Spała wtulona w ciepłe futro partnera. Sokół otulał ją ogonem, ogrzewając ukochaną przed wiatrem. Zanim stali się partnerstwem spanie przy swoim boku budziło w nich speszenie. Szyszka mocniej przycisnęła się do boku Sokoła, akurat w momencie, gdy coś trąciło jej bok.
- Mamo, tato. - pisnęła. - Patrzcie, upolowałam samodzielnie wiewiórkę!
Otworzyła ślepia, które wlepiła w pochyloną nad nimi Daglezję. Posłanie z mchu było wygodne i niechętnie przeniosła się do siadu, jednak córeczka nie budziłaby jej bez powodu. Szyszka od razu zwróciła uwagę na zwisającą z jej pyszczka wiewiórkę.
- Gratulację! - zamruczała Szyszka, ogonem przyciągając do siebie swoją pierworodną. Polizała jej łebek z czułością. - Twoja pierwsza zdobycz!
Łapą trąciła Sokoła. Kocur zamrugał kilkukrotnie, zanim spojrzał na swoją partnerkę i córeczkę. Daglezja wtulała się w futro matki, dalej trzymając dumnie swoją zwierzynę. Sokół owinął ogon w wokół łap. Zmrużył oczy.
- Brawo, Daglezjo.
- Wyrośnie na świetną łowczynię! - zamruczała radośnie Szyszka.
Sokół skinął głową.
- Prawda, ale wybieranie się na polowanie w środku nocy nie należy do dobrych pomysłów, nie uważasz?
Daglezja odkleiła się od Szyszki i teraz podeszła o krok do przodu, tym samym przybliżając się do Sokoła. Wlepiła w ojca wielkie ślepia, w których odbiła się determinacja.
- Tatooo! Przecież, niektóre koty polują w nocy! No i Gąska mi powiedziała, że jest wtedy więcej zwierzyny! - burknęła spuszczając uszy. - No dobra.... Nie będę już, skoro tak.
- A Gąska wie o twojej nocnej wyprawie? - Sokół uniósł jedną brew, przyglądając się uważnie córce. Daglezja skrzywiła się lekko.
- Nooo właściwie to....
Szyszka zerknęła na niebo. Pomału ciemność zaczęła ustępować jasności. Wkrótce powinno wzejść słońce. Ziewnęła szeroko. Chyba całkiem wybudziła się ze snu.
- Idź spać, kochanie. Musisz mieć siły na kolejny trening. - miauknęła. - Zanieś zwierzynę Pędrakowi, z pewnością będzie mu miło. I uważaj na siebie, gdy wymykasz się z obozu w nocy. To raczej pora do snu. - łapą poczochrała łebek Daglezji.
- Dobrze, mamo!
Daglezja otarła się o bok matki, potem ojca. Chwyciła swoją piszczkę, gotowa przenieść się do legowiska uczniów. Zaskakujące, że nie wydawała się zmęczona, mimo iż zapewne polowanie zajęło jej sporo czasu. Odprowadziła córkę wzrokiem. Sokół ponownie ułożył się na posłaniu.
- Możemy wrócić do spania.
- Chyba już nie zasnę. Przejdę się na spacer. - miauknęła czarna kotka. Liznęła partnera z uchem, zanim zeszła z Jabłoni. W kilku susach znalazła się poza obozem, a później zagłębiła się w terytorium Owocowego Lasu.
Szyszka akurat zmierzała w stronę obozu, gdy wychwyciła niespodziewany dźwięk z bliskiej odległości. Przystanęła, strzygąc z czujnością uszami. Szelest krzewów, odbijanie łap o ziemię i podniesione głowy upewniły ją w tym, że musi to być coś ważnego. Zakopała mysz gotowa wrócić po nią później. Gdy tylko ruszyła w stronę dźwięku, docierały do niej coraz wyraźniejsze słowa. Przedarła się przez gęste krzewy, ominęła pobliskie drzewo wiśni i stanęła, obserwując Gąskę i Daglezję. Córka Płomykówki padła na plecy, po czym kopnęła z tylnych łap Daglezję. Kotka odleciała kawałek dalej, jednak uderzenie nie było bolesne i po chwili córka Szyszki podniosła się, otrzepując śliczne futerko.
- Skup się, Daglezjo! - miauknęła Gąska.
Zwróciła niespodziewanie pyszczek w stronę Szyszki. Rozpoznając przywódczynię schyliła z szacunkiem głowę. Czarnulka delikatnie się uśmiechnęła.
- Mamo! Co tutaj robisz? - Daglezja również ją dostrzegła.
Szyszka przysiadła w wygodnej pozycji.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Chętnie obejrzę postępy mojej córki. - miauknęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz