Słuchał płaczu kotki, a jego serce płakało wraz z nią. Zdołała wymówić tylko niektóre słowa z burzy własnych myśli. Barwinek cierpliwie klepał ją po grzbiecie, ocierał łapą łzy, przytulał, szeptał, że wszystko w porządku, a u niego jest całkowicie bezpieczna. Słuchał, domyślał się, martwił. Widział, jak bardzo kotka jest załamana. Nigdy nie spotkał podobnie przygnębionego kota, a fakt, że dotknęło to jego córeczki łamało mu serce.
Kotka mówiła, że nie kocha Olchy, że nie chce potomstwa, że by uciekła z Klanu, jednak Barwinek jest powodem, który ją od tego odwodzi. Niebieskooki polizał ją między uszami.
- Skarbie. - Zaczął, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. - Kochanie, proszę, spójrz na mnie.
Kotka pokręciła głową. Barwinek poczuł jak kręcą mu się łzy w oczach. Był silny, psychicznie jak i fizycznie, jednak kto by nie płakał wraz z własnym dzieckiem, kiedy ono cierpi, a ty jesteś bezradny? Pozostały ci jedynie słowa, glaskanie po grzbiecie i ciche proszenie gwiezdnych o lepsze dni.
- Iskierko, wiesz, że tatuś cię kocha, prawda? - Zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź. Sam fakt, iż kotka przyszła do niego się wypłakać był dla niego najważniejszym, najlepszym dowodem zaufania i miłości.
Iskrząca płakała, wbijając pazury w mech, który chłonął jej gorzkie łzy. Barwinek patrzył ze współczuciem, ale też ogromną miłością.
- P-posłuchaj... Wiem, że nie wszystko się może układać w życiu. Masz ciężki czas, nie wiesz co robić, pewnie się gubisz - mówił spokojnym tonem, cały czas głaszcząc kotkę ogonem. - Możesz wrzeszczeć i płakać, ale nie masz celu. Takiego, do którego dążyłabyś, by wyjść z dołka.
Kołysali się powoli w rytm wiatru, który grał na liściach drzew.
- Olcha cię kocha, ale to nie oznacza, że nie pozwoli Ci odejść. Wiesz, uczucia są bardzo niestałe. Będzie zła, ale po jakimś czasie jej minie. Znajdzie inny obiekt zainteresowań, a ty poczujesz, że się uwalniasz. Ty też... Ty też, jeśli nie czujesz, że Twoje serce należy do Klanu Klifu, powinnaś odejść. Nie męczyć się tutaj. Znaleźć miejsce dla siebie. O mnie nie musisz się martwić, kochanie. Poradzę sobie.
Nie wyglądało, jakby jego przemowa coś pomogła. Nie mógł nawet stwierdzić, czy kotka go słuchała. Miał jedynie nadzieję, że jej ulżyło, że poczuje się lepiej.
- Walcz o lepsze jutro. Dla siebie, bo to ty jesteś najważniejsza.
Złote oczy spojrzały na niego zapłakane, a on bardzo mocno przytulił swoją córkę, chcąc zabrać od niej cały smutek, ból, żal. Mógł je przyjąć - ponieważ przed nim zostało mniej czasu, niż przed nią. Nie chciał, żeby naznaczyła swoją drogę bólem i cierpieniem. Jeśli tylko mógłby zabrać z niej ten ciężar... Bez wahania by to zrobił. Dla jego córki wszystko. W końcu... Nie miał nikogo innego tak bliskiego. Nawet Droździ Trel potrzebował go mniej, niż w tej chwili Iskierka. Chociaż oboje byli dla niego jak własne dzieci, wiedział, że muszą sobie sami radzić. On jedynie służy radą, oraz miękkim futrem, w które mogą się skryć.
~*~
Jego córka została zastępcą. Po całym zamieszaniu ze śmiercią Zajeczego Omyku, który dotknął również Barwinka, została wybrana na to stanowisko. Nie mógł ukryć dumy, ale widział, że szylkretka wcale się nie cieszy. Pewnie dodatkowy stres i obowiązki bardzo ją przytłaczały.
Któregoś dnia, kiedy odnalazł w sobie na tyle sił, by ruszyć tyłek z legowiska starszych, poszedł w obóz. Szukał znajomego futra. Dostrzegł oczywiście mnóstwo znajomych, ale nie tego jednego. Usiadł w końcu w cieniu, wzdychając. Musiał odpocząć. Takie wyprawy to nie dla niego.
Siedział tak dłuższy czas, patrząc, jak życie w obozie mija spokojnym rytmem. Oglądał swoje wnuki, wojowników, kocięta... Aż w końcu dostrzegł wchodzącą kotkę, której szukał. Podniósł się z niemałym trudem, po czym poszedł do niej. Na jego pyszczku zawitał ogromniasty uśmiech, że samo słońce chowało się przy jego blasku.
- Dam radę zdobyć audiencję u naszej pięknej zastępczyni? - Zapytał z optymizmem.
<Iskrząca? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz