Kotka wróciła z polowania, a ku jej uciesze, nie było ani kociąt, ani jej brata. Mogła w spokoju zjeść w norce, gdzie znowu miała całe miejsce dla siebie. Mogła także zapomnieć o tym co się wydarzyło. Odcięła w pewien sposób przeszłość, pozbywając się kociąt. Nigdy nie chciała potomstwa, a tym bardziej, jeśli było ono z gwałtu. Jeśli mówić o jej psychice... Nie obeszło się bez uszczerbku. Płomień często budziła się w nocy z koszmarami, wrzeszczała, kopała w powietrze. Oddychała tak, jakby miała za chwilę przestać, szybko i płytko. Momentami czuła przerażenie, innymi obrzydzenie sobą, jak i tamtym samotnikiem. Nie potrafiła wyrzucić z głowy tego wydarzenia, a ciąża, która jej po tym pozostała, utrudniała sprawę. Ponieważ nie wiedziała, jak może poronić, postanowiła urodzić kocięta i je porzucić. Niestety, napatoczyl się jej brat, chociaż którego widok minimalnie ją ucieszył. Przez chwilę nie była sama. Widziała, że ktoś o niej pamiętał. Całkiem... Miłe. Gdyby jednak Dym nie zaczął naciskać, żeby zatrzymała młode, mogłaby nawet zostać z nim na pustkowiu. Chociaż z tego, co wywnioskowała, on wyruszył na wyprawę, by ją odnaleźć. Inaczej nie zdobyłby się na podobny czyn. Był na to zbyt strachliwy.
Płomień westchnęła ciężko, odganiając od siebie wspomnienia. Nigdy do nich nie wróci, ani do klanu, z którym głównie się wiązały. Dlaczego tak właściwie odeszła? Ah, bo była zmęczona. Ciągłą walką, dyskryminacją i tym, co się tam działo. W sumie tutaj było jej lepiej. Dużo ciężej, ale była wolna. Mogłaby rzec, że tego szukała, jednak... No nie do końca. Sama zresztą nie wiedziała, czego chce. Jej zachcianki przychodziły wraz z humorkami.
Zjadła posiłek, oblizując pysk. Wylazła z nory, by się przejść po terenie. W razie co by odgonić niechcianych gości. Tuptała po skałach, nizinach, różnych pagórkach. Było tutaj bardzo ładnie, tak czysto i spokojnie
Chociaż w nocy czaiły się wszędzie niebezpieczeństwa, ale to przecież jest wszędzie.
Nagle jej uwagę przykuło coś dziwnego. Nagły ruch, jakby nad nią. Rozejrzała się szybko, jednak nie dostrzegła nic konkretnego.
Za to uslyszala. Głośny pisk, nim nad nią nie przeleciał ogromny ptak, wymachując szponami. Próbował ją upolować?!
Ruszyła biegiem przed siebie, byleby się gdzieś schować. Od kiedy ptaki żrą koty?! Do cholery jasnej!
Potknęła się, a ptak wykorzystał okazję, pikując ku niej. Zdołała się odsunąć, na jej nieszczęście, ku przepaści. Nawet jeśli była nisko w górach, taki upadek bez dwóch zdań zakończyłby się śmiercią.
Oddychała ciężko, a jej umysł pracował szybko. Jak go ominąć? Jak go zgubić?
Nie miała konkretnych pomysłów.
Nie zdążyła mrugnąć, a ptak był przy niej, ciemne, ostre pazury zalśniły w świetle słońca...
Gdy nagle poczuła, jak spada. Przeturlała się na tyle, by spaść z urwiska, prosto w dół. Jakaś część jej umysłu wiedziała, że to koniec, jednak inna próbowała się ratować. Płomień machała łapami jak opętana, usilnie próbując złapać skały dookoła. Byleby się tylko czegoś przyczepić. Marne jednak jej wysiłki. Nie zdołała sobie pomóc.
Spadła, uderzając o kamienie na ziemi, roztrzaskując głowę i wykrwawiajac się. Śmierć była szybka, oraz miejmy nadzieję, bezbolesna.
Kto wie, gdzie zawędrowała dusza tej cholery. Może błąka sie po tutejszych terenach i pilnuje swojego terenu? Może powróciła do klanu? Lub zniknęła, odchodząc w niepamięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz