- Zlób to - czekał aż Bażant zacznie swoją pieśń.
- Nie! - fuknął zły, próbując się wydostać spod dwóch ciałek, które przytrzymywały go do ziemi.
Ptaszka spojrzała na niego, dając znać, aby się bardziej postarali. Pokiwał głową.
- AAAAAA! BASANT! NE PUŚCIMY CE! - darł mu się nad głową.
- WIESZ CO ROBIIIIĆ - zawtórowała mu kotka.
- Nie! Złaźcie ze mnie!
O tak! Prawie im się udało! Jeszcze chwila, a Bażant się tak bardzo zdenerwuję, że jego krzyk rozniesie się po całym żłobku.
- Mamoooo! - zapiszczał, chcąc wydostać się spod tej dwójki. - AAAAA! DAJCIE MI SPOKÓJ!
- Jeeej! - zakrzyknęli oboje uradowani, że udało im się dokonać niemożliwego.
Bażant zaczął piszczeć, szarpiąc się na wszystkie strony. Jego matka pewnie miała go dość, tak jak i jego, dziadek również nie był zachwycony. Miał to jednak gdzieś, bawiąc się świetnie ze swoimi przyjaciółmi.
- Ej! Bieg! - Zwrócił głowę w stronę Stokrotki, która dawała mu dziwne znaki.
Zszedł z Bażanta, który mając mniej ciałek na grzbiecie, zwalił Ptaszke.
- Ej co robisz?! - miauknęła niezadowolona.
- Stoklotka coś sce ode mnie - powiadomił ją i udał się do kotki, która stała obok zaniepokojonej Przepiórki. - Co se stało?
- W-wi-widziałam ją - Bura zadrżała, zerkając kątem oka na wyjście ze żłobka.
- Kogo? - dopytywał.
Przepiórka jednak nie była w stanie przełknąć guli w gardle, więc Stokrotka wypowiedziała jej myśli.
- Widziała morderczynie - szepnęła do nich.
Bażant nadal się darł, idealnie zagłuszając ich rozmowę.
- Moldelcynie? Lisią Gwiazdę? - Zrobił wielkie oczy, wspominając opowieść dziadka o tym niedobrym kocie.
Bura pokręciła łebkiem.
- O... o... Orzech... Zmie... - pisnęła.
Przekrzywił głowę. Jaki Orzech Zmie?
- Orzechowy Zmierzch? - dokończyła Ptaszka, rozglądając się po żłobku. - Słyszałam o niej. Zabiła kota i robiła wały. A jej dzieci... jeden urwał ucho o tej - Wskazała na Puszyste Futro. - A druga zamordowała własnego dziadka.
Po jego grzbiecie przebiegł dreszcz, ale był to dreszcz ekscytacji niż strachu.
- Naplawde? I ona tu jest?
Przepiórka pokiwała łebkiem, drżąc ze strachu.
- Chcę ją sobacyć! - Cała trójka kotek, spojrzała na niego jak na szaleńca.
- A-a j-jak nas też z-z-zabiję? - próbowała ostudzić jego zapał Przepiórka.
- Ja mogę pójść z tobą - zaoferowała Stokrotka. - To pewnie plotki...
- Okej... Ale jak wyjsiemy ze złobka? Mi nie wolno.
To był problem. Cała trójka spojrzała na Bażanta, który w końcu uspokoił się na tyle, aby wrócić do ich gromadki.
- O czym tak szepczecie, co? Też chcę wiedzieć.
- O moldelcyni - wyjaśnił starszemu.
Szybko wytłumaczyli mu swój problem.
- Dobra! To ja ją tu przyprowadzę - Ptaszka wyrwała się do przodu.
Teraz wszyscy skupili się na niej.
- O-o-oszalałaś? - Przepiórka zaczęła chichotać z podenerwowania.
- Jestem najstarsza, więc nic mi nie będzie. Czekajcie tu. - No i poszła.
Cała czwórka kociaków czekała z zapartym tchem, obserwując wejście do żłobka.
- Jak nic ją zeżarła - szepnął Bażant.
- Co ty! Pewnie odgryzła głowę, a później wrzuciła ciało rybie, co je kocięta - dodała Stokrotka.
Przepiórka wyglądała tak, jakby miała zejść tu na miejscu. A on? On czekał z niepokojem i ekscytacją, aby przekonać się czy to wszystko, to prawda i już jego przyjaciółka nie wróci.
Nagle... pojawił się cień i Ptaszka wkroczyła do środka w asyście jakiejś obcej.
Przepiórka wrzasnęła i pognała do matki, a reszta gapiła się wielkimi oczami na morderczynię.
- No i przyprowadziłam! Mówiłam, że dam radę! - miauknęła zadowolona.
Bieg zrobił krok do przodu. To jego pierwsze spotkanie z kimś takim. Miał nadzieję, że go nie zje, gdy tylko się odezwie. Ale w sumie... miał obok mamę, która w razie czego go ocali.
- H-hhej...! Ile zabiłaś osób? - zagadał do niej, z szybko bijącym sercem.
<Orzechowy Zmierzch?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz