*przed obaleniem Cętkowanej Gwiazdy*
Biały puch zalał świat. Srokosz pierwszy raz w życiu widział coś takiego. Przerażał go. Zimny i trzeszczący jak szkielety małych zwierzątek. Widząc beztrosko bawiących się w nim uczniów, zadrżał. Przerażający mordercy.
— Nie wyjdziesz się pobawić z rodzeństwem? — miauknęła Kalinkowa Łodyga łagodnie.
Srokosz pokręcił łebkiem.
— Nie ma opcji. — stwierdził z dumnie uniesionym łbem do góry.
Kotka jedynie uśmiechnęła się lekko i oparła łeb o łapy. Srokosz zerknął na nią ukradkiem. Na długie ciepło futro. Miękkie legowisko. Niepewnie skierował łapy w stronę kotki. Gdy tylko na niego spojrzała, odwracał wzrok, udając, że robi coś innego.
— Srokoszu, chciałbyś może posłuchać historii?
Uniósł brew kpiąco.
— Jakiej? Pewnie jakieś głupiej i nudnej. — prychnął.
Szylkretka zaśmiała się lekko.
— Dokładnie takiej, więc jak będzie? — miauknęła, robiąc dla kocurka miejsce na legowisku.
Zirytowany podszedł do kotki i usiadł, udając jakby to robił za karę.
— Dawno temu żył sobie kot. Przypominasz mi go trochę. Choć byliście swoimi przeciwieństwami. — zaczęła tajemniczo.
Srokosz zmarszczył brwi.
— Jak to. — padło, próbując ukryć emocje.
Kalinka uśmiechnęła się.
— Tak to. Miał na imię Sroczek. Później Srocze Pióro. Byliśmy niegdyś przyjaciółmi, a przynajmniej ja tak uważałam... — urwała. — To po nim masz imię.
Mimowolnie postawił uszy do góry.
— Jaki był? — zapytał, próbując ukryć ciekawość.
— Nie wyjdziesz się pobawić z rodzeństwem? — miauknęła Kalinkowa Łodyga łagodnie.
Srokosz pokręcił łebkiem.
— Nie ma opcji. — stwierdził z dumnie uniesionym łbem do góry.
Kotka jedynie uśmiechnęła się lekko i oparła łeb o łapy. Srokosz zerknął na nią ukradkiem. Na długie ciepło futro. Miękkie legowisko. Niepewnie skierował łapy w stronę kotki. Gdy tylko na niego spojrzała, odwracał wzrok, udając, że robi coś innego.
— Srokoszu, chciałbyś może posłuchać historii?
Uniósł brew kpiąco.
— Jakiej? Pewnie jakieś głupiej i nudnej. — prychnął.
Szylkretka zaśmiała się lekko.
— Dokładnie takiej, więc jak będzie? — miauknęła, robiąc dla kocurka miejsce na legowisku.
Zirytowany podszedł do kotki i usiadł, udając jakby to robił za karę.
— Dawno temu żył sobie kot. Przypominasz mi go trochę. Choć byliście swoimi przeciwieństwami. — zaczęła tajemniczo.
Srokosz zmarszczył brwi.
— Jak to. — padło, próbując ukryć emocje.
Kalinka uśmiechnęła się.
— Tak to. Miał na imię Sroczek. Później Srocze Pióro. Byliśmy niegdyś przyjaciółmi, a przynajmniej ja tak uważałam... — urwała. — To po nim masz imię.
Mimowolnie postawił uszy do góry.
— Jaki był? — zapytał, próbując ukryć ciekawość.
Kotka wzięła głębszy wdech i spojrzała na kociaka.
— Był...
— Mamo! Mamo! — wleciał do kociarni Bizon. — Spójrz, złapałem dla ciebie najładniejszą śnieżynkę! — ogłosił.
Kotka wstała, by ujrzeć rzekomą śnieżynkę. Pozostawiając niebieskiego kociaka. Było wiadome, że wolała swoje biologiczne dzieci. Trzepnął ogonem zły mimo wszystko. Nikomu tutaj na nim nie zależało.
— Ojejku, nie ma jej. — miauknął smutny Bizon.
— Pewnie zmiażdżyłeś ją swoimi ogromnymi łapskami. — syknął zazdrosny Srokosz.
Burasek spojrzał smutno na Kalinkę.
— To prawda, mamo?
Kotka przytuliła malca.
— Śnieżynki bardzo nie lubią ciepła, wiesz, Bizonku. Następnym razem przynieść mi ją na kamyczku, dobrze? — miauknęła, liżąc kociaka na pocieczenie w ucho.
— Był...
— Mamo! Mamo! — wleciał do kociarni Bizon. — Spójrz, złapałem dla ciebie najładniejszą śnieżynkę! — ogłosił.
Kotka wstała, by ujrzeć rzekomą śnieżynkę. Pozostawiając niebieskiego kociaka. Było wiadome, że wolała swoje biologiczne dzieci. Trzepnął ogonem zły mimo wszystko. Nikomu tutaj na nim nie zależało.
— Ojejku, nie ma jej. — miauknął smutny Bizon.
— Pewnie zmiażdżyłeś ją swoimi ogromnymi łapskami. — syknął zazdrosny Srokosz.
Burasek spojrzał smutno na Kalinkę.
— To prawda, mamo?
Kotka przytuliła malca.
— Śnieżynki bardzo nie lubią ciepła, wiesz, Bizonku. Następnym razem przynieść mi ją na kamyczku, dobrze? — miauknęła, liżąc kociaka na pocieczenie w ucho.
Srokosz prychnął obrażony, zwijając się w kulkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz