Kiedy najadł się i odpoczął, ruszył do legowiska medyka. Nie chciał tu przyłazić, ale Kamień mu kazała, no to przyszedł. Tym razem sam, bez niańki w postaci siostry. Usiadł w przejściu i obserwował jak jego kuzynka, robi coś nad roślinami w ciszy. Nie miał zamiaru jej przerywać. Im dłużej tu siedział, tym mógł lepiej wypocząć po polowaniu.
Medyczka jednak wyczuła jego obecność. Przerwała segregację ziół i odwróciła się w kierunku wejścia. Zastygła, gdy go dojrzała, mrużąc oczy.
— Ty — prychnęła cicho. — Co ty tu znowu robisz?
Wzruszył ramionami. Mu też nie podobało się to, że musiał jej pomagać.
— Kazali przyjść to przyszedłem. Mam ci pomóc w czymkolwiek zechcesz — miauknął znudzony.
— To pomóż mi w segregacji ziół i nie odzywaj się do mnie — fuknęła.
Podszedł do niej, siadając obok i patrząc na leżące na ziemi zioła. Były różne, chociaż dla niego wyglądały podobnie. Dostrzegł obok kilka kupek posegregowanych medykamentów, które zrobiła Wiśniowa Iskra. Przyjrzał się im uważnie i zaczął oddzielać podobne do siebie zielsko, dokładając na kupkę, milcząc jak grób.
Jej ciężkie westchnięcie dotarło do jego uszu. Najwidoczniej jej też nie podobała się ta ich współpraca, do której zmuszała ich czarna.
— Mak kładź na liście bluszczu. — miauknęła cicho. — Ziarna łatwo się rozsypują.
Zrobił tak jak kazała. Więc to coś nazywało się mak? Dobrze wiedzieć... Może nawet nieświadomie wyniesie stąd jakąś wiedzę? Jeszcze kilka księżyców temu, gdyby ktoś mu powiedział, że będzie bawił się w medyka, to chyba by go wyśmiał. A teraz to się naprawdę działo.
Kotka obserwowała go, aż nie sięgnął łapą po zioło, którego właściwości były dla niego nieznane.
— Uważaj z tym — warknęła. — Cis segregujemy do grupki na trucizny. —Wskazała na niewielki stos. — Żebyś się tylko tym nie zatruł, chociaż to może byłoby i lepiej. — prychnęła pod nosem, gdy przeszedł ją dreszcz.
— Po co zbierasz trujące zioła? — mruknął do niej — Próbujesz kogoś zabić?
To brzmiało bardzo prawdopodobnie. Nie cierpiała go, więc mogła podrzucić mu jakąś truciznę do piszczki, a on by padł tocząc pianę z pyska. Odszedłby szybko, a Kamienna Gwiazda jeszcze by jej pogratulowała, że pozbyła się problemu.
Medyczka strzepnęła ogonem.
— Każdy medyk trzyma u siebie też trucizny. Czasem są potrzebne. Gdybyśmy ich nie zbierali, to gówno byśmy o nich wiedzieli, a koty padałyby dziesiątkami. — prychnęła. — Chyba, że aż tak jesteś ciekaw, to sam możesz spróbować soku jagód cisu.
— Wole jeszcze żyć. Tak szybko się mnie nie pozbędziecie — miauknął kodując w głowie, by nie brać od kotki takich ziół. Wstał i przyjrzał się dodatkowo tej kupce z truciznami, zapamiętując jak wyglądają i pachną. Tak na wszelki wypadek. By przeżyć do następnego wschodu słońca.
Syknęła na niego.
— Odsuń się od tego, bo z twoimi zapędami na pewno spróbujesz kogoś otruć — Spojrzała na niego nieufnie.
On? Kogoś otruć? Nigdy nie wpadłby na taki absurdalny pomysł. Przecież byłby wtedy skończony, bo na pewno liderka nie uwierzyłaby w jego kłamstwa.
— Nie. Gdybym kogoś otruł, wygnaliby mnie. Wole zapamiętać co ty tu masz, bym to ja nie skończył jako trup — prychnął. — Zadziwiasz mnie Wiśnio, wiesz? Wtedy jakoś chętnie miauczałaś o rodzinie, że jest nadzieja, a teraz pewnie chciałabyś bym nie istniał. — wspomniał jej słowa, które wypłynęły z jej pyska podczas tej nocy zgromadzeń.
— Chciałabym ci ufać, ale widząc twoje postępowanie... Nic a nic się nie zmieniłeś — fuknęła pod nosem. — Ty, Splątane Futro, większość kuzynów, czy nawet babcia jesteście siebie warci. Nic was nie obchodzą relacje rodzinne. Nigdy nawet się nie pofatygowaliście, żeby się nimi interesować. Tylko Blady Zmierzch ma jakikolwiek olej w głowie — wydusiła z siebie, bijąc ogonem.
— Jak uważasz. Też miałem taki sam stosunek o reszcie, a wiesz czemu? Bo babskie towarzystwo jest męczące. — wrócił do poprzedniego zajęcia, czyli segregacji ziół.
<Wiśnia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz