Obserwował z dołu poczynania kocura i kurde, trzeba było przyznać - imponowało mu to! Z zapartym tchem w klatce piersiowej przyglądał się każdemu ruchowi Chłodnej Łapy, próbując sobie je zapamiętać. Był praktycznie pewny, że gdyby pokazał to Motylemu Trzepotowi, to kotka byłaby z niego dumna.
— A więc... — zaczął. — To bardzo trudne. Trzeba skradać się po ziemi o
tak — zaprezentował, przypadając do gruntu. — Jakbyś czaiła się na
mysz. Różnica jest taka, że musisz obserwować gałąź i ptaka. Nie może
cię ani usłyszeć, ani zobaczyć. Potem podchodzisz od tyłu do drzewa —
Przywarł do kory. — I tu najtrudniejsza część. Trzeba powoli się wspiąć
lub też szybko, zależy jak z twoją zręcznością. Jak wybierzesz to
pierwsze, musisz uważać, by nie spłoszyć ptaka, a następnie skoczyć na
gałąź. A jak to drugie to... musisz być szybka. Wspinasz się, skaczesz
na gałąź i łapiesz go. — skończył tłumaczyć, po czym pokazał jak on to
robił. Sprawnie wspiął się na drzewo i szybkim skokiem, znalazł się na
gałęzi, udając łapanie piszczki. — No i lepiej nie spaść. — dodał
jeszcze, zeskakując na ziemię.
Gąsior uniósł brwi w zdumieniu, z jaką gracją rudy wylądował na ziemi i nie rozwalił sobie mordy.
— Chcę spróbować — oświadczył pewnie, marszcząc nos. Przylgnął do ziemi, próbując naśladować ruchy kocura, jednakże wyglądało to dosyć pokracznie i nawet nie stało obok gracji Chłodnej Łapy.
— Uważaj, żebyś nie spadła! — zawołał Chłód, gdy pazury Gęsiej Łapy wczepiły się w korę drzewa, pnąc się ku górze — I nie właź zbyt wysoko, bo utkniesz — tonkij wywrócił ślepiami, wdrapując się pokracznie na gałąź, która była znacznie niżej niż ta, na którą wlazł Chłód.
Cichy trzask sprawił, że zamarł, wczepiając pazury w korę drzewa jeszcze mocniej. Nastroszywszy futro, przywarł do gałęzi, gdy gałąź pierdolnęła a on sam runął na ziemię, mordą wprost na piasek.
— Myślałem, że wszystkie koty spadają na cztery łapy — stwierdził rudy, marszcząc nos. Gąsior przewrócił się na grzbiet, wypluwając z pyska zebraną ziemię.
— Ja jestem specjalnej troski — skwitował krótko, sycząc z bólu, gdy próbował się ruszyć. — Kurwa, bolało. Też często spadałeś na mordę?
Rudy popychając go lekko, pomógł kocurowi wstać, otrzepując go przy okazji z piachu. Nie zmieniało to faktu, że kręgosłup liliowego napierdalał srogo, jakby ktoś próbował mu go złamać. Stęknął ciężko, zaciskając zęby.
— Czasem. Myślałem, że ta gałąź jest solidniejsza — zdziwił się patrząc na połamane drzewo.
— Najwidoczniej trafiłam na felerną — burknął nastroszony pod nosem. Zaczynało go wkurwiać mówienie o sobie w żeńskiej formie. Miał wrażenie, że brzmi wtedy jak taka cipa. — Ej, Chłód, umiesz dotrzymać tajemnicy? — zagaił, ni z gruchy ni z pietruchy. Może jak wyjawi swoją małą tajemnicę nowemu znajomemu to będzie mu lżej na wątrobie.
— Jasne. O co chodzi? — zapytał, nadstawiając zaciekawiony ucha. Gęsia Łapa rozejrzał się dookoła, wyłapując świdrujące spojrzenie Borówkowego Krzewu. Pieprzona stalkerka.
— Jasne. O co chodzi? — zapytał, nadstawiając zaciekawiony ucha. Gęsia Łapa rozejrzał się dookoła, wyłapując świdrujące spojrzenie Borówkowego Krzewu. Pieprzona stalkerka.
Prychnął pod nosem.
— Chodź ze mną — machnąwszy ogonem, podreptał w stronę wyjścia z obozu, którego strzegła Rozkwitający Pąk z Wierzbową Korą. Wojowniczki spojrzały na uczniów pytająco, razem otwierając pyski — Chcę pokazać temu cielokowi jak się poluje i czego nauczyła mnie Motyli Trzepot. Plus chcę dopilnować, żeby Borówka dostała swoją porcję myszy od tego tu delikwenta — miauknął spokojnie. W duszy liczył cicho, że kotki łykną kit jaki im wciskał. Rozkwit westchnęła ciężko, kręcąc łbem.
— Dobrze, ale tylko dlatego, że idzie z nim jakaś kotka — mówiąc to, odsunęła się od wejścia, dając im miejsce do przejścia. Gąsior truchtem ruszył przed siebie, co jakiś czas oglądając się tylko, czy Chłodna Łapa podąża jego śladem. Kocur dreptał za nim utrzymując odległość lisiego skoku.
— No, dobra, jesteśmy — zatrzymał się, będąc pewien, że są w bezpiecznej odległości od obozu. Rozejrzał się jeszcze, wciągając powietrze do płuc. Żadnego kota, tylko woń nadchodzącego deszczu. Idealnie. — Więc tak, mordeczko. Nie jestem kotką, jestem kocurem. Gęsia Łapa. Używam zaimków on jego i tak dalej. W każdym razie, ten kit jaki wciskam jest po to, aby te pierdolnięte baby się ode mnie odwaliły. Tym bardziej, że jakoś nie mam ochoty być dręczony przez bandę stetryczałych dewotek, jak reszta kocurów. Uważają mnie za kotkę, więc mam łatwiej i wygodniej, na więcej mi pozwalają. Nie sprzedaj mnie więc pliska.
< Chłód ? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz