Czarna zacisnęła szczęki, resztkami sił odsuwając się od plugawych myśli. Widziała uważne spojrzenia jej rodzeństwa, pochłaniające słowo za słowem, zdanie za zdaniem, nieświadome bzdur, jakie opowiadała im Pszczeli Pyłek. Kotka uderzyła ogonem w kamienną ścianę, czując, że zaraz się złamie i w końcu zamknie pysk bezczelnej idiotce. Ale nie mogła. Nie była w stanie. Była bezsilna w obliczu tego, co działo się w klanie. Bezsilna w obliczu kłamstw na temat nierudych kotów, bezsilna we wszystkim, co stanowiło jakieś resztki godności klanu. Nienawidziła, gdy Pszczoła używała jej jako przykładu. Ale czy mogła kłamać? Bez względu na to, czy córka Świerszczowego Skoku tego chciała, czy nie, pokazała po sobie coś, czego powinna się wstydzić. A może nie powinna? Już sama nie wiedziała. Była rozczarowana tym, co zrobiła wobec rodziców i reszty rodziny, a jednocześnie dumna, że udało jej się pokazać, że w nosie ma durne przykazania Piaskowej Gwiazdy i nie ma zamiaru się do nich stosować. Nie ma zamiaru uniżać się przed rudymi i udawać milutkiej w jej towarzystwie.
Wyszła z kociarni, próbując ochłonąć. Policzki piekły ją niemiłosiernie, a ogon bił wściekle na boki. Wysuwała pazury i wsuwała je z powrotem, przypominając sobie pogardliwe, wyższe spojrzenie Pszczeli Pyłek, gdy opowiadała o tym, jaki czarna dała przykład swojemu rodzeństwu swoim zachowaniem. O tym, że Wrzos, Orliczek i Ostrzeń nie zasługują na szacunek. Że urodzili się jako mniejsza warstwa i nie mają prawa do głosu. Zrobili sobie niewolników. Z gniewem patrzyła na wyższość, z jaką była traktowana. Szczypiorkowa Łodyga złośliwie skinęła w jej stronę i wyszeptała coś do Koperkowego Powiewu. Przynajmniej ten drugi nie wydawał się źle nastawiony. Idioci. Pierdoleni idioci.
Nie chciała tam wracać. Nie chciała widzieć na oczy tej kretyńskiej wroniej padliny. Nie chciała słuchać propagandowych gadek w stronę jej rodzeństwa. Sprawiało jej satysfakcję to, że nierude koty zaczynały się buntować. Uwielbiała to. Uwielbiała spotykać się z liderem buntu, który tłumaczył jej i i innym zgromadzonym, jak po kroku przeciwstawiać się tyranii. Piaskowa Gwiazda musiała umrzeć. Kotka nie chciała myśleć o takim plugastwie, tak okropnym czynie jakim jest morderstwo - ale co mogli zrobić, gdy działy się takie rzeczy? Trzeba było poświęcić kogoś dla dobrej sprawy.
Musiała jednak wrócić tam, gdzie przydzielono jej sypiać - czy tego chciała, czy nie. Skromne legowiska, które własnoręcznie pielęgnowała w ramach kary mieściły się w żłobku. Korzystała z nich Pszczoła oraz jej rodzeństwo. Jej młodsze rodzeństwo. Nie chciała, żeby się urodziło. Była wściekła na rodziców, że nie dopilnowali się w relacji. Ale skoro te trzy małe kulki już się urodziły, kotka nie zamierzała pozwolić, by ich godność została zniszczona przez Piaskową Gwiazdę i jej popleczników. Nie chciała, by dorastały w czasach, w których ona dorastała. Przypomniała sobie czasy, gdy była uczennicą. Zwęglone Futro jeszcze żył, a kotka ślepo wierzyła w zbliżający się dobrobyt. Zrozumiała, że on nie nadejdzie, jeśli będą siedzieć na dupie i wykonywać rozkazy cholernej tyranki.
**
Ciągle wypatrywała Słonecznikowej Łodygi. Tak się umówili. Miał pójść z Pszczołą nad rzekę, by wyznać jej uczucia. W środku serce jej się rozrywało, jakby chciało uciec z jej organizmu i przebiec drogę do Klanu Gwiazd. Nie pokazywała po sobie oznak nerwów, zakłopotania i wszystkiego, co działo się w jej wnętrzu. Miała tylko jedną szansę. Jeśli ją zepsuje, zapłaci tą samą cenę, którą zapłaciła Króliczy Sus. Zostanie zamordowana, a w najlepszym wypadku wyrzucona z klanu. Nie chciała na to pozwolić. Nie chciała opuszczać tego świata, dopóki nie miała pewności, że jej bliscy już zawsze będą bezpieczni. Musiała pozbyć się kremowej. Musiała być twarda.
Była jak kamień, którego nie da się rozłupać ani zniszczyć. Wiedziała, że musiała zrobić nieuniknione i była do tego przygotowana. Nie pozwoliła sobie odczuwać strachu czy niepewności. Pierwsze zlęknienie miała już za sobą i nie chciała do tego wracać. Była nieugięta i silna, a jeśli jakiś pieprzony rudzielec śmiałby to podważyć, spotkałby się z jej wściekłością. Żaden nierudy kot nie zasługiwał na to, co go spotkało. A ona zamierzała pozbawić życia Pszczelego Pyłku. Kotki, która niszczy umysły jej rodzeństwu słowami niemającymi żadnego znaczenia. Słowami należącymi do Piaskowej Gwiazdy.
Kamienna Łapa spojrzała powoli za siebie. Daleko stał traktor Tom, z jej punktu widzenia mniejszy, niż z bliska. Wyszła bliżej rzeki pod pretekstem polowania, aby zrzucić z siebie podejrzenia. Podejrzenia morderstwa. Zamordowania niewinnej Pszczeli Pyłek...
Kotka potrząsnęła głową z wściekłością. Dość miała takich słabych myśli. Nie była pieprzoną naiwniaczką ani milutką istotką. Miała proste zadanie. Zamordować. Jeśli to zepsuje, przyniesie wstyd Świerszczowi, Królik, Węglu. I nie tylko. Także każdemu nierudemu kotu. Była silna, wystarczająco silna, by pomóc w rebelii. Rebeliantka brzmiało lepiej niż niewolniczka czy siła robocza. Piaskowa Gwiazda nie mogła wiecznie nimi manipulować.
Gdy czarna zobaczyła dwie postury idące krok w krok, wyprostowała się, podnosząc brodę i ogon do góry. To z pewnością byli Słonecznikowa Łodyga i Pszczeli Pyłek. Jaki rudas miałby chęci opuszczać bezpieczny azyl, jakim jest skała, na której pozostali w obliczu powodzi? Kotka odczekała jeszcze chwilę, a gdy pojawiła się w zasięgu wzroku dwójki, odwróciła się, skupiona na tropieniu. Przykucnęła do trawy, otworzyła pysk, pozwalając, by zapach zwierzyny trafił do nozdrzy. Tak, jak uczył Zwęglone Futro.
Nie miała zamiaru polować, rzecz jasna. Imitowała łów, by idiotyczny móżdżek Pszczelego Pyłku nie nabrał podejrzeń. Miała zająć się czymś innym, udając niezainteresowanie zaistniałą sytuacją, a w odpowiednim momencie zaatakować królową i podtopić ją w rzece, zakańczając jej żywot. Podobał jej się ten scenariusz. Jeśli kremowa nie będzie wystarczająco silna, by stawiać opór, czarna nie będzie musiała używać kłów i pazurów, a w związku z tym nie będzie krwi do zmywania. Jedyne, co musiała zrobić, to wysuszyć łapy przed powrotem do traktora. W obecnej sytuacji jednak mokre tereny nie były niczym dziwnym, więc podejrzewała, że kretyni z ujemną inteligencją nawet nie domyśleliby się, że maczała łapy w śmierci Pszczelego Pyłku.
Córka Świerszcza nie spodziewała się, że Słonecznik ma tak dobrą wprawę w kłamaniu. Był świetnym aktorem. Dosłyszała kilka zdań, które wypowiedział do kremowej.
- Długo o tym myślałem - Wyszeptał. - Jesteś po prostu piękna, wiesz o tym? Nie widziałem atrakcyjniejszej kotki. I w dodatku ruda. Mielibyśmy śliczne rude kocięta, uwielbiane przez liderkę. Chcę, żeby to była dla nas niezapomniana chwila. W niezwykłym miejscu. Tak niezwykłym, jak ty.
Pszczoła pewno uwielbiała, gdy łechtało jej się ego. Miała zawyżoną samoocenę, była durną konfidentką, która ślepo wierzyła w to, co opowiadała jej Piaskowa Gwiazda. Czarna wysunęła pazury, z każdym uderzeniem serca coraz bardziej pragnąc się na nią rzucić. Ale musiała zaczekać. To nie było dobre miejsce. Nie tak miała ją zabić.
Para przysłowiowo zakochanych szła wolnym krokiem. Czarnej ciężko było utrzymać myśli na wodzy, gdy przed oczami wciąż miała słowa Pszczelego Pyłku. Te słowa, które bolały jak policzek, a które musiała znosić każdego dnia w kociarni. Gdy czarne myśli plątały jej się w głowie, nadszedł moment, w którym ona grała najważniejszą rolę. Zabić.
Zbliżała się do rzeki. Łapy niosły ją samowolnie, sunąc po wilgotnych źdźbłach trawy. Wciąż udawała. Wciąż manipulowała myślami Pszczelego Pyłku, włócząc się wokół nich, bez zainteresowania. Dzieliło ich tylko kilka lisich odległości. Kotka odetchnęła, intensywnie śledząc opadające fale rzeki. Nie mogła tego zepsuć. Jej matka zabiła Miodowy Obłok, a i tak dzielnie walczyła z Piaskową Gwiazdą. Teraz jej kolej.
Poczuła na sobie naglący wzrok Słonecznikowej Łodygi. Łapy ją zapiekły, gdy próbowała zmusić je do ruchu. Zadrżała tylko raz, zanim czarne kończyny posunęły po trawie i poszybowały w górę, prosto na kremową kotkę. Kamienna Łapa poczuła nabrzmiewającą wściekłość i chęć pomsty, gdy pchnęła Pszczołę do rzeki, napinając mięśnie. Strumienie chłodnej wody muskały jej policzki, gdy siłą utrzymywała królową pod powierzchnią. Matka zastępcza jej rodzeństwa wymachiwała gorączkowo łapami, a oczy pod wodą zamgliły się, gdy ta uświadomiła sobie, co się dzieje. Córka Króliczego Susu nie pozwalała kremowej wziąć najmniejszego dechu, z determinacją utrzymując ją pod wodą. W jej oczach pojawił się niewyraźny błysk, gdy ofiara utrzymała kontakt wzrokowy z oprawczynią. Pszczeli Pyłek z każdym uderzeniem serca stawiała coraz mniejszy opór, aż używanie siły zaczęło być zbyteczne. Przestała wymachiwać kończynami i gorączkowo próbować wynurzyć się z wody. Bezwładnie opuściła walczące łapy, głowa unosiła się w rytm prądu. Czarna wściekle cisnęła ciało, puszczając podtrzymujące je pod wodą kończyny. Pozwoliła, by zostało na brzegu. Rzeka opryskiwała łagodnie martwą karmicielkę, kojąc cichym szumem. Było po wszystkim.
Spojrzała się na Słonecznikową Łodygę. Musiała mu zaufać. Był rudym głupcem, idiotą, przedstawicielem umaszczenia, którym kotka gardziła. Teraz musiała polegać na nim. Ale w jej oczach pojawiło się nikłe zrozumienie. Słonecznik był mentorem jej brata. Mógł być zły? Szkolenie Gliny to dotąd jedyny powód, dla którego jeszcze go nie zwyzywała. Gdyby był taki jak Piaskowa Gwiazda czy Pszczeli Pyłek, czy jej brat teraz wzgardziłby nią i całą swoją nierudą rodziną?
Odwróciła wzrok na leżące ciało. W duchu się wzdrygnęła, choć na zewnątrz pozostała kamienna i zuchwała. Wiatr świstał, mierzwiąc futro martwej kotki. Pora opadających liści niosła za sobą ponurą pogodę. To nie pomagało w pogodzeniu się z morderstwem. Kamienna Łapa westchnęła cicho, nie mogąc przestać przyglądać się temu widokowi. Zabiła Pszczeli Pyłek. Pszczołę, która miała siostry, dzieci, a skoro dzieci, to również partnera. Kimkolwiek był.
Czarna wyzbyła się tych myśli. To nieważne, kogo ta cholera kochała czy kto ją będzie opłakiwał. Zastąpiła Króliczy Sus! Miała czelność wpajać jej rodzeństwu idiotyczne informacje, w które teraz wierzą!
Warknęła gniewnie, rozjuszona kolejnym nadmiarem myśli i rzuciła się w stronę kremowej, gotowa rozszarpać jej ciało na strzępy. Wyszczerzyła kły, ale Słonecznikowa Łodyga zagrodził jej drogę, zanim w ogóle zdążyła cokolwiek zrobić.
- Miałaś ją zabić, nie zmasakrować - Przypomniał. - Już nie żyje.
- I co z tego? - Warknęła kotka, bijąc ogonem. - Ona siedzi sobie teraz z duchami, polując ze szczęściem na zwierzynę, a na tym świecie są inne koty! Żywe koty, które skrzywdziła - moje rodzeństwo! Już ci odebrało rozum?
Słonecznik miał łagodny wyraz pyska. Widziała w nim współczucie. Był wrażliwy. Nienawidziła, gdy koty pokazywały po sobie smutek czy się nad nią litowały. Po co jej litość? Ona da sobie radę. Niech zajmą się własnym nosem! Nie była słabym kociakiem. To już dawno miała za sobą. Nie potrzebowała pierdolonego wsparcia.
Dosłyszała, jak Słonecznikowa Łodyga każe jej już odejść. Obiecał, że będzie ją kryć.
Wiedziała to. Czuła się jak kretynka, że byle rudas musi z nią współpracować. Odeszła powoli, przygnieciona ciężarem morderstwa. Była gotowa go unieść. W środku jej serce pękało, miała ochotę położyć się, zasnąć i nigdy nie obudzić. Tyle cierpienia. Mentor, rodzice. Teraz jeszcze zabiła Pszczeli Pyłek. Naprawdę. Chciała wrócić się do Słonecznika i wtulić się w jego futro. Kogokolwiek. Przytuliłaby nawet pierdolonego Wiewióra, jeśli to miałoby jej pomóc. Kremowy kocur przypominał jej Zwęglone Futro. Mentor też nigdy się nie denerwował i cierpliwie znosił charakterek czarnej. Chciała, żeby żył. Żałowała, że nie mogła mu zaufać. Pokazać, że był dla niej ważny.
Pomimo rozpaczliwych myśli, kotka dalej była taka sama. Jej pysk był uniesiony wyzywająco do góry, ogon unosił się razem z nim, stawiała pełne kroki. Myśli były jej bezpiecznym azylem. To w myślach płakała, cieszyła się i pozwalała sobie na słabość. Były krótkimi momentami. Kotka nie chciała się rozczulać. Nienawidziła tego. Okres słabości minął, gdy ustała blisko traktora Toma wiedząc, że zostawiła za sobą martwe ciało. Znów to sobie powtarzała - była silna i wielka, a kretyńscy rudasi nie dorastali do pięt ani jej, ani żadnemu innemu nierudemu kotu. Byli po prostu chodzącym plugastwem.
Wcale nie zrobiło jej się od tego lepiej.
Zapolowała, zanim wróciła. Dalej mogłaby być jedną z podejrzanych. Wysunęła pazury i zatopiła kły w zającu, szarpiąc go zdziczale. Wyładowywała złość i energię. Wyobrażała sobie, że zwierzyna to Piaskowa Gwiazda. Nie sprawiało to, że czuła się dobrze. Miała tylko jeszcze większą ochotę zabić pół klanu.
Nie chciała tam wracać. Nie chciała widzieć na oczy tej kretyńskiej wroniej padliny. Nie chciała słuchać propagandowych gadek w stronę jej rodzeństwa. Sprawiało jej satysfakcję to, że nierude koty zaczynały się buntować. Uwielbiała to. Uwielbiała spotykać się z liderem buntu, który tłumaczył jej i i innym zgromadzonym, jak po kroku przeciwstawiać się tyranii. Piaskowa Gwiazda musiała umrzeć. Kotka nie chciała myśleć o takim plugastwie, tak okropnym czynie jakim jest morderstwo - ale co mogli zrobić, gdy działy się takie rzeczy? Trzeba było poświęcić kogoś dla dobrej sprawy.
Musiała jednak wrócić tam, gdzie przydzielono jej sypiać - czy tego chciała, czy nie. Skromne legowiska, które własnoręcznie pielęgnowała w ramach kary mieściły się w żłobku. Korzystała z nich Pszczoła oraz jej rodzeństwo. Jej młodsze rodzeństwo. Nie chciała, żeby się urodziło. Była wściekła na rodziców, że nie dopilnowali się w relacji. Ale skoro te trzy małe kulki już się urodziły, kotka nie zamierzała pozwolić, by ich godność została zniszczona przez Piaskową Gwiazdę i jej popleczników. Nie chciała, by dorastały w czasach, w których ona dorastała. Przypomniała sobie czasy, gdy była uczennicą. Zwęglone Futro jeszcze żył, a kotka ślepo wierzyła w zbliżający się dobrobyt. Zrozumiała, że on nie nadejdzie, jeśli będą siedzieć na dupie i wykonywać rozkazy cholernej tyranki.
**
Ciągle wypatrywała Słonecznikowej Łodygi. Tak się umówili. Miał pójść z Pszczołą nad rzekę, by wyznać jej uczucia. W środku serce jej się rozrywało, jakby chciało uciec z jej organizmu i przebiec drogę do Klanu Gwiazd. Nie pokazywała po sobie oznak nerwów, zakłopotania i wszystkiego, co działo się w jej wnętrzu. Miała tylko jedną szansę. Jeśli ją zepsuje, zapłaci tą samą cenę, którą zapłaciła Króliczy Sus. Zostanie zamordowana, a w najlepszym wypadku wyrzucona z klanu. Nie chciała na to pozwolić. Nie chciała opuszczać tego świata, dopóki nie miała pewności, że jej bliscy już zawsze będą bezpieczni. Musiała pozbyć się kremowej. Musiała być twarda.
Była jak kamień, którego nie da się rozłupać ani zniszczyć. Wiedziała, że musiała zrobić nieuniknione i była do tego przygotowana. Nie pozwoliła sobie odczuwać strachu czy niepewności. Pierwsze zlęknienie miała już za sobą i nie chciała do tego wracać. Była nieugięta i silna, a jeśli jakiś pieprzony rudzielec śmiałby to podważyć, spotkałby się z jej wściekłością. Żaden nierudy kot nie zasługiwał na to, co go spotkało. A ona zamierzała pozbawić życia Pszczelego Pyłku. Kotki, która niszczy umysły jej rodzeństwu słowami niemającymi żadnego znaczenia. Słowami należącymi do Piaskowej Gwiazdy.
Kamienna Łapa spojrzała powoli za siebie. Daleko stał traktor Tom, z jej punktu widzenia mniejszy, niż z bliska. Wyszła bliżej rzeki pod pretekstem polowania, aby zrzucić z siebie podejrzenia. Podejrzenia morderstwa. Zamordowania niewinnej Pszczeli Pyłek...
Kotka potrząsnęła głową z wściekłością. Dość miała takich słabych myśli. Nie była pieprzoną naiwniaczką ani milutką istotką. Miała proste zadanie. Zamordować. Jeśli to zepsuje, przyniesie wstyd Świerszczowi, Królik, Węglu. I nie tylko. Także każdemu nierudemu kotu. Była silna, wystarczająco silna, by pomóc w rebelii. Rebeliantka brzmiało lepiej niż niewolniczka czy siła robocza. Piaskowa Gwiazda nie mogła wiecznie nimi manipulować.
Gdy czarna zobaczyła dwie postury idące krok w krok, wyprostowała się, podnosząc brodę i ogon do góry. To z pewnością byli Słonecznikowa Łodyga i Pszczeli Pyłek. Jaki rudas miałby chęci opuszczać bezpieczny azyl, jakim jest skała, na której pozostali w obliczu powodzi? Kotka odczekała jeszcze chwilę, a gdy pojawiła się w zasięgu wzroku dwójki, odwróciła się, skupiona na tropieniu. Przykucnęła do trawy, otworzyła pysk, pozwalając, by zapach zwierzyny trafił do nozdrzy. Tak, jak uczył Zwęglone Futro.
Nie miała zamiaru polować, rzecz jasna. Imitowała łów, by idiotyczny móżdżek Pszczelego Pyłku nie nabrał podejrzeń. Miała zająć się czymś innym, udając niezainteresowanie zaistniałą sytuacją, a w odpowiednim momencie zaatakować królową i podtopić ją w rzece, zakańczając jej żywot. Podobał jej się ten scenariusz. Jeśli kremowa nie będzie wystarczająco silna, by stawiać opór, czarna nie będzie musiała używać kłów i pazurów, a w związku z tym nie będzie krwi do zmywania. Jedyne, co musiała zrobić, to wysuszyć łapy przed powrotem do traktora. W obecnej sytuacji jednak mokre tereny nie były niczym dziwnym, więc podejrzewała, że kretyni z ujemną inteligencją nawet nie domyśleliby się, że maczała łapy w śmierci Pszczelego Pyłku.
Córka Świerszcza nie spodziewała się, że Słonecznik ma tak dobrą wprawę w kłamaniu. Był świetnym aktorem. Dosłyszała kilka zdań, które wypowiedział do kremowej.
- Długo o tym myślałem - Wyszeptał. - Jesteś po prostu piękna, wiesz o tym? Nie widziałem atrakcyjniejszej kotki. I w dodatku ruda. Mielibyśmy śliczne rude kocięta, uwielbiane przez liderkę. Chcę, żeby to była dla nas niezapomniana chwila. W niezwykłym miejscu. Tak niezwykłym, jak ty.
Pszczoła pewno uwielbiała, gdy łechtało jej się ego. Miała zawyżoną samoocenę, była durną konfidentką, która ślepo wierzyła w to, co opowiadała jej Piaskowa Gwiazda. Czarna wysunęła pazury, z każdym uderzeniem serca coraz bardziej pragnąc się na nią rzucić. Ale musiała zaczekać. To nie było dobre miejsce. Nie tak miała ją zabić.
Para przysłowiowo zakochanych szła wolnym krokiem. Czarnej ciężko było utrzymać myśli na wodzy, gdy przed oczami wciąż miała słowa Pszczelego Pyłku. Te słowa, które bolały jak policzek, a które musiała znosić każdego dnia w kociarni. Gdy czarne myśli plątały jej się w głowie, nadszedł moment, w którym ona grała najważniejszą rolę. Zabić.
Zbliżała się do rzeki. Łapy niosły ją samowolnie, sunąc po wilgotnych źdźbłach trawy. Wciąż udawała. Wciąż manipulowała myślami Pszczelego Pyłku, włócząc się wokół nich, bez zainteresowania. Dzieliło ich tylko kilka lisich odległości. Kotka odetchnęła, intensywnie śledząc opadające fale rzeki. Nie mogła tego zepsuć. Jej matka zabiła Miodowy Obłok, a i tak dzielnie walczyła z Piaskową Gwiazdą. Teraz jej kolej.
Poczuła na sobie naglący wzrok Słonecznikowej Łodygi. Łapy ją zapiekły, gdy próbowała zmusić je do ruchu. Zadrżała tylko raz, zanim czarne kończyny posunęły po trawie i poszybowały w górę, prosto na kremową kotkę. Kamienna Łapa poczuła nabrzmiewającą wściekłość i chęć pomsty, gdy pchnęła Pszczołę do rzeki, napinając mięśnie. Strumienie chłodnej wody muskały jej policzki, gdy siłą utrzymywała królową pod powierzchnią. Matka zastępcza jej rodzeństwa wymachiwała gorączkowo łapami, a oczy pod wodą zamgliły się, gdy ta uświadomiła sobie, co się dzieje. Córka Króliczego Susu nie pozwalała kremowej wziąć najmniejszego dechu, z determinacją utrzymując ją pod wodą. W jej oczach pojawił się niewyraźny błysk, gdy ofiara utrzymała kontakt wzrokowy z oprawczynią. Pszczeli Pyłek z każdym uderzeniem serca stawiała coraz mniejszy opór, aż używanie siły zaczęło być zbyteczne. Przestała wymachiwać kończynami i gorączkowo próbować wynurzyć się z wody. Bezwładnie opuściła walczące łapy, głowa unosiła się w rytm prądu. Czarna wściekle cisnęła ciało, puszczając podtrzymujące je pod wodą kończyny. Pozwoliła, by zostało na brzegu. Rzeka opryskiwała łagodnie martwą karmicielkę, kojąc cichym szumem. Było po wszystkim.
Spojrzała się na Słonecznikową Łodygę. Musiała mu zaufać. Był rudym głupcem, idiotą, przedstawicielem umaszczenia, którym kotka gardziła. Teraz musiała polegać na nim. Ale w jej oczach pojawiło się nikłe zrozumienie. Słonecznik był mentorem jej brata. Mógł być zły? Szkolenie Gliny to dotąd jedyny powód, dla którego jeszcze go nie zwyzywała. Gdyby był taki jak Piaskowa Gwiazda czy Pszczeli Pyłek, czy jej brat teraz wzgardziłby nią i całą swoją nierudą rodziną?
Odwróciła wzrok na leżące ciało. W duchu się wzdrygnęła, choć na zewnątrz pozostała kamienna i zuchwała. Wiatr świstał, mierzwiąc futro martwej kotki. Pora opadających liści niosła za sobą ponurą pogodę. To nie pomagało w pogodzeniu się z morderstwem. Kamienna Łapa westchnęła cicho, nie mogąc przestać przyglądać się temu widokowi. Zabiła Pszczeli Pyłek. Pszczołę, która miała siostry, dzieci, a skoro dzieci, to również partnera. Kimkolwiek był.
Czarna wyzbyła się tych myśli. To nieważne, kogo ta cholera kochała czy kto ją będzie opłakiwał. Zastąpiła Króliczy Sus! Miała czelność wpajać jej rodzeństwu idiotyczne informacje, w które teraz wierzą!
Warknęła gniewnie, rozjuszona kolejnym nadmiarem myśli i rzuciła się w stronę kremowej, gotowa rozszarpać jej ciało na strzępy. Wyszczerzyła kły, ale Słonecznikowa Łodyga zagrodził jej drogę, zanim w ogóle zdążyła cokolwiek zrobić.
- Miałaś ją zabić, nie zmasakrować - Przypomniał. - Już nie żyje.
- I co z tego? - Warknęła kotka, bijąc ogonem. - Ona siedzi sobie teraz z duchami, polując ze szczęściem na zwierzynę, a na tym świecie są inne koty! Żywe koty, które skrzywdziła - moje rodzeństwo! Już ci odebrało rozum?
Słonecznik miał łagodny wyraz pyska. Widziała w nim współczucie. Był wrażliwy. Nienawidziła, gdy koty pokazywały po sobie smutek czy się nad nią litowały. Po co jej litość? Ona da sobie radę. Niech zajmą się własnym nosem! Nie była słabym kociakiem. To już dawno miała za sobą. Nie potrzebowała pierdolonego wsparcia.
Dosłyszała, jak Słonecznikowa Łodyga każe jej już odejść. Obiecał, że będzie ją kryć.
Wiedziała to. Czuła się jak kretynka, że byle rudas musi z nią współpracować. Odeszła powoli, przygnieciona ciężarem morderstwa. Była gotowa go unieść. W środku jej serce pękało, miała ochotę położyć się, zasnąć i nigdy nie obudzić. Tyle cierpienia. Mentor, rodzice. Teraz jeszcze zabiła Pszczeli Pyłek. Naprawdę. Chciała wrócić się do Słonecznika i wtulić się w jego futro. Kogokolwiek. Przytuliłaby nawet pierdolonego Wiewióra, jeśli to miałoby jej pomóc. Kremowy kocur przypominał jej Zwęglone Futro. Mentor też nigdy się nie denerwował i cierpliwie znosił charakterek czarnej. Chciała, żeby żył. Żałowała, że nie mogła mu zaufać. Pokazać, że był dla niej ważny.
Pomimo rozpaczliwych myśli, kotka dalej była taka sama. Jej pysk był uniesiony wyzywająco do góry, ogon unosił się razem z nim, stawiała pełne kroki. Myśli były jej bezpiecznym azylem. To w myślach płakała, cieszyła się i pozwalała sobie na słabość. Były krótkimi momentami. Kotka nie chciała się rozczulać. Nienawidziła tego. Okres słabości minął, gdy ustała blisko traktora Toma wiedząc, że zostawiła za sobą martwe ciało. Znów to sobie powtarzała - była silna i wielka, a kretyńscy rudasi nie dorastali do pięt ani jej, ani żadnemu innemu nierudemu kotu. Byli po prostu chodzącym plugastwem.
Wcale nie zrobiło jej się od tego lepiej.
Zapolowała, zanim wróciła. Dalej mogłaby być jedną z podejrzanych. Wysunęła pazury i zatopiła kły w zającu, szarpiąc go zdziczale. Wyładowywała złość i energię. Wyobrażała sobie, że zwierzyna to Piaskowa Gwiazda. Nie sprawiało to, że czuła się dobrze. Miała tylko jeszcze większą ochotę zabić pół klanu.
**
Gdy weszła do środka, Glina przestał lizać Zajęczego Nosa i spojrzał jej w oczy.
- W końcu jesteś - Mruknął. - Co ty tak długo polowałaś?
- Wyobraź sobie, że zwierzyna nie lubi wilgoci - Warknęła wściekle, sama zdziwiona swoim tonem. Gliniane Ucho tylko spojrzał na nią z ukosa. Zbyt dobrze ją znał, by przejmować się jej wybuchami.
- Już, uspokój się. Swoim rykiem tylko wystraszysz zwierzynę. - Miauknął rozbawiony.
- Ma rację - Odparł Zajęczy Nos, zamykając oczy i przyciskając się do niebieskiego. - Poza tym zaraz ktoś tu przyjdzie.
Nie mogła zaprzeczyć. Nie powinna krzyczeć. Przywoła tym tylko Szczypiorek i Byka. Jak tacy kretyni mogli słuchać się Piaskowej Gwiazdy? Rozumiała jeszcze Szczypiorkową Łodygę, w końcu była bezczelną idiotyczną rudaską, ale Bycza Szarża? Nie mogła uwierzyć, że była z tym ciołkiem spokrewniona.
Położyła się i przymknęła oczy. Nie chciała, by sen nadszedł. Wiedziała, że nie będzie przyjemny. Cieszyła się z tego, że zabiła Pszczeli Pyłek. Była z tego dumna. Sprawiało jej to satysfakcję. Czasami miała nawet ochotę to powtórzyć. Jeszcze raz patrzeć, jak jej bezsilne kończyny poddają się wodzie. Wykrzyczałaby przed całym klanem "Tak, to ja! To ja zabiłam Pszczeli Pyłek, idioci!". Ale jej druga część bała się tego, co nadejdzie. Tą część kotka chciała zlikwidować. Już nigdy nie pozwoli sobie odczuwać strachu. Chciała zamordować więcej rudych kotów. Zamordować wszystkie rude koty! Odrażało ją uginanie się przed morderstwami, to, że brzydziła się tym, co zrobiła. Ale gdy czas mijał, a księżyc powoli witał na niebie, skrucha całkowicie zniknęła. Kotka wiedziała, że to, co zrobiła było słuszne. Warknęła pod nosem. Chciała zrobić wszystko, żeby pieprzona Piaskowa Gwiazda już nigdy nie tknęła ani nierudych, ani jej rodziny. Kremowa pseudo-liderka zasługiwała na najgorszą ze śmierci. Na najbardziej haniebną. Była kretynką! Jak Chabrowa Bryza mogła wybrać na zastępczynię kogoś takiego? Jak mogła być tak głupia, by nie zauważyć, że z Piasek jest coś nie tak!?
Pozwoliła, by sen ogarnął jej ciało. Nie chciała więcej myśleć. Myślała już zbyt długo.
Uwielbiam cię Kamienna Łapo, zabij resztę kb
OdpowiedzUsuńHa! Wiedziałam, że Słonecznik kłamał!
OdpowiedzUsuń