Z lekkim zaciekawieniem zbliżyłem się do rysunku i usiadłem tuż obok kociątka, przyglądając się wydrapanym w ziemi bazgrołom.
"Obraz" przedstawiał jakieś kocie, nieznajome mi postaci. Jak na takiego malca, kociak naprawdę nieźle odwzorował kocie atuty i kształty.
- Ładne. Kto to? - spytałem lakonicznie, patrząc na kociątko.
- Moja rodzina. To mama - Wskazał na jeden z rysunków-a to tata, mój braciszek i siostrzyczka.
Wskazywał po kolei na każdy portret, prezentując i zarazem przedstawiając mi swoją małą familię.
- A ty masz rodzinę? - zapytał kociak, jakby ucieszony tym, że już "znam" członków jego rodziny.
- Miałem kiedyś. Teraz mam klan - objaśniłem, nie używając zbyt wielu słów. - Powinieneś wrócić kociarni, tutaj coś może zrobić Ci krzywdę.
Brzmiało jak groźba? Ups... Nie miało. No cóż, może przynajmniej kociak zapamięta sobie moje słowa i będzie trzymał się miejsca, do którego należy.
Przez kilka sekund odniosłem wrażenie, że zapadła niemiła cisza. Szybko zorientowałem się jednak, że kociątko po prostu zamilkło, bo znów zajęło się rysunkiem. Jakby usłyszało moją wypowiedź sprzed chwili jednym uchem, a drugim wypuściło. Dzieci tak mają. Chyba.
Kociak bardzo przykładał się do ulepszenia swojego arcydzieła. Dorysowywał wibrysy, pazurki, a nawet podkreślał futerko na uszach i ogonach postaci, delikatnie przejeżdżając pazurkami po wybranych częściach portretów.
- A ten kotek? Nie przedstawiłeś go, kto to? - Moja ciekawość wzięła górę, a więc oczekiwałem odpowiedzi.
- Ah... To ja, wszyscy nazywają mnie Mały. Ale wiesz, kiedyś będę miał super imię! Jeszcze nie wiem jakie, ale wiem, że będzie najfajniejszym imieniem jakie słyszały wszystkie koty ze wszystkich czterech klanów! - zapewnił mnie, jakby podbudowany moim pytaniem.
- Haha, nie wątpię. Ale wiesz - postanowiłem tańczyć tak, jak mi zagrał - imię Zbożowy Cierń, albo Daryl Yan jest jednak najlepsze i zawsze będzie!
- Że coooo? Nie, nie, nie! Brzmi jak imię jakiegoś włóczęgi, samotnika - roześmiał się kociak.
- Hej, hej, może kiedyś nim byłem, ale imię Zbożowy Cierń jest nowe, świeżutkie i świetne! - stwierdziłem, słodząc samemu sobie. Z delikatnym uśmiechem czekałem na odpowiedź kociaka. Niech się uczy, bez dobrych ripost nie wyżyje na tym świecie zbyt długo.
<Mały?>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
31 sierpnia 2017
Od Szramy C.D Jasia
Kocur z obrzydzeniem spojrzał na kociaka.
- Nie obchodzą mnie te koty. Nie obchodzi mnie Twoja matka. Wynocha! - parsknął w stronę malutkiego kociaka, który ukrył się za Ogryzkiem.
Pieszczoch zrobił poważną minę i niespokojnie poruszył ogonem.
- Nie mów tak do niego, nic Ci nie zrobił... - powiedział niepewnie, wlepiając w niego wzrok.
Szrama przewrócił jednym okiem, po czym kompletnie zignorował obecność kociaka. I tak to nie jego interes.
- Więc, chciałbym Cię tylko zawiadomić, żebyś nie próbował przeszkadzać mym ukochanym dzieciom, kiedy będą wybierały się tutaj na polowania - prychnął, po czym nonszalancko trzasnął brudnym ogonem i wskoczył na płot - Spróbuj ich dotknąć, a osobiście Cię wypatroszę, tłuściochu.
Ogryzek z dumnie podniesionym czołem zniósł uwagę o jego tuszy. Szarawy kocur tymczasem rzucił się w zarośla, zostawiając w tyle Siedlisko Dwunogów.
Spokojnie szedł przez leśne zarośla, aby jak najciszej przedrzeć się przez tereny Klanów. Nie chciał niepotrzebnych bójek, a samych ran i blizn miał już zanadto. Po za tym był już stary i spójrzmy prawdzie w oczy - nic mu się nie chciało. Słysząc nagły hałas, z sykiem obrócił się i przeklną w myślach swoje barki, które zaczęły go piec. Nastroszył pozlepiane futro, uszy położył płasko na łbie, czując nagły przypływ adrenaliny. Jednak z kompletnie zniszczonych krzewów wyszło to samo kocię, które widział wcześniej. Zdezorientowany stał na środku, jednakże natychmiast wrócił do rzeczywistości.
- Po coś tu przylazł, mysia kupo futra? - warknął w jego stronę, stawiając poszarpane uszy na sztorc.
- Ja... ja chciałem, aby pan... zabrał mnie do... Klanu Fy... Fysia... - miauknął niespokojnie, ze zdenerwowaniem patrząc się na swoje łapy.
Szrama fuknął coś pod nosem i rozluźnił barki. Przyprowadzić tego gówniaka przed oblicze Sowy? A co jak mu się dostanie? Może był odważny, ale nie był głupi.
- Lisa, idioto - syknął rozzłoszczony, wysuwając pazury - Nie powinieneś wracać do tego spaślaka i ciężarnej?
Szczuplutkie ciałko młodego kocura zaczęło drżeć. Ze zdenerwowania? Strachu? Szrama oblizał swój wilczy pysk, uśmiechając się przerażająco do niego.
- To nie spaślak! - rzucił, pożałowawszy swojego ostrego tonu, natychmiast się uciszył - Przepraszam.
Samotnik zbliżył się do niego. Jego śmierdzący oddech mierzwił krótkie futro kociaka, który chwilowo się wzdrygnął.
<< Jasiu? >>
- Nie obchodzą mnie te koty. Nie obchodzi mnie Twoja matka. Wynocha! - parsknął w stronę malutkiego kociaka, który ukrył się za Ogryzkiem.
Pieszczoch zrobił poważną minę i niespokojnie poruszył ogonem.
- Nie mów tak do niego, nic Ci nie zrobił... - powiedział niepewnie, wlepiając w niego wzrok.
Szrama przewrócił jednym okiem, po czym kompletnie zignorował obecność kociaka. I tak to nie jego interes.
- Więc, chciałbym Cię tylko zawiadomić, żebyś nie próbował przeszkadzać mym ukochanym dzieciom, kiedy będą wybierały się tutaj na polowania - prychnął, po czym nonszalancko trzasnął brudnym ogonem i wskoczył na płot - Spróbuj ich dotknąć, a osobiście Cię wypatroszę, tłuściochu.
Ogryzek z dumnie podniesionym czołem zniósł uwagę o jego tuszy. Szarawy kocur tymczasem rzucił się w zarośla, zostawiając w tyle Siedlisko Dwunogów.
Spokojnie szedł przez leśne zarośla, aby jak najciszej przedrzeć się przez tereny Klanów. Nie chciał niepotrzebnych bójek, a samych ran i blizn miał już zanadto. Po za tym był już stary i spójrzmy prawdzie w oczy - nic mu się nie chciało. Słysząc nagły hałas, z sykiem obrócił się i przeklną w myślach swoje barki, które zaczęły go piec. Nastroszył pozlepiane futro, uszy położył płasko na łbie, czując nagły przypływ adrenaliny. Jednak z kompletnie zniszczonych krzewów wyszło to samo kocię, które widział wcześniej. Zdezorientowany stał na środku, jednakże natychmiast wrócił do rzeczywistości.
- Po coś tu przylazł, mysia kupo futra? - warknął w jego stronę, stawiając poszarpane uszy na sztorc.
- Ja... ja chciałem, aby pan... zabrał mnie do... Klanu Fy... Fysia... - miauknął niespokojnie, ze zdenerwowaniem patrząc się na swoje łapy.
Szrama fuknął coś pod nosem i rozluźnił barki. Przyprowadzić tego gówniaka przed oblicze Sowy? A co jak mu się dostanie? Może był odważny, ale nie był głupi.
- Lisa, idioto - syknął rozzłoszczony, wysuwając pazury - Nie powinieneś wracać do tego spaślaka i ciężarnej?
Szczuplutkie ciałko młodego kocura zaczęło drżeć. Ze zdenerwowania? Strachu? Szrama oblizał swój wilczy pysk, uśmiechając się przerażająco do niego.
- To nie spaślak! - rzucił, pożałowawszy swojego ostrego tonu, natychmiast się uciszył - Przepraszam.
Samotnik zbliżył się do niego. Jego śmierdzący oddech mierzwił krótkie futro kociaka, który chwilowo się wzdrygnął.
<< Jasiu? >>
Od Jasia
Jaś powoli zakradł się do myszy obgryzającej ziarenko. Otaczała ich ciemność. Byli sami. Tylko łowca i jego zwierzyna. Szybki skok i Jaś już miał mysz w pyszczku. Zwierzątko zapiszczało jeszcze przez chwilę, ale potem było już martwe. Młody kocur z dumą zszedł po szczebelkach drabiny na dół owczarni, gdzie ładna, szylkretowa kotka już na niego czekała.
- Dobra robota Jasiu - powiedziała liżąc młodego kocurka po głowie. - Jesteś świetnym łowcą. A taki z ciebie maluszek!
- Kochana Puniu, mam już za sobą dwie pory roku - przypomniał jej kociak rzucając martwą zdobycz na ziemię.
- Ale nadal jesteś taki malutki i uroczy! - westchnęła Punia. - No dobrze, zanieś tę myszkę Ogryzkowi. Mój biedny głoduje.
- Już się tak nad nim nie użalaj - prychnął Jaś. - Jeszcze trochę, a będzie tak gruby, że nie będzie umiał się podnieść z miejsca!
- I to właśnie mnie martwi - mruknęła Punia. - Biedaczysko nie umie polować.
- Dobrze, że dwunożni podkładają mu miskę pod nos - zaśmiał się młodziak. - Nie, Puniu, ta myszka jest dla ciebie. Nie powinnaś polować i biegać po okolicy tak krótko przed porodem. Sama tak mówiłaś.
Kotka skrzywiła się lekko, ale przyznała swojemu koledze rację. Wzięła myszkę i weszła na krzesło stojące w kącie. Tam położyła się i zaczęła zjadać podarunek. Jaś był bardzo dumny ze swojego gestu. Czuł, że zrobił słusznie.
Nagle na zewnątrz zaczął szczekać pies. Młody kocurek szybko oznajmił, że sprawdzi o co chodzi i wyszedł z owczarni na podwórko. Pies szczekał głośno.
- Intruz! Intruz! - wołał. Na podwórku nie było jednak śladu jakiegokolwiek intruza. Poza jednym. Na murku siedział spokojnie i lizał łapę szary, brzydki kocur. Jaś szybko rozpoznał w nim kota, który już kilka razy odwiedził gospodarstwo. Bardzo się jego bał. Chciał szybko znów schować się w owczarni, ale kot zauważył go i podbiegł. Serce kociaka zamarło ze strachu.
- Wasza kotka już urodziła? - spytał chłodnym tonem. Jaś pokręcił szybko głową, czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. - Szkoda. Gdzie ten stary tłuścioch?
- O-ogryzek? - zapytał Jaś nim ugryzł się w język.
- A macie tu jeszcze jakieś stare tłuściochy? - prychnął kocur z pogardą.
- N-nie - zająknął się kociak. - Czego chcesz od Ogryzka?
- Nie twój interes mysi bobku - warknął. - I uważaj, bo wypatroszę ci oczy jak będziesz dalej taki wścibski!
- Zostaw dzieciaka! - Jaś odetchnął głęboko z ulgą słysząc głos Ogryzka. Gruby kocur podszedł do nich ociężale. - Po co tu przylazłeś?
- Klan Lisa potrzebuje waszych myszy - oznajmił z dumą szary kot. - Od teraz moje córki będą tu polować.
- Nie macie prawa okradać nas z naszych myszy! - syknął Ogryzek.
- Klan Lisa? - zapytał Jaś zdziwiony.
- Mówiłem ci mały zasrusie, że masz nie wtykać nosa w cudze sprawy! - warknął kocur.
- Nie... Ja... Przepraszam, ale mówiłeś o Klanie Lisa... A słyszałeś może o Klanie Burzy? - zapytał z zaciekawieniem kotek.
- Phy! Co cię obchodzi ta banda lisich bobków? - prychnął pogardliwie kot.
- No bo... Moja mama opowiadała mi, że urodziła się w Klanie Burzy - powiedział Jaś. - Może ją znasz? Nazywała się Migo... przepraszam, Mysi Nos. To taka bardzo ładna szara kotka z żółtymi oczami.
<Szrama?>
- Dobra robota Jasiu - powiedziała liżąc młodego kocurka po głowie. - Jesteś świetnym łowcą. A taki z ciebie maluszek!
- Kochana Puniu, mam już za sobą dwie pory roku - przypomniał jej kociak rzucając martwą zdobycz na ziemię.
- Ale nadal jesteś taki malutki i uroczy! - westchnęła Punia. - No dobrze, zanieś tę myszkę Ogryzkowi. Mój biedny głoduje.
- Już się tak nad nim nie użalaj - prychnął Jaś. - Jeszcze trochę, a będzie tak gruby, że nie będzie umiał się podnieść z miejsca!
- I to właśnie mnie martwi - mruknęła Punia. - Biedaczysko nie umie polować.
- Dobrze, że dwunożni podkładają mu miskę pod nos - zaśmiał się młodziak. - Nie, Puniu, ta myszka jest dla ciebie. Nie powinnaś polować i biegać po okolicy tak krótko przed porodem. Sama tak mówiłaś.
Kotka skrzywiła się lekko, ale przyznała swojemu koledze rację. Wzięła myszkę i weszła na krzesło stojące w kącie. Tam położyła się i zaczęła zjadać podarunek. Jaś był bardzo dumny ze swojego gestu. Czuł, że zrobił słusznie.
Nagle na zewnątrz zaczął szczekać pies. Młody kocurek szybko oznajmił, że sprawdzi o co chodzi i wyszedł z owczarni na podwórko. Pies szczekał głośno.
- Intruz! Intruz! - wołał. Na podwórku nie było jednak śladu jakiegokolwiek intruza. Poza jednym. Na murku siedział spokojnie i lizał łapę szary, brzydki kocur. Jaś szybko rozpoznał w nim kota, który już kilka razy odwiedził gospodarstwo. Bardzo się jego bał. Chciał szybko znów schować się w owczarni, ale kot zauważył go i podbiegł. Serce kociaka zamarło ze strachu.
- Wasza kotka już urodziła? - spytał chłodnym tonem. Jaś pokręcił szybko głową, czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. - Szkoda. Gdzie ten stary tłuścioch?
- O-ogryzek? - zapytał Jaś nim ugryzł się w język.
- A macie tu jeszcze jakieś stare tłuściochy? - prychnął kocur z pogardą.
- N-nie - zająknął się kociak. - Czego chcesz od Ogryzka?
- Nie twój interes mysi bobku - warknął. - I uważaj, bo wypatroszę ci oczy jak będziesz dalej taki wścibski!
- Zostaw dzieciaka! - Jaś odetchnął głęboko z ulgą słysząc głos Ogryzka. Gruby kocur podszedł do nich ociężale. - Po co tu przylazłeś?
- Klan Lisa potrzebuje waszych myszy - oznajmił z dumą szary kot. - Od teraz moje córki będą tu polować.
- Nie macie prawa okradać nas z naszych myszy! - syknął Ogryzek.
- Klan Lisa? - zapytał Jaś zdziwiony.
- Mówiłem ci mały zasrusie, że masz nie wtykać nosa w cudze sprawy! - warknął kocur.
- Nie... Ja... Przepraszam, ale mówiłeś o Klanie Lisa... A słyszałeś może o Klanie Burzy? - zapytał z zaciekawieniem kotek.
- Phy! Co cię obchodzi ta banda lisich bobków? - prychnął pogardliwie kot.
- No bo... Moja mama opowiadała mi, że urodziła się w Klanie Burzy - powiedział Jaś. - Może ją znasz? Nazywała się Migo... przepraszam, Mysi Nos. To taka bardzo ładna szara kotka z żółtymi oczami.
<Szrama?>
Od Bobrzej Łapy C.D. Jastrzębiej Łapy
Nie znam dobrze charakteru mojego bro więc zrobiłam z niego takie "MEH", mogę zawsze edytować.
Młody kocur nie zdążył jeszcze zapoznać się dobrze ze swoją mentorką, a jego brat Ucieknęzeżłobkaitaknieogarną Łapa już poszedł na trening ze swoim. Szczęściarz. Bober mógł jedynie pałętać się po obozie podekscytowany. Spróbował podjąć jakąś rozmowę z Paprotką, ale ona była chyba zajęta zaznajamianiem się ze Świetlikową Ścieżką, więc dał jej spokój. Zrezygnowany usiadł przed legowiskiem uczniów, a kiedy znudziło mu się wpatrywanie w źdźbła trawy, wstał i z niemiłym zaskoczeniem stwierdził, że jego nogi są już takie długie, że omal się o nie nie potyka. Przygniótł łapami jakąś biedronkę, przeżuł leżące w trawie piórko, a następnie położył się zdruzgotany na grzbiecie i począł udawać, że dotyka chmur. Miał już 6 księżyców, a dalej miał bujną, kocięcą wyobraźnię oraz niezliczone pokłady energii. Kątem oka wciąż obserwował wejście do obozu, cierpliwie wyczekując w niej znajomej, czarno-białej sylwetki i miny spleśniałego grzyba. Aż w końcu - chwała Gwiezdnym - doczekał się! Jastrzębia Łapa wszedł do obozu, a otaczająca go aura nienawiści do życia była wręcz widoczna. Bóbr, poderwawszy się uszczęśliwiony, zaczął śledzić brata wzrokiem, aż w końcu jego wzorem podszedł do stosu zwierzyny, wziął z niej wróbla i podszedł do czarno-białego kocura. Ułożył się obok niego w milczeniu, ale po chwili ciszy zapytał się jakby od niechcenia:
- Jak było na treningu?
- Fajnie - rzucił krótko Jastrzębia Łapa.
No halo, co to za ton głosu? Bobrowi nie podobało się, że jego własny brat traktuje go TAK. Czy on chce, żeby Bobrzej Łapie było smutno?
- Upolowałeś coś? - zadał znowu pytanie, tym razem już nieco mniej zaciekawiony.
- Ta.
W tym momencie Bobrza Łapa wciągnął gwałtownie powietrze. Na jego pysku aż malowało się "Czemu próbujesz mnie zbyć, stary pierdzie?".
- Jesteś brudny - stwierdził czarny uczeń, a następnie przysunął się bardziej i liznął go po barku. Być może Jastrząb chciał zaprotestować, ale Bober pacnął go łapą w pysk. Igrasz z ogniem, młody Bobrze. Po jeszcze kilku liźnięciach, które wcale żadnego brudu nie zmyły i miały na celu tylko udowodnienie Jastrzębiowi, że żadne jego słowa nie przegonią upierdliwego Boberro, odsunął się na swoje poprzednie miejsce i wbił zęby we wróbla. Po przeżuciu i przełknięciu żałośnie małego kawałka mięsa, Bobrza Łapa wlepił swoje spojrzenie w brata.
- A teraz odpowiedz mi jeszcze raz, grzybie, jak było na treningu.
<Jaszczomp, żądam odpowiedzi >:0 Wybacz za złe opisanie charakteru, bro, noaleno>
Młody kocur nie zdążył jeszcze zapoznać się dobrze ze swoją mentorką, a jego brat Ucieknęzeżłobkaitaknieogarną Łapa już poszedł na trening ze swoim. Szczęściarz. Bober mógł jedynie pałętać się po obozie podekscytowany. Spróbował podjąć jakąś rozmowę z Paprotką, ale ona była chyba zajęta zaznajamianiem się ze Świetlikową Ścieżką, więc dał jej spokój. Zrezygnowany usiadł przed legowiskiem uczniów, a kiedy znudziło mu się wpatrywanie w źdźbła trawy, wstał i z niemiłym zaskoczeniem stwierdził, że jego nogi są już takie długie, że omal się o nie nie potyka. Przygniótł łapami jakąś biedronkę, przeżuł leżące w trawie piórko, a następnie położył się zdruzgotany na grzbiecie i począł udawać, że dotyka chmur. Miał już 6 księżyców, a dalej miał bujną, kocięcą wyobraźnię oraz niezliczone pokłady energii. Kątem oka wciąż obserwował wejście do obozu, cierpliwie wyczekując w niej znajomej, czarno-białej sylwetki i miny spleśniałego grzyba. Aż w końcu - chwała Gwiezdnym - doczekał się! Jastrzębia Łapa wszedł do obozu, a otaczająca go aura nienawiści do życia była wręcz widoczna. Bóbr, poderwawszy się uszczęśliwiony, zaczął śledzić brata wzrokiem, aż w końcu jego wzorem podszedł do stosu zwierzyny, wziął z niej wróbla i podszedł do czarno-białego kocura. Ułożył się obok niego w milczeniu, ale po chwili ciszy zapytał się jakby od niechcenia:
- Jak było na treningu?
- Fajnie - rzucił krótko Jastrzębia Łapa.
No halo, co to za ton głosu? Bobrowi nie podobało się, że jego własny brat traktuje go TAK. Czy on chce, żeby Bobrzej Łapie było smutno?
- Upolowałeś coś? - zadał znowu pytanie, tym razem już nieco mniej zaciekawiony.
- Ta.
W tym momencie Bobrza Łapa wciągnął gwałtownie powietrze. Na jego pysku aż malowało się "Czemu próbujesz mnie zbyć, stary pierdzie?".
- Jesteś brudny - stwierdził czarny uczeń, a następnie przysunął się bardziej i liznął go po barku. Być może Jastrząb chciał zaprotestować, ale Bober pacnął go łapą w pysk. Igrasz z ogniem, młody Bobrze. Po jeszcze kilku liźnięciach, które wcale żadnego brudu nie zmyły i miały na celu tylko udowodnienie Jastrzębiowi, że żadne jego słowa nie przegonią upierdliwego Boberro, odsunął się na swoje poprzednie miejsce i wbił zęby we wróbla. Po przeżuciu i przełknięciu żałośnie małego kawałka mięsa, Bobrza Łapa wlepił swoje spojrzenie w brata.
- A teraz odpowiedz mi jeszcze raz, grzybie, jak było na treningu.
<Jaszczomp, żądam odpowiedzi >:0 Wybacz za złe opisanie charakteru, bro, noaleno>
Od Małego C.D Zbożowego Ciernia
Grzebał swoją karłowatą łapką w ziemi, kreśląc w niej przeróżne kształty, przypominające sylwetki kotów. Dzięki deszczowi, który przerwał okres przerażającej suszy, gleba była wilgotna i idealna do gmerania w niej. Mały pragnął ukształtować swoją rodzinę - mamę, tatę, siostrzyczkę oraz kremowego brata, będącego ofiarą piekielnego upału. Szczególną uwagę przywiązał do wizerunku Skry, bowiem chciał zapamiętać go jak najlepiej. Narysował mu szeroki uśmiech pazurkiem, drobne prążki oraz niedługie łapy. Obok niego umieścił Rosę, a następnie Liliową Łodygę i Łososiowy Pysk, aby na końcu stworzyć siebie. Czarne kocię odsunęło się od swojego tworu. Mimo tego, że wyglądało to jak brzydkie bazgroły młodych dwunożnych, pomarańczowooki był z siebie dumny. Postanowił pokazać to matce, mając nadzieję na poprawę jej humoru. I wtem, gdy miał już ruszać do kociarni, obok niego pojawił się nieznajomy mu kocur. Pierwszym odruchem Małego było pomachanie łapką, aby odstraszyć przeciwnika i cofnąć się o kilka kroków w tył. Kiedy jednak zrozumiał, że rudo-biały wojownik nie ma złych zamiarów, odstawił kończynę na ziemię, a następnie zgarbił się. Głos nieznajomego nie brzmiał przyjacielsko.
– N-n-nie. – mruknął w odpowiedzi, wbijając swój wzrok w krótkie łapy.
– W takim razie co robisz tutaj sam? Kocięta powinny być w kociarni i pobierać nauki od rodziców, a nie pałętać się pomiędzy łapami wojowników. – rzucił szorstko, schylając się w stronę kocięcia.
- B-bo no-o zrobi-biłem to d-dla mamy - wskazał łapą na to, co powstało z jego grzebania w ziemi. - I-i chciałem jej p-pokazać... - odparł drżącym głosem.
– N-n-nie. – mruknął w odpowiedzi, wbijając swój wzrok w krótkie łapy.
– W takim razie co robisz tutaj sam? Kocięta powinny być w kociarni i pobierać nauki od rodziców, a nie pałętać się pomiędzy łapami wojowników. – rzucił szorstko, schylając się w stronę kocięcia.
- B-bo no-o zrobi-biłem to d-dla mamy - wskazał łapą na to, co powstało z jego grzebania w ziemi. - I-i chciałem jej p-pokazać... - odparł drżącym głosem.
< Zbożowy Cierniu? >
Od Kwiecistego Śpiewu
Kwiecisty Śpiew była zrozpaczona. Nie była w stanie chodzić z powodu szoku, kiedy tylko wstawała, jej ciałem wstrząsał potężny dreszcz. Nie chciała otwierać oczu, bo wtedy widziała tylko strawiony przez ogień las. Była taka słaba. Stanowiła dla klanu tylko ciężar. Zwierzęta, jakie upolowała, były takie chude, że niemal niezdatne do jedzenia. Jedyną podporą dla niej był obecnie Pustułkowy Dziób. Kiedy znowu zamierzała upaść pod wpływem olbrzymiego drżenia, kocur podtrzymał ją, dzięki temu udało jej się ustać na nogach. Kiedy dotarli na Siedlisko Owiec, kotka wybuchnęła płaczem, a łzy lały się z jej oczu rzekami. Teraz ogromnie chciało jej się pić, ale mimo to jej policzki dalej były mokre. Z wdzięcznością polizała partnera po karku, po czym skuliła się i zdrzemnęła u jego łap.
* * *
Od pożaru minęło parę dni. Las był w opłakanym stanie - od czasu powrotu udało jej się złapać tylko parę myszy i zająca. Na spalone truchła zwierząt można było się natknąć praktycznie wszędzie. Kwiecisty Śpiew raz omal nie potknęła się o coś, co za życia mogło być lisem lub psem. Na myśl, że to mogła być matka młodych, aż serce jej się ścisnęło.
Właśnie wyszła na polowanie z Pustułkowym Śpiewem. Chciała, żeby tylko on jej towarzyszył, nie potrzebowała teraz obecności Borsuczego Gońcy, Milczącej Gwiazdy ani żadnego innego kota. Potrzebowała tylko ciepła i obecności zastępcy Klanu Wilka. Szli wśród ruin leśnego królestwa, na próżno próbując wywęszyć zapach czegokolwiek zdatnego do jedzenia - wszędzie czuć było tylko smród spalonej ziemi.
<Pustuł siema>
Od Sowy
Pożar.
Jak uroczo.
Patrzeć z oddali, z bezpiecznej stodoły wraz z resztą rodziny na płonący las. Niepokoiłam się o Klan Wilka, ale jeśli mam być szczera, to z przyjemnością oglądałabym jak ten zdrajca krwi, Pustułkowy Dziób, pali się żywcem. Utrudnił mi moją ostatnią akcję. Mnie! Swojej własnej rodzinie. Ten głupiec świadomie naraził się na gniew Wilczej Gwiazdy i mój, więc osobiście przysięgłam, że jedyną stratą, jaką otrzyma Klan Wilka z moich łap, będzie śmierć tego tej mysiej strawy. Milcząca Gwiazda źle zrobiła, mianując go swoim zastępcą! Wszystko, co ona osiągnęła, zostanie przez niego zrujnowane. Nie zasługiwał, żeby założyciel Klanu Wilka w ogóle był jego przodkiem!
Już na samą myśl o nim wściekałam się, a to niedobrze, bo przecież złość piękności szkodzi. Machnęłam ogonem z irytacją, po czym zeskoczyłam z dachu stodoły i ruszyłam w stronę moich młodszych córek, które siedziały obok siebie. Poprzedniego dnia zrobiłam im mianowanie, ale ze względu na to, że Szrama nie robił jakichkolwiek postępów ze swoimi uczniami, to obie kotki poszły pod moją opiekę.
Sarenka pierwsza mnie zauważyła. Podniosła głowę i wstała z lekkim trudem. Po ataku tego psychola z Klanu Nocy, zabrałam ją do Dwunożnych, aby trochę zajęli się jej chorą łapą. Chciałam ją odwiedzać, ale jedyne co mogłam robić, to patrzeć przez okno jak coś z nią robią, aż w końcu, pewnego dnia poczynili postępy - Sarenka wstała, a zamiast łapy miała dziwne, drewniane coś. Jeszcze jakiś czas zajęło jej, zanim nauczyła się chodzić z samym kikutkiem ogona i tym... implantem w wersji bieda, ale byłam z niej dumna. Przetrwała tak brutalny i niebezpieczny atak i do tego pomogła zabić swoją siostrę. Wiedziałam, że będzie z niej godna następczyni, na wypadek, gdyby nie udało mi się za życia doprowadzić Klanu Wilka do władzy.
Kiedy podeszłam do kotek, dotknęłam Kropelkę nosem a Sarenkę czule polizałam po pyszczku.
- Wstawajcie, idziemy na polowanie i trening.
<Kropelka, Sarenka?>
Jak uroczo.
Patrzeć z oddali, z bezpiecznej stodoły wraz z resztą rodziny na płonący las. Niepokoiłam się o Klan Wilka, ale jeśli mam być szczera, to z przyjemnością oglądałabym jak ten zdrajca krwi, Pustułkowy Dziób, pali się żywcem. Utrudnił mi moją ostatnią akcję. Mnie! Swojej własnej rodzinie. Ten głupiec świadomie naraził się na gniew Wilczej Gwiazdy i mój, więc osobiście przysięgłam, że jedyną stratą, jaką otrzyma Klan Wilka z moich łap, będzie śmierć tego tej mysiej strawy. Milcząca Gwiazda źle zrobiła, mianując go swoim zastępcą! Wszystko, co ona osiągnęła, zostanie przez niego zrujnowane. Nie zasługiwał, żeby założyciel Klanu Wilka w ogóle był jego przodkiem!
Już na samą myśl o nim wściekałam się, a to niedobrze, bo przecież złość piękności szkodzi. Machnęłam ogonem z irytacją, po czym zeskoczyłam z dachu stodoły i ruszyłam w stronę moich młodszych córek, które siedziały obok siebie. Poprzedniego dnia zrobiłam im mianowanie, ale ze względu na to, że Szrama nie robił jakichkolwiek postępów ze swoimi uczniami, to obie kotki poszły pod moją opiekę.
Sarenka pierwsza mnie zauważyła. Podniosła głowę i wstała z lekkim trudem. Po ataku tego psychola z Klanu Nocy, zabrałam ją do Dwunożnych, aby trochę zajęli się jej chorą łapą. Chciałam ją odwiedzać, ale jedyne co mogłam robić, to patrzeć przez okno jak coś z nią robią, aż w końcu, pewnego dnia poczynili postępy - Sarenka wstała, a zamiast łapy miała dziwne, drewniane coś. Jeszcze jakiś czas zajęło jej, zanim nauczyła się chodzić z samym kikutkiem ogona i tym... implantem w wersji bieda, ale byłam z niej dumna. Przetrwała tak brutalny i niebezpieczny atak i do tego pomogła zabić swoją siostrę. Wiedziałam, że będzie z niej godna następczyni, na wypadek, gdyby nie udało mi się za życia doprowadzić Klanu Wilka do władzy.
Kiedy podeszłam do kotek, dotknęłam Kropelkę nosem a Sarenkę czule polizałam po pyszczku.
- Wstawajcie, idziemy na polowanie i trening.
<Kropelka, Sarenka?>
Od Zbożowego Ciernia
Wyprężyłem grzbiet, wbijając pazury w korę dużego, rozłożystego drzewa. Na tyle, na ile było to możliwe, zaczepiłem się również pazurami u tylnych łap.
Te niestety są dużo mniej ostre i mają gorszą przyczepność, ale przynajmniej w jakiś sposób stabilizowały wspinaczkę.
Z każdym ruchem wyciągałem grzbiet wyżej, wsuwając pazury w korę. Kiedy tym karkołomnym sposobem dostałem się na jedną z niższych gałęzi, było już łatwo.
Najpierw dwie gałęzie w górę, później jedna na lewo i miałem idealne miejsce do obserwacji. Przysiadłem na końcu gałęzi, rozglądając się po terenach otaczających mnie.
W pewnym momencie zauważyłem obozowisko swojego klanu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak blisko tego miejsca się znajdowałem.
Pewnie nie zawracałbym sobie głowy obozowiskiem, gdyby nie to, że zauważyłem małą, czarną kulkę, jakby oddzieloną od reszty kociąt.
Nie, żeby szczególnie interesował mnie los jednego kociaka. Nawet jeśli gdzieś by się zapodział... Jakie to ma znaczenie?
Setki kociąt umiera zanim w ogóle się urodzi. Jeden martwy kociak nie zmieni całego klanu.
Brzmi jak wypowiedź mordercy. Ale ja bym siebie określił bardziej jako szczerego.
W każdym razie los czarnej kulki na swój sposób mnie zainteresował. Przeskoczyłem na niższe drzewko, które stało nieopodal i z niego dostałem się na grunt. Czając się w ciemnościach krzewów i drzew zbliżyłem się do kociaka.
Zdawał się zagubiony. Reszta kociąt pewnie była poza jego zasięgiem, bowiem bawiły się dość spory kawałek dalej. Rzuciłem się w jego kierunku, z jednej strony chcąc go wystraszyć. Nie miałem jednak zamiaru go skrzywdzić.
Jeszcze tak nisko nie upadłem, dzieci krzywdzić nie będę.
- Zgubiłeś się? - zapytałem krótko, donośnym i pewnym tonem.
Kociątko spojrzało w moim kierunku, ale się nie odezwało. Uniosło łepek i, widocznie zaskoczone moim widokiem, odskoczyło do tyłu, machając bezradnie łapką na znak "nie zbliżaj się, jestem groźny".
Zacisnąłem zęby w pseudo-uśmiechu na widok żałosnych prób obrony kociaka.
- Zadam to pytanie ponownie. Zgubiłeś się? - powtórzyłem, głośniej niż przedtem.
<Mały?>
Te niestety są dużo mniej ostre i mają gorszą przyczepność, ale przynajmniej w jakiś sposób stabilizowały wspinaczkę.
Z każdym ruchem wyciągałem grzbiet wyżej, wsuwając pazury w korę. Kiedy tym karkołomnym sposobem dostałem się na jedną z niższych gałęzi, było już łatwo.
Najpierw dwie gałęzie w górę, później jedna na lewo i miałem idealne miejsce do obserwacji. Przysiadłem na końcu gałęzi, rozglądając się po terenach otaczających mnie.
W pewnym momencie zauważyłem obozowisko swojego klanu. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak blisko tego miejsca się znajdowałem.
Pewnie nie zawracałbym sobie głowy obozowiskiem, gdyby nie to, że zauważyłem małą, czarną kulkę, jakby oddzieloną od reszty kociąt.
Nie, żeby szczególnie interesował mnie los jednego kociaka. Nawet jeśli gdzieś by się zapodział... Jakie to ma znaczenie?
Setki kociąt umiera zanim w ogóle się urodzi. Jeden martwy kociak nie zmieni całego klanu.
Brzmi jak wypowiedź mordercy. Ale ja bym siebie określił bardziej jako szczerego.
W każdym razie los czarnej kulki na swój sposób mnie zainteresował. Przeskoczyłem na niższe drzewko, które stało nieopodal i z niego dostałem się na grunt. Czając się w ciemnościach krzewów i drzew zbliżyłem się do kociaka.
Zdawał się zagubiony. Reszta kociąt pewnie była poza jego zasięgiem, bowiem bawiły się dość spory kawałek dalej. Rzuciłem się w jego kierunku, z jednej strony chcąc go wystraszyć. Nie miałem jednak zamiaru go skrzywdzić.
Jeszcze tak nisko nie upadłem, dzieci krzywdzić nie będę.
- Zgubiłeś się? - zapytałem krótko, donośnym i pewnym tonem.
Kociątko spojrzało w moim kierunku, ale się nie odezwało. Uniosło łepek i, widocznie zaskoczone moim widokiem, odskoczyło do tyłu, machając bezradnie łapką na znak "nie zbliżaj się, jestem groźny".
Zacisnąłem zęby w pseudo-uśmiechu na widok żałosnych prób obrony kociaka.
- Zadam to pytanie ponownie. Zgubiłeś się? - powtórzyłem, głośniej niż przedtem.
<Mały?>
Pożar
Nieuwaga dwunożnych jest oburzająca i wstrząsająca. Spacer do lasu jednego z nich pewnego dnia, wiele księżyców temu pozostawił ślad w postaci szklanej butelki, która leżała w lasach na terenach Klanu Wilka. Susza i długotrwałe upały sprawiły, że pewnego dnia promienie słoneczne przenikające przez szkło wywołały ogień, który szybko rozprzestrzenił się w lesie... co za chuje bobry
Ognisko wybuchło w porze szczytowania słońca na północy terenów Klanu Wilka, skąd ogień rozniósł się po lesie wspomagany północnym wiatrem. Ogień pochłonął większość terenów klanu, a las wypełnił się dymem dusząc przebywające tam zwierzęta. Pożar zmierzał na południe, ale oparł się o barierę, jaką była Głęboka Ścieżka i nie przedarł się na tereny Klanu Klifu. Cudem ominął Wielkie Drzewo i wdarł się na tereny Klanu Nocy, gdzie szybko otoczył płomieniami wiele drzew i część traw. Na szczęście dla Klanu Burzy ogień nie dotarł zbyt głęboko w łąkę. Pożar został ugaszony przez dwunożnych na dobre niedługo przed zachodem słońca.
PRZEBIEG OGNIA:
Na czerwono zaznaczono ognisko, a kolor pomarańczowy to tereny, które objęły płomienie.
STRATY:
Ogień zniszczył niemal doszczętnie zaatakowaną część terenów Klanu Wilka. Szybko spłonęły liczne krzewy porastające tereny Klanu Nocy, choć wiele drzew, nieco nadpalonych zdołało ocaleć. Spłoszyła się zwierzyna i przez dłuższy okres może nie powrócić.
Ponadto w płomieniach życie straciła Malinowa Gwiazda, a także Widmowy Wilk, medyk Klanu Wilka, który był w ten czas na poszukiwaniu ziół.
ZACHOWANIE KLANÓW:
Pożar opisali pewni wojownicy. Należy przeczytać ich opowiadania, aby uniknąć później błędów fabularnych.
Płomienna Pręga, czy raczej Gwiazda opisał, jak wyglądał pożar oczami członków Klanu Nocy:
Lamparcia Gwiazda opisał ten dzień z perspektywy Klanu Burzy:
Żaden członek Klanu Wilka, ani Klanu Klifu nie opisywał jeszcze pożaru.
30 sierpnia 2017
Od Lamparciej Gwiazdy C.D. Nocnego Nieba
Lider zmierzył wzrokiem swojego byłego ucznia. Wziął wdech, po czym odpowiedział bezbarwnym głosem.
- Masz racje Nocne Niebo - mruknął. - Klan Nocy i Klan Wilka osłabły znacznie. To dla nas doskonała okazja.
- Zatem szykujesz atak? - spytał młodzieniec z nadzieją w głosie. Lamparcia Gwiazda spojrzał na niego z powagą.
- Nie - odparł. Nocne Niebo był zaskoczony i zdezorientowany tym dekretem. - Nagły atak byłby potępiony przez Klan Gwiazdy. Gryźć konającego kota to poniżej honoru wojownika. Gdybyśmy zaatakowali teraz naszych wrogów, bylibyśmy tacy sami jak oni w dniu, gdy zaatakowali nas.
- Zatem rezygnujesz z rewanżu? - rzucił wyzywająco jego były uczeń.
- Tego nie powiedziałem - odparł lider wysuwając i chowając pazury. - Gdy Klan Burzy odzyska siły staniemy do walki z Klanem Nocy. Jednak nie zaatakujemy ich od tyłu, z zaskoczenia. Jutro rano osobiście wypowiem Malinowej Gwieździe wojnę.
Gdy tylko słońce wynurzyło się zza klifów Lamparcia Gwiazda wstał i udał się do legowiska medyków, gdzie Kwiecisty Wiatr dała mu zioła wzmacniające. Po chwili dołączyły do niego Fioletowa Chmura i Blady Świt, które jeszcze poprzedniego dnia poprosił o udanie się z nim do Klanu Nocy. Gdy opuścił legowisko Kwiecistego Wiatru trafił na swoją zastępczynię, Iskrzące Futro.
- To ja powinnam iść, nie ty - powiedziała cicho kotka patrząc w ziemię. - Jestem twoim zastępcą, nie powinieneś się narażać.
- Jesteś czymś więcej niż moim zastępcą - powiedział lider liżąc ją po barku. - Jesteś też moim następcą. Gdybyśmy nie wrócili... Zaopiekuj się Klanem Burzy i Rdzawą Łapą. Ona wymaga specjalnej opieki.
- Coś o tym wiem - zaśmiała się kotka wtulając się w jego bok. - Obiecaj mi, że wrócisz ze wszystkimi życiami.
- Obiecuję - odparł. - Wrócę, nie martw się. Po to zabieram eskortę.
Po chwili Blady Świt i Fioletowa Chmura były gotowe do drogi. Dobre przyjaciółki otarły się pyszczkami na pożegnanie, po czym grupa opuściła obóz Klanu Burzy. Udali się w dół zbocza w milczeniu. Wszyscy rozmyślali o spotkaniu, które ich czeka. Męczyły ich pytania. Jak wyglądają tereny Klanu Nocy? Jak czuje się klan? Czy w ogóle żyją? Jak zareagują na przybyłych? Czy będą bezpieczni w ich obozie? Lidera ponadto dręczyły inne myśli. Jak przekazać Malinowej Gwieździe, że Klan Burzy staje do walki? Ostatnimi czasy nie poznawał tej kotki. Jej łagodność zniknęła. Stała się zimna i wroga. Zdolna do mordów takich, jak zabicie Srebrnego Pyska. Ponadto Lamparcia Gwiazda bał się, że uprzedzając Klan Nocy zrobi błąd. Ich sojusz z Milczącą Gwiazdą, morderczynią Białej Gwiazdy mógłby się ponowić i znów uderzyć Klan Burzy.
Gdy słońce wzeszło grupa dostała się do lasu na terenie Klanu Nocy. Ogień zaatakował wiele z rosnących tu drzew. Wokół nadal unosił się smród popiołu i dymu, a cisza panująca w lesie przypominała im najokropniejsze koszmary. Z trudem Lamparcia Gwiazda odnalazł drogę do obozu. Ostatni raz był w nim wiele, wiele księżyców temu, kiedy razem ze swoją uczennicą odprowadzał do klanu trzy niesforne kociaki, swoich siostrzeńców. Poczuł lekkie ukłucie w sercu na myśl, że dwoje z tych cudownych kociąt nie żyje. Trzeci także mógł być już martwy. Jagodowy Kieł? Chyba tak go wtedy nazwała Srebrny Pysk. Pierworodny syn, pierworodnej córki, pierworodnego syna Czarnej Gwiazdy. Najpierwszy członek Klanu Nocy. Czy będzie im dane spotkać się po raz kolejny?
W końcu dotarli do wejścia do obozu. Wtedy wybiegła do nich szylkretowa kotka. Obejrzała ich zdziwiona i obwąchała z daleka. Skrzywiła się nieco czując zapach Klanu Burzy. Rzuciła grupie surowe spojrzenie.
- Czego chcecie? - spytała głośno, a po chwili z wejścia wynurzył się łepek kolejnego wojownika.
- Nazywam się Lamparcia Gwiazda i pragnę spotkania z Malinową Gwiazdą - oznajmił lider Klanu Burzy dumnie.
- Malinowa Gwiazda nie żyje - powiedział drugi kot. - Ogień odebrał nam ją i jej ciało.
Delegacja Klanu Burzy była zaskoczona tym faktem. Nie spodziewali się zastać Malinowej Gwiazdy... martwej. Lamparcia Gwiazda szybko się jednak otrząsnął.
- W takim razie chcę się spotkać z jej zastępcą - powiedział. - Prowadźcie do Płomiennej Pręgi.
- Wyruszył na poranny patrol - odparła kotka. - Jeszce nie wrócił.
- Świetlikowa Ścieżko, zaprowadźmy ich do obozu. Niech tam zaczekają na naszego nowego lidera - powiedział kocur, na co szylkretka skinęła głową. Wojownicy Klanu Burzy zostali wprowadzeni. Obecni w obozie nocni przyglądali im się ze zdziwieniem.
- Nie musicie się nas obawiać - zapewnił Lamparcią Gwiazdę kocur. - Macie moje słowo, że nic wam się złego nie przytrafi.
- Dziękuję Palący Piorunie - powiedział lider z powagą. - Trzymam cię za słowo.
Wojownik Klanu Nocy uśmiechnął się nieco zaskoczony faktem, że Lamparcia Gwiazda wie kim on jest. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo właśnie wtedy do obozu Klanu Nocy wkroczył jego nowy lider.
Oboje spojrzeli na siebie zaskoczeni. Klan Nocy ucichł na tę chwilę wyczekując reakcji liderów. W końcu rudy kocur postanowił zareagować.
- Co burzowicze robią w naszym obozie? - spytał Płomienna Gwiazda unosząc dumnie ogon.
- Przybyłem z tobą porozmawiać - zaczął czarny. - Klan Burzy żąda, abyście zwrócili nam nasze terytoria.
<Płomienna Gwiazdo?>
- Masz racje Nocne Niebo - mruknął. - Klan Nocy i Klan Wilka osłabły znacznie. To dla nas doskonała okazja.
- Zatem szykujesz atak? - spytał młodzieniec z nadzieją w głosie. Lamparcia Gwiazda spojrzał na niego z powagą.
- Nie - odparł. Nocne Niebo był zaskoczony i zdezorientowany tym dekretem. - Nagły atak byłby potępiony przez Klan Gwiazdy. Gryźć konającego kota to poniżej honoru wojownika. Gdybyśmy zaatakowali teraz naszych wrogów, bylibyśmy tacy sami jak oni w dniu, gdy zaatakowali nas.
- Zatem rezygnujesz z rewanżu? - rzucił wyzywająco jego były uczeń.
- Tego nie powiedziałem - odparł lider wysuwając i chowając pazury. - Gdy Klan Burzy odzyska siły staniemy do walki z Klanem Nocy. Jednak nie zaatakujemy ich od tyłu, z zaskoczenia. Jutro rano osobiście wypowiem Malinowej Gwieździe wojnę.
Gdy tylko słońce wynurzyło się zza klifów Lamparcia Gwiazda wstał i udał się do legowiska medyków, gdzie Kwiecisty Wiatr dała mu zioła wzmacniające. Po chwili dołączyły do niego Fioletowa Chmura i Blady Świt, które jeszcze poprzedniego dnia poprosił o udanie się z nim do Klanu Nocy. Gdy opuścił legowisko Kwiecistego Wiatru trafił na swoją zastępczynię, Iskrzące Futro.
- To ja powinnam iść, nie ty - powiedziała cicho kotka patrząc w ziemię. - Jestem twoim zastępcą, nie powinieneś się narażać.
- Jesteś czymś więcej niż moim zastępcą - powiedział lider liżąc ją po barku. - Jesteś też moim następcą. Gdybyśmy nie wrócili... Zaopiekuj się Klanem Burzy i Rdzawą Łapą. Ona wymaga specjalnej opieki.
- Coś o tym wiem - zaśmiała się kotka wtulając się w jego bok. - Obiecaj mi, że wrócisz ze wszystkimi życiami.
- Obiecuję - odparł. - Wrócę, nie martw się. Po to zabieram eskortę.
Po chwili Blady Świt i Fioletowa Chmura były gotowe do drogi. Dobre przyjaciółki otarły się pyszczkami na pożegnanie, po czym grupa opuściła obóz Klanu Burzy. Udali się w dół zbocza w milczeniu. Wszyscy rozmyślali o spotkaniu, które ich czeka. Męczyły ich pytania. Jak wyglądają tereny Klanu Nocy? Jak czuje się klan? Czy w ogóle żyją? Jak zareagują na przybyłych? Czy będą bezpieczni w ich obozie? Lidera ponadto dręczyły inne myśli. Jak przekazać Malinowej Gwieździe, że Klan Burzy staje do walki? Ostatnimi czasy nie poznawał tej kotki. Jej łagodność zniknęła. Stała się zimna i wroga. Zdolna do mordów takich, jak zabicie Srebrnego Pyska. Ponadto Lamparcia Gwiazda bał się, że uprzedzając Klan Nocy zrobi błąd. Ich sojusz z Milczącą Gwiazdą, morderczynią Białej Gwiazdy mógłby się ponowić i znów uderzyć Klan Burzy.
Gdy słońce wzeszło grupa dostała się do lasu na terenie Klanu Nocy. Ogień zaatakował wiele z rosnących tu drzew. Wokół nadal unosił się smród popiołu i dymu, a cisza panująca w lesie przypominała im najokropniejsze koszmary. Z trudem Lamparcia Gwiazda odnalazł drogę do obozu. Ostatni raz był w nim wiele, wiele księżyców temu, kiedy razem ze swoją uczennicą odprowadzał do klanu trzy niesforne kociaki, swoich siostrzeńców. Poczuł lekkie ukłucie w sercu na myśl, że dwoje z tych cudownych kociąt nie żyje. Trzeci także mógł być już martwy. Jagodowy Kieł? Chyba tak go wtedy nazwała Srebrny Pysk. Pierworodny syn, pierworodnej córki, pierworodnego syna Czarnej Gwiazdy. Najpierwszy członek Klanu Nocy. Czy będzie im dane spotkać się po raz kolejny?
W końcu dotarli do wejścia do obozu. Wtedy wybiegła do nich szylkretowa kotka. Obejrzała ich zdziwiona i obwąchała z daleka. Skrzywiła się nieco czując zapach Klanu Burzy. Rzuciła grupie surowe spojrzenie.
- Czego chcecie? - spytała głośno, a po chwili z wejścia wynurzył się łepek kolejnego wojownika.
- Nazywam się Lamparcia Gwiazda i pragnę spotkania z Malinową Gwiazdą - oznajmił lider Klanu Burzy dumnie.
- Malinowa Gwiazda nie żyje - powiedział drugi kot. - Ogień odebrał nam ją i jej ciało.
Delegacja Klanu Burzy była zaskoczona tym faktem. Nie spodziewali się zastać Malinowej Gwiazdy... martwej. Lamparcia Gwiazda szybko się jednak otrząsnął.
- W takim razie chcę się spotkać z jej zastępcą - powiedział. - Prowadźcie do Płomiennej Pręgi.
- Wyruszył na poranny patrol - odparła kotka. - Jeszce nie wrócił.
- Świetlikowa Ścieżko, zaprowadźmy ich do obozu. Niech tam zaczekają na naszego nowego lidera - powiedział kocur, na co szylkretka skinęła głową. Wojownicy Klanu Burzy zostali wprowadzeni. Obecni w obozie nocni przyglądali im się ze zdziwieniem.
- Nie musicie się nas obawiać - zapewnił Lamparcią Gwiazdę kocur. - Macie moje słowo, że nic wam się złego nie przytrafi.
- Dziękuję Palący Piorunie - powiedział lider z powagą. - Trzymam cię za słowo.
Wojownik Klanu Nocy uśmiechnął się nieco zaskoczony faktem, że Lamparcia Gwiazda wie kim on jest. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo właśnie wtedy do obozu Klanu Nocy wkroczył jego nowy lider.
Oboje spojrzeli na siebie zaskoczeni. Klan Nocy ucichł na tę chwilę wyczekując reakcji liderów. W końcu rudy kocur postanowił zareagować.
- Co burzowicze robią w naszym obozie? - spytał Płomienna Gwiazda unosząc dumnie ogon.
- Przybyłem z tobą porozmawiać - zaczął czarny. - Klan Burzy żąda, abyście zwrócili nam nasze terytoria.
<Płomienna Gwiazdo?>
Od Miętowej Łapy (Oddechu) CD Zabluszczonego Futerka
Wróciliśmy do obozu. Odłożyłem swoje łupy i wróciłem do legowiska, byłem zmęczony i bolała mnie głowa. Postanowiłem się położyć, a kątem oka zobaczyłem jak Zabluszczone Futerko idzie do legowiska Kruczej Gwiazdy. Po około 100 uderzeniach serca oba koty wyszły z legowiska. Krucza Gwiazda wskoczył na wystający korzeń wielkiej sosny i zwołał wszystkie koty. Ja i Osmolona Łapa podeszliśmy do zgromadzonych.
- Klanie Klifu, dziś mianuję jednego z naszych Uczniów na Wojownika. Miętowa Łapo, podjedź tutaj. - powiedział czarny kocur.
Zamurowało mnie. Ja, Wojownikiem? Tak szybko? Nie wiedziałem co mam robić. Umysł kazał mi iść, ale łapy się nie słuchały. Dopiero, gdy Osmolona Łapa popchnął mnie lekko i powiedział ,,Idź" ruszyłem przed siebie. Stanąłem przed korzeniem, a wtedy czarny kocur zaczął:
- Ja, Krucza Gwiazda, przywódca Klanu Klifu wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Pracował ciężko, aby zrozumieć wasz szlachetny kodeks i pochwalam go za to. Miętowa Łapo, czy obiecujesz szanować i przestrzegać Kodeksu Wojownika oraz bronić swojego klanu, nawet kosztem własnego życia?
- Tak, obiecuję. - odpowiedziałem z błyskiem w oku.
- Więc na mocy Klanu Gwiazd mianuję Cię Wojownikiem. Miętowa Łapo, od dziś będziesz znany jako Miętowy Oddech. Witamy Cię jako pełno prawnego Wojownika Klanu Klifu.
- Miętowy Oddech! Miętowy Oddech! - koty zaczęły skandować moje nowe imię.
- Dobrze. Jak nakazuje tradycja, Miętowy Oddechu dziś w nocy będziesz sprawował nocą wartę. Sam i w milczeniu. - powiedział Krucza Gwiazda, gdy koty ucichły.
Pokiwałem głową na znak zgody. Potem koty się rozeszły i wszyscy wrócili do swoich legowisk. Zaczęła się moja warta.
***
Przez całą noc nic się nie działo, prócz tego, że bardzo bolała mnie głowa po zderzeniu z drzewem. Nad ranem chciałem iść już spać, ale złapała mnie moja dawna mentorka.
- Gratuluję Miętowy Oddechu. W końcu zostałeś Wojownikiem. - powiedziała kotka.
- Nie udałoby miś to, gdyby nie ty. To dzięki twoim lekcjom jestem teraz, kim jestem. - powiedziałem i polizałem kotkę po barku.
Potem kotka dotknęła mojego nosa i się uśmiechnęła, a potem odeszła. Ból głowy się nasilił, więc postanowiłem odwiedzić Medyczkę. Wszedłem do jej legowiska i się przywitałem:
- Dzień dobry Fenkułowe Serce. - powiedziałem.
- Witaj Miętowy Oddechu. Gratuluję mianowania. Co Cię do mnie sprowadza? - spytała.
- Wczoraj podczas ostatniego treningu uderzyłem głową w drzewo. Przez całą noc bolała mnie głowa, a teraz ból się nasilił. Możesz coś z tym poradzić?
- Cześć Miętowy Oddechu. - przywitała mnie Różana Łapa, wchodząca do legowiska, czarno-białej kotki.
- Cześć. - odpowiedziałem.
- O Różana Łapo, dobrze, że jesteś. Czy mogłabyś się zająć Miętowym Oddechem? To będzie twoja kolejna lekcja. Dość łatwa. - powiedziała Medyczka.
<Różana Łapo?>
Od Porannej Łani CD Pszczelego Miodu
Poranna Łania ujrzała małe gospodarstwo, zwykły domek z drewna nic więcej. Pies zaczął nagle ujadać, szczekał jak opętany merdając krótkim ogonkiem. Sierść na karku kotki zjeżyła się a ona sama zaczęła syczeć. Pszczeli Miód próbowała uciszyć pieska, ten jednak pognał w stronę płotu. Kotki jedynie spojrzały na siebie po czym pognały pędem za szczeniakiem. Dogoniły go bez trudu, nadal był od nich mniejszy i bardziej krępy, mimo to biegał dość szybko. W głowie wojowniczki ukazał się obraz jak dorosły już ,,słodki myszorek” jak to go nazwała Pszczela podczas drogi, wpada do obozu Klanu Nocy i rozszarpuje każdego spotkanego tam kota. Bujając w naprawdę okropnych obłokach Łania wpadła na konar w upadła się na drodze jak długa. Syknęła z bólu próbując się podnieść. Nagle piesek zmienił swój kurs, szarżował wprost w stronę Łani. Zaczął ją lizać po pysku i skamleć, jakby próbując jej pomóc. Poranna Łania uderzyła go w bark łapą, jednak nie wyjmowała pazurów. Piesek odskoczył chowając się za roześmianą Pszczeli Miód.
- Chyba cię naprawdę polubił.
- Oślinił mnie! Obrzydlistwo- zawarczała wściekła kotka- będę musiała się myć z księżyc aby zetrzeć ten odór!
Na jej lament przyjaciółka odpowiedziała jedynie kolejnym wybuchem śmiechu.
W końcu obie, wraz z pieskiem, dotarły pod bramę. Piesek naparł na nią całym swoim ciężarem, ani drgnęła. Poranna Łania stwierdziła, że musi być zamknięta. Płot nie był nie do przeskoczenia, jednak szczeniak nawet nie miał szans się tam wspiąć. Wojowniczki podjęły szybką decyzję, miały zamiar przyciągnąć dwunoga do nich aby otworzył furtkę. Wskoczyły na rozbujane deski po czym przeskoczyły na posesję. Ruszyły niepewnie wyrównaną drogą usianą kamyczkami. Na podwórzu stał duży, drewniany dom, obok natomiast było coś w rodzaju stajni lub obory. Dla kotek wszystko to było dziwne, zupełnie inny świat. Poranna Łania zauważyła wielkie, muskularne zwierzę stojące obok płotu po drugiej stronie. Czuła jak obserwuje ich jednym, widocznym okiem.
- Co to jest?- zapytała Pszczeli Miód także przyglądając się zwierzowi.
- Prawdopodobnie coś zwane koniem. Słyszałam o tym historie, ale nie sądziłam, że są prawdziwe.
Kotki dalej ruszyły w drogę pod drzwi siedliska dwunożnych. Wskoczyły na ławę i zajrzały przez okno. Zauważyły starszego dwunoga stojącego przy dziwnym, świecącym pudełku. Ruszał rękami wrzucając coś do jakiegoś naczynia.
- Co on robi?- zapytała zaciekawiona Łania.
- Gotuje- odpowiedział jej tajemniczy głos. Obie odwróciły się przerażone, mało nie spadając z ławy. Przed nimi pojawił się biało czarny kocur ze złotymi ślepiami. Był trochę grubszy od nich, ale nie wiele. Jego sierść przylegała mu do ciała. Nie wyglądał na groźnego przeciwnika, Poranna Łania określiła go raczej jako coś w podobnego do pieszczocha skundlonego z samotnikiem.
- Kim jesteś?- zapytała dziarsko Pszczeli Miód strosząc futro. Nieznajomy kiwnął łebkiem próbując ją uspokoić.
- Nie mam złych zamiarów, jestem Louis. Mieszkam na tej farmie od dawna, a wy zapewne jesteście te dzikie koty z lasu, co?- zaśmiał się nawet nie czekając na odpowiedź. Poszedł od razu w stronę bramy. Poranna Łania ruszyła za nim ośmielona jego szczerością i pogodą ducha. Pszczeli Miód później zeskoczyła z ławy dołączając szybko do towarzyszki. Raczej nie darzyła nowego przybysza tym samym zaufaniem co ona.
- Słyszałem szczekanie, przyprowadziliście Żabę?- spytał wskakując na płot podważając łapką drut który utrzymywał bramę zamkniętą.
- Żabę nie, ale psa tak- prychnęła szylkretowa kotka nie spuszczając oczu z kocura. Ten tylko się zaśmiał, a kiedy furtka się otworzyła na posesję wskoczył piesek merdając swoim krótkim ogonkiem. Skoczył w kierunku Pszczelego Miodu tuląc się do niej. Poranna Łania odeszła na bok z sykiem, nagle tuż obok niej wylądował Loius.
- Nie bój się go, nie jest niebezpieczny w żadnym wypadku. Co najwyżej szarpie starego za nogawki, nic więcej- zaśmiał się patrząc jak ,,Żaba” bawi się z wojowniczką.
<<Pszczeli Miód? I znowu nowa postać KHEK>>
Od Zabluszczonego Futerka C.D. Miętowej Łapy
-Dobry sposób myślenia. Zwierzyna zawsze się przyda. Więc, wiesz co masz robić.- spojrzałam za siebie i zaczęłam się cofać. Kiedy byłam już na odpowiedniej odległości, kiwnęłam uczniakowi głową. Ten jeszcze raz sypnął we mnie piachem, ja zmrużyłam jedynie oczy, przez co dwa czy trzy ziarenka wpadły mi do oczu. Zaczął na mnie biec, więc zrobiłam szybko unik, przez co uczeń nie wyhamował i przywalił głową w drzewo. Tuż po tym kot upadł.
-Miętowa Łapo?! Klanie Gwiazdy!- podbiegłam do niego.
A co jeżeli stało mu się coś bardzo złego?!
Położyłam łapę na jego boku i zaczęłam nim trząść. Na szczęście, kot po chwili otworzył oczy.
-Miętowa Łapo, jak dobrze, że się obudziłeś! Bałam się że coś ci się stało. Czujesz się w porządku?
-Tak... Ale właściwie co się stało?
-Walnąłeś głową w drzewo i straciłeś przytomność.
Kocur zaczął patrzeć na swoje łapy zakłopotany.
-Przepraszam...
-Nie twoja wina. No, lepiej już odpuśćmy trenowanie walki. Idź zapoluj, ja pójdę w drugą stronę.-Powiedziałam i demonstracyjnie zaczęłam się wylizywać.
-Dobrze.- kiwnął głową i zagłębił się w terytoria położone w stronę terytorium Klanu Nocy.
Poczekałam kilkanaście uderzeń serca aż odejdzie upewniając się że wiatr wieje mi w pysk, i zaczęłam go śledzić.
*Tudududududuuuuuuu Time skip, Time skip, tuduuuuuuu*
Wróciliśmy tak, że mieliśmy jeszcze czas przed porą posiłku. Odłożyłam zdobycz na stertę i przywitałam czarnego przyjaciela mruczeniem.
-Muszę jeszcze coś załatwić. Poczekasz na mnie?
-Jasne, idź.- Na dźwięk jego gardłowego głosu poczułam jakbym się zalewała zimnym potem.
Ruszyłam do legowiska Kruczej Gwiazdy. Kiedy byłam tuż obok nory, muskając ogonem sosnę miauknęłam cicho.
-Proszę.- usłyszałam głos ze środka. Będąc w środku kiwnęłam byłemu mentorowi głową a ten dał mi znak bym usiadła.-O co chodzi, Zabluszczone Futerko?
-Chodzi o Miętową Łapę. Bywa niezdarny, ale rzadko kiedy zdobycz ucieka z jego łap, kilkakrotnie mnie pokonał przy treningu walki, a Kodeks Wojownika powiedział by cały bezbłędnie nawet gdybym go obudziła w środku nocy. Sądzę, że jest gotowy do skończenia treningu.
<Mięta? >
-Miętowa Łapo?! Klanie Gwiazdy!- podbiegłam do niego.
A co jeżeli stało mu się coś bardzo złego?!
Położyłam łapę na jego boku i zaczęłam nim trząść. Na szczęście, kot po chwili otworzył oczy.
-Miętowa Łapo, jak dobrze, że się obudziłeś! Bałam się że coś ci się stało. Czujesz się w porządku?
-Tak... Ale właściwie co się stało?
-Walnąłeś głową w drzewo i straciłeś przytomność.
Kocur zaczął patrzeć na swoje łapy zakłopotany.
-Przepraszam...
-Nie twoja wina. No, lepiej już odpuśćmy trenowanie walki. Idź zapoluj, ja pójdę w drugą stronę.-Powiedziałam i demonstracyjnie zaczęłam się wylizywać.
-Dobrze.- kiwnął głową i zagłębił się w terytoria położone w stronę terytorium Klanu Nocy.
Poczekałam kilkanaście uderzeń serca aż odejdzie upewniając się że wiatr wieje mi w pysk, i zaczęłam go śledzić.
*Tudududududuuuuuuu Time skip, Time skip, tuduuuuuuu*
Wróciliśmy tak, że mieliśmy jeszcze czas przed porą posiłku. Odłożyłam zdobycz na stertę i przywitałam czarnego przyjaciela mruczeniem.
-Muszę jeszcze coś załatwić. Poczekasz na mnie?
-Jasne, idź.- Na dźwięk jego gardłowego głosu poczułam jakbym się zalewała zimnym potem.
Ruszyłam do legowiska Kruczej Gwiazdy. Kiedy byłam tuż obok nory, muskając ogonem sosnę miauknęłam cicho.
-Proszę.- usłyszałam głos ze środka. Będąc w środku kiwnęłam byłemu mentorowi głową a ten dał mi znak bym usiadła.-O co chodzi, Zabluszczone Futerko?
-Chodzi o Miętową Łapę. Bywa niezdarny, ale rzadko kiedy zdobycz ucieka z jego łap, kilkakrotnie mnie pokonał przy treningu walki, a Kodeks Wojownika powiedział by cały bezbłędnie nawet gdybym go obudziła w środku nocy. Sądzę, że jest gotowy do skończenia treningu.
<Mięta? >
Od Błękitnej
Moje pierwsze dni na świecie były bardzo gorące, bardzo upalne. Było bardzo mało wody i jedzenia. Ale, radości u mnie nie brakowało. Ciągle tylko biegałam i zadawałam mnóstwo pytań, zawracając innym głowę. Moje rodzeństwo tylko spało i spało, było im za gorąco. Gdy biegłam przez sam środek naszego obozu. Śmigałam od początku do końca! Aż w końcu wpadłam na kota z pręgowanym tygrysio futrem.
- Przepraszam. - powiedziałam. -Jak się nazywasz?
- Sowi Szpon - powiedział twardo i poszedł w drugą stronę. Chyba lepiej nie wchodzić mu w drogę. W oddali zobaczyłam moją mamę.
- Mamo! Mamo! - zawołałam i zaczęłam do niej biec.
- Cześć, Błękitna! - powiedziała.
- Co robisz?
- A nic takiego. A co tam u ciebie?
- Agreścik i Chmurka tylko śpią, a ja chcę się z kimś pobawić.
- Może poznasz inne koty?
- Poznałam Sowiego Szpona ale on chyba nie jest najmilszy.
- Poznaj kogoś w swoim wieku.
- Kogo? -Zapytałam.
- Może Pręgę lub Tygryskę? To kociaki w twoim wieku.
- Tak! - ucieszyłam się - Tylko gdzie są? - zapytałam.
- Dzielą się ze sobą językami. Zobacz, o tam! - wskazała mi łapą moja mama.
Zaczęłam biec w ich stronę.
- Cześć, jestem Błękitna, a wy?
<Pręga? Tygryska?>
- Przepraszam. - powiedziałam. -Jak się nazywasz?
- Sowi Szpon - powiedział twardo i poszedł w drugą stronę. Chyba lepiej nie wchodzić mu w drogę. W oddali zobaczyłam moją mamę.
- Mamo! Mamo! - zawołałam i zaczęłam do niej biec.
- Cześć, Błękitna! - powiedziała.
- Co robisz?
- A nic takiego. A co tam u ciebie?
- Agreścik i Chmurka tylko śpią, a ja chcę się z kimś pobawić.
- Może poznasz inne koty?
- Poznałam Sowiego Szpona ale on chyba nie jest najmilszy.
- Poznaj kogoś w swoim wieku.
- Kogo? -Zapytałam.
- Może Pręgę lub Tygryskę? To kociaki w twoim wieku.
- Tak! - ucieszyłam się - Tylko gdzie są? - zapytałam.
- Dzielą się ze sobą językami. Zobacz, o tam! - wskazała mi łapą moja mama.
Zaczęłam biec w ich stronę.
- Cześć, jestem Błękitna, a wy?
<Pręga? Tygryska?>
Od Borsuczego Cienia
Borsuczy Cień cicho podkradł się do myszy. Nie chciał zaprzepaścić szansy, zwłaszcza, że od wielu wschodów słońca trwała susza. Podszedł do niej i... skoczył wprost na niczego nieświadomą istotkę, uśmiercając ją ugryzieniem. Wziął bezwładne ciałko w zęby i zakopał przy pobliskich drzewach. Odszedł kawałek dalej, dokładnie niuchając powietrze. Zaskoczył go jeden fakt. Oprócz zapachu Klanu Klifu, mew i jakiejś zgnilizny, wyczuł bardzo wyraźny, gryzący zapach Drogi Grzmotu, jednak... Dużo bardziej intensywny. Zdziwiony wojownik udał się w kierunku, z którego dobiegał ten smród. To, co tam zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Płomienie żywcem pożerały drzewa, paprocie, trawy i zapewne także całą zwierzynę, która nie zdołała uciec. Kocur rzucił się biegiem, byle jak najszybciej dotrzeć do Obozu.
~*~
Borsuk z impetem wpadł do Obozu. Krucza Gwiazda siedział akurat w pobliżu legowiska starszyzny, rozmawiając z wyraźnie poddenerwowanym Niedźwiedzim Pazurem. Starszy kocur poszedł na środek obozu.
- Niech wszystkie koty zbiorą się wokół mnie! Nasze terytoria właśnie opanował ogień- krzyknął- musimy się ewakuować! Jako piersi, obóz opuszczą starsi i Bagienny Dzwonek. Potem pójdą uczniowie i wojownicy.
<Ktoś?>
Od Lawendowego Płatka
- Lawendowy Płatku, obudź się! - miauknął Widmowy Wilk, szturchając ją swoją łapą.
Niebieskawa kotka powoli i niechętnie otworzyła oczy, patrząc na starego Medyka. Widząc jego wzrok na nią, szybko wstała, otrząsając swoje futerko z piasku i kurzu. W jednej chwili minęła senność, a Lawendowy Płatek była gotowa na kolejny dzień nauki.
Widmowy Wilk uśmiechnął się lekko do swojej uczennicy.
- Tym razem trening zaczniemy, gdy minie południe. Ja teraz ruszam na wyprawę, uzupełnić nasze zapasy. Mam nadzieję, że coś jeszcze zostało... - mruknął sam do siebie, po czym spojrzał na Niebieskooką kotkę -Ty zostań tutaj, na wypadek, jakby potzrebowano medyka.
- Dobrze, Widmowy Wilku - odrzekła, siadając na twardej, zimnej powierzchni jaskini.
- Ja postaram się wrócić jeszcze w południe - machnął swoim grubym ogonem, wysyłając jeszcze raz ciepłe spojrzenie na Lawendowy Płatek, po czym wyszedł z legowiska.
Kotka wyszła za jej mentorem, przystając przed wejściem do legowiska Medyków. Stary medy odwrócił się jeszcze, patrząc w oczy Lawendowego Płatka, jednocześnie przyjaźnie się uśmiechając. Po tym geście przeszedł przez obóz, znikając za drzewami. Sama nie mogła uwierzyć, jak szybko zbliżyła się do swojego mentora. Teraz między nimi panowała przyjaźń, którą naprawdę, będzie trudno zerwać.
Lecz od kilku dni jakaś dusza ją dręczyła, mówiąc, iż nad Widmowym Wilku krąży klątwa, co miało jakiś sens. Dawna uczennica starego Medyka, Kryształowa Łapa została zamordowana, i to jeszcze w zebranie! Ponadto opowiadał o innych uczniach, którzy zmarli podczas treningu. Lecz Lawendowemu Płatkowi trudno było w to uwierzyć...
Z zamyśleń uczennicy wyrwały ją radosne pomruki. To uczniowie: Znana jej dobrze Szepcząca Łapa, jej brat Płonąca Łapa oraz szylkretka Makowa Łapa. Własnie wychodzili na trening ze swoimi mentorami. Lawendowemu Płatkowi przypomniały się treningi z Liliową Łodygą, kiedy Księżycowa Łapa jeszcze żyła. Teraz bardzoza nią tęskniła, ale jednocześnie czuła, że jej ukochana siostrzyczka wspomaga ją w swoich treningach z Widmowym Wilkiem.
Teraz uświadomiła sobie, co przeżyła. Była i wojownikiem, a teraz stanie się Medykiem. Większość kotów nie miała takiej szansy, ale czy ma się czym cieszyć? Nie ma przy boku swojego ukochanego, Motyle Skrzydło, przez co czuła się chwilami samotna...
Nie, nie będzie teraz się użalać. Lawendowy Płatek rozejrzała się po obozie. Panował przyjemny spokój i cisza, mimo upalnych dni. Lecz niespodziewała się, że spokój tak szybko zostanie przerwany...
~~*~~
Lawendowy Płatek myła swoją sierść, liżąc prawy bark, gdy wyczuła wśród Klanowiczów niepokój. Prze pierwsze chwile zawzięcie to ignorowała, lecz potem, nie wytzrymując wyjrzała z legowiska, którym była sama. Widmowy Wilk jeszcze nie wrócił z Wyprawy, co zaczęło uczennicę Medyka coraz bardziej martwić.
Wyszła przed jaskinię, próbując poznać przyczynę paniki u kotów. Odwróciła się w północną stronę terenów Klanu Wilka, a jej oczom ukazał się przerażający widok. Na niebie oraz między drzewamy wydobywał się czarny dym, a za nim jaskrawe kosmyki, pochłaniające drzewa, a co gorsze, zbliżające się szybkim tępem do obozu.
- Uspokujcie się! - wołała drżącym głosem Milcząca Gwiazda, próbując uspokoić przerażone koty
Lecz przez krzyki i warknięcia Klanowiczów, trudno było ją usłyszeć. Stała przerażona, patrząc na pożar, zbliżający się do kotów. Już miała dojśc do grupy, która będzie się ewakułować, gdy... Widmowy Wilk!
On poszedł na północne tereny Klanu Wilka, właśnie tam, gdzie pożar. Lawendowy Płatek, zamiast iść za grupą, wbiegła w drzewa, tą samą drogą, co szedł stary Medyk. Nie może pozwolić, by zginął, nie przyżyła by tego znowu!
Z trudem omijała powalone drzewa, a jej poszarpana tylna łapa nie uproszczała tego zadania. Powoli Lawendowy Płatek wkroczyła w ciemny dym. Kaszlnęła kilka razy, po czym szybciej zaczęła biec przed siebie. Nie mogła wyczuć Widmowego Wilka, przez ten, szczypiący w gardło dym.
Lawendowy Płatek traciła siły, brak świeżego powietrza wzbudził w niej panikę. Desperacko rozejrzała się po otaczający ją terenie, który wyglądał strasznie. Powalone drzewa, które płąnęły, a nad nimi czarny dym. Wtem zobaczyła leżącego, szarego kota przed sobą.
To był Widmowy Wilk!
Lawendowy Płatek ruszyła w jego stronę, lecz zaraz przed nim się zatrzymała.Usłyszała trzask nad jej głową, a potem ujrzała na płąnące drzewo spadające wprost na nią. Przerażona, przymknęła oczy, myśląc, że to już jej koniec...
Lecz ktoś, bądź coś odsunełą ją, oboje spadając na suchą ziemię zaraz obok Widmowego Wilka. Kot, który ją uratował, wstał, pomagając uczynić to samo Lawendowemu Płatkowi. Wtedy go rozpoznała.
- Motyle Skrzydło? - spojrzała na biało-czarnego kocura, jej dawną miłość.
- Wszystko dobrze, Lawendowy Płatku - zapytał czule, patrząc w jej oczy. - Musimy się stąd jak najszybciej wynosić.
Lawendowy Płatek kaszlnęła kilka razy, po czym miauknęła przerażona:
- A Widmowy Wilk - odwróciła się do swego mentora.
Motyle Skrzydło zmarszczył czoło, podnosząc starego medyka, i kładąc go na swoich plecach.
- Chodź za mną, reszta już doszła do bezpiecznego miejsca. Musimy się tam dostać. - Rzekł drżącym głosem, skręcając i trochtem biegnąc przed siebie.
Niebieskookiej trudno było dogonić Motyle Skrzydło.
- A gdzie ono jest? - zapytała swego byłego patrnera.
- Siedlisko owiec - odpowiedział krótko, przystając - Biegnij przede mną, nie chcę by Ci się coś stało...
- Ja również - Lawendowy Płatek chciała przytulić się do Zielonookiego kocura, lecz nie było na to czasu.
Najszybciej jak mogła biegła do bezpiecznego miejsca, zaraz obok Motylego Skrzydła, omijając przeszkody na drodze. Lecz po chwili zaczęła zostawiać w tyle. Od tego dymu szcypało ją w gradle, a jej oczy łzawiły. Chciała poczuć w ustach świeże powietrze, pragnęła tego.
Lawenda dyszałam ciężko, teraz tylko truchtając, z głową w dół. Z przodu szłyszała stłumiony głos Motylego Skrzydła. Nagle ujrzała światło, nie ognia, lecz te słoneczne. Przyśpieszyła, resztkami sił, wyszła z lasu, upadając na ziemię. Wkońcu poczuła powietrze, a potem... kropelkę spadając na jej nos.
Upragniony deszcz!
Lawendowy Płatek wstała, tuląc się w sierść dawnej miłości. Lecz... jej dom spłonął... Inne koty zaczęły podbiegać do Lawendowego Płatka i Motylego Skrzydła, a on położył ciało Widmowego Wilka.
Oczy Lawendowego Płatka zaszkliły się, patrząc na Medyka Klanu Wilka. Przykucnęła, szturchając go nosem, jakby chciała go obudzić ze snu. Chwilę później przytuliła go swoim policzkiem, roniąc łzy. Nie, on nie mógł jej tego zrobić... Lawendowy Płatek podniosła pysk do góry, w stronę zachmurzonego nieba, krzycząc:
- Widmowy Wilk nie żyje!
Klanie Wilka?
Niebieskawa kotka powoli i niechętnie otworzyła oczy, patrząc na starego Medyka. Widząc jego wzrok na nią, szybko wstała, otrząsając swoje futerko z piasku i kurzu. W jednej chwili minęła senność, a Lawendowy Płatek była gotowa na kolejny dzień nauki.
Widmowy Wilk uśmiechnął się lekko do swojej uczennicy.
- Tym razem trening zaczniemy, gdy minie południe. Ja teraz ruszam na wyprawę, uzupełnić nasze zapasy. Mam nadzieję, że coś jeszcze zostało... - mruknął sam do siebie, po czym spojrzał na Niebieskooką kotkę -Ty zostań tutaj, na wypadek, jakby potzrebowano medyka.
- Dobrze, Widmowy Wilku - odrzekła, siadając na twardej, zimnej powierzchni jaskini.
- Ja postaram się wrócić jeszcze w południe - machnął swoim grubym ogonem, wysyłając jeszcze raz ciepłe spojrzenie na Lawendowy Płatek, po czym wyszedł z legowiska.
Kotka wyszła za jej mentorem, przystając przed wejściem do legowiska Medyków. Stary medy odwrócił się jeszcze, patrząc w oczy Lawendowego Płatka, jednocześnie przyjaźnie się uśmiechając. Po tym geście przeszedł przez obóz, znikając za drzewami. Sama nie mogła uwierzyć, jak szybko zbliżyła się do swojego mentora. Teraz między nimi panowała przyjaźń, którą naprawdę, będzie trudno zerwać.
Lecz od kilku dni jakaś dusza ją dręczyła, mówiąc, iż nad Widmowym Wilku krąży klątwa, co miało jakiś sens. Dawna uczennica starego Medyka, Kryształowa Łapa została zamordowana, i to jeszcze w zebranie! Ponadto opowiadał o innych uczniach, którzy zmarli podczas treningu. Lecz Lawendowemu Płatkowi trudno było w to uwierzyć...
Z zamyśleń uczennicy wyrwały ją radosne pomruki. To uczniowie: Znana jej dobrze Szepcząca Łapa, jej brat Płonąca Łapa oraz szylkretka Makowa Łapa. Własnie wychodzili na trening ze swoimi mentorami. Lawendowemu Płatkowi przypomniały się treningi z Liliową Łodygą, kiedy Księżycowa Łapa jeszcze żyła. Teraz bardzoza nią tęskniła, ale jednocześnie czuła, że jej ukochana siostrzyczka wspomaga ją w swoich treningach z Widmowym Wilkiem.
Teraz uświadomiła sobie, co przeżyła. Była i wojownikiem, a teraz stanie się Medykiem. Większość kotów nie miała takiej szansy, ale czy ma się czym cieszyć? Nie ma przy boku swojego ukochanego, Motyle Skrzydło, przez co czuła się chwilami samotna...
Nie, nie będzie teraz się użalać. Lawendowy Płatek rozejrzała się po obozie. Panował przyjemny spokój i cisza, mimo upalnych dni. Lecz niespodziewała się, że spokój tak szybko zostanie przerwany...
~~*~~
Lawendowy Płatek myła swoją sierść, liżąc prawy bark, gdy wyczuła wśród Klanowiczów niepokój. Prze pierwsze chwile zawzięcie to ignorowała, lecz potem, nie wytzrymując wyjrzała z legowiska, którym była sama. Widmowy Wilk jeszcze nie wrócił z Wyprawy, co zaczęło uczennicę Medyka coraz bardziej martwić.
Wyszła przed jaskinię, próbując poznać przyczynę paniki u kotów. Odwróciła się w północną stronę terenów Klanu Wilka, a jej oczom ukazał się przerażający widok. Na niebie oraz między drzewamy wydobywał się czarny dym, a za nim jaskrawe kosmyki, pochłaniające drzewa, a co gorsze, zbliżające się szybkim tępem do obozu.
- Uspokujcie się! - wołała drżącym głosem Milcząca Gwiazda, próbując uspokoić przerażone koty
Lecz przez krzyki i warknięcia Klanowiczów, trudno było ją usłyszeć. Stała przerażona, patrząc na pożar, zbliżający się do kotów. Już miała dojśc do grupy, która będzie się ewakułować, gdy... Widmowy Wilk!
On poszedł na północne tereny Klanu Wilka, właśnie tam, gdzie pożar. Lawendowy Płatek, zamiast iść za grupą, wbiegła w drzewa, tą samą drogą, co szedł stary Medyk. Nie może pozwolić, by zginął, nie przyżyła by tego znowu!
Z trudem omijała powalone drzewa, a jej poszarpana tylna łapa nie uproszczała tego zadania. Powoli Lawendowy Płatek wkroczyła w ciemny dym. Kaszlnęła kilka razy, po czym szybciej zaczęła biec przed siebie. Nie mogła wyczuć Widmowego Wilka, przez ten, szczypiący w gardło dym.
Lawendowy Płatek traciła siły, brak świeżego powietrza wzbudził w niej panikę. Desperacko rozejrzała się po otaczający ją terenie, który wyglądał strasznie. Powalone drzewa, które płąnęły, a nad nimi czarny dym. Wtem zobaczyła leżącego, szarego kota przed sobą.
To był Widmowy Wilk!
Lawendowy Płatek ruszyła w jego stronę, lecz zaraz przed nim się zatrzymała.Usłyszała trzask nad jej głową, a potem ujrzała na płąnące drzewo spadające wprost na nią. Przerażona, przymknęła oczy, myśląc, że to już jej koniec...
Lecz ktoś, bądź coś odsunełą ją, oboje spadając na suchą ziemię zaraz obok Widmowego Wilka. Kot, który ją uratował, wstał, pomagając uczynić to samo Lawendowemu Płatkowi. Wtedy go rozpoznała.
- Motyle Skrzydło? - spojrzała na biało-czarnego kocura, jej dawną miłość.
- Wszystko dobrze, Lawendowy Płatku - zapytał czule, patrząc w jej oczy. - Musimy się stąd jak najszybciej wynosić.
Lawendowy Płatek kaszlnęła kilka razy, po czym miauknęła przerażona:
- A Widmowy Wilk - odwróciła się do swego mentora.
Motyle Skrzydło zmarszczył czoło, podnosząc starego medyka, i kładąc go na swoich plecach.
- Chodź za mną, reszta już doszła do bezpiecznego miejsca. Musimy się tam dostać. - Rzekł drżącym głosem, skręcając i trochtem biegnąc przed siebie.
Niebieskookiej trudno było dogonić Motyle Skrzydło.
- A gdzie ono jest? - zapytała swego byłego patrnera.
- Siedlisko owiec - odpowiedział krótko, przystając - Biegnij przede mną, nie chcę by Ci się coś stało...
- Ja również - Lawendowy Płatek chciała przytulić się do Zielonookiego kocura, lecz nie było na to czasu.
Najszybciej jak mogła biegła do bezpiecznego miejsca, zaraz obok Motylego Skrzydła, omijając przeszkody na drodze. Lecz po chwili zaczęła zostawiać w tyle. Od tego dymu szcypało ją w gradle, a jej oczy łzawiły. Chciała poczuć w ustach świeże powietrze, pragnęła tego.
Lawenda dyszałam ciężko, teraz tylko truchtając, z głową w dół. Z przodu szłyszała stłumiony głos Motylego Skrzydła. Nagle ujrzała światło, nie ognia, lecz te słoneczne. Przyśpieszyła, resztkami sił, wyszła z lasu, upadając na ziemię. Wkońcu poczuła powietrze, a potem... kropelkę spadając na jej nos.
Upragniony deszcz!
Lawendowy Płatek wstała, tuląc się w sierść dawnej miłości. Lecz... jej dom spłonął... Inne koty zaczęły podbiegać do Lawendowego Płatka i Motylego Skrzydła, a on położył ciało Widmowego Wilka.
Oczy Lawendowego Płatka zaszkliły się, patrząc na Medyka Klanu Wilka. Przykucnęła, szturchając go nosem, jakby chciała go obudzić ze snu. Chwilę później przytuliła go swoim policzkiem, roniąc łzy. Nie, on nie mógł jej tego zrobić... Lawendowy Płatek podniosła pysk do góry, w stronę zachmurzonego nieba, krzycząc:
- Widmowy Wilk nie żyje!
Klanie Wilka?
Od Porannej Łani C.D. Bobrzej Łapy
Kotkę zaskoczył jej nowy uczeń, zjawił się szybciej niż ona by tego chciała. Mimo to powitała go z uśmiechem. Zauważyła jego czyste futro, kolejny punkt za który musiała go pochwalić. Była zadowolona z tego, że została wybrana na mentora, tym bardziej cieszył ją fakt, że dostała tak chętnego do nauki kota jak Bobrza Łapa. Przeciągnęła się leniwie ostatni raz otwierając pysk by ziewnąć po czym zaczęła:
- Dzisiaj mam zamiar pokazać ci tereny, potem może starczy nam czasu na trochę walki, co ty na to?- zapytała przyjaźnie kierując się w stronę wyjścia. Bobrza Łapa podskoczył radośnie biegnąc za mentorką. Usłyszała głośne ,,Tak!” i już znała plan na dzisiejszą lekcję.
W głowie ułożyła sobie cały scenariusz, do południa będą zwiedzać tereny, później wrócą na szybki obiad, następnie, jeśli kocurek będzie miał ochotę, wyjdą niedaleko obozu poćwiczyć walkę. Aktualnie kierowali się w stronę rzeki, głównej ,,atrakcji” Klanu Nocy. Radosny Bobrza Łapa dreptał tuż obok dumnej Porannej Łani która wypatrywała ewentualnych niebezpieczeństw. Na szczęście podczas suszy mało stworzeń wyściubiało nos po za swoje jamy, wszyscy obawiali się żaru.
Nad rzeką znaleźli się w kilka chwil. Kotek podszedł do tafli błękitnej wstęgi i zanurzył w niej łapkę. Wyjął ją zaraz po czym podsumował swoje przełomowe odkrycie:
- Mokra.
Poranna Łania zaśmiała się podchodząc do ucznia, siadała tuż obok niego wpatrując się w drugi brzeg. Nic więcej jak trzciny i drzewa, żadnego klanu. Nie było to ciekawe miejsce więc mentorka postanowiła zabrać czarnego kotka dalej.
Szli wzdłuż rzeki kierując się w stronę Drogi Grzmotu. Chciała szczególnie pokazać mu to okropne miejsce, przestrzec przed wchodzeniem na nie. Bóbr przez cały czas wesoło skakał obok Łani oglądając cały świat. Raz próbował nawet złapać motylka, o dziwo, wyszło mu. Przyniósł owada w pyszczku i pokazał go kotce. Ta kiwnęła głową z uznaniem i posłała mu promienny uśmiech.
Bobrza Łapa zakrył łapką nos kiedy znalazł się blisko docelowego miejsca.
- Co tu tak śmierdzi?- zapytał marszcząc brwi.
- To Droga Grzmotu, nie polecam na nią wchodzić. Podróżują tędy potwory z dwunożnymi w brzuchach. Te bestie są znane z tego, że zabijają koty które wkroczą na ich ścieżkę. Dlatego nie wolno po niej spacerować.
Bobrza Łapa położył uszy spoglądając z przerażeniem na czarne pasmo. Zasyczał i odsunął się od niego na kilka kroków, Łania poszła za nim, nie miała zamiaru spędzać ani chwili dłużej przy tym okropnym miejscu.
Po skończonych obchodach, zgodnie z planem, wrócili do obozu. Poranna Łania wybrała ze stosu małą myszkę natomiast Bóbr zabrał zajączka. Tak jak się spodziewała, usiadł tuż obok niej. Nie przeszkadzało jej towarzystwo małego kocurka, nawet jej się to podobało. O jednego przyjaciela więcej! Pszczeli Miód akurat wybrała się na polowanie z Jagodowym Futrem, nie mogła towarzyszyć więc łaciatej kotce.
Po skończonym posiłku Bobrza Łapa zatrzymał swą mentorkę. Wskazał jej wyjście z obozu a ta przypomniała sobie o obietnicy jaką mu złożyła.
- Czyli chcesz wyjść jeszcze na mały trening?- zapytała. Wiedziała, że nadchodzi wieczór, nie chciała zostać po za obrębami obozu dłużej niż do zachodu słońca, jednak nie w smak było jej zawieźć swojego pierwszego ucznia. Czekała zatem na odpowiedź Bobra.
<<Bober, idziemy? :v>
- Dzisiaj mam zamiar pokazać ci tereny, potem może starczy nam czasu na trochę walki, co ty na to?- zapytała przyjaźnie kierując się w stronę wyjścia. Bobrza Łapa podskoczył radośnie biegnąc za mentorką. Usłyszała głośne ,,Tak!” i już znała plan na dzisiejszą lekcję.
W głowie ułożyła sobie cały scenariusz, do południa będą zwiedzać tereny, później wrócą na szybki obiad, następnie, jeśli kocurek będzie miał ochotę, wyjdą niedaleko obozu poćwiczyć walkę. Aktualnie kierowali się w stronę rzeki, głównej ,,atrakcji” Klanu Nocy. Radosny Bobrza Łapa dreptał tuż obok dumnej Porannej Łani która wypatrywała ewentualnych niebezpieczeństw. Na szczęście podczas suszy mało stworzeń wyściubiało nos po za swoje jamy, wszyscy obawiali się żaru.
Nad rzeką znaleźli się w kilka chwil. Kotek podszedł do tafli błękitnej wstęgi i zanurzył w niej łapkę. Wyjął ją zaraz po czym podsumował swoje przełomowe odkrycie:
- Mokra.
Poranna Łania zaśmiała się podchodząc do ucznia, siadała tuż obok niego wpatrując się w drugi brzeg. Nic więcej jak trzciny i drzewa, żadnego klanu. Nie było to ciekawe miejsce więc mentorka postanowiła zabrać czarnego kotka dalej.
Szli wzdłuż rzeki kierując się w stronę Drogi Grzmotu. Chciała szczególnie pokazać mu to okropne miejsce, przestrzec przed wchodzeniem na nie. Bóbr przez cały czas wesoło skakał obok Łani oglądając cały świat. Raz próbował nawet złapać motylka, o dziwo, wyszło mu. Przyniósł owada w pyszczku i pokazał go kotce. Ta kiwnęła głową z uznaniem i posłała mu promienny uśmiech.
Bobrza Łapa zakrył łapką nos kiedy znalazł się blisko docelowego miejsca.
- Co tu tak śmierdzi?- zapytał marszcząc brwi.
- To Droga Grzmotu, nie polecam na nią wchodzić. Podróżują tędy potwory z dwunożnymi w brzuchach. Te bestie są znane z tego, że zabijają koty które wkroczą na ich ścieżkę. Dlatego nie wolno po niej spacerować.
Bobrza Łapa położył uszy spoglądając z przerażeniem na czarne pasmo. Zasyczał i odsunął się od niego na kilka kroków, Łania poszła za nim, nie miała zamiaru spędzać ani chwili dłużej przy tym okropnym miejscu.
Po skończonych obchodach, zgodnie z planem, wrócili do obozu. Poranna Łania wybrała ze stosu małą myszkę natomiast Bóbr zabrał zajączka. Tak jak się spodziewała, usiadł tuż obok niej. Nie przeszkadzało jej towarzystwo małego kocurka, nawet jej się to podobało. O jednego przyjaciela więcej! Pszczeli Miód akurat wybrała się na polowanie z Jagodowym Futrem, nie mogła towarzyszyć więc łaciatej kotce.
Po skończonym posiłku Bobrza Łapa zatrzymał swą mentorkę. Wskazał jej wyjście z obozu a ta przypomniała sobie o obietnicy jaką mu złożyła.
- Czyli chcesz wyjść jeszcze na mały trening?- zapytała. Wiedziała, że nadchodzi wieczór, nie chciała zostać po za obrębami obozu dłużej niż do zachodu słońca, jednak nie w smak było jej zawieźć swojego pierwszego ucznia. Czekała zatem na odpowiedź Bobra.
<<Bober, idziemy? :v>
Od Borsuczego Gońcy C.D. Makowej Łapy
Borsuczy Goniec spojrzał na swoją uczennicę z uśmiechem. Wiedział, że kotka jest już duża i muszą się ruszyć z jej treningiem. Nie było czasu do stracenia.
Po chwili trafili na trop zagubionego zająca. Szedł w stronę klanu Nocy, zapewne szukał wody. Borsuk wraz z Makową Łapą podążali za nim. Daleko nie uciekł, zwierz był okropnie wycieńczony, widać było, że od dawna nic nie pił a jego jedynym pożywieniem była sucha trawa. Point pomyślał, że będzie to dobry sprawdzian dla szylkretowej kotki więc pozwolił jej zapolować. Makowa Łapa niepewnie kiwnęła łebkiem po czym przymierzyła się do skoku. Kilka razy wybiła się z rytmu czy uniosła za wysoko ogon, w innej sytuacji ofiara by uciekła, lecz ta nie miała siły. Już po chwili Mak złapała w szczęki martwego zająca. Dumna przyniosła go Borsuczemu Gońcy prezentując chuderlawy worek kości. Mentor uśmiechnął się blado, chciał jej dać do zrozumienia, że jest dumny, ale wiedział, że nie będzie z niego dużo jedzenia, przynajmniej coś. Na nieszczęście mieli karmicielkę z młodymi, Liliowa Łodyga potrzebowała jeść aby wykarmić swoje kociaki które na pewno przydadzą się klanowi.
- Dobrze ci poszło, ale mam kilka uwag. Uważaj na to jak chodzisz, musisz odnaleźć jakiś ,,rytm”. Tak jest prościej. A co do ogonka- tutaj kocur zrobił pauzę aby delikatnie pacnąć łapą Mak w łepek- ile razy mam ci powtarzać żeby go nie podnosić.
Kotka spuściła głowę i nieśmiało miauknęła przeprosiny. Oczywiście Borsuk jej wybaczył, ale postanowił wykorzystać pozostały czas na kolejne szkolenie.
---
Kolejnego dnia, po zjedzeniu śniadania składającego się z najmniejszej myszy jaką kiedykolwiek wiedział, postanowił ruszyć na kolejny trening z Makową Łapą. Czekając na uczennicę która jeszcze się nie obudziła postanowił porozmawiać z Milczącą Gwiazdą. Akurat liderka wyszła ze swojego legowiska, jej srebrna sierść lśniła w promieniach słońca tak pięknie, że Borsukowi aż zabrakło oddechu. Powolnym krokiem ruszył w jej kierunku a na powitanie zetknął się z nią noskiem. Kotka przyjęła gest z uśmiechem. Spojrzała na kocura czekając aż ten pierwszy się odezwie, tak się w istocie stało.
- Jak się spało Milcząca Gwiazdo?- zadał typowe pytanie. Liderka spojrzała na niebo na które leniwie wchodziło słońce po czym odpowiedziała:
- Dobrze, ale lepiej by było jakbyś spał obok.
Borsuczy Goniec zaśmiał się wtulając pysk w szyję kotki. Usłyszał jej ciche mruczenie a po chwili poczuł jak ta liże go za uchem. Był szczęśliwy, że może z nią być. Nieważne co inni o tym sądzili. Oderwał się od niej ponownie patrząc na wejście w którym już siedziała Makowa Łapa. Patrzyła się dokładnie na nich, ani centymetr dalej. Borsuk pożegnał partnerkę i wrócił do swojej uczennicy która mierzyła go wzrokiem.
- Co cię łączy z Milczącą Gwiazdą?- zapytała zaraz po tym jak wyszli z obozu. Kocur uśmiechnął się znacząco poruszając brwiami.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Bardzo dobrymi przyjaciółmi.
Makowa Łapa zrozumiała przekaz, nie miała zamiaru pytać dalej.
Poranek spędzili na nauce walki, kotka nie była jednak chętna na naukę tego. Ciągle próbowała uciec lub zastygała w miejscu nie zdolna zrobić nic więcej. Usiłowała z tym walczyć, ale za każdym razem kiedy mentor podnosił na nią łapę ta przywierała do ziemi próbując się ochronić. Nie podobało się to pointowi, ale podejrzewał, że Makowa Łapa jest zbyt przerażona aby walczyć, ewidentnie bała się tego. Próbował podejść ją zatem inaczej, zachęcić do kilku pchnięć czy skoczenia na jego grzbiet kiedy on będzie siedział obok niej w bezruchu. Widząc, że dobrze idą jej uniki postanowił doszlifować tą technikę u młodej kotki. Spodobało się jej to o wiele bardziej, z chęcią i zapałem przywierała do ziemi czy odpychała ataki. Uskoki szły jej najlepiej. W końcu Borsuczy Goniec zauważył jej pełen potencjał, nie była najsilniejsza, ale z pewnością umiała się bronić. To jej mocna cecha.
Gdy wracali do obozu Borsuk wyczuł znaną mu woń. Była okropna, śmierdząca. Nie mógł uwierzyć, że ją wyczuł, powąchał zatem jeszcze raz. Był pewien. Dym. Zatrzymał się w miejscu usiłując odnaleźć miejsce z którego dochodzi paskudny zapach. Rozglądał się i szukał jego źródła. W końcu znalazł, przez krzaki i gęste drzewa ujrzał zbliżającą się czarną chmurę. To nie był zwykły ogienek, zbliżał się pożar! W jednej chwili serce kocura podskoczyło mu do gardła, nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. Las zaczął się palić! Makowa Łapa też wyczuła okropny smród, jednak nie zdążyła tego zakomunikować. Borsuk wrzasnął szybkie ,,biegnijmy do obozu!” po czym oboje ruszyli pędem w jego stronę. Widział przerażenie w oczach swojej uczennicy, miał tylko cichą nadzieję, że nie napadnie jej paraliż ze strachu. Biegli słysząc za sobą trzask łamanych drzew a w nozdrzach czuli przytłaczający zapach dymu. Kiedy wpadli do obozu większość kotów skupiła na nich swoją uwagę. Makowa Łapa opadła próbując złapać oddech, od razu w jej stronę skoczył Płonąca Łapa zasypując ją gradem pytań. Borsuk nie miał czasu na odpowiadanie każdemu, musiał szybko iść do liderki. Wpadł do jej legowiska niczym burza, zastał ją spokojnie myjącą swój kark. Rzuciła mu pytające spojrzenie, ale zanim zdążyła dodać do tego pytanie kocur wrzasnął:
- Pożar, Milcząca Gwiazdo! Nadchodzi!
Oczy kotki rozszerzyły się, zareagowała natychmiast. Wyskoczyła z legowiska ogłaszając zebranie. Powiadomiła każdego o okropnym kataklizmie który nadchodzi. W obozie zapanował chwilowy chaos. Wszyscy biegali szukając innych, liderka potrzebowała informacji o tym kto jest po za obozem. Na szczęście każdy był na swoim miejscu. Milcząca Gwiazda posłała Kwiecisty Śpiew po Liliową Łodygę i jej dzieci. Obie kotki po chwili wyszły trzymając w pyskach młode białej karmicielki. Po szybkim zgrupowaniu i ustaleniu dokąd mają zamiar uciec, dokładnie na Siedlisko Owiec, cały klan wyruszył. Wszyscy biegli w zbitej grupie, prowadził Pustułkowy Dziób, tyły zabezpieczała Milcząca Gwiazda, obok niej biegł Borsuczy Goniec. Kotka upierała się aby ten pomógł na przedzie swemu dawnemu mentorowi, ten jednak odmówił, chciał być blisko partnerki w wypadku gdyby coś się jej stało. Cel był jedyną rzeczą o której każdy teraz myślał. Po chwili ktoś z tłumu krzyknął, że zabrakło Widmowego Wilka. Musieli jednak pogodzić się z tą stratą, medyk zapewne wyszedł aby nazbierać ziół, mógł już nie żyć. Nagle Borsuk usłyszał coś pośród wrzasków, odgłosów łamanych drzew i strzelającego ognia. Usłyszał czyjś głos.
-Borsuku!
Wydobywał się z oddali, jakby gdzieś za nimi. Nie mógł pojąć do kogo należy, ale wiedział, że bardzo dobrze go zna.
-Borsuku!- i jeszcze raz go usłyszał, to potwierdziło go w tym, że ktoś ewidentnie próbował go przywołać. Nagle zrozumiał do kogo on należał. Mgiełka! Borsuczy Goniec zatrzymał się gwałtownie wsłuchując się w echo trawionego pożarem lasu. Znowu to samo, ten sam krzyk. Milcząca Gwiazda zauważyła, że jej partner nie biegnie. Przywołała go do siebie, ten jednak nie posłuchał. Rzucił się w przeciwną stronę, wprost w środek pożaru. Nie zważał na błagalne ,,wracaj” wykrzyczane przez szarą kotkę. Musiał odnaleźć Mgiełkę.
Przedzierał się przez tumany kurzu i pyłu w poszukiwaniu znanej mu postaci. Wrzaski ustały, nie słyszał już nawoływania, więc sam zaczął je uskuteczniać.
- Mgiełko!
Cisza. Brak odzewu. Jedynie trzask drzew oraz płomieni. Czuł jak do jego płuc dostaje się dym, ale nie miał zamiaru się poddać. Nagle między krzewami mignęła mu szarawa postać. Bez zastanowienia skoczył w nie i odnalazł ją. Siedziała skulona, dusząc się od kaszlu z zamglonymi oczami. Mgiełka umierała. Borsuk bez namysły złapał ją za kark i zaczął ciągnąć w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca. Płomienie szalały, dym był wszędzie, sam kocur tracił powoli siły. W końcu odnalazł małą lisią norkę. Zawlókł tam swą matkę układając na ziemi. Padł obok dusząc się od dymu, który na szczęście tutaj nie dochodził. Było duszno, ale powietrze było względnie czyste. Poczuł jak Mgiełka dotyka go swą łapą, była słaba, bardzo słaba. Kocur podniósł się i spojrzał na mizerne oblicze puchatej kotki. Jej sierść była brudna, skołtuniona, oczy mętne, lecz na pysku malował się uśmiech.
- Cieszę się, że cię znalazłam Borsuczy Gońco…nie pożyję długo. Bałam się, że coś ci się stało.
- Mogło mi się stać, Mgiełko dlaczego tu przyszłaś!? To szaleństwo!- rzucił zdenerwowany przyciskając pysk do futra matki- nie umieraj, proszę.
- To nieuniknione, zginę tutaj, obok ciebie. Piękna śmierć. Oto samo co ty teraz prosiłam Klan Gwiazd wiele księżyców temu. Aby nie odbierał mi osoby którą już zdążyłam pokochać- wychrypiała kotka kaszląc ciężko- aby nie odebrał mi ciebie.
- Mgiełko…
- Zamilcz na chwilę Borsuku, teraz ja mówię, bo mam wiele do opowiedzenia. Wiem więcej o twojej przeszłości niż może ci się zdawać. Tak właśnie, nie rób tej głupiej miny. Chcesz znać swą historię?- zapytała unosząc lekko głowę do góry. Borsuk jedynie przytaknął wciąż wpatrując się w Mgiełkę.
- Świetnie. Urodziłeś się w klanie Liści, twoją matką była Różany Pazur, bardzo silna wojowniczka, niestety do zguby poprowadziła ją rządza zemsty. Ojcem twoim był zaś Czarny Wąs, paskudny przypadek, mam nadzieję, że śmierć jaką mu zadała Różany Pazur była bolesna. Do rzeczy, bo to najważniejsze. Twoja matka nie była zła, kochała ciebie i twoje siostry całym sercem. Nie wyobrażała sobie bez was życia, ale Czarny Wąs…to okrutny kocur. Nie kochał swej partnerki, was także. Dlatego obmyślił sobie, że was porzuci, rozumiesz? Zostawił was w lesie na pastwę losu. Pozwolił wam umrzeć i ukrył wszystko. Dlaczego? Bo znalazł sobie kogoś lepszego. Twoja matka była zrozpaczona waszym zniknięciem, związała się z Jastrzębim Okiem…pluję na tego kocura totalnie, nienawidzę go całym sercem. Co ciekawsze, Jastrzębie Oko był twoim dziadkiem, ciekawostka nie mała. Do rzeczy, bo gadam i gadam a czas mi się kończy, znowu miała kocięta, ale ich nie kochała już jak ciebie i twoich sióstr. Odrzuciła je pozostawiając w żłobku. Do czego dążę, zapytasz, dlaczego ukryłam przed tobą historię? Otóż nie chciałam abyś stał się taki jak Różany Pazur, rządny zemsty na swoim ojcu za to co zrobił, albo co gorsza, na biednym klanie Liści który tutaj nie zawinił. Obawiałam się, że będą przez ciebie przemawiać cechy twojej rodziny, jednak stało się inaczej. Wyrosłeś na silnego i dzielnego wojownika który poświęcił życie aby ratować starą kotkę. Dziękuje ci.
Mgiełka zamilkła zamykając powieki. Położyła ciężką głowę na ziemi ciężko oddychając. Kilka razy kaszlnęła próbując pozbyć się okrutnego drapania w gardle. Borsuczy Goniec nie wiedział co powiedzieć. Nagle wszystkie jego pytania się rozwiązały, wszystko było jasne. Mimo to czuł okropną pustkę w sercu, nie mógł zrozumieć dlaczego to wszystko się stało, w jego głowie zrodziło się jeszcze więcej zagadek. Jedną z nich musiał rozwiązać teraz.
- Skąd to wszystko wiesz?- zdołał jedynie wychrypieć przez zaciśniętą szczękę.
- Bo należałam do tego klanu. Byłam zastępczynią, Mglistą Skórką. Jastrzębie Oko przybył i mnie obalił, wciągnął mnie w jakiś spisek po czym zniszczył wszystko nad czym pracowałam tak długo. Wygnano mnie zaraz po twoich narodzinach. Śledziłam poczynania Czarnego Wąsa, odnalazłam ciebie i przygarnęłam. To wszystko co mam do powiedzenia.
Point kiwnął łebkiem po czym ponownie wtulił łeb w swą przybraną matkę. Pozwolił sobie na smutek, żal, złość i inne przytłaczające emocje. Nie potrafił ich powstrzymać, wszystkiego było zbyt wiele. Słyszał jak powolny oddech Mgiełki nagle się ucisza. Ostatnimi słowami jakie wypowiedziała było ,,kocham cię synu, wybacz mi za wszystko”. Kocur wymruczał ciche ,,wybaczam” po czym liznął za uchem swą ukochaną matkę. Zacisnął powieki czując jak jego ciałem porusza okropny dreszcz. Został sam. W jego sercu zrodziła się pustka która zabrała wszystko co radosne, nie potrafił cieszyć się nawet tym, że żyje. Wolał zginąć wraz z Mgiełką niż żyć samotnie bez rodziny. Pożar dalej szalał na dworze nie pozostawiając za sobą nic po za śmiercią i nieznośnym zapachem.
Borsuczy Goniec zakopał kotkę niedaleko nory w której zmarła. Las został ugaszony, jednak nie pozostało po nim nic więcej jak tylko pył. Kocur szedł po pustkowiu zwanym kiedyś jego własnym domem, ruszył w kierunku Siedliska Owiec, miał nadzieję, że znajdzie tam resztę.
Biegnąc obserwował połamane i spalone drzewa, spod jego łap wydobywał się kurz. Powietrze dalej było ciężkie i szorstkie, dym ciągle był wyczuwalny. Mimo to, było względnie bezpiecznie. Wojownik wyszedł ze spalonej części lasu, jego sierść, niegdyś biała i czysta, była teraz czarna od popiołu. Nie potrafił rozpoznać sam siebie ilekroć widział swoje odbicie w kałuży. Zdziwił go fakt, że woda nagle pojawiła się na ziemi, myślał, że żaden deszcz jeszcze nie spadł. Nadal czuł pustkę po stracie Mgiełki, nie mógł znieść uczucia, że teraz jest sam na świecie. Mimo tego, że nie była jego prawdziwą matką, zawsze zaliczał ją do swojej rodziny. Teraz nie miał nikogo.
Wkroczył na Siedlisko Owiec i ujrzał na nim klan wilka, nadal tam byli. Niektórzy spoglądali ze smutkiem w stronę czegoś co kiedyś było lasem, inni spali próbując nabrać sił po ucieczce. Jako pierwsza Borsuka wypatrzyła Makowa Łapa. Skoczyła na równe nogi i pognała w kierunku mentora. Zatrzymała się przed nim, powąchała go i obejrzała dokładnie. Za nią przyszła Milcząca Gwiazda oraz jej zastępca. Srebrna kotka przetarła łapką pysk kocura ujawniając jego prawdziwe oblicze. Z przeszklonymi od wzruszenia oczami rzuciła się na niego wtulając się w jego futro. Szczęśliwe mruczenie przerywało ciche łkanie, i tak na przemian. Nie wiedziała czy się cieszyć, czy smucić. Pustułkowy Dziób odetchnął z ulgą a Makowa Łapa miauknęła zadowolona. Borsuczy Goniec powrócił do reszty klanu po drodze odpowiadając na pytanie liderki.
- Po co wskoczyłem w pożar? Wiesz…chyba kogoś słyszałem, miałem rację, niestety umarła. Co mi to niby dało? Odpowiedź na każde moje pytanie.
<<ktoś z Klanu Wilka? Jak chce ;v ps: kałuże powstały przed dwunożnych>>
Po chwili trafili na trop zagubionego zająca. Szedł w stronę klanu Nocy, zapewne szukał wody. Borsuk wraz z Makową Łapą podążali za nim. Daleko nie uciekł, zwierz był okropnie wycieńczony, widać było, że od dawna nic nie pił a jego jedynym pożywieniem była sucha trawa. Point pomyślał, że będzie to dobry sprawdzian dla szylkretowej kotki więc pozwolił jej zapolować. Makowa Łapa niepewnie kiwnęła łebkiem po czym przymierzyła się do skoku. Kilka razy wybiła się z rytmu czy uniosła za wysoko ogon, w innej sytuacji ofiara by uciekła, lecz ta nie miała siły. Już po chwili Mak złapała w szczęki martwego zająca. Dumna przyniosła go Borsuczemu Gońcy prezentując chuderlawy worek kości. Mentor uśmiechnął się blado, chciał jej dać do zrozumienia, że jest dumny, ale wiedział, że nie będzie z niego dużo jedzenia, przynajmniej coś. Na nieszczęście mieli karmicielkę z młodymi, Liliowa Łodyga potrzebowała jeść aby wykarmić swoje kociaki które na pewno przydadzą się klanowi.
- Dobrze ci poszło, ale mam kilka uwag. Uważaj na to jak chodzisz, musisz odnaleźć jakiś ,,rytm”. Tak jest prościej. A co do ogonka- tutaj kocur zrobił pauzę aby delikatnie pacnąć łapą Mak w łepek- ile razy mam ci powtarzać żeby go nie podnosić.
Kotka spuściła głowę i nieśmiało miauknęła przeprosiny. Oczywiście Borsuk jej wybaczył, ale postanowił wykorzystać pozostały czas na kolejne szkolenie.
---
Kolejnego dnia, po zjedzeniu śniadania składającego się z najmniejszej myszy jaką kiedykolwiek wiedział, postanowił ruszyć na kolejny trening z Makową Łapą. Czekając na uczennicę która jeszcze się nie obudziła postanowił porozmawiać z Milczącą Gwiazdą. Akurat liderka wyszła ze swojego legowiska, jej srebrna sierść lśniła w promieniach słońca tak pięknie, że Borsukowi aż zabrakło oddechu. Powolnym krokiem ruszył w jej kierunku a na powitanie zetknął się z nią noskiem. Kotka przyjęła gest z uśmiechem. Spojrzała na kocura czekając aż ten pierwszy się odezwie, tak się w istocie stało.
- Jak się spało Milcząca Gwiazdo?- zadał typowe pytanie. Liderka spojrzała na niebo na które leniwie wchodziło słońce po czym odpowiedziała:
- Dobrze, ale lepiej by było jakbyś spał obok.
Borsuczy Goniec zaśmiał się wtulając pysk w szyję kotki. Usłyszał jej ciche mruczenie a po chwili poczuł jak ta liże go za uchem. Był szczęśliwy, że może z nią być. Nieważne co inni o tym sądzili. Oderwał się od niej ponownie patrząc na wejście w którym już siedziała Makowa Łapa. Patrzyła się dokładnie na nich, ani centymetr dalej. Borsuk pożegnał partnerkę i wrócił do swojej uczennicy która mierzyła go wzrokiem.
- Co cię łączy z Milczącą Gwiazdą?- zapytała zaraz po tym jak wyszli z obozu. Kocur uśmiechnął się znacząco poruszając brwiami.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Bardzo dobrymi przyjaciółmi.
Makowa Łapa zrozumiała przekaz, nie miała zamiaru pytać dalej.
Poranek spędzili na nauce walki, kotka nie była jednak chętna na naukę tego. Ciągle próbowała uciec lub zastygała w miejscu nie zdolna zrobić nic więcej. Usiłowała z tym walczyć, ale za każdym razem kiedy mentor podnosił na nią łapę ta przywierała do ziemi próbując się ochronić. Nie podobało się to pointowi, ale podejrzewał, że Makowa Łapa jest zbyt przerażona aby walczyć, ewidentnie bała się tego. Próbował podejść ją zatem inaczej, zachęcić do kilku pchnięć czy skoczenia na jego grzbiet kiedy on będzie siedział obok niej w bezruchu. Widząc, że dobrze idą jej uniki postanowił doszlifować tą technikę u młodej kotki. Spodobało się jej to o wiele bardziej, z chęcią i zapałem przywierała do ziemi czy odpychała ataki. Uskoki szły jej najlepiej. W końcu Borsuczy Goniec zauważył jej pełen potencjał, nie była najsilniejsza, ale z pewnością umiała się bronić. To jej mocna cecha.
Gdy wracali do obozu Borsuk wyczuł znaną mu woń. Była okropna, śmierdząca. Nie mógł uwierzyć, że ją wyczuł, powąchał zatem jeszcze raz. Był pewien. Dym. Zatrzymał się w miejscu usiłując odnaleźć miejsce z którego dochodzi paskudny zapach. Rozglądał się i szukał jego źródła. W końcu znalazł, przez krzaki i gęste drzewa ujrzał zbliżającą się czarną chmurę. To nie był zwykły ogienek, zbliżał się pożar! W jednej chwili serce kocura podskoczyło mu do gardła, nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. Las zaczął się palić! Makowa Łapa też wyczuła okropny smród, jednak nie zdążyła tego zakomunikować. Borsuk wrzasnął szybkie ,,biegnijmy do obozu!” po czym oboje ruszyli pędem w jego stronę. Widział przerażenie w oczach swojej uczennicy, miał tylko cichą nadzieję, że nie napadnie jej paraliż ze strachu. Biegli słysząc za sobą trzask łamanych drzew a w nozdrzach czuli przytłaczający zapach dymu. Kiedy wpadli do obozu większość kotów skupiła na nich swoją uwagę. Makowa Łapa opadła próbując złapać oddech, od razu w jej stronę skoczył Płonąca Łapa zasypując ją gradem pytań. Borsuk nie miał czasu na odpowiadanie każdemu, musiał szybko iść do liderki. Wpadł do jej legowiska niczym burza, zastał ją spokojnie myjącą swój kark. Rzuciła mu pytające spojrzenie, ale zanim zdążyła dodać do tego pytanie kocur wrzasnął:
- Pożar, Milcząca Gwiazdo! Nadchodzi!
Oczy kotki rozszerzyły się, zareagowała natychmiast. Wyskoczyła z legowiska ogłaszając zebranie. Powiadomiła każdego o okropnym kataklizmie który nadchodzi. W obozie zapanował chwilowy chaos. Wszyscy biegali szukając innych, liderka potrzebowała informacji o tym kto jest po za obozem. Na szczęście każdy był na swoim miejscu. Milcząca Gwiazda posłała Kwiecisty Śpiew po Liliową Łodygę i jej dzieci. Obie kotki po chwili wyszły trzymając w pyskach młode białej karmicielki. Po szybkim zgrupowaniu i ustaleniu dokąd mają zamiar uciec, dokładnie na Siedlisko Owiec, cały klan wyruszył. Wszyscy biegli w zbitej grupie, prowadził Pustułkowy Dziób, tyły zabezpieczała Milcząca Gwiazda, obok niej biegł Borsuczy Goniec. Kotka upierała się aby ten pomógł na przedzie swemu dawnemu mentorowi, ten jednak odmówił, chciał być blisko partnerki w wypadku gdyby coś się jej stało. Cel był jedyną rzeczą o której każdy teraz myślał. Po chwili ktoś z tłumu krzyknął, że zabrakło Widmowego Wilka. Musieli jednak pogodzić się z tą stratą, medyk zapewne wyszedł aby nazbierać ziół, mógł już nie żyć. Nagle Borsuk usłyszał coś pośród wrzasków, odgłosów łamanych drzew i strzelającego ognia. Usłyszał czyjś głos.
-Borsuku!
Wydobywał się z oddali, jakby gdzieś za nimi. Nie mógł pojąć do kogo należy, ale wiedział, że bardzo dobrze go zna.
-Borsuku!- i jeszcze raz go usłyszał, to potwierdziło go w tym, że ktoś ewidentnie próbował go przywołać. Nagle zrozumiał do kogo on należał. Mgiełka! Borsuczy Goniec zatrzymał się gwałtownie wsłuchując się w echo trawionego pożarem lasu. Znowu to samo, ten sam krzyk. Milcząca Gwiazda zauważyła, że jej partner nie biegnie. Przywołała go do siebie, ten jednak nie posłuchał. Rzucił się w przeciwną stronę, wprost w środek pożaru. Nie zważał na błagalne ,,wracaj” wykrzyczane przez szarą kotkę. Musiał odnaleźć Mgiełkę.
Przedzierał się przez tumany kurzu i pyłu w poszukiwaniu znanej mu postaci. Wrzaski ustały, nie słyszał już nawoływania, więc sam zaczął je uskuteczniać.
- Mgiełko!
Cisza. Brak odzewu. Jedynie trzask drzew oraz płomieni. Czuł jak do jego płuc dostaje się dym, ale nie miał zamiaru się poddać. Nagle między krzewami mignęła mu szarawa postać. Bez zastanowienia skoczył w nie i odnalazł ją. Siedziała skulona, dusząc się od kaszlu z zamglonymi oczami. Mgiełka umierała. Borsuk bez namysły złapał ją za kark i zaczął ciągnąć w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca. Płomienie szalały, dym był wszędzie, sam kocur tracił powoli siły. W końcu odnalazł małą lisią norkę. Zawlókł tam swą matkę układając na ziemi. Padł obok dusząc się od dymu, który na szczęście tutaj nie dochodził. Było duszno, ale powietrze było względnie czyste. Poczuł jak Mgiełka dotyka go swą łapą, była słaba, bardzo słaba. Kocur podniósł się i spojrzał na mizerne oblicze puchatej kotki. Jej sierść była brudna, skołtuniona, oczy mętne, lecz na pysku malował się uśmiech.
- Cieszę się, że cię znalazłam Borsuczy Gońco…nie pożyję długo. Bałam się, że coś ci się stało.
- Mogło mi się stać, Mgiełko dlaczego tu przyszłaś!? To szaleństwo!- rzucił zdenerwowany przyciskając pysk do futra matki- nie umieraj, proszę.
- To nieuniknione, zginę tutaj, obok ciebie. Piękna śmierć. Oto samo co ty teraz prosiłam Klan Gwiazd wiele księżyców temu. Aby nie odbierał mi osoby którą już zdążyłam pokochać- wychrypiała kotka kaszląc ciężko- aby nie odebrał mi ciebie.
- Mgiełko…
- Zamilcz na chwilę Borsuku, teraz ja mówię, bo mam wiele do opowiedzenia. Wiem więcej o twojej przeszłości niż może ci się zdawać. Tak właśnie, nie rób tej głupiej miny. Chcesz znać swą historię?- zapytała unosząc lekko głowę do góry. Borsuk jedynie przytaknął wciąż wpatrując się w Mgiełkę.
- Świetnie. Urodziłeś się w klanie Liści, twoją matką była Różany Pazur, bardzo silna wojowniczka, niestety do zguby poprowadziła ją rządza zemsty. Ojcem twoim był zaś Czarny Wąs, paskudny przypadek, mam nadzieję, że śmierć jaką mu zadała Różany Pazur była bolesna. Do rzeczy, bo to najważniejsze. Twoja matka nie była zła, kochała ciebie i twoje siostry całym sercem. Nie wyobrażała sobie bez was życia, ale Czarny Wąs…to okrutny kocur. Nie kochał swej partnerki, was także. Dlatego obmyślił sobie, że was porzuci, rozumiesz? Zostawił was w lesie na pastwę losu. Pozwolił wam umrzeć i ukrył wszystko. Dlaczego? Bo znalazł sobie kogoś lepszego. Twoja matka była zrozpaczona waszym zniknięciem, związała się z Jastrzębim Okiem…pluję na tego kocura totalnie, nienawidzę go całym sercem. Co ciekawsze, Jastrzębie Oko był twoim dziadkiem, ciekawostka nie mała. Do rzeczy, bo gadam i gadam a czas mi się kończy, znowu miała kocięta, ale ich nie kochała już jak ciebie i twoich sióstr. Odrzuciła je pozostawiając w żłobku. Do czego dążę, zapytasz, dlaczego ukryłam przed tobą historię? Otóż nie chciałam abyś stał się taki jak Różany Pazur, rządny zemsty na swoim ojcu za to co zrobił, albo co gorsza, na biednym klanie Liści który tutaj nie zawinił. Obawiałam się, że będą przez ciebie przemawiać cechy twojej rodziny, jednak stało się inaczej. Wyrosłeś na silnego i dzielnego wojownika który poświęcił życie aby ratować starą kotkę. Dziękuje ci.
Mgiełka zamilkła zamykając powieki. Położyła ciężką głowę na ziemi ciężko oddychając. Kilka razy kaszlnęła próbując pozbyć się okrutnego drapania w gardle. Borsuczy Goniec nie wiedział co powiedzieć. Nagle wszystkie jego pytania się rozwiązały, wszystko było jasne. Mimo to czuł okropną pustkę w sercu, nie mógł zrozumieć dlaczego to wszystko się stało, w jego głowie zrodziło się jeszcze więcej zagadek. Jedną z nich musiał rozwiązać teraz.
- Skąd to wszystko wiesz?- zdołał jedynie wychrypieć przez zaciśniętą szczękę.
- Bo należałam do tego klanu. Byłam zastępczynią, Mglistą Skórką. Jastrzębie Oko przybył i mnie obalił, wciągnął mnie w jakiś spisek po czym zniszczył wszystko nad czym pracowałam tak długo. Wygnano mnie zaraz po twoich narodzinach. Śledziłam poczynania Czarnego Wąsa, odnalazłam ciebie i przygarnęłam. To wszystko co mam do powiedzenia.
Point kiwnął łebkiem po czym ponownie wtulił łeb w swą przybraną matkę. Pozwolił sobie na smutek, żal, złość i inne przytłaczające emocje. Nie potrafił ich powstrzymać, wszystkiego było zbyt wiele. Słyszał jak powolny oddech Mgiełki nagle się ucisza. Ostatnimi słowami jakie wypowiedziała było ,,kocham cię synu, wybacz mi za wszystko”. Kocur wymruczał ciche ,,wybaczam” po czym liznął za uchem swą ukochaną matkę. Zacisnął powieki czując jak jego ciałem porusza okropny dreszcz. Został sam. W jego sercu zrodziła się pustka która zabrała wszystko co radosne, nie potrafił cieszyć się nawet tym, że żyje. Wolał zginąć wraz z Mgiełką niż żyć samotnie bez rodziny. Pożar dalej szalał na dworze nie pozostawiając za sobą nic po za śmiercią i nieznośnym zapachem.
Borsuczy Goniec zakopał kotkę niedaleko nory w której zmarła. Las został ugaszony, jednak nie pozostało po nim nic więcej jak tylko pył. Kocur szedł po pustkowiu zwanym kiedyś jego własnym domem, ruszył w kierunku Siedliska Owiec, miał nadzieję, że znajdzie tam resztę.
Biegnąc obserwował połamane i spalone drzewa, spod jego łap wydobywał się kurz. Powietrze dalej było ciężkie i szorstkie, dym ciągle był wyczuwalny. Mimo to, było względnie bezpiecznie. Wojownik wyszedł ze spalonej części lasu, jego sierść, niegdyś biała i czysta, była teraz czarna od popiołu. Nie potrafił rozpoznać sam siebie ilekroć widział swoje odbicie w kałuży. Zdziwił go fakt, że woda nagle pojawiła się na ziemi, myślał, że żaden deszcz jeszcze nie spadł. Nadal czuł pustkę po stracie Mgiełki, nie mógł znieść uczucia, że teraz jest sam na świecie. Mimo tego, że nie była jego prawdziwą matką, zawsze zaliczał ją do swojej rodziny. Teraz nie miał nikogo.
Wkroczył na Siedlisko Owiec i ujrzał na nim klan wilka, nadal tam byli. Niektórzy spoglądali ze smutkiem w stronę czegoś co kiedyś było lasem, inni spali próbując nabrać sił po ucieczce. Jako pierwsza Borsuka wypatrzyła Makowa Łapa. Skoczyła na równe nogi i pognała w kierunku mentora. Zatrzymała się przed nim, powąchała go i obejrzała dokładnie. Za nią przyszła Milcząca Gwiazda oraz jej zastępca. Srebrna kotka przetarła łapką pysk kocura ujawniając jego prawdziwe oblicze. Z przeszklonymi od wzruszenia oczami rzuciła się na niego wtulając się w jego futro. Szczęśliwe mruczenie przerywało ciche łkanie, i tak na przemian. Nie wiedziała czy się cieszyć, czy smucić. Pustułkowy Dziób odetchnął z ulgą a Makowa Łapa miauknęła zadowolona. Borsuczy Goniec powrócił do reszty klanu po drodze odpowiadając na pytanie liderki.
- Po co wskoczyłem w pożar? Wiesz…chyba kogoś słyszałem, miałem rację, niestety umarła. Co mi to niby dało? Odpowiedź na każde moje pytanie.
<<ktoś z Klanu Wilka? Jak chce ;v ps: kałuże powstały przed dwunożnych>>
29 sierpnia 2017
Od Osmolonej Łapy
Osmolona Łapa biegł co sił powoli się już męcząc. Czarna sylwetka kotki z jednym ślepym okiem go dopadła i zwaliła z nóg. Po krótkiej chwili uczeń otworzył oczy. Leżał w swoim legowisku wśród sosen, jak każdej nocy. Spojrzał przed siebie i uświadomił sobie, że był to tylko zwykły koszmar, jednak coś nie dawało mu spokoju... Nie miał żadnego pomysłu kim mogła być tajemnicza kotka. Jednak postanowił zapomnieć o dziwnym koszmarze i zamknął oczy by spróbować zasnąć.
*Rano*
- Osmolona Łapo! Wstawaj! - Syknął jakiś kocur. Uczeń rozpoznał ten głos... Był to głos lidera, niezadowolonego lidera... - Już prawie i słońce będzie górowało na niebie, a ty wciąż leżysz! - Warknął chłodno.
- W-wybacz Krucza Gwiazdo... Miałem koszmary. - Tłumaczył Osmolona Łapa ziewając.
- Nie obchodzą mnie twoje koszmary Osmolona Łapo! Całkowicie zaniedbujesz swój trening! - Wypluł lider. - Posłuchaj Osmolona Łapo... Widzę w tobie wielki potencjał, ale jak na tą chwilę w ogóle go nie pokazałeś. - Wymruczał nieco cieplej. Osmolona Łapa się tym trochę zdziwił, Kruczy Gwiazda zwykle mówił chłodnym tonem, takim jak, gdy budził ucznia.
- Wybacz mi... - Skulił się kocurek.
- Nie ma potrzeby na przeprosiny Osmolona Łapo, po prostu chodź. - Wymiauczał. Uczeń dostrzegł na jego pysku niezauważalny, ale ciepły uśmiech. Kocur ruszył za liderem wychodząc z jałowcowego gąszczu i ocierając nie raz łbem o gałęzie.
Szli tak resztę drogi w ciszy i wśród świerków, słysząc śpiew ptaków.
W końcu Krucza Gwiazda zatrzymał się i rozejrzał.
- To jest idealne miejsce, jest tu najwięcej drzew, więc mamy częściowe schronienie przed tym upałem. Może spróbujesz zapolować na tego ptaka? Nie wyczuwam tutaj żadnych myszy. Mam nadzieję, że chociaż pamiętasz jak się poluje. - Wysyczał Krucza Gwiazda. Osmolona Łapa przywlekł cicho do ziemi obserwując skrzydlate stworzonko. Powoli podchodził, aż w końcu się zatrzymał i uszykował do skoku. Kiedy ptak zajął się dziobaniem ziarna, uczeń skoczył na stworzonko i udusił.
- O to chodzi! - Wrzasnął Krucza Gwiazda. Osmolona Łapa również się ucieszył.
- Czyli jednak wiesz o co chodzi. - Pochwalił go lider. Jednak Osmolona Łapa nie słuchał go, przeszło go dziwne wrażenie bycia obserwowanym. W oddali zauważył jedno złote oko.
- Krucza Gwiazdo! Tam ktoś jest! - Miauknął do lidera, ten mu jednak posłał chłodne spojrzenie.
- Co? Nawet nic nie wyczuwam, przez ten upał masz omamy! Lepiej pójdźmy w stronę rzeki, pewnie jesteś spragniony.
Osmolona Łapa spojrzał jedynie do tyłu. Tym razem już nie czuł czyjejś obecności, poza Kruczą Gwiazdą.
- W lesie blisko rzeki będziemy kontynuować trening. - Dodał po chwili lider.
<Krucza?>
*Rano*
- Osmolona Łapo! Wstawaj! - Syknął jakiś kocur. Uczeń rozpoznał ten głos... Był to głos lidera, niezadowolonego lidera... - Już prawie i słońce będzie górowało na niebie, a ty wciąż leżysz! - Warknął chłodno.
- W-wybacz Krucza Gwiazdo... Miałem koszmary. - Tłumaczył Osmolona Łapa ziewając.
- Nie obchodzą mnie twoje koszmary Osmolona Łapo! Całkowicie zaniedbujesz swój trening! - Wypluł lider. - Posłuchaj Osmolona Łapo... Widzę w tobie wielki potencjał, ale jak na tą chwilę w ogóle go nie pokazałeś. - Wymruczał nieco cieplej. Osmolona Łapa się tym trochę zdziwił, Kruczy Gwiazda zwykle mówił chłodnym tonem, takim jak, gdy budził ucznia.
- Wybacz mi... - Skulił się kocurek.
- Nie ma potrzeby na przeprosiny Osmolona Łapo, po prostu chodź. - Wymiauczał. Uczeń dostrzegł na jego pysku niezauważalny, ale ciepły uśmiech. Kocur ruszył za liderem wychodząc z jałowcowego gąszczu i ocierając nie raz łbem o gałęzie.
Szli tak resztę drogi w ciszy i wśród świerków, słysząc śpiew ptaków.
W końcu Krucza Gwiazda zatrzymał się i rozejrzał.
- To jest idealne miejsce, jest tu najwięcej drzew, więc mamy częściowe schronienie przed tym upałem. Może spróbujesz zapolować na tego ptaka? Nie wyczuwam tutaj żadnych myszy. Mam nadzieję, że chociaż pamiętasz jak się poluje. - Wysyczał Krucza Gwiazda. Osmolona Łapa przywlekł cicho do ziemi obserwując skrzydlate stworzonko. Powoli podchodził, aż w końcu się zatrzymał i uszykował do skoku. Kiedy ptak zajął się dziobaniem ziarna, uczeń skoczył na stworzonko i udusił.
- O to chodzi! - Wrzasnął Krucza Gwiazda. Osmolona Łapa również się ucieszył.
- Czyli jednak wiesz o co chodzi. - Pochwalił go lider. Jednak Osmolona Łapa nie słuchał go, przeszło go dziwne wrażenie bycia obserwowanym. W oddali zauważył jedno złote oko.
- Krucza Gwiazdo! Tam ktoś jest! - Miauknął do lidera, ten mu jednak posłał chłodne spojrzenie.
- Co? Nawet nic nie wyczuwam, przez ten upał masz omamy! Lepiej pójdźmy w stronę rzeki, pewnie jesteś spragniony.
Osmolona Łapa spojrzał jedynie do tyłu. Tym razem już nie czuł czyjejś obecności, poza Kruczą Gwiazdą.
- W lesie blisko rzeki będziemy kontynuować trening. - Dodał po chwili lider.
<Krucza?>
Od Nocnego Nieba CD Lamparciej Gwiazdy
Nocne Niebo siedział przytulony do Złotej Melodii. Widział zwęglone drzewa na terenie Klanu Wilka, a w powietrzu cały czas dało się wyczuć ostry zapach ognia. Czarny kocur ocknął się, gdy usłyszał głos kotki, siedzącej tuż obok niego.
- Myślisz, że nic im nie jest? - spytała się drżącym głosem.
- Nie wiem - kocur zmarszczył nos. - Ale mam nadzieję, że nie wyszli z tego cało.
- Jak możesz tak myśleć?! - Złota Melodia spojrzała na niego wielkimi oczami. - To straszne! Przecież ktoś mógł umrzeć!
- I niech to będzie kara, za zabranie nam terytorium - odpowiedział stanowczo Nocne Niebo. - Jestem pewny, że teraz na ich terytorium nie będzie zwierzyny, przez co Klan Wilka opadnie na sile.
- Ale Nocne Niebo, to przecież straszne!
- Nie powinnaś się o nich martwić - fuknął. - Zabrali nasze terytorium, przez co nie byliśmy w stanie wyżywić własnego klanu. Drzewa dają cień, więc nie było tam znowu tak gorąco. Natomiast na odkrytych terenach Klanu Burzy zwierzyny i tak byłoby mało - powiedział z zimną wściekłością.
W tym momencie, patrząc na pokryte pyłem tereny wrogiego klanu, wpadł na pewien pomysł.
- Poczekaj tu - polizał ją po szyi, a sam podszedł do Lamparciej Gwiazdy.
Czarny kocur siedział obok Iskrzącego Futra, jednak żadne z nich się nie odzywało. Uznając to za dobrą okazję, Nocne Niebo podszedł do nich i spytał się się przywódcy:
- Lamparcia Gwiazdo, możemy chwilę porozmawiać?
Kocur obrzucił go chłodnym spojrzeniem, ale przystanął na jego prośbę.
- O co chodzi? - spytał się, gdy zastępczyni odeszła.
- Lamparcia Gwiazdo, Klan Wilka i Nocy na pewną są osłabione po pożarze. Las jest spopielony, a rzeka na pewno wyschła po suszy. Nie uważasz, że mogłaby to być dobra okazja na atak i odebranie naszych terenów?
<Lamparcia Gwiazdo?>
Nowi członkowie Klanu Gwiazd!
MALINOWA GWIAZDA
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Spłonięcie w pożarze
Odeszła do Klanu Gwiazd.
SOWI SZPON
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna śmierci: Susza; pragnienie i głód
Odszedł do Klanu Gwiazd.
Od Paprociowej Łapy
Ten pożar był przerażający. Nie zaczęłam jeszcze treningu ze Świetlikiem, a połowa lasu spłonęła. Ale cóż, nie wolno się zamartwiać. Muszę postawić Świetlikową Ścieżkę na nogi, od razu z rana. wzięłam sobie małą myszkę ze stosu zwierzyny i podeszłam do Bobrzej Łapy jedzącego niedaleko.
- Ale się porobiło, nie?- zapytał mnie brat. Faktycznie, las spłonął, a nasza liderka nie żyje.
- Taak, ale nie można się zamartwiać, patrz na świat optymistycznie. Las spłonął, ale obóz nie ucierpiał, nie? A założę się, że od następnej pory nowych liści, las będzie silniejszy niż przedtem!-ostatnie słowa aż krzyknęłam. Bóbr się uśmiechnął i wsunął ostatnie kęsy swojego posiłku. Ja też powoli kończyłam moją mysz. Skierowałam się ku legowisku. Teraz tu będę spała, pomyślałam. Ułożyłam się do snu obok Bobrzej Łapy, i zasnęłam.
***
Obudziłam się. Słońce dopiero co wychodziło sponad drzew. W obozie nie było ani żywej duszy, wszyscy spali. Pomyślałam, że obudzę Świetlikową Ścieżkę i nakłonię ja do treningu. Wyszłam z legowiska uczniów i udałam się do legowiska wojowników. Wzrokiem poszukałam małej zwiniętej kulki futra. Okazało się, że to Świetlik. Podeszłam więc, i zaczęłam ją szturchać moim zimnym noskiem.
<Świetlikowa Ścieżko?>
- Ale się porobiło, nie?- zapytał mnie brat. Faktycznie, las spłonął, a nasza liderka nie żyje.
- Taak, ale nie można się zamartwiać, patrz na świat optymistycznie. Las spłonął, ale obóz nie ucierpiał, nie? A założę się, że od następnej pory nowych liści, las będzie silniejszy niż przedtem!-ostatnie słowa aż krzyknęłam. Bóbr się uśmiechnął i wsunął ostatnie kęsy swojego posiłku. Ja też powoli kończyłam moją mysz. Skierowałam się ku legowisku. Teraz tu będę spała, pomyślałam. Ułożyłam się do snu obok Bobrzej Łapy, i zasnęłam.
***
Obudziłam się. Słońce dopiero co wychodziło sponad drzew. W obozie nie było ani żywej duszy, wszyscy spali. Pomyślałam, że obudzę Świetlikową Ścieżkę i nakłonię ja do treningu. Wyszłam z legowiska uczniów i udałam się do legowiska wojowników. Wzrokiem poszukałam małej zwiniętej kulki futra. Okazało się, że to Świetlik. Podeszłam więc, i zaczęłam ją szturchać moim zimnym noskiem.
<Świetlikowa Ścieżko?>
Od Lamparciej Gwiazdy C.D. Rdzawej Łapy
- Jesteś niemożliwa - powiedział Lamparcia Gwiazda bez uczuć. - Jutro czeka cię trening. Idź już spać.
Rdzawa Łapa uśmiechnęła się i podreptała w kierunku legowiska lidera, gdzie zawsze spała. Kocur jednak ją zatrzymał.
- Dziś śpisz w legowisku uczniów. Jesteś już dorosła, pamiętasz? - powiedział lider. Uczennica położyła po sobie ze smutkiem uszy i z miną zbitego psa udała się w kierunku legowiska uczniów. Lamparciej Gwieździe było bardzo przykro z jej powodu, ale cóż mógł na to poradzić? Kochał Rdzawą Łapę całym swoim sercem, naprawdę uważał ją za córkę. Wiedział jednak, że wiszą nad nią ciemne chmury. Z każdym dniem, choć niechętnie przyznawał medykowi rację. W Rdzawej płynęła zła krew. Nie była z Klanu Burzy, ani Klan Gwiazdy jej Klanowi Burzy nie przeznaczył. Była porwana. Była nieczysta. Była złą decyzją złego lidera. Ale cóż Lamparcia Gwiazda mógł poradzić na swoje czułe serce?
Biała Łapa kończyła powoli swój trening. Lamparcia Gwiazda był dumny z postępów uczennicy. Polowała jak nikt inny w klanie, a jej umiejętności w walce były z dnia na dzień co raz lepsze. Lider był dumny z siebie jako mentora, a także z Białej Łapy.
Niestety, niewiele podobnych słów mógł powiedzieć o treningu Rdzawej Łapy. Jałowcowy Krzew nie przyszedł do lidera jeszcze z żadną pochwałą, choć ten wyraźnie prosił go kilkanaście razy, aby codziennie meldował postępy szylkretki. Lamparcia Gwiazda nie chciał go jednak naciskać, ani być natarczywy. Jałowcowy Krzew był młodym kotem, a Rdzawa Łapa to jego pierwszy uczeń. Niech się najpierw z nią oswoi.
Jednak bycie liderem wiązało się też z wieloma innymi obowiązkami. Lamparcia Gwiazda musiał nadzorować obóz, podczas gdy Iskrzące Futro zajmowała się terenami klanu. Ponadto miał od dłuższego czasu jeszcze jeden problem - susza. Okropna, ciężka susza. Klan Burzy przymierał z głodu i pragnienia. Co prawda zorganizowano grupy, które chodziły po wodę na tereny Klanu Nocy, ale były nieliczne i wysyłano je rzadko. Lamparcia Gwiazda w szczególności martwił się o Korową Skórę. Była w ciąży. Wielu członków klanu się o nią martwiło. A zwłaszcza Sowie Szpon. Nie odstępował swojej córki na krok. Często oddawał jej swoje porcje wody. Niezliczoną ilość razy wędrował samodzielnie na tereny Klanu Nocy po wodę dla niej i dla kociąt Mysiego Nosa. Lamparcia Gwiazda widział jego poświęcenie dla tych kotek i sam nie umiał dowierzać, że kocur ten jest do tego zdolny.
W końcu Korowa Skóra urodziła czwórkę kociąt. Trzy kocury i kotkę. Lamparcią Gwiazdę bardzo to uradowało. Wiedział doskonale, jaką przewagę w ilości mają kotki w jego klanie. Martwił się, że jego siostrzenice nie znajdą w przyszłości żadnej miłości, a klan upadnie z powodu braku przyszłych pokoleń. Ale Klan Gwiazdy czuwał nad burzowiczami. Zesłał trzy kocurki, jakby specjalnie dla Rdzawej Łapy, Tygryski i Pręgi.
Choć dla całego klanu był to dzień bardzo szczęśliwy, nie trwał długo. Narodziny kociąt przyniosły tylko jeszcze większy problem. Teraz było o wiele ważniejsze, aby poić królowe. Lamparcia Gwiazda zrezygnował nawet z patrolowania granic, aby więcej kotów mogło polować i nosić wodę. Sam, osobiście wyruszył na kilka wypraw.
Niestety, Sowi Szpon w końcu poniósł konsekwencje swojego altruizmu. Pewnej nocy zasnął, a następnego dnia już się nie obudził. Umarł z pragnienia i głodu, jak powiedziała Kwiecisty Wiatr. Oddał życie, aby Korowej Skórze i jej dzieciom żyło się lepiej.
Dzień żałoby, kilka dni po dniu radości zmartwił nie jednego członka klanu. A nadchodziły jeszcze cięższe czasy. I jeszcze większe kłopoty.
Tej nocy Lamparcią Gwiazdę obudziło poruszenie w obozie. Zaskoczony lider opuścił swoje legowisko i od razu poczuł wstrętny zapach. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie czuł Przypominało trochę zapach Drogi Grzmotu, ale delikatniejszy i bardziej naturalny. Większość kotów była obudzona. Na horyzoncie widniała łuna, ale nie mogło być to wschodzące słońce. Je także widzieli, powoli wychylało się zza drzew. Jednak zasłaniała je czarna chmura.
- Co to jest? - zapytał Lamparcia Gwiazda wpatrując się w niebo, jak zahipnotyzowany.
- To ogień - oznajmiła Blady Świt, ze strachem w oczach. - Las płonie!
Słysząc te słowa członkowie klanu zaczęli panikować. Sam Lamparcia Gwiazda był przerażony. Ogień? Słyszał wiele o ogniu, ale widział go tylko raz w życiu. Gdy umarła Biała Gwiazda, spadło na nią płonące drzewo. Ale ten ogień był jasny i ciepły, szybko zgasł, tak samo jak szybko wywołała go błyskawica. Nigdy nie widział ognia w postaci czarnych chmur.
- Musimy ratować kocięta! - zawołała Mysi Nos wynosząc jednego z kociaków Korowej Skóry.
- Nie! - powstrzymał ją Lamparcia Gwiazda. - Niech nikt nie opuszcza obozu! Blady Świcie, co wiesz o ogniu?
- Pożar - powiedziała kotka. - Wszystkie drzewa w lesie muszą stać w ogniu! Są suche, ogień szybko urośnie.
- Czy coś nam grozi? - zapytał kocur.
- Trawa może się zapalić. A czarna chmura, dym jest trujący i może zabić. Nie jesteśmy bezpieczni w obozie.
- Co sugerujesz?
- Ogień nie przejdzie przez Drogę Grzmotu. Zbyt boi się potworów - wyjaśniła kotka. - Musimy szybko dostać się na bagna. Ogień szybko do nas dobiegnie.
Lamparcia Gwiazda od razu wydał odpowiednie polecenia. Po chwili cały Klan Burzy był już w drodze na bagna, gdzie miało być bezpiecznie. Wojownicy nieśli najmłodsze kocięta w pyskach, kilkoro niosło ostatnie zdobycze klanu, które w obliczu głodu ciężko było zostawić w obozie. Po długim marszu cały klan w końcu dotarł do Drogi Grzmotu.
- Nie powinniśmy przechodzić - powiedziała Złota Melodia. - To zbyt ryzykowne. Zrobimy to, gdy ogień będzie blisko.
Cały klan zgodził się z młodą wojowniczką. Wszyscy przysiedli więc w cieniu pobliskich krzewów i oczekiwali. Lamparcia Gwiazda usiadł z boku wpatrując się we wzgórze. Był gotów zaalarmować klan w każdej chwili. Rozmyślał wtedy o innych klanach. O Klanie Wilka, z którego kierunku dochodził dym, o Klanie Klifu, który nie miał gdzie przed nim uciec i o Klanie Nocy, będącym teraz w chyba najlepszej sytuacji. Mimo wszystko Lamparcia Gwiazda miał cichą nadzieję, że ogień zniszczy Klan Wilka i Klan Nocy na zawsze. Jego nienawiść do Milczącej Gwiazdy i do Malinowej Gwiazdy nie zelżała ani trochę. Nienawidził ich, oraz ich klanów. Życzył im śmierci w płomieniach i pogrzebania popiołem.
- Lamparcia Gwiazdo, jestem taka spragniona - westchnęła Korowa Skóra podchodząc do lidera.
- Nic na to nie poradzę - pokręcił głową kocur. - Musisz być wytrwała i chronić swoje dzieci. Są one przyszłością Klanu Burzy. Naszym najcenniejszym skarbem.
- Jak myślisz, co się stanie z Klanami? - zapytała kotka.
- Ich przyszłość leży w ich łapach - powiedział lider.
Nagle podbiegła do nich Fioletowa Chmura, wyraźnie zaniepokojona.
- Nigdzie nie ma Białej Łapy i Rdzawej Łapy - powiedziała zmartwionym głosem.
- Jak to nigdzie? - syknął Lamparcia Gwiazda.
- Nie ma! Chyba zostały w obozie...
- Niemożliwe! - wtrąciła się Korowa Skóra. - Widziałam je obie. Biała Łapa niosła tu Agreścika. One są gdzieś tu blisko.
- Znajdźcie je, jeżeli się oddaliły mogą być w poważnych tarapatach - polecił Lamparcia Gwiazda udając spokój. W rzeczywistości był przerażony. Jego uczennica, jego córka... Jak mógł je spuścić z oczu choćby na sekundę? Dodało mu to tylko zmartwień, których i tak miał już pełno na głowie.
Uczennice znalazły się przed szczytowaniem słońca. Przyszły z drugiej strony Drogi Grzmotu niosąc przyjemną niespodziankę: nasiąknięty mech. Biała Łapa z dumą oznajmiła, że pomysł pójścia na bagno po mech był jej, a Rdzawa Łapa z jeszcze większą dumą powiedziała to samo. Lamparcia Gwiazda znał jednak obie na tyle dobrze, by wiedzieć, że autorstwo pomysłu należy przypisać starszej kotce. Lamparcia Gwiazda był nieopisanie dumny.
- Niech wszyscy członkowie Klanu Burzy posłuchają teraz uważnie - powiedział skupiając na sobie uwagę klanu. - Ja, Lamparcia Gwiazda, wzywam swoich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę - wskazał Białą Łapę. - Trenowała pilnie, aby poznać zasady Waszego szlachetnego Kodeksu. Polecam Wam ją jako nową wojowniczkę. Biała Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu i bronić Klanu Burzy nawet za cenę życia?
- Oczywiście! - zawołała podekscytowana.
- Dobrze. Od tej chwili będziesz się nazywać Biała Sadzawka. Klan Gwiazdy docenia twoją wytrwałość i poświęcenie, oraz wita cię, jako pełnoprawnego członka Klanu Burzy.
Wszyscy obecni zaczęli skandować imię nowej wojowniczki. Biała Sadzawka popłakała się ze wzruszenia. Nie przypuszczała chyba, że za tak prosty gest, jak przyniesienie wody zostanie wojowniczką. A jednak. Rdzawa Łapa zerkała na nią z zazdrością typową dla siebie, co bardzo rozbawiło lidera.
Szybko okazało się, że Bagno nie wyschło do końca i wciąż są na nim kałuże wody. Klan poczuł się dzięki temu spokojniejszy. Pierwszy raz od bardzo dawna mogli się napić do dna i ochłodzić w cieniu drzew.
Nim zaszło słońce Blady Świt ogłosiła koniec pożaru. Miały to zasygnalizować białe chmury, które zastąpiły czarny dym. Klan Burzy niepewnie wrócił do swojego domu. Okazało się, że pożar ominął wzgórze, jednak widzieli dymiące się drzewa na terenie Klanu Wilka, Klanu Nocy i Klanu Klifu.
<Ktoś z Klanu Burzy?>
Rdzawa Łapa uśmiechnęła się i podreptała w kierunku legowiska lidera, gdzie zawsze spała. Kocur jednak ją zatrzymał.
- Dziś śpisz w legowisku uczniów. Jesteś już dorosła, pamiętasz? - powiedział lider. Uczennica położyła po sobie ze smutkiem uszy i z miną zbitego psa udała się w kierunku legowiska uczniów. Lamparciej Gwieździe było bardzo przykro z jej powodu, ale cóż mógł na to poradzić? Kochał Rdzawą Łapę całym swoim sercem, naprawdę uważał ją za córkę. Wiedział jednak, że wiszą nad nią ciemne chmury. Z każdym dniem, choć niechętnie przyznawał medykowi rację. W Rdzawej płynęła zła krew. Nie była z Klanu Burzy, ani Klan Gwiazdy jej Klanowi Burzy nie przeznaczył. Była porwana. Była nieczysta. Była złą decyzją złego lidera. Ale cóż Lamparcia Gwiazda mógł poradzić na swoje czułe serce?
Biała Łapa kończyła powoli swój trening. Lamparcia Gwiazda był dumny z postępów uczennicy. Polowała jak nikt inny w klanie, a jej umiejętności w walce były z dnia na dzień co raz lepsze. Lider był dumny z siebie jako mentora, a także z Białej Łapy.
Niestety, niewiele podobnych słów mógł powiedzieć o treningu Rdzawej Łapy. Jałowcowy Krzew nie przyszedł do lidera jeszcze z żadną pochwałą, choć ten wyraźnie prosił go kilkanaście razy, aby codziennie meldował postępy szylkretki. Lamparcia Gwiazda nie chciał go jednak naciskać, ani być natarczywy. Jałowcowy Krzew był młodym kotem, a Rdzawa Łapa to jego pierwszy uczeń. Niech się najpierw z nią oswoi.
Jednak bycie liderem wiązało się też z wieloma innymi obowiązkami. Lamparcia Gwiazda musiał nadzorować obóz, podczas gdy Iskrzące Futro zajmowała się terenami klanu. Ponadto miał od dłuższego czasu jeszcze jeden problem - susza. Okropna, ciężka susza. Klan Burzy przymierał z głodu i pragnienia. Co prawda zorganizowano grupy, które chodziły po wodę na tereny Klanu Nocy, ale były nieliczne i wysyłano je rzadko. Lamparcia Gwiazda w szczególności martwił się o Korową Skórę. Była w ciąży. Wielu członków klanu się o nią martwiło. A zwłaszcza Sowie Szpon. Nie odstępował swojej córki na krok. Często oddawał jej swoje porcje wody. Niezliczoną ilość razy wędrował samodzielnie na tereny Klanu Nocy po wodę dla niej i dla kociąt Mysiego Nosa. Lamparcia Gwiazda widział jego poświęcenie dla tych kotek i sam nie umiał dowierzać, że kocur ten jest do tego zdolny.
W końcu Korowa Skóra urodziła czwórkę kociąt. Trzy kocury i kotkę. Lamparcią Gwiazdę bardzo to uradowało. Wiedział doskonale, jaką przewagę w ilości mają kotki w jego klanie. Martwił się, że jego siostrzenice nie znajdą w przyszłości żadnej miłości, a klan upadnie z powodu braku przyszłych pokoleń. Ale Klan Gwiazdy czuwał nad burzowiczami. Zesłał trzy kocurki, jakby specjalnie dla Rdzawej Łapy, Tygryski i Pręgi.
Choć dla całego klanu był to dzień bardzo szczęśliwy, nie trwał długo. Narodziny kociąt przyniosły tylko jeszcze większy problem. Teraz było o wiele ważniejsze, aby poić królowe. Lamparcia Gwiazda zrezygnował nawet z patrolowania granic, aby więcej kotów mogło polować i nosić wodę. Sam, osobiście wyruszył na kilka wypraw.
Niestety, Sowi Szpon w końcu poniósł konsekwencje swojego altruizmu. Pewnej nocy zasnął, a następnego dnia już się nie obudził. Umarł z pragnienia i głodu, jak powiedziała Kwiecisty Wiatr. Oddał życie, aby Korowej Skórze i jej dzieciom żyło się lepiej.
Dzień żałoby, kilka dni po dniu radości zmartwił nie jednego członka klanu. A nadchodziły jeszcze cięższe czasy. I jeszcze większe kłopoty.
Tej nocy Lamparcią Gwiazdę obudziło poruszenie w obozie. Zaskoczony lider opuścił swoje legowisko i od razu poczuł wstrętny zapach. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie czuł Przypominało trochę zapach Drogi Grzmotu, ale delikatniejszy i bardziej naturalny. Większość kotów była obudzona. Na horyzoncie widniała łuna, ale nie mogło być to wschodzące słońce. Je także widzieli, powoli wychylało się zza drzew. Jednak zasłaniała je czarna chmura.
- Co to jest? - zapytał Lamparcia Gwiazda wpatrując się w niebo, jak zahipnotyzowany.
- To ogień - oznajmiła Blady Świt, ze strachem w oczach. - Las płonie!
Słysząc te słowa członkowie klanu zaczęli panikować. Sam Lamparcia Gwiazda był przerażony. Ogień? Słyszał wiele o ogniu, ale widział go tylko raz w życiu. Gdy umarła Biała Gwiazda, spadło na nią płonące drzewo. Ale ten ogień był jasny i ciepły, szybko zgasł, tak samo jak szybko wywołała go błyskawica. Nigdy nie widział ognia w postaci czarnych chmur.
- Musimy ratować kocięta! - zawołała Mysi Nos wynosząc jednego z kociaków Korowej Skóry.
- Nie! - powstrzymał ją Lamparcia Gwiazda. - Niech nikt nie opuszcza obozu! Blady Świcie, co wiesz o ogniu?
- Pożar - powiedziała kotka. - Wszystkie drzewa w lesie muszą stać w ogniu! Są suche, ogień szybko urośnie.
- Czy coś nam grozi? - zapytał kocur.
- Trawa może się zapalić. A czarna chmura, dym jest trujący i może zabić. Nie jesteśmy bezpieczni w obozie.
- Co sugerujesz?
- Ogień nie przejdzie przez Drogę Grzmotu. Zbyt boi się potworów - wyjaśniła kotka. - Musimy szybko dostać się na bagna. Ogień szybko do nas dobiegnie.
Lamparcia Gwiazda od razu wydał odpowiednie polecenia. Po chwili cały Klan Burzy był już w drodze na bagna, gdzie miało być bezpiecznie. Wojownicy nieśli najmłodsze kocięta w pyskach, kilkoro niosło ostatnie zdobycze klanu, które w obliczu głodu ciężko było zostawić w obozie. Po długim marszu cały klan w końcu dotarł do Drogi Grzmotu.
- Nie powinniśmy przechodzić - powiedziała Złota Melodia. - To zbyt ryzykowne. Zrobimy to, gdy ogień będzie blisko.
Cały klan zgodził się z młodą wojowniczką. Wszyscy przysiedli więc w cieniu pobliskich krzewów i oczekiwali. Lamparcia Gwiazda usiadł z boku wpatrując się we wzgórze. Był gotów zaalarmować klan w każdej chwili. Rozmyślał wtedy o innych klanach. O Klanie Wilka, z którego kierunku dochodził dym, o Klanie Klifu, który nie miał gdzie przed nim uciec i o Klanie Nocy, będącym teraz w chyba najlepszej sytuacji. Mimo wszystko Lamparcia Gwiazda miał cichą nadzieję, że ogień zniszczy Klan Wilka i Klan Nocy na zawsze. Jego nienawiść do Milczącej Gwiazdy i do Malinowej Gwiazdy nie zelżała ani trochę. Nienawidził ich, oraz ich klanów. Życzył im śmierci w płomieniach i pogrzebania popiołem.
- Lamparcia Gwiazdo, jestem taka spragniona - westchnęła Korowa Skóra podchodząc do lidera.
- Nic na to nie poradzę - pokręcił głową kocur. - Musisz być wytrwała i chronić swoje dzieci. Są one przyszłością Klanu Burzy. Naszym najcenniejszym skarbem.
- Jak myślisz, co się stanie z Klanami? - zapytała kotka.
- Ich przyszłość leży w ich łapach - powiedział lider.
Nagle podbiegła do nich Fioletowa Chmura, wyraźnie zaniepokojona.
- Nigdzie nie ma Białej Łapy i Rdzawej Łapy - powiedziała zmartwionym głosem.
- Jak to nigdzie? - syknął Lamparcia Gwiazda.
- Nie ma! Chyba zostały w obozie...
- Niemożliwe! - wtrąciła się Korowa Skóra. - Widziałam je obie. Biała Łapa niosła tu Agreścika. One są gdzieś tu blisko.
- Znajdźcie je, jeżeli się oddaliły mogą być w poważnych tarapatach - polecił Lamparcia Gwiazda udając spokój. W rzeczywistości był przerażony. Jego uczennica, jego córka... Jak mógł je spuścić z oczu choćby na sekundę? Dodało mu to tylko zmartwień, których i tak miał już pełno na głowie.
Uczennice znalazły się przed szczytowaniem słońca. Przyszły z drugiej strony Drogi Grzmotu niosąc przyjemną niespodziankę: nasiąknięty mech. Biała Łapa z dumą oznajmiła, że pomysł pójścia na bagno po mech był jej, a Rdzawa Łapa z jeszcze większą dumą powiedziała to samo. Lamparcia Gwiazda znał jednak obie na tyle dobrze, by wiedzieć, że autorstwo pomysłu należy przypisać starszej kotce. Lamparcia Gwiazda był nieopisanie dumny.
- Niech wszyscy członkowie Klanu Burzy posłuchają teraz uważnie - powiedział skupiając na sobie uwagę klanu. - Ja, Lamparcia Gwiazda, wzywam swoich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę - wskazał Białą Łapę. - Trenowała pilnie, aby poznać zasady Waszego szlachetnego Kodeksu. Polecam Wam ją jako nową wojowniczkę. Biała Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu i bronić Klanu Burzy nawet za cenę życia?
- Oczywiście! - zawołała podekscytowana.
- Dobrze. Od tej chwili będziesz się nazywać Biała Sadzawka. Klan Gwiazdy docenia twoją wytrwałość i poświęcenie, oraz wita cię, jako pełnoprawnego członka Klanu Burzy.
Wszyscy obecni zaczęli skandować imię nowej wojowniczki. Biała Sadzawka popłakała się ze wzruszenia. Nie przypuszczała chyba, że za tak prosty gest, jak przyniesienie wody zostanie wojowniczką. A jednak. Rdzawa Łapa zerkała na nią z zazdrością typową dla siebie, co bardzo rozbawiło lidera.
Szybko okazało się, że Bagno nie wyschło do końca i wciąż są na nim kałuże wody. Klan poczuł się dzięki temu spokojniejszy. Pierwszy raz od bardzo dawna mogli się napić do dna i ochłodzić w cieniu drzew.
Nim zaszło słońce Blady Świt ogłosiła koniec pożaru. Miały to zasygnalizować białe chmury, które zastąpiły czarny dym. Klan Burzy niepewnie wrócił do swojego domu. Okazało się, że pożar ominął wzgórze, jednak widzieli dymiące się drzewa na terenie Klanu Wilka, Klanu Nocy i Klanu Klifu.
<Ktoś z Klanu Burzy?>
28 sierpnia 2017
Od Bobrzej Łapy
Bobrza Łapa! ŁAPA!
Był taki podekscytowany mianowaniem, że zamiast delikatnie zetknąć się nosami z Poranną Łanią, przypadkiem uderzył ją czołem w pyszczek. Kotka nie wyglądała na zezłoszczoną, ale kocurek na wszelki wypadek schylił przepraszająco głowę. Starał się panować nad buzującymi w nim emocjami.
Zaczyna trening!
~~~
Wstał bardzo wcześnie, zanim jeszcze wzeszło słońce. Bobrza Łapa niedokładnie wymył się po śnie, a następnie wybiegł ze swojego nowego legowiska dla UCZNIÓW. Strosząc z podekscytowania sierść usiadł przy wyjściu z obozu i począł kręcić się niecierpliwie, w międzyczasie obdarowując sierść liźnięciami. Na każdy, nawet najcichszy dźwięk, podskakiwał w miejscu i rozglądał się z nadzieją, że ujrzy swoją mentorkę. Jednak, ku jemu nieszczęściu, niemal zawsze okazywało się, że to tylko powiew wiatru albo jakiś owad. Kiedy pierwsze promienie słoneczne zaczęły już powoli wychylać się zza horyzontu, w legowisku wojowników dostrzegł jakiś ruch. Przeszedł do pozycji stojącej i począł dokładnie przyglądać się zacienionemu wnętrzu. Serce niemal nie wyskoczyło mu z piersi z radości, kiedy spomiędzy liści wyszła biała kotka w brązowe, pręgowane łaty. Bobrza Łapa podbiegł do mentorki szczęśliwy, że jego wyczekiwanie dobiegło końca.
- Co dzisiaj będziemy robić? - wydyszał.
<Łaniu? :3>
- Co dzisiaj będziemy robić? - wydyszał.
<Łaniu? :3>
Od Płomiennej Pręgi (Gwiazdy) "Nadchodzą zmiany"
Kocur otworzył oczy i oślepił go blask porannego słońca. Kolejny dzień suszy, która chyba miała trwać do końca świata. Większość kotów była już na nogach, ale niektóre, na przykład Pszczeli Miód, jeszcze spały. Machnął puszystą kitą i wyszedł z legowiska wojowników. Chciał zorganizować patrol, jednak wpierw postanowił się przywitać z Malinową Gwiazdą. Kotka była ostatnio w złym stanie i robił wszystko, aby czuła się jak najlepiej. Część kotów uważała suszę za karę od Gwiezdnego Klanu za zabranie części terytorium Klanu Burzy. Ale dlaczego oni mieliby się na nich gniewać? Bardziej obawiał się ataku ze strony Klanu Burzy, ale na razie nic nie mógł zrobić.
Okazało się, że Malinowej Gwiazdy nie ma w legowisku. Było to dziwne, bowiem ostatnimi czasy kotka cały czas tam siedziała, nie licząc krótkich wyjść na miejsce przemówień i spacerów ze swym partnerem. Postanowił jej poszukać, a potem wrócić do swoich obowiązków. Wyszedł z obozu, a następnie zaczął chodzić po terenach klanu Nocy, nie omijając też tych nowych, od klanu Burzy. Nagle wyczuł dym i usłyszał krzyk.
To przecież Malinowa Gwiazda! Kuśtykała w jego stronę, trzymając w pyszczku jakieś kocię. Podbiegł do niej, a ta upadła, wypuszczając kwilącego malucha.
- Płomienna Pręgo! Jak dobrze, że tu jesteś.
- Malinko, co to ma znaczyć? Czemu całe twoje futro jest zwęglone? - kocicy zrzedła mina.
- P-pożar. On pochłania wszystko. Pochłonął też mnie. Za karę od Klanu Gwiazdy.
- Nie, nie możesz tak mówić! Klan Gwiazd nie zrobiłby czegoś takiego! - wykrzyknął.
- A jednak. Ale zasłużyłam. Byłam złą liderką. - Płomienny nic nie powiedział na te słowa, ale pokręcił przecząco głową. Potem kotka wychrypiała: - Ale teraz ty będziesz liderem. Mam nadzieję, że najlepszym i że poprowadzisz klan Nocy do potęgi, jakiej nie zaznał od czasów Czarnej Gwiazdy. - zamilkła na krótką chwilę, krótszą niż trzy uderzenia serca, po czym dodała, patrząc czule na kociaka: - To jest Dryf. Znalazłam go przed chwilą porzuconego na naszych terenach. Zabierz go do obozu i obiecaj, że będziesz o niego dbać jak o własnego syna. - w głowie kocura zawirowały różne myśli, jednak liznął partnerkę po karku i powiedział:
- Obiecuję.
Chwilę potem przestała oddychać. Malinowa Gwiazda nie żyła.
Płomiennorudy kocur wziął w swój potężny pysk kociaka i pomknął do obozu, aby ostrzec resztę klanu. Gnał tak, jakby ogień był tuż przy jego skórze, choć jeszcze był on dość daleko, aby móc ewakuować cały klan. Każde uderzenie serca więcej było cenne. W tym biegu nie zważał na suszę, na ciężar w postaci kociaka, na fakt, że bolą go łapy. Półdługie futro napuszyło się przez opór powietrza, tak że kot sam wyglądał jak jeden z żarzących się płomieni na tle nietkniętego jeszcze lasu. Nie zauważył, że niebo zachmurzyło się mocno i zaczęły z nieba spadać pierwsze krople dawno upragnionego deszczu.
- Płomienna Pręgo, czemu cię nie było? Miałeś ustalić poranny patrol. I co to za kociak? - zasypał go pytaniami wypowiedzianymi oskarżającym tonem Szkarłatny Wicher. Ten jednak odtrącił go i kilkoma susami dotarł do powalonego pnia, gdzie zawsze stała Malinowa Gwiazda.
- Niech wszystkie koty natychmiast się zbiorą! - krzyknął. Koty powychodziły, niektóre patrząc z niesmakiem na to, że zwykły zastępca ot tak wchodzi sobie na miejsce lidera. W oczach większości jednak malował się strach. Gdy każdy stanął przy miejscu spotkań (na szczęście wszyscy byli w obozie), zaczął przemawiać czystym, mocnym głosem: - Nadchodzi pożar. Malinowa Gwiazda nie żyje właśnie z tego powodu, ponieważ uratowała tego kociaka przed ogniem. - wskazał głową na szarego kocurka, kulącego się pod pniem. - Musimy ewakuować cały klan, bo boję się, że pożoga dotrze do naszego obozu. Na szczęście poza Dryfem nie mamy żadnych kociąt ani starszych w Klanie, więc powinniśmy dać radę przepłynąć przez rzekę. - objął spojrzeniem złotych oczu wszystkie koty, po czym dodał: - Musimy uciekać. Nie mamy wiele czasu. Uczniowie będą pierwsi, za nimi popłynie reszta wojowników, a na samym końcu będę ja. A teraz zbierajmy się i w nogi! - zeskoczył z powalonego pnia i dał znak, by wszystkie koty uciekały w kierunku rzeki. Dzieci Czarnego Piórka wybiegły pierwsze, za nimi była sama Czarne Piórko, dalej wojownicy, których różnokolorowe futra mieszały się w tłumie. Kocur wziął z pysk nic nierozumiejącego Dryfa i wyszedł za resztą klanowiczów.
Szybko dotarli do prawie wyschniętej rzeki. Normalnie była ona zbyt głęboka i szeroka, aby bez problemu przypłynąć na drugi brzeg, ale teraz poziom wody trochę opadł, a gdzieś w połowie Płomienny dojrzał wysepkę, dość małą, ale wystarczy, aby pomieścić wszystkie koty.
- Posłuchajcie! - krzyknął, a wszystkie koty zwróciły głowy w jego stronę. - Nie damy rady wszyscy przepłynąć do końca rzeki. Dlatego dopływamy na tę wysepkę, która powstała przez suszę. Tam przetrwamy jakoś noc, a następnego dnia wyznaczę grupę kotów, która wraz ze mną pójdzie ocenić szkody wyrządzone przez pożar. - koty kiwnęły głowami, choć niektórzy niechętnie i weszli do wody. Młodzi terminatorzy bądź co bądź świetnie sobie radzili w wodzie, jako koty klanu Nocy. Gdy wszyscy weszli, on również rzucił się w odmęty rzeki, trzymając mocno Dryfa.
* Kiedy już jest po pożarze i koty wróciły do obozu, który na szczęście słabo ucierpiał*
Prawie cały las na terenie klanu Nocy ucierpiał. Wszędzie były zwęglone szczątki drzew i krzewów, czasem znajdowało się jakąś myszkę lub zająca - oczywiście wszystko było martwe. Koty wróciły do obozu, gdzie Płomienna Pręga zwołał kolejne zebranie klanu.
- Jak już wszyscy wiecie, Malinowa Gwiazda zmarła w pożarze. Klan Nocy nie ma na razie lidera, więc ja, jako jej zastępca wybieram się do Księżycowej Zatoczki wraz z... - popatrzył na uczniów i po chwili wahania powiedział: - ... wraz z Jastrzębią Łapą. Poranna Łaniu, Szkarłatny Wichrze, Czarne Piórko, proszę was o pilnowanie obozu do czasu powrotu mojego i Jastrzębiej Łapy. Koniec zebrania. - wszedł z pnia i kiwnął głową na Jastrzębią Łapę.
- Musimy wpierw zjeść specjalne zioła, które zahamują uczucie głodu. Musimy mieć siły na dojście do zatoczki. - kocurek kiwnął głową, jednak jego mina wskazywała, że nie miał ochoty jeść żadnego zielska.
Obydwoje przeszli Głęboką Ścieżką część drogi prowadzącej do Księżycowej Zatoczki. Tam nakazał uczniowi czuwać, na co ten tylko prychnął. Położył się przy samej Zatoczce i zamknął oczy.
Gdy je otworzył, ujrzał kocie sylwetki, emanujące blaskiem. Ich oczy płonęły ogniem, a same w sobie były oszałamiające, ale też przytłaczające. Otaczały go, a on sam rozwarł ślepia ze zdumienia. Nigdy nie przeżył niczego podobnego. Jeden z kotów nagle wystąpił.
- Nakrapiany Kwiat! - wykrzyknął, a przestrzeni rozniosło się echo.
- Tak się cieszę, że cię znowu widzę, mój synu. - głos szylkretowej był pełen wzruszenia i szczęścia. - Jestem taka dumna, że z maleńkiego kociaka wyrosłeś na wspaniałego wojownika, zastępcę, a teraz samego lidera. Chciałabym, abyś prowadząc swój klan posiadał łagodność, aby koty wiedziały, że jesteś dla nich też przyjacielem. - posłała mu ostatni uśmiech, po czym wycofała się. Wystąpił inny kot, którego Płomienny pamiętał jak przez mgłę. Wodna Gwiazda.
- Płomienna Pręgo, zostaniesz czwartym liderem potężnego klanu Nocy, więc sam musisz być potęgą, aby inni widzieli, że z tobą się nie zadziera. - powiedział kocur. Zaraz po nim nadeszła sama Malinowa Gwiazda.
- Cieszę się, że uratowałeś klan przed pożarem. Ja nie byłam silna, więc tobie chcę dać siłę, byś był największym liderem, jakiego znał las. - uśmiechnęła się. Zaraz po niej podeszły inne znane mu koty: Lodowe Serce, Osia Łapa, Biedronia Łapa, Wybladłe Wspomnienie, Kryształowa Łapa oraz Poranna Rosa wraz ze swymi darami. Poza siłą, potęgą oraz łagodnością otrzymał też sprawiedliwość, ciepło, rozsądek, zaufanie, odwagę, pewność siebie. Został też mianowany Płomienną Gwiazdą. Obraz kotów rozpłynął się, coś nakazało mu zamknąć oczy. Gdy otworzył je, znowu leżał przy Księżycowej Zatoczce. Było ciemno. Podszedł do Jastrzębiej Łapy, który zasnął. Kocurek otworzył oczy i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem.
- Już wracamy?
- Tak.
- Ale jest ciemno... - mruknął. - Nie możemy zaczekać do rana? - rudy kot zamyślił się.
- Niestety, ale nie. Musimy być rano w obozie. - odparł i lekko trącił ucznia. Ten obdarzył go zirytowanym wzrokiem, ale posłusznie wstał i poszedł za nim. Ponieważ był środek nocy, nikogo nie spotkali po drodze.
Kocur po raz kolejny zwołał zebranie.
- Właśnie wraz z Jastrzębią Łapą wróciłem z wyprawy po imię lidera i dziewięć żywotów. Teraz, jako nowy przywódca Klanu Nocy pragnę wybrać swojego zastępcę. - zamilkł. Powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych kotach. A zebrał się cały klan. Wszyscy wyczekiwali na to, co powie. W powietrzu wisiała atmosfera olbrzymiego napięcia.
- Pragnę, aby moją zastępczynią została Czarne Piórko. Udowodniła ona nieraz swoją lojalność klanowi, wyszkoliła wielu uczniów na świetnym wojowników. Uważam, że powinna pełnić to stanowisko. - pominął fakt, że Czarne Piórko prawdopodobnie miała pierwszy miot kociąt z kocurem z innego klanu, ale czy on był lepszy? Miał pewność, że to ona będzie najlepsza na tym szczeblu w hierarchii. W obozie zapadła na chwilę cisza przepełniona szokiem. A potem koty zaczęły miauczeć aprobująco i skandowały imię nowej zastępczyni, na przemian z imieniem lidera. Płomienna Gwiazda spojrzał w niebo.
Nastaną zmiany. Nie da się od nich uciec, bo są częścią życia. Ale można nimi kierować...przynajmniej w najbliższym obrębie.
<The end, Jastrzębia Łapa otrzymuje 15% do treningu.>
Okazało się, że Malinowej Gwiazdy nie ma w legowisku. Było to dziwne, bowiem ostatnimi czasy kotka cały czas tam siedziała, nie licząc krótkich wyjść na miejsce przemówień i spacerów ze swym partnerem. Postanowił jej poszukać, a potem wrócić do swoich obowiązków. Wyszedł z obozu, a następnie zaczął chodzić po terenach klanu Nocy, nie omijając też tych nowych, od klanu Burzy. Nagle wyczuł dym i usłyszał krzyk.
To przecież Malinowa Gwiazda! Kuśtykała w jego stronę, trzymając w pyszczku jakieś kocię. Podbiegł do niej, a ta upadła, wypuszczając kwilącego malucha.
- Płomienna Pręgo! Jak dobrze, że tu jesteś.
- Malinko, co to ma znaczyć? Czemu całe twoje futro jest zwęglone? - kocicy zrzedła mina.
- P-pożar. On pochłania wszystko. Pochłonął też mnie. Za karę od Klanu Gwiazdy.
- Nie, nie możesz tak mówić! Klan Gwiazd nie zrobiłby czegoś takiego! - wykrzyknął.
- A jednak. Ale zasłużyłam. Byłam złą liderką. - Płomienny nic nie powiedział na te słowa, ale pokręcił przecząco głową. Potem kotka wychrypiała: - Ale teraz ty będziesz liderem. Mam nadzieję, że najlepszym i że poprowadzisz klan Nocy do potęgi, jakiej nie zaznał od czasów Czarnej Gwiazdy. - zamilkła na krótką chwilę, krótszą niż trzy uderzenia serca, po czym dodała, patrząc czule na kociaka: - To jest Dryf. Znalazłam go przed chwilą porzuconego na naszych terenach. Zabierz go do obozu i obiecaj, że będziesz o niego dbać jak o własnego syna. - w głowie kocura zawirowały różne myśli, jednak liznął partnerkę po karku i powiedział:
- Obiecuję.
Chwilę potem przestała oddychać. Malinowa Gwiazda nie żyła.
Płomiennorudy kocur wziął w swój potężny pysk kociaka i pomknął do obozu, aby ostrzec resztę klanu. Gnał tak, jakby ogień był tuż przy jego skórze, choć jeszcze był on dość daleko, aby móc ewakuować cały klan. Każde uderzenie serca więcej było cenne. W tym biegu nie zważał na suszę, na ciężar w postaci kociaka, na fakt, że bolą go łapy. Półdługie futro napuszyło się przez opór powietrza, tak że kot sam wyglądał jak jeden z żarzących się płomieni na tle nietkniętego jeszcze lasu. Nie zauważył, że niebo zachmurzyło się mocno i zaczęły z nieba spadać pierwsze krople dawno upragnionego deszczu.
- Płomienna Pręgo, czemu cię nie było? Miałeś ustalić poranny patrol. I co to za kociak? - zasypał go pytaniami wypowiedzianymi oskarżającym tonem Szkarłatny Wicher. Ten jednak odtrącił go i kilkoma susami dotarł do powalonego pnia, gdzie zawsze stała Malinowa Gwiazda.
- Niech wszystkie koty natychmiast się zbiorą! - krzyknął. Koty powychodziły, niektóre patrząc z niesmakiem na to, że zwykły zastępca ot tak wchodzi sobie na miejsce lidera. W oczach większości jednak malował się strach. Gdy każdy stanął przy miejscu spotkań (na szczęście wszyscy byli w obozie), zaczął przemawiać czystym, mocnym głosem: - Nadchodzi pożar. Malinowa Gwiazda nie żyje właśnie z tego powodu, ponieważ uratowała tego kociaka przed ogniem. - wskazał głową na szarego kocurka, kulącego się pod pniem. - Musimy ewakuować cały klan, bo boję się, że pożoga dotrze do naszego obozu. Na szczęście poza Dryfem nie mamy żadnych kociąt ani starszych w Klanie, więc powinniśmy dać radę przepłynąć przez rzekę. - objął spojrzeniem złotych oczu wszystkie koty, po czym dodał: - Musimy uciekać. Nie mamy wiele czasu. Uczniowie będą pierwsi, za nimi popłynie reszta wojowników, a na samym końcu będę ja. A teraz zbierajmy się i w nogi! - zeskoczył z powalonego pnia i dał znak, by wszystkie koty uciekały w kierunku rzeki. Dzieci Czarnego Piórka wybiegły pierwsze, za nimi była sama Czarne Piórko, dalej wojownicy, których różnokolorowe futra mieszały się w tłumie. Kocur wziął z pysk nic nierozumiejącego Dryfa i wyszedł za resztą klanowiczów.
Szybko dotarli do prawie wyschniętej rzeki. Normalnie była ona zbyt głęboka i szeroka, aby bez problemu przypłynąć na drugi brzeg, ale teraz poziom wody trochę opadł, a gdzieś w połowie Płomienny dojrzał wysepkę, dość małą, ale wystarczy, aby pomieścić wszystkie koty.
- Posłuchajcie! - krzyknął, a wszystkie koty zwróciły głowy w jego stronę. - Nie damy rady wszyscy przepłynąć do końca rzeki. Dlatego dopływamy na tę wysepkę, która powstała przez suszę. Tam przetrwamy jakoś noc, a następnego dnia wyznaczę grupę kotów, która wraz ze mną pójdzie ocenić szkody wyrządzone przez pożar. - koty kiwnęły głowami, choć niektórzy niechętnie i weszli do wody. Młodzi terminatorzy bądź co bądź świetnie sobie radzili w wodzie, jako koty klanu Nocy. Gdy wszyscy weszli, on również rzucił się w odmęty rzeki, trzymając mocno Dryfa.
* Kiedy już jest po pożarze i koty wróciły do obozu, który na szczęście słabo ucierpiał*
Prawie cały las na terenie klanu Nocy ucierpiał. Wszędzie były zwęglone szczątki drzew i krzewów, czasem znajdowało się jakąś myszkę lub zająca - oczywiście wszystko było martwe. Koty wróciły do obozu, gdzie Płomienna Pręga zwołał kolejne zebranie klanu.
- Jak już wszyscy wiecie, Malinowa Gwiazda zmarła w pożarze. Klan Nocy nie ma na razie lidera, więc ja, jako jej zastępca wybieram się do Księżycowej Zatoczki wraz z... - popatrzył na uczniów i po chwili wahania powiedział: - ... wraz z Jastrzębią Łapą. Poranna Łaniu, Szkarłatny Wichrze, Czarne Piórko, proszę was o pilnowanie obozu do czasu powrotu mojego i Jastrzębiej Łapy. Koniec zebrania. - wszedł z pnia i kiwnął głową na Jastrzębią Łapę.
- Musimy wpierw zjeść specjalne zioła, które zahamują uczucie głodu. Musimy mieć siły na dojście do zatoczki. - kocurek kiwnął głową, jednak jego mina wskazywała, że nie miał ochoty jeść żadnego zielska.
Obydwoje przeszli Głęboką Ścieżką część drogi prowadzącej do Księżycowej Zatoczki. Tam nakazał uczniowi czuwać, na co ten tylko prychnął. Położył się przy samej Zatoczce i zamknął oczy.
Gdy je otworzył, ujrzał kocie sylwetki, emanujące blaskiem. Ich oczy płonęły ogniem, a same w sobie były oszałamiające, ale też przytłaczające. Otaczały go, a on sam rozwarł ślepia ze zdumienia. Nigdy nie przeżył niczego podobnego. Jeden z kotów nagle wystąpił.
- Nakrapiany Kwiat! - wykrzyknął, a przestrzeni rozniosło się echo.
- Tak się cieszę, że cię znowu widzę, mój synu. - głos szylkretowej był pełen wzruszenia i szczęścia. - Jestem taka dumna, że z maleńkiego kociaka wyrosłeś na wspaniałego wojownika, zastępcę, a teraz samego lidera. Chciałabym, abyś prowadząc swój klan posiadał łagodność, aby koty wiedziały, że jesteś dla nich też przyjacielem. - posłała mu ostatni uśmiech, po czym wycofała się. Wystąpił inny kot, którego Płomienny pamiętał jak przez mgłę. Wodna Gwiazda.
- Płomienna Pręgo, zostaniesz czwartym liderem potężnego klanu Nocy, więc sam musisz być potęgą, aby inni widzieli, że z tobą się nie zadziera. - powiedział kocur. Zaraz po nim nadeszła sama Malinowa Gwiazda.
- Cieszę się, że uratowałeś klan przed pożarem. Ja nie byłam silna, więc tobie chcę dać siłę, byś był największym liderem, jakiego znał las. - uśmiechnęła się. Zaraz po niej podeszły inne znane mu koty: Lodowe Serce, Osia Łapa, Biedronia Łapa, Wybladłe Wspomnienie, Kryształowa Łapa oraz Poranna Rosa wraz ze swymi darami. Poza siłą, potęgą oraz łagodnością otrzymał też sprawiedliwość, ciepło, rozsądek, zaufanie, odwagę, pewność siebie. Został też mianowany Płomienną Gwiazdą. Obraz kotów rozpłynął się, coś nakazało mu zamknąć oczy. Gdy otworzył je, znowu leżał przy Księżycowej Zatoczce. Było ciemno. Podszedł do Jastrzębiej Łapy, który zasnął. Kocurek otworzył oczy i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem.
- Już wracamy?
- Tak.
- Ale jest ciemno... - mruknął. - Nie możemy zaczekać do rana? - rudy kot zamyślił się.
- Niestety, ale nie. Musimy być rano w obozie. - odparł i lekko trącił ucznia. Ten obdarzył go zirytowanym wzrokiem, ale posłusznie wstał i poszedł za nim. Ponieważ był środek nocy, nikogo nie spotkali po drodze.
Kocur po raz kolejny zwołał zebranie.
- Właśnie wraz z Jastrzębią Łapą wróciłem z wyprawy po imię lidera i dziewięć żywotów. Teraz, jako nowy przywódca Klanu Nocy pragnę wybrać swojego zastępcę. - zamilkł. Powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych kotach. A zebrał się cały klan. Wszyscy wyczekiwali na to, co powie. W powietrzu wisiała atmosfera olbrzymiego napięcia.
- Pragnę, aby moją zastępczynią została Czarne Piórko. Udowodniła ona nieraz swoją lojalność klanowi, wyszkoliła wielu uczniów na świetnym wojowników. Uważam, że powinna pełnić to stanowisko. - pominął fakt, że Czarne Piórko prawdopodobnie miała pierwszy miot kociąt z kocurem z innego klanu, ale czy on był lepszy? Miał pewność, że to ona będzie najlepsza na tym szczeblu w hierarchii. W obozie zapadła na chwilę cisza przepełniona szokiem. A potem koty zaczęły miauczeć aprobująco i skandowały imię nowej zastępczyni, na przemian z imieniem lidera. Płomienna Gwiazda spojrzał w niebo.
Nastaną zmiany. Nie da się od nich uciec, bo są częścią życia. Ale można nimi kierować...przynajmniej w najbliższym obrębie.
<The end, Jastrzębia Łapa otrzymuje 15% do treningu.>
Od Kucyka Do Złotej Melodii
Kucyk szybkim krokiem przemierzał przez las. Od wielu dni nie padało, przez co zwierzyny nie mógł znaleźć nigdzie, nawet w miejscach, gdzie zwykle znajdował wychudzoną mysz. Dlatego też, dzisiaj wybrał się w bardziej ocienione miejsce, mając nadzieje, że tam upał nie doskwiera tak bardzo, a zwierzyna, przynajmniej wychudzona, się znajdzie.
Gdy dotarł na miejsce, wyczuł słaby zapach. Nie była to jednak zwierzyna łowna, lecz kot... a dokładniej kotka. Jednak to nie to, przeszkadzało Kucowi. Było czuć od niej zapachem Klanu Burzy! Co ona tu robiła? Burzowicze o wiele bardziej wolą biegać za żylastymi zającami na ich terenach! W przeciwieństwie do niego, mają dużo terenów, więc wyżywienie jest znacznie łatwiejsze. A on? Kiedy wreszcie znalazł miejsce, gdzie mógł zapolować na przynajmniej wychudzoną zwierzynę, ona przychodzi tu i ją zabiera. prawdopodobnie całą już wypłoszyła! Zaczaił się, by po chwili skoczyć na nią, przewracając ją. Najwyraźniej nie była zbyt doświadczona, gdyż Burzowi udało się ją przytrzymać, a był on kotem chudym i lekkim.
- Dobrze więc - zaczął chłodnym tonem - skoro masz własne tereny, czemu polujesz tu, złotko? - spytał się, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo określenie którego użył, jest trafne.
<Złota? Obiecałam gniot i napisałam gniot!>
Od Makowej Łapy
Gdy nastał wczesny wieczór i słońce zaczęło barwić niebo na różowo, postanowiłam rozruszać kości w formie wyjścia z nory. Od jakiegoś czasu strasznie się odspołeczniłam, a jedynym kotem z jakim spędzałam czas był mój mentor, Borsuk. Byłam wręcz pewna, że gdyby nie to, że treningi uczniowskie były obowiązkowe, za nic nie wystawiałabym pyska na słońce. Postanowiłam to zmienić.
Wyjrzałam na zewnątrz, mrużąc oczy przed promieniami złośliwego słońca. Pogoda, mimo wieczornej pory, była jak zawsze gorąca, sucha i pełna pyłu. Drapało mnie w gardle od braku wody i usilnego uczucia zaspokojenia pragnienia. Suchość źle na mnie działała - od gorąca bolała mnie głowa, poduszki miałam popękane i twarde. Myślałam, czy nie udać się z tym do medyka, lecz nie ma co przesadzać i robić z igieł wideł. Każdy miał ciężko w tych czasach.
Rozciągnęłam grzbiet, wysuwając pazurki. Rozejrzałam się po obozie. Kilka wojowników wyruszyło na szybki, wieczorny patrol, lecz większość siedziała przy kupie zdobyczy, siląc swoje ciała.
Postanowiłam również coś przegryźć. Zauważyłam niedaleko Szepczącą Łapę, która konsumowała jakąś chuderlawą myszkę. Uniosłam uszy. Szepcząca Łapa była jednym z uczniów, lecz nigdy nie miałam okazji porozmawiania z nią. Szczerze, trochę mnie przerażała swoimi wybuchami energii, lecz widziałam w tym pozytywną stronę. Może okazać się dobrym towarzyszem zabaw.
Sięgnęłam po wróblą kosteczkę, starannie wygrzebując ją spod reszty ciał. Nie byłam wystarczająco głodna, poza tym, obawiałam się, że ktoś znowu przyczepi się do mojej masy ciała.
- Cesc! - przywitałam się z wróblem w pysku. Zauważyłam swój błąd i położyłam kolacje obok siebie, by móc mówić płynniej. - Nie będzie ci przeszkadzać, jak klapnę sobie obok?
< Szepcząca Łapo?>
Wyjrzałam na zewnątrz, mrużąc oczy przed promieniami złośliwego słońca. Pogoda, mimo wieczornej pory, była jak zawsze gorąca, sucha i pełna pyłu. Drapało mnie w gardle od braku wody i usilnego uczucia zaspokojenia pragnienia. Suchość źle na mnie działała - od gorąca bolała mnie głowa, poduszki miałam popękane i twarde. Myślałam, czy nie udać się z tym do medyka, lecz nie ma co przesadzać i robić z igieł wideł. Każdy miał ciężko w tych czasach.
Rozciągnęłam grzbiet, wysuwając pazurki. Rozejrzałam się po obozie. Kilka wojowników wyruszyło na szybki, wieczorny patrol, lecz większość siedziała przy kupie zdobyczy, siląc swoje ciała.
Postanowiłam również coś przegryźć. Zauważyłam niedaleko Szepczącą Łapę, która konsumowała jakąś chuderlawą myszkę. Uniosłam uszy. Szepcząca Łapa była jednym z uczniów, lecz nigdy nie miałam okazji porozmawiania z nią. Szczerze, trochę mnie przerażała swoimi wybuchami energii, lecz widziałam w tym pozytywną stronę. Może okazać się dobrym towarzyszem zabaw.
Sięgnęłam po wróblą kosteczkę, starannie wygrzebując ją spod reszty ciał. Nie byłam wystarczająco głodna, poza tym, obawiałam się, że ktoś znowu przyczepi się do mojej masy ciała.
- Cesc! - przywitałam się z wróblem w pysku. Zauważyłam swój błąd i położyłam kolacje obok siebie, by móc mówić płynniej. - Nie będzie ci przeszkadzać, jak klapnę sobie obok?
< Szepcząca Łapo?>
Od Makowej Łapy CD Borsuczego Gońca
Uniosłam brodę, by móc zajrzeć w głąb wąwozu. Gdy byłam mniejsza, owe ukształtowanie terenu wydawało mi się nienaturalnie wielkie i szerokie. Pamiętam strach, który przemknął mi wzdłuż kręgosłupa pod futerkiem, gdy po raz pierwszy postawiłam łapę niedaleko Głębokiej Ścieżki. Mimo dominującego uczucia przygniecenia, było w tym coś intrygującego. Jakby stało się tuż nad przepaścią, krawędzią swojego kruchego życia. Wiatr szarpał mą sierścią, uderzając podmuchami w pysk. Teraz, gdy byłam większa i starsza, potęga wąwozu zmalała i zszarzała. Zdałam sobie sprawę, że z większym problemem lecz z sukcesem mogłabym go przejść.
Borsuk widząc moje przystanięcie, zwolnił również kroku, po czym dał znak ogonem, bym się pośpieszyła. W kilku podskokach wyrównałam krok z mentorem. Jego długie, silne łapy przy moim boku dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Sama nie byłam już malutkim kociakiem - ba, byłam przerośniętym uczniem. Już po kilku miesiącach życia zauważyłam, że nie należę do smukłych kotów. Miałam duże, niezgrabne łapy, grzbiet i kark szerszy, a cała sylwetka stała się toporna. W legowisku uczniów czasem przezywano mnie od grubasów, co wzięłam sobie głęboko do serca, odmawiając sobie połowy posiłków. Jednak niezgrabna sylwetka została.
Spękana ziemia pod łapami kurzyła się w kłęby pyłu.Po jakimś czasie chmura piachu zawisła w powietrzu, zamykając nas w gorącej, upalnej atmosferze. Borsuczy Goniec kichnął, aż podskoczyłam.
- Chyba nic tu nie znajdziemy. Proponuję wybrać inną trasę, nim pył całkowicie przysłoni nam widok.
Kiwnęłam z milczeniem głową. Coś przeleciało mi nad uchem. Zainteresowana powędrowałam pyskiem za dźwiękiem, zdając sobie sprawę, że owym kształtem jest żuk. Jego granatowy pancerzyk błyszczał w słońcu, a tłuste ciałko wirowało w powietrzu wydając głośne buczenia.
Pełna podekscytowania spróbowałam go złapać pyszczkiem, jednak był zbyt zwinny na taki atak. Ostatecznie pacnęłam go łapą, aby stracił równowagę, po czym przygwożdżając do ziemi, urwałam mu skrzydełko zębami. Chwyciłam zdobycz i pełna radości pobiegłam do Borsuka.
- No tym to się raczej nie najesz - zaśmiał się rozbawiony, gdy pokazałam mu swoją ofiarę. Spróbowałam go skonsumować by obalić tezę mentora, lecz wyplułam go równie szybko.
- Pfeee, gorzki - skrzywiłam się.
<Borsuk ? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)