- A-ale ja n-naprawdę nie wiem o-o co ci chodzi- powiedziała cicho. Cholernie się stresowała, czy ktoś nie podsłucha tego jak rozmawia z wnuczką. Nikt nie mógł wiedzieć.
- Wiesz. Dobrze wiesz. - miauknęła.
- N-nie!- pisnęła. Czego ona od niej chciała?
- Prze. Stań. Kłamać! - warknęła rozeźlona. - jeśli próbujesz udawać, że naprawdę nie wiesz, o czym mówię, to wychodzi ci to wręcz fatalnie.
- T-to ty przestań rzucać oskarżenia! P-pożałujesz tego i t-tyle!
- Sama pożałujesz, że próbujesz to tuszować! - wrzasnęła. - chcesz żyć w kłamstwie? Kiedy ktoś może poderżnąć ci gardło? Proszę bardzo! Ja nie zamierzam. Udowodnię to, czy tego chcesz, czy nie! - wrzasnęła kotka, po czym odwróciła się napięcie i wyszła z legowiska.
Warknęła cicho i złapała za kark dzieciaka. Nie chciała by teraz sobie gdzieś wychodziła, najpewniej by drążyć temat i szukać durnej prawdy! Położyła zirytowaną kotkę z powrotem w środku jej legowiska.
Jej wnuczka warknęła z agresją.
- Puść mnie! Nie możesz ukrywać prawdy w nieskończoność!
- To jest prawda, niczego nie ukrywam!- przycisnęła kotkę do ziemi. Nie chciała tego, ale Miodunka już zbyt się rzucała… Ile mogła wiedzieć?
- Ha! To czemu mnie teraz przyciskasz do ziemi? A no właśnie, już wiem! Bo się boisz. Boisz się że komuś wygadam! Chcesz mnie uciszyć! - warknęła.
- N-nie!- puściła kotkę.- T-to ty kłamiesz! I będziesz rozsiewać niedorzeczne plotki, a później po prostu tego pożałujesz, nawet jeżeli nie będę tego chciała!- syknęła, ale po chwili z zaskoczeniem spojrzała na wnuczkę. Serio to powiedziała? Miała przechlapane.
Kotka jedynie zaśmiała się.
- Gdybym kłamała, to nie trzęsłabyś się jak galareta, kiedy do ciebie przyszłam ostatniej pełni. Ani nie zachowywałabyś się tak za każdym razem, kiedy do ciebie przychodzę. Wiem, co się tu dzieje. Nie mam dowodów, ale mogę je jak najbardziej zdobyć, bo istnieją. Pogódź się z tym, że ktoś w końcu dowie się prawdy i ją wypepla. A ty mogłabyś mi pomóc, zamiast chować głowę w piach!
- Nie zdobędziesz żadnych dowodów, bo... Nie masz do czego ich szukać i tyle. Wszystko jest w najlepszym p-porządku. Po prostu wyjdź i bądź pewna, że na pewno spotkają cię konsekwencje za te oszczerstwa.
- Ha! A ty wiesz, że nie tylko ja to wiem? - miauknęła. - razem szukamy poszlak. W końcu coś znajdziemy. Jak mnie uciszysz, to tylko sobie zaszkodzisz. Będą jeszcze bardziej chcieli zgłębić temat.
- Niczego nie wiesz, jasne?- warknęła.- Wszystko jest pod kontrolą! I kto niby z tobą działa?
- Jak ci to powiem, to będziesz chciała uciszyć nas wszystkich, głupia nie jestem. I wiem. A skoro nie jesteś ze mną i próbujesz ukryć prawdę...to jesteś przeciwko mnie. - charknęła, po czym splunęła starszej pod łapy i wyszła z legowiska, nie oglądając się.
- Czekaj!- krzyknęła za kotką, trzęsąc się na całym ciele. Nie, nie! Nie mogła teraz wyjść sobie poplotkować i szukać więcej informacji! Na pewno gdzieś a pobliżu byli sprzymierzeńcy Janowca.
Ona jednak nie zatrzymała się, wyszła, po czym jeszcze na odchodne miauknęła.
- Tchórz. - a potem udała się do legowiska uczniów.
Z rezygnacją spojrzała przed siebie.
Dlaczego wszystko musiała psuć?
***
Spojrzała na leżąca sobie w najlepszym spokoju wnuczkę. To nie mogło się tak zakończyć. Nie chciała trzymać jej w niepewności, ale z drugiej strony bała się. Nie chciała zobaczyć jej martwej. Nie chciała, by Bez skończył niczym Drewno.
- Chodź za mną.
Ta spojrzała na babkę nieufnie, ze swej pozycji bohenkowej.
- A to czemu niby? - spytała podejrzliwie, mrużąc oczy. - Co, nagle zmieniłaś zdanie? - spytała, oblizując wargi.
- Muszę ci coś powiedzieć i tyle- syknęła, bojąc się, że ktoś to podsłucha. Rozejrzała się jeszcze raz. Nikogo nie było.
- Dobrze - wyszeptała, idąc za starszą. Wyglądała na dalej niepewną.
- Co chcesz ode mnie wiedzieć?- powiedziała, jak już były daleko od obozu. Tutaj mogły bezpiecznie porozmawiać. Albo nie?
- Wszystko. Kto każe ci to tuszować. Bo nie sądzę, żebyś się bała jednej osoby, o której wiem, że jest w to zamieszana. Jesteś w końcu liderką, pojedynczy kot nie stanowi zagrożenia. Chyba, że ma wspólników.
- T-to wszystko jest... Pogmatwane, rozumiesz? A-ale to wszystko przez... J-janowca- powiedziała cicho, nerwowo patrząc się w krzaki.- Groził mi, że was wszystkich zabije. Ciebie, twoje rodzeństwo, Bza. To... Jedno wielkie nieporozumienie.
Słysząc to, kotka przybrała zdziwiony wyraz pyska.
- Janowiec? - mruknęła. - w sumie...to wydaje się dość tajemniczym kotem - miauknęła. - i wiem o na pewno jednej osobie, która z nim współpracuje. - dodała - to... to Wiatr. On groził mamie. On ją zmusił do morderstwa. Jestem tego pewna. Zgłosił się do wyrwania wąsów, żeby ją bardziej zastraszyć. Plusk może nie mieć pojęcia, że on ma wspólników. Ale zna jego naturę. - rzekła. - nie można temu parszywcowi ufać. Do tego...on uczy Lukrecję. Boję się o niego... - miauknęła smutno. - nie chcę...żeby coś mu się stało...albo żeby...żeby przeciwko mamie, mnie, tobie się obrócił…
- To na pewno się nie skończy dobrze- odpowiedziała cicho.- Nawet nie wiadomo kto dokładnie jest w to zawikłany. Janowiec, Komar, Wiatr... To już i tak dużo. Nie chciałam was stracić, przepraszam. Postawiłam was wyżej niż dobro klanu i wszystko zepsułam- nim się obejrzała, z jej oczu zaczęły skapywać łzy.
Miodunka przytuliła się do babci.
- Hej, hej, spokojnie. Dobrze, że teraz mi to mówisz. Da się to naprawić. Trzeba tylko ich zdemaskować. Nie mogą mieć całego klanu po swojej stronie, bo zrzucili by cię ze stołka już dawno temu. - miauknęła. - jeśli znajdziemy dowody i dowiemy się, kto jeszcze z nimi jest...możemy ich zdemaskować. Wtedy nie będą nam zagrażać.
- Jeżeli się dowiedzą, to was wszystkich zabiją- syknęła, wycierając łzy.- Wyprują wam flaki i tyle z tego będzie. Nie chcesz chyba tego?
- Nie chcę. Ale jeśli to zrobią... lub chociaż spróbują...to się zdemaskują. Wtedy to już będzie oczywiste. Nie mogą tego zrobić, ze strategicznego punktu widzenia.
- Może tak, może nie. Już przecież od dawna wśród nas jest morderca, dla innych to będzie normalne.
- Nie. Bo część innych wie. Powiedziałam o tym Lukrecji, chyba nas nie zdradzi...Agrestowi też - odparła.
- No i co, jesteście tylko dziećmi, myślicie, że ktoś wam uwierzy?
- My jesteśmy. Ale niezależnie od naszego wieku, z dowodami, na pewno będą musieli nam uwierzyć. A Agrest jest młody, ale nie jest dzieckiem.
- Nie masz dowodów, prawda? Tylko domysły.
- Moje domysły są prawdziwe, potwierdzają się. Muszę mieć tylko takie dowody, których nie będzie można negować. Jeszcze nie wiem, jak je zdobędę... - podeszła bliżej, wyszeptała jej do ucha - ale jak na razie spokojnie siedzę w obozie, i słyszę różne rozmowy. Może coś przydatnego się uda wyłapać.
Odsunęła się od kotki. To było… Dziwne. Nie spodziewała się tego po Miodunce.
- Mam nadzieję jedynie, że nikt nas nie podsłucha, bo inaczej spodziewaj się martwego rodzeństwa- syknęła.- I nawet nie próbuj na mnie zwalać winy.
- Spokojnie. Nie zwalę - rzekła. - jak mogłabym na własną babcię? - miauknęła, ocierając się o Brzoskwinię.
- Normalnie. W rodzinie wszystko nie jest takie piękne.
- Wiem. Ale robię to, bo nie chcę, aby coś nam się stało, i by mama była posądzana o zdradę, kiedy to nie jest jej wina - postawiła sprawę jasno. - lepiej już chodźmy. Jeśli nikt nas nie podsłuchuje, to mogą zaraz tutaj przyjść, bo siedzimy już tu trochę długo - mruknęła, ostatni raz ocierając się o nogi babci.
Burknęła coś jedynie pod nosem i poszła z powrotem do obozu.
To było niebezpieczne.
Teraz jedynie mogła się spodziewać informacji, że ktoś umarł i tego tak bardzo się bała.
<Miodi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz