Chłodne płatki śniegu w niezauważalnym tempie rozpuszczały się na jego futrze, jednak nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Jego serce waliło niczym młot. Krok za krokiem, zbliżał się do kociarni niosąc w zębach dorodnego zająca. Wysilił wszystkie swoje wątpliwe umiejętności łowieckie, aby go upolować. Z rozmarzeniem pomyślał o kilkorgu nowych, młodych ptaszynkach w jego pokręconej rodzinie. Pochylając łeb, wszedł do kociarni. Od razu owionął go ciepły i kwaśny zapach mleka, który tak bardzo przypominał mu dzieciństwo. Czas poznać nowych członków familii!
***
― T-to będzie Gąska… A to Kogut ― westchnęła cicho matka, wskazując ogonem kolejno na kociaki.
Gąsia i Kogucik… Fajnie, tematycznie. Przyglądał się dwóm najpiękniejszym kulkom na świecie, ciasno owiniętym wokół boku jego matki. Rany, jakie one były… Przecudowne. Najpiękniejsze. Najcudaśniejsze. I sposób w jaki ssały mleko… Był jakiś wyjątkowy. To znaczy, niby każdy kociak ssie mleko tak samo, ale one robiły to jakoś… Lepiej. Dokładniej. Nie wiedział, jak to ująć w słowa. To pewnie przez to, że pochodziły z jego rodziny.
Widział swojego ojca w każdym z nich.
Gąska ziewnęła i obróciła się na drugi bok. Jejku, jaka jego mała siostrzyczka była prześliczna! Mógłby chyba napisać o tym poemat. Miała takie miękkie, misiowate futro. A Kogut? Hm, co prawda niezbyt podobny ani do matki, ani do ojca, jednak z całą pewnością wyrośnie na wojownika godnego swojego klanu. Wierzył w to jak w nic innego.
― Tacie by się spodobało ― powiedział cicho, liżąc Gąskę za uchem. Jego matka owinęła kocięta ogonem i przysunęła je bliżej do siebie, drżąc lekko.
― Szkoda, że nie może już z nami być ― westchnęła cicho. Jej oczy zaszkliły się, Płomykówka potrząsnęła głową i wbiła spojrzenie w ścianę legowiska, ze smutnym uśmiechem i półprzymkniętymi oczyma ― Rany, co ja mówię… Zostawił mi dwójkę takich wspaniałych kociąt. Powinnam być mu wdzięczna. Ale oddałabym wszystko, żeby mógł zobaczyć, jak dorastają i jak klan jest z nich dumny…
Zastygł w milczeniu. On już odżałował ojca, nieprzyjemnie było rozdrapywać stare rany. To nie tak, że za nim nie tęsknił. Tęsknił bardzo. Często nawet, gdy zrobił coś nieodpowiedniego, miał wrażenie, że zaraz zbierze ochrzan od ojca. A wtedy przypominał sobie, że to już się nigdy nie stanie.
Po prostu uznał, że to i tak już nic nie zmieni. Niepotrzebnie było się na tym tak skupiać, na żałobie i ciągłym zadręczaniu siebie tym: „A co by było, gdyby…?”. Kiedy biegł na zwierzyną, nie czuł zadrapań na łapach czy ran. Wtedy po prostu czuł, że robi coś pożytecznego i tylko na tym się skupiał. Chciał, by reszta jego życia była takim biegiem za zającem.
W zamyśleniu nie zauważył, że Gąska jako pierwsza po dłuższym śnie uchyliła oczy i przyglądała mu się ciekawie.
<Gąska? Albo jakiś niespodziewany gość w kociarni?>
Klepie!
OdpowiedzUsuńPszczoła
Sposób w jaki patrzy na kociaki, jest uroczy. Jestem ciekawa, jakby traktował swoich własnych potomków. Jako oczka w głowie, czy bardziej surowiej.. Ot, takie nocne przemyślenia panny Szyszki.
OdpowiedzUsuń