- Idź sobie. Nie będę mu nic tłumaczyć - powiedziała do niego machając ogonem. - Sam się baw w kalambury.
Jedyne co zrobiła, to pokręciła głową, wskazując na Krzemienia i patrząc się na Bza.
Co takiego? Więc taka była jej odpowiedź? Nie chciała mu pomóc? Ogarnął go gniew. Pierwszy raz coś takiego odczuwał. Zawsze był spokojnym kotem, stronił od tych negatywnych emocji. życie bardzo dało mu w kość, więc starał się teraz nadrobić stracone miłe chwilę. Ale... coś takiego? To było tak nagłe, że aż go zdziwiło.
Czy tak czuł się ojciec, gdy robił coś nie po jego myśli?
Wbił wzrok w kotkę, rzucając jej naprawdę dość wrogie spojrzenie. Teraz mógł straszyć kociaki z tym wyrazem pyska i masą blizn.
- Nic dziwnego, że Bez szuka ojca. Skoro ma taką matkę. Matkę, która nie chce mu nic zdradzić, która się odwraca dupą do przyjaciół - prychnął i wyszedł zostawiając tą dwójkę samą sobie.
***
Po tej akcji odbiegł w las. Daleko, najdalej od obozu. Musiał pozbyć się gniewu. Zięba nie mogła go zobaczyć w takim stanie. Wkurzony walnął łapą w drzewo, pozostawiając na korze rysy. Dyszał, próbując opanować tą nową emocję. Czy naprawdę tak dużo wymagał? Chciał tylko, aby ten kociak zrozumiał! Zrozumiał, że nie był jego ojcem!
To było takie trudne?
Wiedział jak zareagowałaby Zięba, gdyby ktoś zaczął o tym plotkować. Zostawiłaby go. W końcu nie powiedział jej o kociętach! Które de facto nie były jego! Nie ma to, jak znaleźć raj na ziemi, a później go stracić. Nie chciał tego. Nie chciał już tracić nikogo, a zwłaszcza Zięby. Kochał ją, kochał szczerą miłością. To było cudowne uczucie. Chciał się w nim zatracić, założyć rodzinę...
Ale najwidoczniej, nie to było mu pisane.
Spojrzał w swoje odbicie w beczce, do której zebrała się deszczówka. Czermień - Krzemień. Matka go ostrzegała. Mógł zamienić się w ojca... czuł to. Dopiero teraz to zrozumiał. Nie chciał jednak podążyć jego śladem. Zamordować i zostać wygnany z Owocowego Lasu jak niegdyś on. Musiał się opanować. Musiał...
***
Nadeszła Pora Nowych Liści, a wraz z tym pytanie. Zięba chciała posunąć się o krok dalej w ich relacji. Słysząc to, przełknął gule w gardle. Czy spełni się w roli ojca? Nie miał dobrego wzorca. Jednak... chciał tego. Chciał ustabilizować swoje życie jeszcze bardziej.
Siedział i zastanawiał się co robić. Kotka dała mu czas do namysłu, a on... on czuł się pusty. A co jeśli potraktuje swoje kocięta jak Bza? Chyba to nie była dobra opcja...
Widząc jak Brzoskwinka wraca z polowania, rzucił jej tylko obrażone spojrzenie. Nadal pamiętał o tamtej sytuacji i nie wybaczył tego kotce. Ona mu pewnie też nie, tych słów. Ale nie żałował. Powiedział prawdę i czuł się z tym naprawdę dobrze.
<Brzoskwinko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz