Przebywanie blisko granicy z Klanem Burzy nie był dla niego komfortowe. Z góry zalewała go fala nieprzyjemnych wspomnień. Nawet jeśli go samego tylko chwilę dostąpił zaszczyt topienia przez białego potwora, to wszystko, co zadziało się z Pędzącym Wiatrem, wystarczyło, by znienawidził większość tej grupy.
Kiedyś mógł powiedzieć, że właśnie w Klanie Burzy znajdował się jego cały sens życia. Może nie tyle nawet ile cały, a główny, bo bez rudego futra przy nosie nie wyobrażał sobie szczęścia. Czasami łapał się na tym, że było mu przykro z powodu tego, jak skończył się ich związek. Jeszcze nie tak dawno wyobrażał sobie wspólną przyszłość, pełną spokoju i miłość. Teraz to już nawet nie wiedział, czy Żar go kiedykolwiek tak naprawdę szczerze kochał.
Dreptał bez celu, choć momentami spoglądał na sunące po ziemi myszy i lecące na niebie ptaki. Mógłby coś upolować, być jakkolwiek przydatny dla klanu, dla którego oddał całe serce i poświęcił swoje uczucia.
Jakby było, gdyby zdecydował się zostać w Klanie Burzy? Nie było mu tam źle, a Rozżarzony Płomień mógł się zmienić. Rudzik nie dał mu tej szansy, bo nie wierzył, że to miałoby się udać.
I teraz myśląc, wciąż w to wątpił. W jego głowie zakorzenił się obraz złego Żara, chcącego mordować wszystkich, którzy staną na jego drodze, a także szerzącego rasizm. Przełknął ślinę, wbijając pazury w ziemię. To było najgorsze uczucie, gdy ktoś, kogo kochasz, okazuje się podłym draniem z kamieniem zamiast serca.
Pociągnął mocniej nosem, wyczuwając zapach potencjalnej ofiary. Jak na zawołanie bury zając przebiegł mu przez drogę, mknąc w tylko sobie znanym kierunku. Rudzikowy Śpiew poczuł nagłą chęć dopadnięcia go, bo w końcu uważany był za główny posiłek Burzaków, więc co za problem, by Nocniak go złapał? Udowodni sam sobie, że może być lepszy.
Oblizał pysk, ruszając w pogoń za kicającym stworzeniem. Teren był z lekka podmokły, przez co łapy ślizgały mu się, gdy za bardzo przyspieszył.
Zahamował, dopiero gdy zderzył się z kupą rudego futra na swojej drodze. Postać pojawiła się tam tak nagle, że z początku wydawało mu się, iż to tylko jego omamy.
Jednak był tam. On, tak samo wściekle rudy co zawsze, z tymi intensywnie pomarańczowymi ślepiami. Teraz od standardowego obrazu różniła go tylko jedna rzecz. Brak ucha.
— Ty... - wykrztusił Rudzik, cofając się o parę kroków. — C-co ty tu robisz? — syknął, rozglądając się w panice.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wszedł na tereny Klanu Burzy. Przypomniał sobie słowa Zajęczej Gwiazdy, o tym, że jeśli wróci, to zabiją go.
Położył nisko uszy po sobie, cofając się powoli w stronę terenów Nocniaków. Spiął się, obserwując nieustannie Żara. Nie był sam. W ich stronę zbliżyły się również dwie kotki.
— To nasz teren — miauknął zimno.
— Zauważyłem — odparł natychmiastowo, zbyt późno gryząc się w język. Nie wiedział, czy nawet z samym kocurem by sobie poradził. Widząc jednak większą grupę, nawet nie próbował. — Zagapiłem się — rzucił od niechcenia, przełykając ślinę. — Ale nie szukam zaczepki, już sobie idę...
— O kogo my tu widzimy. Przecież to twój kochaś, Rozżarzona Łapo — zaśmiała się szylkretka. - Zmieniła się u nas władza, mamy nową liderkę — poinformowała, na co Rudzik zastrzygł uszami. Mówiła mu coś o własnym klanie z takim spokojem? — Kamienna Gwiazda. Piaskowa Gwiazda, która torturowała ciebie i twojego kumpla upadła, więc się tak nie bój już o swój kuper.
Mimo wszystko uniósł zaskoczony wzrok na grupę Burzaków. Ta wiadomość brzmiała jak senne marzenie. Uśmiechnął się szeroko, nie krępując się już tak bardzo obecnością obcych.
— To dobrze, że udało wam się pozbyć tej szurniętej tyranki. Może i nie znam was dobrze, ale cieszę się, że macie kogoś normalnego u władzy. Kamienna Ago... Znaczy już teraz Gwiazda, wydawała się naprawdę rozsądną — mruknął, spoglądając na byłego.
Doskonale pamiętał tę całą rozmowę z czarną kotką, tak samo jak jego puste obietnice zmiany.
Potem dopiero dotarły do niego słowa wojowniczki. Czy on się przesłyszał, czy zwróciła się do Żara mianem "Łapa"?
Wspomniany kocur skrzywił się i zaczął kierować się w głąb własnych terenów.
— Ej, Rozżarzona Łapo, siad — warknęła do niego ta sama kotka. — Nie oddalaj się od nas.
Zatrzymał się, nie odwracając w ich stronę pyska.
— Dlaczego Łapa? — spytał nagle Rudzik, zbyt zaciekawiony, by trzymać język za zębami. — Przepraszam, że pytam, ale to dziwne. On jest stary, a do tego niedawno miał na drugi człon Płomień, to... Jakaś kara czy coś? — drążył, czując lekką satysfakcję. Życzył byłemu jak najgorzej.
— Tak. Został zdegradowany do rangi ucznia, a my go pilnujemy. Nie spuszczamy nawet na chwilę. Kamienna Gwiazda mu nie ufa, więc jego prywatność nie istnieje. Jego zadaniem jest polowanie dla klanu i typowe obowiązki ucznia. Liderka nie pozwala mu się lenić. Wszystkich rasistów tak ukarała — wyjaśniła mu. — Nie wiesz, jaki on jest przy niej zestrachany — zaśmiała się. — Cykor go wziął, bo jak znów coś odwali, to wylatuje z klanu. A jego mentorką na dodatek jest zastępczyni, więc ma przewalone.
— Naprawdę? — spytał, a w jego głosie dało się słyszeć niemałą satysfakcję. — To wspaniałe słyszeć, że podjęto u was takie działania i prawidłowo tępicie rasizm. Cieszę się, że sprawiedliwość czasem dosięga tych, którzy powinni zostać ukarani za swoje przewinienia. I tak w jego przypadku ta kara wydaje się dosyć... Łaskawa — stwierdził.
— A co według ciebie powinniśmy mu dowalić? -— miauknęła zainteresowana. -— Przekaże wszystko liderce. A zapomniałam wspomnieć. Ma przeprosić dodatkowo cały klan publicznie i wyrzec się Piaskowej Gwiazdy. Wtedy jego kara ma się skończyć. Ale coś czuje, że mu pisane jest bycie wiecznym uczniem
— Jego przepraszanie innych już raz skończyło się pustymi słowami, tacy jak on nigdy nie nabierają skruchy — rzucił, zapominając na moment, że nie rozmawia z kotami ze swojego klanu, tylko z teoretycznie wrogami. — Szkoda, że nie da mu się zmienić koloru futra. Skoro tak kochał rudy, to może jakby był na przykład liliowy, zauważyłby, że niezależnie od tego jak wygląda, jest zwykłym potworem.
— Oskubany z sierści to był, ale mu odrosła. Fajnie by było. Niestety to niewykonalne — powiedziała do niego. — Pracuje jednak na swoje życie. Prawda, Rozżarzona Łapo? Dopiero wieczorem się najesz, pamiętaj — zakpiła.
— Ale jest milszy niż kiedyś — odezwała się niebieska kotka, milcząca do tej pory.
— Milszy? Boi się dostać lanie od mojej matki, tchórz. Ale nie powiem, fajnie widzieć takiego złamanego Żara. Zawsze szczekał wyżej, niż ogon miał, więc to nowość — burknęła szylkretka.
Rudzik nastawił uszy. Wspaniale było słyszeć, jak ktoś, kto wyrządził ci wiele złego, sam cierpiał.
— Nie wygląda na miłego. Raczej wciąż ma minę, jakby chciał wszystkich pozabijać — mruknął.
— Ej, Żar. Odwróć się do nas. Pokaż, jaką masz minę — zawołała do niego. Nie odwrócił się do nich, nadal siedząc tyłem.
— Niezbyt miły — uznał Rudzik, czując dziwne bicie w sercu. Czy tak powinien się zachowywać? Szydzić z kogoś zza jego plecami, chociaż ten wszystko słyszał? Raczej nie, mało przyjemne, on nie lubił być tak traktowany. Często grał rolę ofiary, ale teraz, gdy na moment mógł bezkarnie kozaczyć, nic nie stało na przeszkodzie, aby dopiec trochę wrogowi.
— Może ma gorszy dzień? — odezwała się ponownie niebieska.
— To on ma chyba codziennie ten gorszy dzień — prychnęła pierwsza, przewracając oczami.
Żar spojrzał na nią tylko, a ona skorzystała i popchnęła go w stronę Rudzika. Zacisnął pysk, gdy znów ich spojrzenia się spotkały. Podniósł się i skierował kroki z powrotem do obozu, ale szylkretka unieruchomiła go depnięciem na ogon.
— Nie uciekaj tchórzu — syknęła do niego. — Dawaj Rudzik. Przywal swojemu ex.
Druga kotka się zdziwiła.
— Po co miałby?
— To chyba jasne. — Uśmiechnęła się do nich. — Przecież zrobił sobie na boku kocięta, kiedy z nim był.
— Co? — Rudzika wręcz zamurowało go. — Nie będę go bił, nie chcę się zniżać do jego poziomu — wymamrotał, rozproszony słowami o potomstwie. — Jak to masz dzieci? Z iloma kotkami ty mnie zdradzałeś? — wykrztusił, odsuwając się w tył, bo chwila moment, a znowu dałby się ponieść emocjom i jeszcze przypadkiem odgryzłby mu drugiego ucho. — Nie wierzę, że od początku byłeś taką podłą świnią... — rzucił ciszej, nie chcąc robić dramy przy obcych dla niego kotkach.
— Nie będę ci się tłumaczył, bo i tak mi nie uwierzysz — miauknął tylko, wyrywając swój ogon spod łap białej
— Czyli zrobiłeś to z premedytacją — stwierdził, widząc jego zachowanie. — Inaczej byś coś wyjaśnił. Chociaż, nawet, jakbyś zaczął gadać, to pewnie i tak same kłamstwa — prychnął.
— Chcesz prawdę? Mam dzieci, jednak nie zrobiłem ich świadomie. Wykorzystano mnie, ale tego nie żałuję. Kocham te smarkacze i nic z tym nie zrobisz. Z nami koniec, więc nie wchodź z łapami z powrotem w moje życie. Sam fakt, że tu się zjawiłeś to obraza. Gdyby nie Kamienna Gwiazda, już dawno byś został przegoniony, a nie urządzał sobie obgadywanie mnie za moimi plecami.
Skrzywił się.
— Żałosne, że po tym wszystkim nie masz odwagi powiedzieć mi czegoś zgodnie z prawdą — rzucił, odwracając się. — Teraz skłamałeś mi prosto w pysk. Niemożliwe, byś ty kogokolwiek kochał. Potrafisz tylko ranić.
— Niemożliwe, że ty potrafisz mieć tak zawężony punkt widzenia i być ślepym. Sam ranisz. Siebie i wszystkich dookoła ze swoją paranoją — syknął na niego. — Obyś kiedyś znów zniszczył sobie życie. Może obudzisz się wtedy z tego swojego snu
— Nie zniszczę już sobie życia bardziej niż przez związek z tobą. Udław się tymi swoimi pustymi słowami. — Trzepnął ogonem, nie patrząc ani chwili dłużej na niego. Ani jeden raz więcej, żadnego ostatniego razu. Jedynie skinął głową do dwóch kotek i odszedł w swoim kierunku.
Stracił tyle czasu w swoim życiu na związek z Rozżarzonym Płomieniem. W tym momencie żałował wszystkiego, nawet tych miłych chwil.
Kiedyś mógł powiedzieć, że właśnie w Klanie Burzy znajdował się jego cały sens życia. Może nie tyle nawet ile cały, a główny, bo bez rudego futra przy nosie nie wyobrażał sobie szczęścia. Czasami łapał się na tym, że było mu przykro z powodu tego, jak skończył się ich związek. Jeszcze nie tak dawno wyobrażał sobie wspólną przyszłość, pełną spokoju i miłość. Teraz to już nawet nie wiedział, czy Żar go kiedykolwiek tak naprawdę szczerze kochał.
Dreptał bez celu, choć momentami spoglądał na sunące po ziemi myszy i lecące na niebie ptaki. Mógłby coś upolować, być jakkolwiek przydatny dla klanu, dla którego oddał całe serce i poświęcił swoje uczucia.
Jakby było, gdyby zdecydował się zostać w Klanie Burzy? Nie było mu tam źle, a Rozżarzony Płomień mógł się zmienić. Rudzik nie dał mu tej szansy, bo nie wierzył, że to miałoby się udać.
I teraz myśląc, wciąż w to wątpił. W jego głowie zakorzenił się obraz złego Żara, chcącego mordować wszystkich, którzy staną na jego drodze, a także szerzącego rasizm. Przełknął ślinę, wbijając pazury w ziemię. To było najgorsze uczucie, gdy ktoś, kogo kochasz, okazuje się podłym draniem z kamieniem zamiast serca.
Pociągnął mocniej nosem, wyczuwając zapach potencjalnej ofiary. Jak na zawołanie bury zając przebiegł mu przez drogę, mknąc w tylko sobie znanym kierunku. Rudzikowy Śpiew poczuł nagłą chęć dopadnięcia go, bo w końcu uważany był za główny posiłek Burzaków, więc co za problem, by Nocniak go złapał? Udowodni sam sobie, że może być lepszy.
Oblizał pysk, ruszając w pogoń za kicającym stworzeniem. Teren był z lekka podmokły, przez co łapy ślizgały mu się, gdy za bardzo przyspieszył.
Zahamował, dopiero gdy zderzył się z kupą rudego futra na swojej drodze. Postać pojawiła się tam tak nagle, że z początku wydawało mu się, iż to tylko jego omamy.
Jednak był tam. On, tak samo wściekle rudy co zawsze, z tymi intensywnie pomarańczowymi ślepiami. Teraz od standardowego obrazu różniła go tylko jedna rzecz. Brak ucha.
— Ty... - wykrztusił Rudzik, cofając się o parę kroków. — C-co ty tu robisz? — syknął, rozglądając się w panice.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wszedł na tereny Klanu Burzy. Przypomniał sobie słowa Zajęczej Gwiazdy, o tym, że jeśli wróci, to zabiją go.
Położył nisko uszy po sobie, cofając się powoli w stronę terenów Nocniaków. Spiął się, obserwując nieustannie Żara. Nie był sam. W ich stronę zbliżyły się również dwie kotki.
— To nasz teren — miauknął zimno.
— Zauważyłem — odparł natychmiastowo, zbyt późno gryząc się w język. Nie wiedział, czy nawet z samym kocurem by sobie poradził. Widząc jednak większą grupę, nawet nie próbował. — Zagapiłem się — rzucił od niechcenia, przełykając ślinę. — Ale nie szukam zaczepki, już sobie idę...
— O kogo my tu widzimy. Przecież to twój kochaś, Rozżarzona Łapo — zaśmiała się szylkretka. - Zmieniła się u nas władza, mamy nową liderkę — poinformowała, na co Rudzik zastrzygł uszami. Mówiła mu coś o własnym klanie z takim spokojem? — Kamienna Gwiazda. Piaskowa Gwiazda, która torturowała ciebie i twojego kumpla upadła, więc się tak nie bój już o swój kuper.
Mimo wszystko uniósł zaskoczony wzrok na grupę Burzaków. Ta wiadomość brzmiała jak senne marzenie. Uśmiechnął się szeroko, nie krępując się już tak bardzo obecnością obcych.
— To dobrze, że udało wam się pozbyć tej szurniętej tyranki. Może i nie znam was dobrze, ale cieszę się, że macie kogoś normalnego u władzy. Kamienna Ago... Znaczy już teraz Gwiazda, wydawała się naprawdę rozsądną — mruknął, spoglądając na byłego.
Doskonale pamiętał tę całą rozmowę z czarną kotką, tak samo jak jego puste obietnice zmiany.
Potem dopiero dotarły do niego słowa wojowniczki. Czy on się przesłyszał, czy zwróciła się do Żara mianem "Łapa"?
Wspomniany kocur skrzywił się i zaczął kierować się w głąb własnych terenów.
— Ej, Rozżarzona Łapo, siad — warknęła do niego ta sama kotka. — Nie oddalaj się od nas.
Zatrzymał się, nie odwracając w ich stronę pyska.
— Dlaczego Łapa? — spytał nagle Rudzik, zbyt zaciekawiony, by trzymać język za zębami. — Przepraszam, że pytam, ale to dziwne. On jest stary, a do tego niedawno miał na drugi człon Płomień, to... Jakaś kara czy coś? — drążył, czując lekką satysfakcję. Życzył byłemu jak najgorzej.
— Tak. Został zdegradowany do rangi ucznia, a my go pilnujemy. Nie spuszczamy nawet na chwilę. Kamienna Gwiazda mu nie ufa, więc jego prywatność nie istnieje. Jego zadaniem jest polowanie dla klanu i typowe obowiązki ucznia. Liderka nie pozwala mu się lenić. Wszystkich rasistów tak ukarała — wyjaśniła mu. — Nie wiesz, jaki on jest przy niej zestrachany — zaśmiała się. — Cykor go wziął, bo jak znów coś odwali, to wylatuje z klanu. A jego mentorką na dodatek jest zastępczyni, więc ma przewalone.
— Naprawdę? — spytał, a w jego głosie dało się słyszeć niemałą satysfakcję. — To wspaniałe słyszeć, że podjęto u was takie działania i prawidłowo tępicie rasizm. Cieszę się, że sprawiedliwość czasem dosięga tych, którzy powinni zostać ukarani za swoje przewinienia. I tak w jego przypadku ta kara wydaje się dosyć... Łaskawa — stwierdził.
— A co według ciebie powinniśmy mu dowalić? -— miauknęła zainteresowana. -— Przekaże wszystko liderce. A zapomniałam wspomnieć. Ma przeprosić dodatkowo cały klan publicznie i wyrzec się Piaskowej Gwiazdy. Wtedy jego kara ma się skończyć. Ale coś czuje, że mu pisane jest bycie wiecznym uczniem
— Jego przepraszanie innych już raz skończyło się pustymi słowami, tacy jak on nigdy nie nabierają skruchy — rzucił, zapominając na moment, że nie rozmawia z kotami ze swojego klanu, tylko z teoretycznie wrogami. — Szkoda, że nie da mu się zmienić koloru futra. Skoro tak kochał rudy, to może jakby był na przykład liliowy, zauważyłby, że niezależnie od tego jak wygląda, jest zwykłym potworem.
— Oskubany z sierści to był, ale mu odrosła. Fajnie by było. Niestety to niewykonalne — powiedziała do niego. — Pracuje jednak na swoje życie. Prawda, Rozżarzona Łapo? Dopiero wieczorem się najesz, pamiętaj — zakpiła.
— Ale jest milszy niż kiedyś — odezwała się niebieska kotka, milcząca do tej pory.
— Milszy? Boi się dostać lanie od mojej matki, tchórz. Ale nie powiem, fajnie widzieć takiego złamanego Żara. Zawsze szczekał wyżej, niż ogon miał, więc to nowość — burknęła szylkretka.
Rudzik nastawił uszy. Wspaniale było słyszeć, jak ktoś, kto wyrządził ci wiele złego, sam cierpiał.
— Nie wygląda na miłego. Raczej wciąż ma minę, jakby chciał wszystkich pozabijać — mruknął.
— Ej, Żar. Odwróć się do nas. Pokaż, jaką masz minę — zawołała do niego. Nie odwrócił się do nich, nadal siedząc tyłem.
— Niezbyt miły — uznał Rudzik, czując dziwne bicie w sercu. Czy tak powinien się zachowywać? Szydzić z kogoś zza jego plecami, chociaż ten wszystko słyszał? Raczej nie, mało przyjemne, on nie lubił być tak traktowany. Często grał rolę ofiary, ale teraz, gdy na moment mógł bezkarnie kozaczyć, nic nie stało na przeszkodzie, aby dopiec trochę wrogowi.
— Może ma gorszy dzień? — odezwała się ponownie niebieska.
— To on ma chyba codziennie ten gorszy dzień — prychnęła pierwsza, przewracając oczami.
Żar spojrzał na nią tylko, a ona skorzystała i popchnęła go w stronę Rudzika. Zacisnął pysk, gdy znów ich spojrzenia się spotkały. Podniósł się i skierował kroki z powrotem do obozu, ale szylkretka unieruchomiła go depnięciem na ogon.
— Nie uciekaj tchórzu — syknęła do niego. — Dawaj Rudzik. Przywal swojemu ex.
Druga kotka się zdziwiła.
— Po co miałby?
— To chyba jasne. — Uśmiechnęła się do nich. — Przecież zrobił sobie na boku kocięta, kiedy z nim był.
— Co? — Rudzika wręcz zamurowało go. — Nie będę go bił, nie chcę się zniżać do jego poziomu — wymamrotał, rozproszony słowami o potomstwie. — Jak to masz dzieci? Z iloma kotkami ty mnie zdradzałeś? — wykrztusił, odsuwając się w tył, bo chwila moment, a znowu dałby się ponieść emocjom i jeszcze przypadkiem odgryzłby mu drugiego ucho. — Nie wierzę, że od początku byłeś taką podłą świnią... — rzucił ciszej, nie chcąc robić dramy przy obcych dla niego kotkach.
— Nie będę ci się tłumaczył, bo i tak mi nie uwierzysz — miauknął tylko, wyrywając swój ogon spod łap białej
— Czyli zrobiłeś to z premedytacją — stwierdził, widząc jego zachowanie. — Inaczej byś coś wyjaśnił. Chociaż, nawet, jakbyś zaczął gadać, to pewnie i tak same kłamstwa — prychnął.
— Chcesz prawdę? Mam dzieci, jednak nie zrobiłem ich świadomie. Wykorzystano mnie, ale tego nie żałuję. Kocham te smarkacze i nic z tym nie zrobisz. Z nami koniec, więc nie wchodź z łapami z powrotem w moje życie. Sam fakt, że tu się zjawiłeś to obraza. Gdyby nie Kamienna Gwiazda, już dawno byś został przegoniony, a nie urządzał sobie obgadywanie mnie za moimi plecami.
Skrzywił się.
— Żałosne, że po tym wszystkim nie masz odwagi powiedzieć mi czegoś zgodnie z prawdą — rzucił, odwracając się. — Teraz skłamałeś mi prosto w pysk. Niemożliwe, byś ty kogokolwiek kochał. Potrafisz tylko ranić.
— Niemożliwe, że ty potrafisz mieć tak zawężony punkt widzenia i być ślepym. Sam ranisz. Siebie i wszystkich dookoła ze swoją paranoją — syknął na niego. — Obyś kiedyś znów zniszczył sobie życie. Może obudzisz się wtedy z tego swojego snu
— Nie zniszczę już sobie życia bardziej niż przez związek z tobą. Udław się tymi swoimi pustymi słowami. — Trzepnął ogonem, nie patrząc ani chwili dłużej na niego. Ani jeden raz więcej, żadnego ostatniego razu. Jedynie skinął głową do dwóch kotek i odszedł w swoim kierunku.
Stracił tyle czasu w swoim życiu na związek z Rozżarzonym Płomieniem. W tym momencie żałował wszystkiego, nawet tych miłych chwil.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz