaczliwie chciałaby zapomnieć. Stracić te wszystkie wspomnienia.
Obciążały ją. Ciągnęły na sam dół.
— K... Kon... wa... lio — niewyraźne słowo przebiło się przez nocną ciszę.
Mniszkowy Kwiat nastawiła uszu. Szybko zlokalizowała do kogo należy. Muszy Lot niespokojnie się kręcąc, szeptała coś do siebie. Nie mając nic lepszego do roboty szylkretka oparła pysk o łapę i zaczęła słuchać kotki. Nie poczuła nawet kiedy senność znów porwała ją w swoje sidła.
* * *
*sen/wspomnienie*
Liście wirowały w powietrzu ogołacając coraz bardziej drzewa. Pora opadających liści była wyjątkowa piękna. Zwierzyny było pod dostatkiem. Czapla Gwiazda odszedł do starszyzny oddając dwoje stanowisko młodemu Mokrej Bliźnie, który sprawował rolę lidera już z parę księżyców.
Z niepokojem obserwowała kotkę chwiejnie stojąca na gałęzi.
— Proszę, zejdź już. — krzyknęła do niej.
Odpowiedział jej cichy chichot. Radosny pysk obdarował ją szczerym uśmiechem. Mniszek poczuła jak jej serce szybciej zabiło. Rumieńce ogarnęły poliki wojowniczki. Nie powinny jeść tyle tych jagód. Teraz było za późno. Podbiegła do kotki i złapała ją za ogon.
— Chodź, usiądziemy. — miauknęła martwiąc się o jej towarzyszkę.
Pociągnięta kotka upadła na nią. Zamiast podnieść się wtuliła się bardziej w nią. Złote ślipia spojrzały na nią z czułością. Język kotki przejechał po czole Mniszka. Szylkretka zbliżyła się do kotki. Chciała odwzajemnić jej gest. Czuła jak serce jej biło na samą myśl o kontakcie z nią.
— Musimy już wracać. — mruknęła jej towarzyszka.
Mniszek odwróciła pysk. Mogła się spodziewać tych słów. Smutek wkradł się na pysk szylkretki. Wstała i usiadła tyłem do kotki. Nie chciała pokazać ile bólu sprawiła jej tym na pozór prostym zdaniem. Rozpacz, spotęgowana przez zgniłe jagody, nie dawała jej spokoju. Otworzyła niepewnie pysk. "Możemy przecież wrócić później", "Nic złego się nie zdarzy jak spędzimy jeszcze trochę uderzeń serca". Powtarzała te słowa w myślach jak mantrę nie potrafiąc wypowiedzieć ich na głos.
Zdziwione żółte ślipia spojrzały na nią.
— Niedobrze ci?
Pokręciła łbem. Wstała ze wzrokiem wbitym w łapy.
— Możemy już wracać.— miauknęła Mniszek niechętnie.
* * *
Otworzyła ślipia. Para białych łap stała przed nią. Zdezorientowana uniosła łeb.
— Idź do medyka.
Surowe spojrzenie pomarańczowych ślip sprawiło, że Mniszek skuliła się.
— Nie musisz mi matkować. — miauknęła do kotki.
Trzcina zmarszczyła brwi. Była niższa od niej, a mimo to jej spojrzenie potrafiło wzbudzić niepokój w Mniszek. Posiadając kocięta zdobywało się takie zdolności. Szylkretka zauważyła to już u niejednej kotki.
— Bycie słabym z własnego wyboru to idiotyzm. — miauknęła Trzcina i odeszła zostawiając ją samą.
Mniszkowy Kwiat położyła się znów w legowisku. Gdzieś miała słowa kotki.
Mniszkowy Kwiat położyła się znów w legowisku. Gdzieś miała słowa kotki.
* * *
*sen/wspomnienie*
*sen/wspomnienie*
Promyki słońca przebijały się przez liście. Szła za nią. Każde uderzenie serca spędzone z kotką sprawiało, że na pysk szylkretki wkradał się coraz większy uśmiech. Ignorowała uporczywy ból w łapach, które zdecydowanie miały już dość chodzenia.
— Cii.
Mniszek uniosła zdziwiona ogon. Kotka pokazała jej, żeby podeszła powoli do niej. Uważnie stawiając łapy pojawiła się koło skulonej towarzyszki.
Ich oczom ukazała się para ptaków. Błękitne brzuchy, żółta plama pod brodą, a na czubku łba rudawe łaty. Czarna przepaska koło czerwonych ślip sprawiała, że ich cały wygląd zdawał się być losowy. Szylkretka nie mogła się na nie napatrzeć. Wyglądały jakby pochodziły od Dwunogów albo bardzo odległego miejsca.
— Widziałaś kiedyś takie ptaki?
Mniszek pokręciła łbem. Były naprawdę niezwykłe.
— Może powinnyśmy upolować jednego i zanieść Jeżowej Ścieszce? Może to jakiś znak od Klanu Gwiazd?
Żółte ślipia spojrzały na nią z niedowierzeniem.
— Chcesz upolować potencjalny znak od Klanu Gwiazd?
Wojowniczka nie odpowiedziała. Zrobiło jej się trochę głupio.
— Faktycznie nie najlepszy pomysł. — wydusiła w końcu z siebie.
— Spójrz.
Ptaki spłoszone ich rozmową odleciały pozostawiając po sobie długie błękitno-zielone pióro.
— To zaniesiemy Jeżowej Ścieżce. Konwaliowemu Sercu pewnie się spodoba. — mruknęła jej towarzyszka.
Mniszkowy Kwiat kiwnęła łbem i wzięła pióro do pyska.
— Cii.
Mniszek uniosła zdziwiona ogon. Kotka pokazała jej, żeby podeszła powoli do niej. Uważnie stawiając łapy pojawiła się koło skulonej towarzyszki.
Ich oczom ukazała się para ptaków. Błękitne brzuchy, żółta plama pod brodą, a na czubku łba rudawe łaty. Czarna przepaska koło czerwonych ślip sprawiała, że ich cały wygląd zdawał się być losowy. Szylkretka nie mogła się na nie napatrzeć. Wyglądały jakby pochodziły od Dwunogów albo bardzo odległego miejsca.
— Widziałaś kiedyś takie ptaki?
Mniszek pokręciła łbem. Były naprawdę niezwykłe.
— Może powinnyśmy upolować jednego i zanieść Jeżowej Ścieszce? Może to jakiś znak od Klanu Gwiazd?
Żółte ślipia spojrzały na nią z niedowierzeniem.
— Chcesz upolować potencjalny znak od Klanu Gwiazd?
Wojowniczka nie odpowiedziała. Zrobiło jej się trochę głupio.
— Faktycznie nie najlepszy pomysł. — wydusiła w końcu z siebie.
— Spójrz.
Ptaki spłoszone ich rozmową odleciały pozostawiając po sobie długie błękitno-zielone pióro.
— To zaniesiemy Jeżowej Ścieżce. Konwaliowemu Sercu pewnie się spodoba. — mruknęła jej towarzyszka.
Mniszkowy Kwiat kiwnęła łbem i wzięła pióro do pyska.
* * *
Słońce było już zachodziło, gdy Mniszkowy Kwiat podniosła się z legowiska. Przespała cały dzień. Faktycznie powinna wybrać się do medyka. To nie było normalne. Wstała i poczuła coś miękkiego pod łapą.
Mysz.
Ledwo wyczuwalna woń Trzcinowej Sadzawki unosiła się przy niej. Mniszek poczuła się źle z tym jak potraktowała kotkę. Nim wszystko się zniszczyło mogła kiedyś nazwać ją przyjaciółką. Teraz ledwo się widywały. Trzcina była zajęta. Kochała Piaskową Gwiazdę.
Tylko Mniszek była sama. Od tylu księżyców. Nigdy z nikim się nie związała. Nikt jej nigdy nie pokochał.
— Mam dość. — wściekły głos dobiegł zewnątrz.
Mysz.
Ledwo wyczuwalna woń Trzcinowej Sadzawki unosiła się przy niej. Mniszek poczuła się źle z tym jak potraktowała kotkę. Nim wszystko się zniszczyło mogła kiedyś nazwać ją przyjaciółką. Teraz ledwo się widywały. Trzcina była zajęta. Kochała Piaskową Gwiazdę.
Tylko Mniszek była sama. Od tylu księżyców. Nigdy z nikim się nie związała. Nikt jej nigdy nie pokochał.
— Mam dość. — wściekły głos dobiegł zewnątrz.
Zainteresowana Mniszek wyszła z legowiska wojowników. Nie ona jedna. Szemrzące Szuwary, Szczypiorkowa Łodyga oraz Zajęczy Nos z Glinianym Uchem także.
Muszy Lot cała zjeżona stała przed Piaskową Gwiazdą. Kotki mierzyły się spojrzeniami.
— Co się dzieje? — Bycza Szarża wyrósł jakby znikąd.
Czarna wojowniczka obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem.
— Mam dość. Tyle księżyców już cierpimy przez nią. Tyle księżyców bólu, płaczu i przelanej niewinnej krwi... Ona jest potworem!
Piaskowa Gwiazda uniosła dumnie brodę. Żółte ślipia spojrzały na wojowniczkę od niechcenia.
— Nikt nie trzyma cię tu na siłę. — padło jedynie z jej pyska.
Muszy Lot wysunęła pazury.
— Mam odejść? To jest rozwiązanie? — zakpiła. — Połowa klanu jest pod twoją tyranią. Cały Klan Burzy został podzielony przez twoje idiotyczne wymysły. Zmusiłaś nas do bratobójstwa. Zmusiłaś nas do rzeczy niewybaczalnych.
Pysk czarnej mówił jasno, że niedługo przejdzie do łapoczynów. Że jej cierpliwość dobiega końca. Cała zjeżona z wysuniętymi pazurami wyglądała jak rozwścieczony borsuk, a nie kotka, z którą szylkretka niedawno była na patrolu.
Mniszek zaczęła iść powoli w stronę Piaskowej Gwiazdy. Czuła, że to dobrze się nie skończy. Zauważyła kątem oka, że Bycza Szarża także wziął sprawę w swoje łapy. Z każdym uderzeniem serca przesuwał się mysią długość w stronę sfrustrowanej wojowniczki. Reszta kotów jedynie przyglądała się. Niektórzy zdawali kibicować Muszemu Lotu.
Obrzydliwe.
— Nic nie powiesz? — warknęła czarna wojowniczka. — To jest twoja odpowiedź? Nie masz dla nas grosza szacunku. Jesteś obrzydliwym potworem. Potworem, który musi zginąć. Przeklinam cię Piaskowa Gwiazdo. Przeklinam cię w imieniu Klanu Burzy i Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd. Chętnie cię tam ugoszczą. — syknęła i rzuciła się na kotkę.
Bycza Szarża nie zdążył. Rzucił się w pogoń za kotką, ale różnica pomiędzy nimi była zbyt duża.
Mniszek spojrzała na Piaskową Gwiazdę.
Nikt nie wiedział ile miała żyć. Była stara.
Słabsza niż kiedyś.
Żółte ślipia spojrzały na nią.
Strach i niepokój zabłysnął w nich.
Szylkretka nie umiała stać i patrzeć.
Nie gdy Piaskowa Gwiazda miała ucierpieć.
Skoczyła, zasłaniając własnym ciałem liderkę. Ostre pazury przecięły jej gardło. Krew splamiła zadbane futro. Otworzyła pysk, ale żaden dźwięk z niego się nie wydobył.
— Mniszkowy Kwiecie! — zszokowana nawet nie wiedziała czyj to był głos.
Dotknęła krwawiącej rany. Łapa splamiła się ciepłą substancją. Tylko adrenalina pulsująca w jej żyłach ratowała ją przed poczuciem okropnego bólu.
Spojrzała na Piaskową Gwiazdę. Zmartwione żółte ślipia wpatrywały się w nią. Coś krzyknęła. Ktoś przybiegł. Pajęczyna przyciśnięta do jej gardła nie dawała sobie rady pod naporem krwi.
Mniszek czuła jak życie z niej ucieka. Jak umiera. Jak z każdym oddechem coraz bardziej krztusi się krwią.
Spojrzała ostatni raz na Piaskową Gwiazdę.
Na kotkę, którą tak kochała i nienawidziła jednocześnie.
Muszy Lot cała zjeżona stała przed Piaskową Gwiazdą. Kotki mierzyły się spojrzeniami.
— Co się dzieje? — Bycza Szarża wyrósł jakby znikąd.
Czarna wojowniczka obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem.
— Mam dość. Tyle księżyców już cierpimy przez nią. Tyle księżyców bólu, płaczu i przelanej niewinnej krwi... Ona jest potworem!
Piaskowa Gwiazda uniosła dumnie brodę. Żółte ślipia spojrzały na wojowniczkę od niechcenia.
— Nikt nie trzyma cię tu na siłę. — padło jedynie z jej pyska.
Muszy Lot wysunęła pazury.
— Mam odejść? To jest rozwiązanie? — zakpiła. — Połowa klanu jest pod twoją tyranią. Cały Klan Burzy został podzielony przez twoje idiotyczne wymysły. Zmusiłaś nas do bratobójstwa. Zmusiłaś nas do rzeczy niewybaczalnych.
Pysk czarnej mówił jasno, że niedługo przejdzie do łapoczynów. Że jej cierpliwość dobiega końca. Cała zjeżona z wysuniętymi pazurami wyglądała jak rozwścieczony borsuk, a nie kotka, z którą szylkretka niedawno była na patrolu.
Mniszek zaczęła iść powoli w stronę Piaskowej Gwiazdy. Czuła, że to dobrze się nie skończy. Zauważyła kątem oka, że Bycza Szarża także wziął sprawę w swoje łapy. Z każdym uderzeniem serca przesuwał się mysią długość w stronę sfrustrowanej wojowniczki. Reszta kotów jedynie przyglądała się. Niektórzy zdawali kibicować Muszemu Lotu.
Obrzydliwe.
— Nic nie powiesz? — warknęła czarna wojowniczka. — To jest twoja odpowiedź? Nie masz dla nas grosza szacunku. Jesteś obrzydliwym potworem. Potworem, który musi zginąć. Przeklinam cię Piaskowa Gwiazdo. Przeklinam cię w imieniu Klanu Burzy i Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd. Chętnie cię tam ugoszczą. — syknęła i rzuciła się na kotkę.
Bycza Szarża nie zdążył. Rzucił się w pogoń za kotką, ale różnica pomiędzy nimi była zbyt duża.
Mniszek spojrzała na Piaskową Gwiazdę.
Nikt nie wiedział ile miała żyć. Była stara.
Słabsza niż kiedyś.
Żółte ślipia spojrzały na nią.
Strach i niepokój zabłysnął w nich.
Szylkretka nie umiała stać i patrzeć.
Nie gdy Piaskowa Gwiazda miała ucierpieć.
Skoczyła, zasłaniając własnym ciałem liderkę. Ostre pazury przecięły jej gardło. Krew splamiła zadbane futro. Otworzyła pysk, ale żaden dźwięk z niego się nie wydobył.
— Mniszkowy Kwiecie! — zszokowana nawet nie wiedziała czyj to był głos.
Dotknęła krwawiącej rany. Łapa splamiła się ciepłą substancją. Tylko adrenalina pulsująca w jej żyłach ratowała ją przed poczuciem okropnego bólu.
Spojrzała na Piaskową Gwiazdę. Zmartwione żółte ślipia wpatrywały się w nią. Coś krzyknęła. Ktoś przybiegł. Pajęczyna przyciśnięta do jej gardła nie dawała sobie rady pod naporem krwi.
Mniszek czuła jak życie z niej ucieka. Jak umiera. Jak z każdym oddechem coraz bardziej krztusi się krwią.
Spojrzała ostatni raz na Piaskową Gwiazdę.
Na kotkę, którą tak kochała i nienawidziła jednocześnie.
* * *
Mrok i pusta przywitały Mniszek w Klanie Gwiazd. Nie tego się spodziewała. Rozglądała się odrętwiała po gwiezdnych zakątkach. Nie było żywej duszy. Nieprzyjemne uczucie wypełniło Mniszek. Miała złe przeczucia do tego miejsca.
I miała tu spędzić wieczność?
Ledwo widziała własne łapy.
— Halo? — słowa niepewnie padły z jej pyska.
I miała tu spędzić wieczność?
Ledwo widziała własne łapy.
— Halo? — słowa niepewnie padły z jej pyska.
Odpowiedziała jej jedynie głucha cisza. Kremowe futro mignęło jej przed ślipiami.
— Migocząca Taflo...? — miauknęła niepewnie.
Niewielka radość pojawiła się w sercu kotki. Kształt zniknął. Mniszkowy Kwiat zaczęła rozglądać się za dawną znajomą. Znów ją zauważyła. O wiele dalej.
— Migocząca Taflo! Czekaj, spaślaku! — rzuciła się biegiem za kotką.
Kształt zatrzymał się, gdy już prawie go dogoniła. Kremowy kocur spojrzał na nią. Jego ślipia były dziwne. Puste. Wyprane z emocji. Mniszkowy Kwiat miała nadzieję, że nie wygląda równie beznadziejnie.
— Pomyliłam cię z kimś. — miauknęła do nieprzytomnego kota.
Kocur nie odpowiedział. Zaczął iść przed siebie. Uderzył w drzewo. A potem następny raz i następny. Kompletnie jakby go nie zauważał. Mniszkowy Kwiat podeszła do niego niepewnie.
— Wszystko w porządku?
Kocur nie odpowiedział.
— Halo?
Nic.
Dla pewności, że nie jest jej halucynacją dotknęła go.
Także nie zareagował. Mniszek chciała już odejść i porzucić dziwnego kocura, gdy coś złapało ją za łapę.
Cierniste pnącze. Zaczęło zaciskać się i wić się do góry. Kotka próbowała się wyrwać, ale było od niej silniejsze. Złapana jak piszczka została powalona na ziemię. Pnącze zaczęło ją ciągnąć. Spanikowana kotka zaczęła krzyczeć. Wzywać pomocy. Życie po śmierci zdawało się być koszmarem, a nie baśniową krainą. Ryła pazurami w ciemnej trawie, rwała się. Ale nic nie pomagało.
Otoczenie zaczęło się zmieniać. Mgła gęsta i biała jak śnieg unosiła się nad jej łbem ciągniętym po mokrej ziemi. Mniszek zakaszlała. Coraz trudniej się oddychało. Powietrze lepkie i zimne sprawiało, że wolałaby już nigdy wziąć wdechu. Z czasem pojawiły się drzewa. Ciągnące się do nieba drzewa większości pozbawione liści. Gałęzie ostre i spiczaste uniemożliwiały dojrzenia nieba.
— Mamy świeży nabytek. — czyjś radosny głos przerwał przerażającą ciszę.
Niska czarna kotka o dwukolorowych ślipiach zaczęła dokładnie ją oglądać.
— Kim jesteś? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? — zaczęła Mniszkowy Kwiat spanikowana.
Nieznajoma zaśmiała się cicho.
— Zawsze słyszę te same pytania. To się już robi nudne. — mruknęła, przeciągając się. — Witaj w Mrocznej Puszczy! Szybko stąd nie wyjdziesz, więc możesz się zadomowić z nowymi kolegami. — wskazała ogonem na inne uwięzione przez pnącza koty.
Mniszkowy Kwiat niepewnie spojrzała w tamtą stronę. Szybko tego pożałowała. Zacisnęła ślipia. Nie chciała tego widzieć.
— Migocząca Taflo...? — miauknęła niepewnie.
Niewielka radość pojawiła się w sercu kotki. Kształt zniknął. Mniszkowy Kwiat zaczęła rozglądać się za dawną znajomą. Znów ją zauważyła. O wiele dalej.
— Migocząca Taflo! Czekaj, spaślaku! — rzuciła się biegiem za kotką.
Kształt zatrzymał się, gdy już prawie go dogoniła. Kremowy kocur spojrzał na nią. Jego ślipia były dziwne. Puste. Wyprane z emocji. Mniszkowy Kwiat miała nadzieję, że nie wygląda równie beznadziejnie.
— Pomyliłam cię z kimś. — miauknęła do nieprzytomnego kota.
Kocur nie odpowiedział. Zaczął iść przed siebie. Uderzył w drzewo. A potem następny raz i następny. Kompletnie jakby go nie zauważał. Mniszkowy Kwiat podeszła do niego niepewnie.
— Wszystko w porządku?
Kocur nie odpowiedział.
— Halo?
Nic.
Dla pewności, że nie jest jej halucynacją dotknęła go.
Także nie zareagował. Mniszek chciała już odejść i porzucić dziwnego kocura, gdy coś złapało ją za łapę.
Cierniste pnącze. Zaczęło zaciskać się i wić się do góry. Kotka próbowała się wyrwać, ale było od niej silniejsze. Złapana jak piszczka została powalona na ziemię. Pnącze zaczęło ją ciągnąć. Spanikowana kotka zaczęła krzyczeć. Wzywać pomocy. Życie po śmierci zdawało się być koszmarem, a nie baśniową krainą. Ryła pazurami w ciemnej trawie, rwała się. Ale nic nie pomagało.
Otoczenie zaczęło się zmieniać. Mgła gęsta i biała jak śnieg unosiła się nad jej łbem ciągniętym po mokrej ziemi. Mniszek zakaszlała. Coraz trudniej się oddychało. Powietrze lepkie i zimne sprawiało, że wolałaby już nigdy wziąć wdechu. Z czasem pojawiły się drzewa. Ciągnące się do nieba drzewa większości pozbawione liści. Gałęzie ostre i spiczaste uniemożliwiały dojrzenia nieba.
— Mamy świeży nabytek. — czyjś radosny głos przerwał przerażającą ciszę.
Niska czarna kotka o dwukolorowych ślipiach zaczęła dokładnie ją oglądać.
— Kim jesteś? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? — zaczęła Mniszkowy Kwiat spanikowana.
Nieznajoma zaśmiała się cicho.
— Zawsze słyszę te same pytania. To się już robi nudne. — mruknęła, przeciągając się. — Witaj w Mrocznej Puszczy! Szybko stąd nie wyjdziesz, więc możesz się zadomowić z nowymi kolegami. — wskazała ogonem na inne uwięzione przez pnącza koty.
Mniszkowy Kwiat niepewnie spojrzała w tamtą stronę. Szybko tego pożałowała. Zacisnęła ślipia. Nie chciała tego widzieć.
*tw: przemoc*
Zmasakrowane ciała. Różnorodne futra skąpane we krwi. Półżywe dusze przepełnione agonią. Kocięta bez oczu, krztuszące się własną krwią. Sterta oderwanych kończyn oraz innych narządów. Poczuła jak wymiotuje. Łzy pojawiły się w jej ślipiach.
To nie mogła być prawda.
Nie mogła.
— Oh, nie bój się, maleńka. Na pewno szybko się zaprzyjaźnicie. Tylko nie smuć się jak nie odpowiedzą... niektórzy stracili języki. — dodała szeptem.
Rozejrzała się.
— Martwy Cieniu, weź ją przerzuć do reszty. Mam lepsze rzeczy do roboty.
To nie mogła być prawda.
Nie mogła.
— Oh, nie bój się, maleńka. Na pewno szybko się zaprzyjaźnicie. Tylko nie smuć się jak nie odpowiedzą... niektórzy stracili języki. — dodała szeptem.
Rozejrzała się.
— Martwy Cieniu, weź ją przerzuć do reszty. Mam lepsze rzeczy do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz