To było okropne! Nigdy, przenigdy nie mógł zdenerwować ponownie tak kocura. Doskonale zdawał sobie sprawę z aluzji, którą starał się mu przekazać starszy. Nie chciał by się nad nim znęcano. Ten ból, upokorzenie... Nie pragnął takiego życia.
Woda była lodowata, gdy w niej tak stał parskając, by pozbyć się jej z nozdrzy. Powoli tracił czucie w pysku, a ciało wręcz chciało wyrwać się i uciec od rzeki. To nie była najlepsza pora na kąpiele. Walka o oddech, gdy mróz wody szczypał w głowę, nie był przyjemny.
To tak bardzo bolało.
Słysząc jego słowa załkał, wpatrując się w ciemną tafle, po której sunęły resztki lodu.
— N-n-nie chcę. N-n-nie mało. J-j-ja chcę... w-w-yjść z wo-ody — Dygotał. — B-b-błagam.
Czuł, że dłużej tego nie wytrzyma. Padnie gdzieś osłabiony, a wojownik go zostawi na żer wygłodniałemu ptactwu.
— Nie. Miałem powiedzieć, że to będzie ostatni raz, ale zmieniłeś moje zdanie. Wykąp się jeszcze ze dwa razy i możemy wracać do obozu — oznajmił.
Jeszcze dwa razy i mogli wracać? Nie myślał długo nad tą decyzją. Skinął mu głową, po czym zanurzył się jeden raz, a potem drugi, wychodząc z wody i otrzepując się z ulgą. Jego krok był sztywny i ciężki. Łapy zaczęły go palić, jakby wszedł w ogień, gdy dotknął tylko śniegu, a pysk szczypał potwornie od mrozu. Nigdy nie chciał tego powtarzać. Nigdy.
Krwawnik patrzył na niego ze znużeniem. Nagle szarpnął go za ogon, jednak zamiast go ku sobie pociągnąć, wyrwał mu sporą kępkę sierści.
Z gardła uciekł mu krzyk. Zachwiał się i upadł pyskiem na ziemię. Spojrzał zdumiony na mentora, który stał z jego czarnym futrem w swoim pysku. Szybko podkulił ogon pod siebie, patrząc na niego z przerażeniem. To jeszcze było mu mało?! Sądził, że już go należycie ukarał!
— Chyba ci za ciepło, czyż nie? Choć, pomogę ci się bardziej ochłodzić — mruknął zaczepnie.
Z każdym jego słowem, strach zalewał go coraz bardziej. Bał się go. Tak potwornie bał... Pokręcił głową, drżąc z zimna. Przecież widział, że nie mógł powstrzymać swojego ciała od wstrząsów! Wcale a wcale, nie było mu gorąco!
— Z-z-zimno — miauknął smętnie, bardziej zwijając się w puchatą kulkę.
Mieli przecież wrócić do obozu! Chciał już zniknąć w swoim legowisku i nie wychodzić z niego, póki nie rozgrzeje się wystarczająco dobrze.
— Owszem, ale czy spieszy nam się? Chyba nie bardzo — westchnął czarny, łapą dla zabawy atakując jego ogon. — Ciekawe czy bez niego byś sobie poradził.
Słysząc to, rozszerzył oczy. Od razu schował obiekt jego zainteresowania bardzo mocno pod siebie, że wyglądało to tak, jakby już go nie miał.
— N-n-nie p-proszę — zaskomlał.
— O co prosisz, mój drogi? Przecież nic ci nie zrobię. Czy ja bym cię kiedykolwiek skrzywdził? — spytał, uśmiechając się niewinnie.
Przecież... Przecież właśnie go skrzywdził! I to przed chwilą, gdy wyrywał mu sierść z ogona, o ranach nie wspominając. Zaskomlał bardziej.
— Ch-chcę do o-o-obozu, p-proszę.
— A ja nie chcę. — Zbył go, odgarniając śnieg z kawałka ziemi i siadając tam. — Tu mi się podoba.
Zacisnął pysk. Leżał tam w pozycji obronnej, chroniąc swój ogon i patrząc na niego ze strachem. Zadrżał bardziej, a z nosa pociekł mu glut. Czuł, że jeszcze chwila i zejdzie tam na zawał. Wydał z siebie jakieś niezrozumiałe piśnięcia.
Krwawnik skrzywił się, patrząc na niego z obrzydzeniem.
— Znowu się mazgaisz — prychnął. — Mam cię dosyć.
Położył po sobie bardziej uszy, zamieniając się w puchatą kulkę, która doskonale stapiała się z otoczeniem. Nie odpowiedział na to, chowając łapki pod siebie, by je ocieplić.
— Co ty teraz odpierdalasz? — fuknął, patrząc, jak ten po prostu się kładzie. — A w dupie z tobą, ja wracam do obozu. Jak chcesz, to idź ze mną. A jak nie, to padnij tu trupem.
Słysząc to od razu się podniósł i ruszył posłusznie za kocurem, nadal broniąc swój ogon przed odgryzieniem. Cieszył się, że nagle zmienił zdanie. Może też mróz dał mu w kość i stwierdził, że nie warto dać się tu zamrozić? Miał nadzieję, że po tej kąpieli się nie rozchoruje.
Krwawnik spoglądał na niego ze znużeniem, kiedy szli, aż w pewnym momencie wystawił łapę, zatrzymując go.
— A teraz powiedz mi. Jak usprawiedliwisz się w obozie, gdy zapytają cię o blizny?
Zatrzymał się, drżąc. Bał się, że ten znów wpadł na genialny pomysł pobicia go. Słysząc jednak jego pytanie, odetchnął w duszy z ulgą, że chodziło tylko o to.
— S-s-samotnik mnie za-atakował, a-a-a ja nie umiałem so-obie poradzić... A-a-a ty mnie ocaliłeś, b-bo na twój widok uciekł — Spuścił łeb.
Przewrócił na to oczami.
— Powiedz, że wpierw mu przywaliłem. Będzie brzmiało realistycznej i bardziej bohatersko. Ale też nie dawaj upustu wyobraźni, po prostu raz dostał po pysku i uznał, że jak nas dwóch jest, to nie ma szans.
— D-d-dobrze. P-p-powiem tak — zgodził się na jego wersje, patrząc na niego niepewnie, bojąc się kolejnego opieprzu.
Wojownik ku jego uldze skinął głową i ruszyli dalej. Śnieg skrzypiał pod ich łapami, a ślady, które zostawiali, chwila moment znikały pod prószącą bielą.
— Jeszcze raz — nakazał. — Powiedz jeszcze raz, co im wyśpiewasz.
— S-samotnik mnie zaatakował. T-tak nagle. A-a ja nie potrafiłem sobie po-oradzić. A-a ty widząc to, po-odbiegłeś, uderzyłeś go, zwa-alając go ze mnie. I u-uznał, że z nami dwoma nie ma sza-ans i u-uciekł.
— A mógłbyś przestać zachowywać się jak ledwo narodzone kocie po zobaczeniu własnego cienia? — westchnął. — Twoje roztrzęsienie powinno pomóc, ale obrzydza mnie widok czegoś tak... Słabego.
Spróbował się nieco wyprostować, by wyglądać silniej. Serce nadal jednak mu łomotało w piersi, a wzrok przesiąknięty był strachem, gdy ten na niego patrzył tak oceniająco.
— W-wybacz... — miauknął, starając się, by głos mu bardziej się nie załamał
— Nie chcę pustych słów, ile razy mam ci to mówić? — prychnął. — Ruszaj się szybciej, nim od tych ran padniesz mi tu trupem.
Przyspieszył kroku. Czuł się tak okropnie! Nieważne co by zrobił czy powiedział, zawsze nie dogodzi mentorowi.
Gdy dotarli do obozu, oczywiście wcisnął im kit, który kazał mu powiedzieć wojownik. Chyba w to uwierzyli, bo przecież nikt by nie posądzał tak dobrego kota jakim był Krwawnik, o znęcania się nad swoim uczniem.
<Krwawnik?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz