Białe łapy przemierzały terytorium swobodnym krokiem. Warczał pod nosem, zirytowany przez wszystko co się teraz działo. Ktoś robił z niego głupa!
Zdziwił się jednak, że sprawca tego całego cyrku prawdopodobnie nawet nie chciał skrzywdzić jego syna.
— Dalej pójdę sam — mruknął do córki Irgowego Nektaru, która wyszła z nim z obozu jako eskorta, która była wręcz wymagana by spasione dupsko władzy pozwoliło jakiemukolwiek kocurowi wyjść.
Usłyszał niemrawe "tak" od Stokrotki, więc przyspieszył kroku.
Przyłożył pysk bardziej do ziemi, mrużąc oczy i otwierając go, by wchłonić różne zapachy. Wyczuł wiewiórki, z pewnością więcej niż jedną.
Ruszył w tamtą stronę, a gdy ruda kita, która właśnie zeskoczyła z drzewa, by podnieść żołądź, zafalowała mu przed nosem, warknął i rzucił się do skoku, przygwożdżając ją do ziemi. Jakby tego nie było mało, prychnął i wydłubał martwej wiewiórce oczy pazurami, wściekły.
Potrzebował się na czymś wyżyć. Zdecydowanie potrzebował.
Cisnął ciało wiewiórki gdzieś pod drzewo, nie siląc się nawet, by je zakopywać. Wróci później.
Spacerował przez złocisty las, który teraz był niemal cały mokry. Czuł wilgoć pod poduszkami swoich łap, gdy zgniatał opadłe liście, jakie szeleściły mu pod nogami.
Nagle zatrzymał się, gdy wypatrzył dziurę, z której dobiegał do niego lekki smród. Nastroszył futro, wiedząc już, co się szykuje. Zbliżył się tam, dostrzegając kępę mchu i leżące na nim martwe kocię. Zmrużył oczy, spoglądając w dół - z oczu kocięcia (którego tożsamości kompletnie nie mógł rozpoznać, więc najpewniej nie było to kocię z klanu) wypływały krwawe łzy. Dookoła niego dostrzegł zgniecione, fioletowe, zeschnięte owoce jakiejś rośliny, której sok brudził mech. Nie wiedział co to było, nie znał się na zielarstwie, a same owoce były tak rozgniecione, że nie sposób było się dowiedzieć.
Ususzone płatki czerwonego kwiatu mieszały się z fioletowymi znakami. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i powoli rozkładających się kocich zwłok.
Nic innego nie dostrzegł, więc gdy już wypatrzył wszystko, odwrócił się, pozostawiając za sobą... to wszystko. Złapał w pysk swoją pozbawioną oczu wiewiórkę i ruszył z nią do obozu. Nie spodziewał się, że sprawca tego całego zamieszania ma jaja, by zabić kota. Najwyraźniej go nie docenił.
Wrócił do obozu, wciąż przetwarzając informacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz