Chyba w sumie tym od zawsze była kotka, póki ktoś nie zaczął do niej wołać „Rosa”. Delikatny, potulny głos, który brzmiał najprzyjaźniej ze wszystkich jakie słyszała na tym nowym świecie. Tak, to nie było to samo. Tam, gdzie przebywała wcześniej odczuwała ciepło, ciszę. Idealne miejsce dla niej!
Wtedy jednak wydarzyło się coś czego kompletnie nie rozumiała. Jakaś siła kazała jej opuścić schronienie. Nie miała możliwości nawet zaprotestować. Po prostu znalazła się w innym miejscu, które nie zachęcało. Krzyki, zimno i masa obcych „cosiów”.
Pod sobą czuła jedynie chłód i twardość. Nie chciała tam być! Płakała! Jak bardzo nie chciała się tam znaleźć!
I wtedy zimno zastąpiło ciepło a niewygodę puchate coś. Poczuła przyjemny dotyk na ciele, jakiś cichy ale kojący głosik szeptał do jej ucha. Poczuła się tak przyjemnie i kojąco, że momentalnie zapomniała o płaczu. Na dodatek w pyszczku czuła najprzyjemniejszy smak jaki dotychczas mogła sobie wyobrazić. Może tam nie było aż tak źle? Wtedy właśnie też po raz pierwszy usłyszała „Rosa”, słowo, które wbiło się w jej pamięć.
Potem, co chwila je słyszała i już wiedziała, to właśnie ona jest Rosą.
*^*^*
Z każdym dniem poznawała każdy zapach i dźwięk coraz lepiej. Chociaż wciąż nic nie widziała. Jej marzeniem jest zobaczyć jak wygląda mama, bracia i tata. A w dalszej kolejności, miejsce, w którym obecnie się znajduje.
- Ciekawe kiedy otworzą oczy – usłyszała inny głos, który rozbrzmiał gdzieś niedaleko niej.
- Kiedy nadejdzie ich czas – jakiś inny odpowiedział drugiemu.
Właśnie. Chociaż marzyło jej się zobaczyć to wszystko, wolała jednak być pewna, że jest na to gotowa. Przecież będzie musiała zmierzyć się z tym, co ją czekało. A z pewnością to będzie, coś innego niż wszechobecny mrok, który towarzyszy jej od zawsze.
- Mógłby nadejść trochę szybciej.
- Daj im czas, Szepcik.
Rosa już dłużej nie słuchała, gdyż zajęła się jedzeniem. Chwilę musiała się poszturchać z którymś z braci aby dostać się do źródła pokarmu. Kiedy jednak poczuła znajomy smak momentalnie ją zmorzyło.
*^*^*
Poczuła dziwny przypływ siły, dzięki, któremu otworzyła oczy. Przez chwilę nic nie widziała ale potem wszystko nabrało kolorów i kształtów.
Chciała krzyknąć, bo zobaczyła przed sobą parę połyskujących ciekawskich oczu, jednak poczuła przy pyszczku coś puszystego. Przez niego nie mogła wydusić ani dźwięku.
- Obiecaj, że nie będziesz krzyczeć to pozwolę ci mówić – kotka, trochę większa od niej przyglądała jej się.
Rosa po krótkiej chwili pokiwała główką. Jeśli chciałaby ją skrzywdzić to chyba już by to zrobiła. Obca, zgodnie ze wcześniejszymi słowami zabrała ogon z jej pyszczka.
- Od razu lepiej. Mam teraz pewność, że nikogo nie obudzisz. Wolałabym nie widzieć niektórych kotów po rozbudzeniu ich w środku nocy.
Noc? Rosa nie wiedziała co to jest. Rozejrzała się. Zauważyła, że w rogu leżała inna kocica z kociętami. Zobaczyła, że na podłożu leżą jakieś jasne punkty, który pochodziły z góry.
- Co, to jest? – spytała wskazując na te plamy.
- To? – jej wzrok powędrował na ten sam punkt – To jest światło księżyca.
Księżyc? Ciekawa nazwa. Bardzo chciałaby go zobaczyć. Spojrzała na kotkę, która widocznie nad czymś myślała. Podskoczyła, gdy poczuła obok siebie ruch. Zobaczyła swojego brata – Małego, który musiał widocznie też niedawno otworzyć oczy. Po czym poznała, że to on? Chyba po zapachu, bo miał inny niż Skra. Przyglądał jej się badawczo swoimi pomarańczowymi oczami, jego ciemne futro błyszczało.
- Hej – cicho się przywitał – Ty też otworzyłaś już oczy.
- Masz ładne oczy Mały – zamruczała.
Brat uśmiechnął się delikatnie po czym spojrzał na niebieskooką kotkę. Lekko się zdziwił ale nie miał raczej zamiaru krzyczeć.
- Ty też.
- No widzę, że dwójka za jednym zamachem. To pora się przedstawić. Nazywam się Szepcik.
Kotka jakoś nie mogła przemóc się aby powiedzieć swoje imię. Odczuwała… niepewność? Jej brat także się wahał i czuł chyba troszkę nieswojo ale jednak on jako pierwszy się przełamał.
- Ja jestem Mały a ona Rosa.
Kotka pokiwała głową. Rosa, swoją drogą dopiero teraz zorientowała się, że przy nich nie ma jeszcze Skry. Odwróciła się i zobaczyła swoją mamę, która kontrastowała z mrokiem, dzięki jasnej sierści. Zapatrzyła się na jej spokojny wyraz a potem zobaczyła jak Skra wierci się przy jej brzuchu ale nie podniósł się.
- Pytałaś się mnie co to jest księżyc. Nie chcielibyście oboje go zobaczyć? – Szepcik podeszła bliżej z błyskiem w oku.
Popatrzyła po sobie z bratem.
- Czemu nie ale gdzie on jest?
Wskazała wyjście, którego Rosa wcześniej nie zauważyła. Zza nim kryła się pusta przestrzeń, która dziwnie wyglądała. Odnosiła wrażenie, że za przekroczenie tej granicy nie dostanie pochwały od mamy ale to mogła być też jej wyobraźnia. Zobaczyła, że Mały niepewnie spogląda raz to na mamę raz na kotkę albo wyjście. Rosa, poczuła, że jej kolej aby wyręczyć brata z odpowiedzi.
- A możemy porozmawiać o tym ze sobą? Oczywiście jeśli ci się nie spieszy.
- No, dobra ale niech nie zajmie to wam całej nocy.
Pokiwali i odwrócili się do niej grzbietami.
- To, co robimy Mały? Idziemy z nią? Budzimy Skrę i też go bierzemy?
< Mały?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz