Niebieska szła obok rudego partnera patrolu, nie chciało jej coraz bardziej. Miała robić za te rude cholery dwa razy bardziej, a oni się mogli lenić! Jeszcze liderką dalej jest ta kremowa maruda. Władczyni lasu i klanu, niech się wypcha myszami. By to futro zależało od inteligencji to niebieskie oraz czarne byłyby najmądrzejsze. Obserwowała tereny wokół siebie, naprawdę nie chciała pomagać Piaskowej Gwieździe, ale jakby przestała robić miałaby problemy i by osłabiła klan. Po dłuższym patrolu i względnym spokoju na nim zauważyła czarnego kota bez uszu, znała tylko jednego takiego. Kawka. Wiewiórczy Pazur krzyczał, że ma się pośpieszyć i że to morderca. On? W którym momencie wyglądał tak? Podbiegła do pręgowanego tygrysio, może coś mu odbić.
– Wiewiór, a może to przypadkowy samotnik, który nic złego nie robi?
– Przypadkowy? Ostatnio tutaj był ślepaku! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że przypadkiem kręci się wokół naszych terenów akurat, gdy mamy morderstwa?
– Tak! Przypadek. Każdy jest równie podejrzany, ale po, co by miał mordować?
– Bo nie jest rudy, pomyśl. Ma inny kolor futra, poza tym możemy się go spytać najlepiej? – żółtooki spojrzał na czarnego, który nie wydawał się zadowolony. Naprawdę? Bała się, że się wyda, rozmawiać z samotnikami nie było dobrze, szczególnie się z nim przyjaźnić. – Co robisz tutaj z n o w u?
– Przyszedłem tutaj. Już idę, więc nie spinaj dupy.
– Nie tak szybko, co wiesz o morderstwach?
– Nie wiem, co się u was dzieje i jakie morderstwa, ale spadaj.
– Wiewiór, on pewnie nie wiem, że nie wolno wchodzić k…- Ledwo powstrzymała się przed użyciem imienia przyjaciela. Musiała mu jakoś to wytłumaczyć, bo wiele księżyców go nie widziała. Tęskniła bardzo i miewała myśli, czy nie uciec z klanu i dołączyć do niego.
– Wie świetnie. – warknął. – A ty nie odchodź.
– Naprawdę może nie wie? Skąd ma wiedzieć, jak zapewne ledwo o klanach słyszał, no pomyśl spod tego rudego głupiego futra.
– A ty co go tak bronisz? Zakochałaś się? – Popatrzyła na niego zdziwiona. Ona? Nie umiała sobie samej odpowiedzieć w myślach co czuje do Kawki. Musiała powiedzieć, że nie, inna odpowiedź nie istnieje.
– Oczywiście, że nie, nie znam go. A co? Zazdrosny?
– O ciebie? Nigdy. – przewrócił oczami. Spojrzała na czarnego, który był zmieszany, musiała to wyjaśnić. Źle ten dialog musiał brzmieć.
– Jestem ładniejsza od ciebie rudzielcu. – warknęła. Musiała pomóc Kawce, może uda się mu odejść, jak się będą kłócić?
– Na pewno nie, masz jakiś nie rude albo nie kremowe futro.
I wymiana głupich komentarzy ciągnęła się jeszcze chwilę, gdyby drugi wojownik prawdopodobnie by nie przestali.
– Gdzie on? – warknął.
– Poszedł sobie, zrobił to, co powiedział idioto. Idziemy do obozu już może?
– Musimy zobaczyć, czy go nigdzie nie ma. – odpowiedział zdenerwowany, machając ogonem.
***
Spojrzała na swoje łapy, bolały ją niemiłosiernie. Zimno było, a oprócz tego lód był w obozie. Woda, która zalała obóz zamieniła się w lód, a kremowa paskuda zamiast poprosić kogoś o pomoc, to nie, ona będzie sama robiła. Denerwowało ją to, że może być chora, bo kremowa ma taki kaprys. Zmienia humory gorzej, niż w kotce w ciąży, a chyba w niej nie jest. Ciekawe co u kawki? Jak się czuje w takiej pogodzie? Czy opuszki mu nie pękają? Czy żyje? Zdrowy jest? Martwiło ją to mocno. Jak ona w klanie sobie słabo radziła to jak on miał się trzymać?
***
Szła żwawo przez wysoki śnieg na terenie klanu burzy. Czuła chłód na karku, wolałaby siedzieć w obozie, ale musiała go znaleźć. Nie wiedziała nawet, czy on żyje, a o przyjaciół powinno się dbać. Była już blisko granicy z nikim, kojarzyła, że Kawka tutaj bywał. Na jasnym tle by łatwo znalazła kocura, którego futro było czarne. Rozglądała się uważnie, szukając czarnego futra przy granicy, nie mogła za daleko wyjść. Po chwili dłuższej zauważyła czarne futro.
– Kawka? Ty żyjesz? – zawołała zadowolona. Tęskniła, chociaż wyglądał dość słabo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz