Pierwszy oddech był trudny. Ale co to dla niego? Zaczerpnął powietrza w płuca i zaczął miauczeć. Nie był to jednak słabe kwilenie, a głośne. Ktoś wylizywał jego sierść; szorstki język drażnił jego ciałko, a zaraz poczuł przed pyszczkiem czyjeś futerko. Od razu zaczął szukać pożywienia, majtając łapkami na wszystkie strony. Dopiero, kiedy dorwał się do sutka, zaczął łapczywie ssać. Mleko... było wyborne. Już po chwili jego brzuszek miło się napełnił, a on od razu zapadł w sen.
Kiedy się ocknął, była pewnie późna pora, bo znów zaczął kwilić, a mama syknęła w jego stronę dziwne słowa, których nie zrozumiał. Jego łapki znów zaczęły się poruszać, odtrącając inne małe ciałko na bok. To ktoś tu jeszcze był? Do jego noska dotarł zapach, przesiąknięty mamą. Skierował się w jego stronę, gryząc bezzębnym pyszczkiem uszy siostry.
Znów ten zirytowany głos mamy. Coś chwyciło go za kark i przycisnęło łapą do ziemi. Wił się z całych sił, miaucząc najgłośniej jak potrafił, aby tylko odzyskać wolność.
To przyniosło efekt, bo ciężar zniknął, a on znów znalazł się przy brzuchu, gdzie najadł się do syta i zapadł w kolejny, miły sen.
***
Tak mijały dni. Jedzenie, spanie, spanie, jedzenie, aż do dnia, gdy jego oczy otworzyły się. Zaskoczony wpatrywał się w mamę, która spała, w siostrę, która też spała, na jakieś kotki, które nie spały, a dyskutowały między sobą.
On również chciał z nimi pomówić. Były takie interesujące! I duże! Gdzieś obok dostrzegł mniejsze odpowiedniki tych pań. Ganiały się po żłobku, śmiejąc się.
Szybko wyplątał się z sierści mamy i zaczął nieporadnie kroczyć w ich stronę. Jakiś czekoladowy kocur, zatrzymał go jednak i umościł między swoimi łapami. Miauknął niezadowolony, lecz jego głos sprawił, że skupił na nim swoją uwagę.
- Jesteś jeszcze za mały na zabawy. Ale nie martw się. Niedługo będziesz wielkim wojownikiem, Biegu. Chciałbyś usłyszeć opowieść?
Opowieść? Nie wiedział czym to było, ale pokiwał główką. To chyba było coś fajnego, bo reszta kociąt przerwała zabawę i usiadła przy kocurze.
- Dawno temu, gdy byłem w waszym wieku, na Klan Nocy napadł Klan Klifu pod przywództwem Lisiej Gwiazdy. Był to straszny kot, który kradł kocięta i wcielał je do swojego klanu. Nie znał litości. Był bardzo niegrzeczny.
- Nie słuchał się mamy? - zapytała się Przepiórka.
- O tak... nie słuchał się jej. Wpadł do naszego obozu i zaczął zabijać koty...
- Co to zabijać? - odezwał się jakiś inny kociak.
- To znaczy, że kot zaśnie i nigdy się nie obudzi, a jego dusza trafi do Klanu Gwiazdy.
- Co to Klan Gwiady? Czemu tak robił? - Te pytania najwyraźniej zdezorientowały opowiadacza historii. Starał się jednak im wszystkim to wytłumaczyć. Bieg wsiąkał odpowiedzi jak gąbka, próbując sam zadać pytanie. Nie potrafił tego jednak. Ciągle wychodziły mu dziwne dźwięki.
Słuchał więc z uwagą, kiedy Lisia Gwiazda porwał kocięta, rodzeństwo tego pana, co opowiadał. Jak wiele księżyców to trwało i udało im się w końcu ich uwolnić... Wtedy obudziła się mama i skierowała na nich wzrok.
- Tato... znów opowiadasz te historie o Lisiej Gwieździe? - jęknęła.
Tata? Spojrzał to na mamę, to na pana. To był jego tata, czy mamy tata?
- Tata! - miuaknął dumny, że wyszło mu te słowo z pyska.
Starszy tata się zaśmiał i pokręcił głową.
- Jestem twoim dziadkiem. Tata... - Tu zrobił dziwną minę. - Niedługo was odwiedzi - zapewnił.
Dziadek... Może i być dziadek. Starał się wypowiedzieć to słowo, ale bez efektów. Mama chyba była zła, że jego pierwszym słowem był tata, a nie mama. Albo po prostu była zła, bo nie mogła spać, kiedy wiercił się i darł pyska w nocy. Mimo to cieszył się, że cokolwiek powiedział.
Tej nocy śnił o Lisiej Gwieździe i tym jak nie słuchał się mamy, a ta za karę zabrała mu kociaki, które oddała klanom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz