Czasem odwiedzał ją Wschód. Czasem bo jednak miał swoje obowiązki, mimo to chciał wesprzeć swoją byłą uczennicę, której stan psychiczny był okropny. Kotka przez pierwsze kilka dni życia swojego potomstwa nie miała ochoty nadawać im imion, liczyła po cichu, że umrą tak, jak reszta.
Los jednak był złośliwy i przy pomocy rudego kocura, wybrała im w miarę znośne imiona.
Perkoz i Miodek
Wschód jednak miał całkiem niezłe pomysły. Szylkretka uśmiechnęła się blado, pasowały im. Zaraz jednak uśmiech znikał z jej mordki a zastępował go smutek.
Były momenty, kiedy w jej głowie pojawiał się pomysł, by wcisnąć mordkę któregoś z nich w mech i przydusić. Szybko jednak potrząsała głową i szła do Wschodu po kolejną porcję kocimiętki.
Bała się tego, że myślała o morderstwie własnych kociąt.
Bała się, co będzie dalej.
Nie chciała młodych, tęskniła za spokojnymi, pełnymi wolności dniami. Mogła chodzić za płot po zioła, rozmawiać ze Śliwką, spędzać czas z rudym kocurem. Żałowała, że zrobiła je po złości.
A później widziała jak Bielik spędza czas z synem i momentalnie wszystkie wątpliwości znikały i zastępowała je czysta wściekłość.
— Jakie one są słodkie, prawda? — kocur przysiadł obok wylegującej się w ostatnich promieniach słońca medyczki. Ta w odpowiedzi mruknęła coś niezrozumiale. Gdyby nie to, że Orzeł ją poprosił, puściłaby bachory same licząc, że coś je zeżre — Jak się czujesz?
— Źle — odwarknęła, ignorując zupełnie fakt, że rudzielec był całkowicie szczery i po prostu się o nią martwił. Ułożył ogon na jej grzbiecie, na co drgnęła, zrzucając go pospiesznie.
— Jeszcze będzie lepiej, obiecuję — miauknął cicho, uśmiechając się w stronę kociąt. Owieczka zmarszczyła nos, widząc, jak Perkoz podchodzi do nich z czymś w pysku.
— Czego chcesz? — mruknęła niechętnie, zwijając się w jeszcze mniejszy kłębek niż poprzednio — Idź do wujka i daj mi spokój — dodała, wskazując kitą rudego medyka.
< Perkoz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz