Prawo, lewo, cios, unik, cios, unik, lewo, prawo. Było nieco lepiej. Jednak to nie było jeszcze to. Ojciec nie był zadowolony, że zimno go osłabia. Liczył, że coś takiego, nie położy go na łopatki, a właśnie... tak było. Upadł, zostając przygnieciony przez silne mięśnie samotnika. Znów przegrał. A miało być odwrotnie.
- Będzie lepiej jak nadejdzie pora nowych liści - zapewnił go.
Czermień posłał mu wzrok, który mówił sam za siebie. Nie wierzył mu. Pewnie liczył, że opanuje walkę szybciej. Czego jednak mógł oczekiwać po sześcioksiężycowym kociaku? Jego droga była jeszcze daleka do ideału.
- Zostawmy to. Teraz biegaj. - rozkazał.
Nie kłócił się z tym. Bieganie było męczące, ale dzięki niemu miał czas, aby porozmyślać. Nie stanowiło to w końcu wyzwania. Po prostu biegniesz w kółko, skacząc przez śnieg, którego coraz więcej napadało. Było to pewne utrudnienie, ale dało się je przeskoczyć. Znów zerknął na las, kiedy to ojciec zerknął gdzieś w bok. Ciekawe jak tam było... Od kocura nie dowiedział się praktycznie nic. Był zbyt niechętny na zwierzanie się. Jednak z tego co podsłuchał od Nornicy, w lesie mieszkały koty. I to całe klany! Z chęcią dowiedziałby się o nich nieco więcej, ale Czermień nie był zbytnio chętny na zwierzenia, a Nornica? Gdyby był jej synem, pewnie coś by miauknęła, ale za bardzo go nienawidziła na dzielenie się z nim takimi informacjami.
- Starczy.
Zatrzymał się i przebrnął przez śnieg do kocura. Wiedział co teraz go czekało. Śmierć. Odebranie życia niewinnemu stworzeniu, aby nasycić głód.
Czarny ruszył do jakiegoś pudła i odrzucił je na bok. Jego oczom ukazała się żywa mysz, której ogon przyciśnięty był przez kamień. Teraz więc nie miał wymówki, że mu ucieknie... Niech to!
- To jedzenie, więc nie biadol, że tego nie zrobisz.
Wziął głęboki oddech. Jadał już w końcu mięso. Smakowało mu nawet. Ale... Było martwe i to nie on odbierał te życie. Spojrzał na gryzonia, który starał się uciec. Czy wiedział jaki los go zaraz czeka? Czy on był w stanie to zrobić? Zabić?
- Zabij, a będziesz mógł ją zjeść - szepnął mu do ucha.
Nie jadł już od kilku dni. Ojciec postarał się, aby głód zapanował nad jego rozsądkiem. To był ten dzień. Dzień kiedy musiał się przełamać. Wiedział jak to zrobić. Teorię znał. Musiał mocno się wgryźć w szyję. Mysz jednak była tak mała, że prędzej odgryzłby jej głowę. A może to było rozwiązanie? Pewnie nie cierpiałaby zbytnio.
Wziął głęboki oddech.
To proste.
To pokarm
To szansa na jego życie.
Przycisnął łapą zwierzątko do ziemi.
Te oczy, oczy pełne strachu. Znów widział tego kociaka. Nie... To za dużo...
- Zabij wreszcie! Nie mamy całego dnia! - syknął ojciec.
Zamknął oczy i to zrobił. Jego szczęki zacisnęły się na drobnym ciałku. Krew zalała mu język.
Pisk.
Szarpnięcie.
Koniec.
Było już po wszystkim.
Teraz mógł ucztować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz