Poczuła szorstki język Wilczej Pogoni na swojej klatce piersiowej. Mama wyczesywała ją dokładnie, jakby chociażby mały, drobny brud miał być końcem świata. W końcu z lekka zirytowana koteczka strzepnęła ogonem.
— Już jestem czysta — miauknęła i zaczęła sama wylizywać się już do końca. Wilcza skinęła tylko głową.
— Pamiętaj, musisz ładnie wyglądać na swojej ceremonii — wymruczała, a następnie odwróciła się, zajmując się wylizywaniem jej rodzeństwa. Daglezja prychnęła cicho, gdy mama czyściła jej rude futro.
Lisek natomiast podeszła bliżej wyjścia, patrząc na rozciągający się przed nią obóz. Teraz będzie mogła wychodzić poza niego! Co prawda w towarzystwie przynajmniej jednego wojownika, ale wciąż! Niesamowite. Będzie mogła poznać terytoria. Polować...
Chociaż, nie. O polowaniu mogła pomarzyć. Zrezygnowana opuściła ogon. Przecież teraz na mało co można było polować, Cętkowana Gwiazda przecież bez powodu nie ustaliła racjonowania żywności.
Akurat, gdy miała zostać uczennicą?
* * *
Cóż powiedzieć, inne koty mogły jedynie współczuć Wilczej Pogoni ogarniania gromady tych dzieciaków. Lisek wyszła razem z resztą, otaczając mamę. Inne szkraby (choć już wcale nie takie małe), szły przed siebie, gdy rozległo się wołanie przywódczyni.
— Każdy kot na tyle duży, by polować, niech zbierze się na zebranie klanu — wygłosiła pręgowana kotka. Lis z zaciekawieniem obserwowała, jak mnóstwo ślepi kieruje na nią i resztę dzieciaków swój wzrok.
Słuchała uważnie, jak mianowane były Krewetka i Oliwka, a później część jej rodzeństwa. Nawet nie znała w większości mentorów, których dostali, ale miała nadzieję, że kiedyś pozna.
Dreszcz przeszedł po jej skórze, gdy usłyszała swoje imię.
— Lisku, wystąp.
Wykonała polecenie, postępując krok w przód. Czuła na sobie spojrzenia innych kotów. Wielu kotów. Wyprostowała się dumnie, z wysoko uniesionym ogonem.
— Lisku, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczennicą. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Lisia Łapa. Twoim mentorem zostanie Lamparci Ryk. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Lamparci Ryk?! To ten nowy zastępca co mama mówiła? Ale czad!
Kotka jednak nie pozwoliła sobie na uśmiech. Poważne, spokojne, dumne spojrzenie. Cętkowana Gwiazda zwróciła się do czarnego.
— Lamparci Ryku, jesteś gotowy do szkolenia kolejnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Wężowej Łuski, doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją odwagę i honor. Będziesz mentorem Lisiej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Spojrzała w oczy Lampartowi i oboje podeszli krok do przodu, stykając się ze sobą nosami. Niedługo potem do jej uszu dobiegły wiwaty.
— Lisia Łapa! Lisia Łapa!
Położyła po sobie uszy z radością.
Gdy ceremonia się zakończyla, wykorzystała tę chwilę, by spotkać się z mamą. Kotka podeszła do rodzicielki, spoglądając w jej oczy z pełną dumą we własnym wzroku.
— Tak się cieszę. Wreszcie jestem uczennicą — wymruczała, spoglądając na własne łapy. Wyprężyła się dumnie. Była szczęśliwa jak nigdy w życiu.
— Tak, skarbie. I jestem pewna, że dobrze sobie poradzisz. Tak jak reszta rodzeństwa — mruknęła mama. Po chwili kolejny dzieciak podszedł do Wilczej, więc kotka skinęła tylko ciepło głową w kierunku córki, żegnając się z nią. — Porozmawiaj ze swoim mentorem, Lisku, na pewno pójdziecie na pierwszy trening.
Koteczka pokiwała głową. Świeżo upieczona uczennica dołączyła do Lamparciego Ryku, który żegnał się właśnie z Cętką. Liderka znikała z ich pola widzenia, więc kotka ustała naprzeciw niego z błyskiem w oczach.
— Kiedy zaczynamy trening? — spytała z lekkim wigorem.
— Już się tak wyrywasz? — miauknął kocur. — Poza obozem jest zimno jak diabli.
— Ale chcę trenować — mruknęła młoda, wbijając ślepka w zastępcę.
Wąsy Lamparciego Ryku uniosły się lekko. Kocur odwrócił się i skinął jej ogonem, by poszła za nim. Lisia Łapa natychmiast zrównała z nim krok. Gdy przeszli przez granicę obozu, kichnęła, gdy jakiś płatek śniegu opadł na jej nos.
Śnieg nieprzyjemnie moczył poduszki jej łap.
— Na zewnątrz zawsze jest tyle śniegu? — spytała z zaciekawieniem.
— W porze nagich drzew zazwyczaj tak — odparł kocur, mrugając kilka razy. — Ale czasami bywa, gdzie pora nagich drzew jest bardziej błotnista i pochmurna, a śniegu nie ma. Teraz czeka nas ciężka zima.
Lis strzepnęła ogonem, odwracając łeb co chwilę, i patrząc na ślady, które zrobiła na śniegu.
— Czemu ciężka? Po czym to stwierdzać?
— Gęsta warstwa śniegu i brak zwierzyny — odparł. — Dlatego Cętkowana Gwiazda wprowadziła racjonowanie żywności. Musimy być oszczędni, bo mało co da się złapać.
Nuta niechęci brzmiała w jego głosie. Kotka zainteresowała się tym. Chciałaby coś złapać. Przydać się jakkolwiek.
Doszli do małego strumyczka, który teraz pokryty był warstwą grubego lodu. Spojrzała na mentora.
— Tutaj jest granica z Klanem Wilka, młoda — miauknął, wpatrując się w przestrzeń przed nimi intensywnie. Wilczaki. Nie słyszała o nich dużo, oprócz tego, że mieszkali w lesie, podobnie jak Klifiacy, jednak w całkowicie iglastym. No i czasami załapała się na jakieś ploteczki na temat dwójki uczniów, która zbiegła z Klanu Klifu, by tam dołączyć. Ale właściwie uważała to za po prostu... coś w stylu bajek, jakie opowiadała mama, ale bardziej prawdziwe. Nawet ich nie znała, więc za bardzo ją to nie obchodziło. Lampart rozluźnił się napotykając spojrzenie uczennicy. — Idziemy dalej.
Tonkijka skinęła głową, idąc za mentorem. Wkrótce przeszli obok klifu, który malował się na ich horyzoncie.
— To stary obóz Klanu Klifu — miauknął. Zawrócili się z powrotem w las. Uczennica obserwowała bacznie każdy szczegół. Każdego ptaka sfruwającego z drzewa. Każde poruszenie w zaspie.
Dochodząc do granicy, kotka wyczuła obcy zapach. Nie czuła go wcześniej. Pachniał inaczej niż ten przy granicy z Klanem Wilka.
— Tutaj mamy granicę z Klanem Burzy. Dawniej były to tereny Nocniaków, ale obecnie, Klan Wilka i Klan Burzy zawarły sojusz, zaatakowały Nocniaków i podzieliły się terytoriami.
Rozdziawiła pysk, wchłaniając powietrze.
— A czemu my się nie przyłączyliśmy do sojuszu? Moglibyśmy być silniejsi — stwierdziła, nadal nie mogąc się zachwycić otoczeniem.
Łapa za łapą dreptała przez las. Mentor podniósł głos.
— Cętkowana Gwiazda najwyraźniej nie była chętna do przyłączenia się do sojuszu — obwieścił. Wodziła wzrokiem tam, gdzie wodził mentor. Las, jaki ich otaczał, był piękny. Widziała go po raz pierwszy, ale wrażenie było niesamowite.
Okrążyli tereny do końca, a Lisia Łapa mogła wrócić do obozu dopiero wtedy, gdy zaczęło robić się ciemno. Pożegnała się z czarnym i zniknęła w legowisku uczniów, zwijając się w kłębek. Było tu tak dziwnie. Nie było mamy. Miała rodzeństwo, koty z którymi się wychowywała w żłobku - ale to nie zmieniało faktu, że czuła się tak obco w nowym miejscu do spania. Zapach też był inny.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz