Jesion wpatrywał się w niego, gdy opowiadał co się stało podczas jego nieobecności. Na stary pysk dawnego lidera wkradł się smutek.
— A moja rodzina...?
Niezapominajek spojrzał za siebie.
— Twoja rodzina dzielnie znosi rządy tego mysiego bobka. — odparł bez zastanowienia.
Nie mógł jeszcze bardziej dobić Jesiona. Choć także nie kłamał. Kacze Pióro pomimo Czarnej Łapy w łożu medyków spisywał się śpiewająco, nie przejmując się małym gnojkiem, a Malinowy Pląs zdawała się znaleźć kogoś kto skradł jej serce.
— Na pewno nie mogą się doczekać twojego powrotu. — dodał wojownik.
Czekoladowy uśmiechnął się smutno. Otulił się ogonem. Van poczuł nieprzyjemne kucie w sercu na ten widok. Jesionowa Gwiazda powinien być teraz z rodziną, zamiast na wygnaniu. Nieważne czy spisywał się jako lider, czy nie.
— Spotkajmy się tutaj za pół księżyca. — zaproponował.
Jesion kiwnął łbem.
— Przyjdę z Zbożowym Kłosem.
Czekoladowy uśmiechnął się smutno. Otulił się ogonem. Van poczuł nieprzyjemne kucie w sercu na ten widok. Jesionowa Gwiazda powinien być teraz z rodziną, zamiast na wygnaniu. Nieważne czy spisywał się jako lider, czy nie.
— Spotkajmy się tutaj za pół księżyca. — zaproponował.
Jesion kiwnął łbem.
— Przyjdę z Zbożowym Kłosem.
* * *
Rządy Lisiego Łajna zdawały się już odległym zdarzeniem. Jego nieliczni zwolennicy trafili do starszyzny, a starszyzna do żłobka, w którym zrobiło się nieco ciasno. Jesionowy Wicher przeszedł w końcu na zasłużoną emeryturę wraz z ukochaną Brzoskwiniową Bryzą, która puściła w niepamięć niedorzeczne plotki o swoim partnerze. Niezapominajek odetchnął z ulgą, widząc, że na pysk wujka znów wkrada się uśmiech. Wnuki męczyły starego kocura, powodując pogodne spojrzenie na pysku nie jednego Nocniaka. Choć kocięta w porę nagich drzew zawsze były wyzwaniem dla klanu. A teraz było ich tak wiele. Cała siódemka pożerała ogromne ilości piszczek, a Puszyste Futro jeszcze więcej. Nie raz zdążyło się, że nie pozostawało pożywienia dla wojowników przez apetyt ciężarnej morderczyni. Myśl o tym ile kociąt może przyjść na świat spędzała sen z powiek zastępcy. Już teraz był problem, a później?
— Coś się stało, Niezapominajkowy Śnie?
Odwrócił się w stronę wujka. Kasztanowy Dół wyglądał na zmarnowanego. Nie on jeden. Mrozy i lawina śniegu każdemu dawała w kość. A jezioro z każdym dniem zamarzało coraz mocniej. Niezapominajek machnął ogonem.
— Nic takiego.
— Znów Krucze Futro...? — urwał.
Zastępca pokręcił łbem.
— Martwię się o kocięta. Jest ich zbyt dużo. A mają dojść kolejne. Czy damy sobie radę? — westchnął, patrząc we własne łapy.
Starszy wojownik usiadł obok niego.
— Teraz to twoje zmartwienie. Może zorganizuj dodatkowe polowanie.
Niezapominajek spojrzał na pochowane w ciepłych legowiskach koty.
— Nikt chętnie nie odmrozi sobie znów łap. — stwierdził. — Może pójdę sam.
Kasztanowy Dół pokręcił łbem.
— Odkąd lód zaczął spadać z nieba to niebezpieczne. Weź kogoś jeszcze. Tamtym chyba nie będzie przeszkadzał mróz. — miauknął, wskazując na siedzących koło siebie Kurkową Pieśń i Żabi Plusk.
Kocur i kotka wtuleni w siebie szeptali sobie coś na ucho, podziwiając spadające płatki śniegu. Niezapominajek przekręcił łbem. Nie był przekonany. Nic nie miał do tamtej dwójki, ale czuł, że to będzie dość... cichy i niezręczny partol. Nie miał jednak na widoku innej możliwie chętnej dwójki. Może zajmą się sobą, a on polowaniem i nie będzie tak źle?
— Dziękuję, wujku. — mruknął i podszedł do tamtych.
Myśl, że upoluje coś dobrego dla Jesionowego Wichru, Malinki i jej kociąt dodała mu sił. Zasługiwali na smaczną piszczkę w ten mróz. Później sprawdzi czy Wronia Strawa i Nędzny Robak przynieśli im nowy mech.
— Możemy już tutaj się rozdzielić. — zaproponował, czując, że jeszcze trochę, a entuzjazm brata i wnuczki Jesiona go wykończy.
Wojownicy spojrzeli na niego po czym na siebie i ruszyli ku płotu. Niezapominajek ruszył do lasu. Wierzył, że tamta dwójka na pewno sobie poradzi.
Bo co mogło pójść nie tak?
— Coś się stało, Niezapominajkowy Śnie?
Odwrócił się w stronę wujka. Kasztanowy Dół wyglądał na zmarnowanego. Nie on jeden. Mrozy i lawina śniegu każdemu dawała w kość. A jezioro z każdym dniem zamarzało coraz mocniej. Niezapominajek machnął ogonem.
— Nic takiego.
— Znów Krucze Futro...? — urwał.
Zastępca pokręcił łbem.
— Martwię się o kocięta. Jest ich zbyt dużo. A mają dojść kolejne. Czy damy sobie radę? — westchnął, patrząc we własne łapy.
Starszy wojownik usiadł obok niego.
— Teraz to twoje zmartwienie. Może zorganizuj dodatkowe polowanie.
Niezapominajek spojrzał na pochowane w ciepłych legowiskach koty.
— Nikt chętnie nie odmrozi sobie znów łap. — stwierdził. — Może pójdę sam.
Kasztanowy Dół pokręcił łbem.
— Odkąd lód zaczął spadać z nieba to niebezpieczne. Weź kogoś jeszcze. Tamtym chyba nie będzie przeszkadzał mróz. — miauknął, wskazując na siedzących koło siebie Kurkową Pieśń i Żabi Plusk.
Kocur i kotka wtuleni w siebie szeptali sobie coś na ucho, podziwiając spadające płatki śniegu. Niezapominajek przekręcił łbem. Nie był przekonany. Nic nie miał do tamtej dwójki, ale czuł, że to będzie dość... cichy i niezręczny partol. Nie miał jednak na widoku innej możliwie chętnej dwójki. Może zajmą się sobą, a on polowaniem i nie będzie tak źle?
— Dziękuję, wujku. — mruknął i podszedł do tamtych.
Myśl, że upoluje coś dobrego dla Jesionowego Wichru, Malinki i jej kociąt dodała mu sił. Zasługiwali na smaczną piszczkę w ten mróz. Później sprawdzi czy Wronia Strawa i Nędzny Robak przynieśli im nowy mech.
* * *
Szedł z przodu, a dwójka wojowników za nim. Niezręczna cisza była wręcz dobijająca. Tym bardziej, że do lasu mieli jeszcze parę lisich długości. Na polanie na marne było szukać zwierzyny. Powinni kiedyś wybrać się na dawne tereny Klifiaków. Przy gospodarstwie na pewno znajdą się jakieś myszy. Ale mało komu chciało się iść tak daleko w taki mróz. — Możemy już tutaj się rozdzielić. — zaproponował, czując, że jeszcze trochę, a entuzjazm brata i wnuczki Jesiona go wykończy.
Wojownicy spojrzeli na niego po czym na siebie i ruszyli ku płotu. Niezapominajek ruszył do lasu. Wierzył, że tamta dwójka na pewno sobie poradzi.
Bo co mogło pójść nie tak?
* * *
Lód uderzał o gałęzie i ściółkę leśną roztrzaskując się na drobne kawałki. Niezapominajek przyglądał się temu oczarowany. Pomimo niebezpieczeństwa jakie niósł ze sobą grad wyglądał naprawdę olśniewająco. Zastępca czekał cierpliwie pod świerkiem, czekając aż zagrożenie minie. Miał nadzieję, że Kurka i Żabka poradzili sobie równie bezproblemowo. W końcu nie pierwszy raz to zjawisko spowodowało zamieszanie i chaos podczas ich życia codziennego. Za pierwszym razem byli zaskoczeni. Skończyło się na paru guzach i straceniu przytomności przez Ognisty Język, który próbował walczyć ze spadającym lodem.
Z każdym uderzeniem serca zjawisko zdawało się słabnąć. Wycofało się powoli w głąb lasu, by siać nowy zamęt w życiu żyjących tam istot. Niezapominajek podniósł się, chwytając w pysk wychudzonego królika. Jego kolorowe futro usiane łatami zdradziło go wśród śnieżnych pagórków. Zwierzę nie zdawało się być tutejsze. Może zwiało z gospodarstwa. Kocur nie narzekał. Liczył, że nim chociaż trochę napełni wygłodniałe brzuchy kociąt i starszyzny. Łapy skierował w stronę obozowiska. Czuł, że to będzie dobry dzień.
— Kurkowa Pieśnio? Żabi Plusku? — zawołał.
Odpowiedział mu jedynie cichy szloch.
— Klanie Gwiazd miej ich w opiece. — miauknął Grzmiące Niebo, podbiegając do kotów.
Niezapominajek podążył za nim. Rudy wojownik trzymał kurczowo ciało Żabiego Plusku, która wyglądała jakby spała.
— Co się stało?
Z każdym uderzeniem serca zjawisko zdawało się słabnąć. Wycofało się powoli w głąb lasu, by siać nowy zamęt w życiu żyjących tam istot. Niezapominajek podniósł się, chwytając w pysk wychudzonego królika. Jego kolorowe futro usiane łatami zdradziło go wśród śnieżnych pagórków. Zwierzę nie zdawało się być tutejsze. Może zwiało z gospodarstwa. Kocur nie narzekał. Liczył, że nim chociaż trochę napełni wygłodniałe brzuchy kociąt i starszyzny. Łapy skierował w stronę obozowiska. Czuł, że to będzie dobry dzień.
* * *
Kurkowej Pieśni i Żabiego Plusku nie było w obozowisku jak wrócił. Niezapominajek zauważył już, że kochające się koty potrafią stracić rachubę czasu, ale wątpił, żeby tamtej dwójce aż tak chciało się grzać tyłek na śniegu. Wziął ze sobą Grzmiące Niebo i ruszyli ku wyjścia z obozu, by poszukać nie wracającej dwójki. Mokry śnieg przyklejał im się do futer, gdy krążyli przez przysypaną białym puchem polanę. Zastępca nie pamiętał dokładnie, w którą stronę tamci zmierzyli. Jedynie widok idącej dwójki w głąb łąki został mu w pamięci. Przy Orlim Drzewie ich nie było. Przy Wielkiej Skale podejrzanie zapachniało Klanem Burzy, więc nie zbliżali się do niego. Dopiero przy ogrodzeniu ich oczom ukazały się znajome sylwetki. Para kotów leżała wtulona w siebie. Gdyby nie zapach śmierci nie wyczuliby, że coś tu było nie tak. — Kurkowa Pieśnio? Żabi Plusku? — zawołał.
Odpowiedział mu jedynie cichy szloch.
— Klanie Gwiazd miej ich w opiece. — miauknął Grzmiące Niebo, podbiegając do kotów.
Niezapominajek podążył za nim. Rudy wojownik trzymał kurczowo ciało Żabiego Plusku, która wyglądała jakby spała.
— Co się stało?
— L-...lód spadł.... z... nieba. — miauknął zrozpaczony Kurka. — My... my... nie zdążyliśmy. Żabka... nie... nie... nie może się obudzić. Nie chce wstać!
Grzmiące Niebo szturchał kotkę. Zmarznięte ciało nie odpowiedziało.
— Czemu nie pobiegłeś z nią do medyka? — wyrwało się surowo dymnemu.
Kurka spojrzał na niego przepełnionymi łzami ślipiami.
— Nie mogę...
Dopiero teraz oczom Nocniakom ukazała się nienaturalnie wykręcona łapa wcześniej przykryta ogonem. Wyglądała źle. Bardzo źle.
— Zaraz was weźmiemy do Kaczego Pióra. Będzie dobrze. Obejrzy was. — zapewniał brata zastępca.
Podszedł do nieruchomej Żabki. Jej klatka piersiowa unosiła się prawie niewyczuwalnie. Sam chciał wierzyć w to, że będzie dobrze. Złapał delikatnie kotkę. Musieli dostać się jak najszybciej do legowiska medyków. Czuł, że Żabi Plusk nie wytrzyma ani uderzenia serca zwlekania dłużej.
To była jego wina.
Mógł ich nie wziąć na to polowanie. Mógł iść sam. Był beznadziejnym zastępcą. Naraził życie swoich współklanowiczów.
A teraz musiał spojrzeć w pysk Jesionowemu Wichrowi i przekazać mu to.
Poczuł ciężką gulę w gardle, gdy z każdym krokiem zbliżał się do żłobka. Stanął mysią długość od wejścia do kociarni.
— J-jesionowy Wichrze... — zaczął.
Czekoladowy podniósł się zdzwiony i podszedł do wejścia.
— Czemu tak stoisz Niezapominajkowy Śnie? Wejdź do środka. — miauknął, przyglądając się mu.
Grzmiące Niebo szturchał kotkę. Zmarznięte ciało nie odpowiedziało.
— Czemu nie pobiegłeś z nią do medyka? — wyrwało się surowo dymnemu.
Kurka spojrzał na niego przepełnionymi łzami ślipiami.
— Nie mogę...
Dopiero teraz oczom Nocniakom ukazała się nienaturalnie wykręcona łapa wcześniej przykryta ogonem. Wyglądała źle. Bardzo źle.
— Zaraz was weźmiemy do Kaczego Pióra. Będzie dobrze. Obejrzy was. — zapewniał brata zastępca.
Podszedł do nieruchomej Żabki. Jej klatka piersiowa unosiła się prawie niewyczuwalnie. Sam chciał wierzyć w to, że będzie dobrze. Złapał delikatnie kotkę. Musieli dostać się jak najszybciej do legowiska medyków. Czuł, że Żabi Plusk nie wytrzyma ani uderzenia serca zwlekania dłużej.
* * *
Kacze Pióro wyszedł ze spuszczonym łbem z legowiska medyków. Pomimo że nic nie powiedział wszyscy wiedzieli co się stało. Żabi Plusk odeszła. Cichutka i młoda wojowniczka, która jedynie do nielicznych odezwała się słowem. Niezapominajek poczuł, jak łzy same wypływają mu ze ślip. To była jego wina.
Mógł ich nie wziąć na to polowanie. Mógł iść sam. Był beznadziejnym zastępcą. Naraził życie swoich współklanowiczów.
A teraz musiał spojrzeć w pysk Jesionowemu Wichrowi i przekazać mu to.
Poczuł ciężką gulę w gardle, gdy z każdym krokiem zbliżał się do żłobka. Stanął mysią długość od wejścia do kociarni.
— J-jesionowy Wichrze... — zaczął.
Czekoladowy podniósł się zdzwiony i podszedł do wejścia.
— Czemu tak stoisz Niezapominajkowy Śnie? Wejdź do środka. — miauknął, przyglądając się mu.
Zastępca pokręcił łbem.
— Jest jeszcze trochę miejsca. — dodał z lekkim uśmiechem.
Niezapominajek z każdym uderzeniem serca jeszcze bardziej miał ochotę uciec gdzieś daleko zamiast przekazać wieści staruszkowi.
— N-nie mogę. — wydusił, wbijając żałosne spojrzenie w dawnego lidera.
Jesion spojrzał na niego pytająco.
— Jest jeszcze trochę miejsca. — dodał z lekkim uśmiechem.
Niezapominajek z każdym uderzeniem serca jeszcze bardziej miał ochotę uciec gdzieś daleko zamiast przekazać wieści staruszkowi.
— N-nie mogę. — wydusił, wbijając żałosne spojrzenie w dawnego lidera.
Jesion spojrzał na niego pytająco.
— Ja... nie. To... to... wszystko to moja... wina. — zaczął.
Na pysk czekoladowego wdarło się zmieszanie. Nie rozumiał co się dzieje. Niezapominajek musiał to powiedzieć. Musiał to z siebie wydusić. Był to mu winny.
— Żabi Plusk... zmarła.
<jesion? nowe wnuki i martwe wnuki>
Na pysk czekoladowego wdarło się zmieszanie. Nie rozumiał co się dzieje. Niezapominajek musiał to powiedzieć. Musiał to z siebie wydusić. Był to mu winny.
— Żabi Plusk... zmarła.
<jesion? nowe wnuki i martwe wnuki>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz