Gdyby powiedział młodemu sobie o tym, że na starość zostanie pieszczochem, wyśmiałby siebie za ten durny pomysł, ale tak... To się naprawdę stało. Tyle księżyców spędził pod tym dachem, nauczył się tolerować i ufać Wyprostowanym, którzy o niego dbali, że go samego to zadziwiało. Ale... przecież gdyby chcieli go zabić, zrobiliby to już dawno temu. Słoneczko był jednak na to zbyt tępy, a Skarbie zdecydowanie skupiała się na czym innym niż na kotach. I bardzo dobrze. Jej to nie lubił.
Dzisiejszy poranek jednak był okropny... Dlaczego? Otóż... Słoneczko znów zaczął słoneczkować. Nie rozumiał co on miał z miganiem, ale tak... migał. A raczej to coś co trzymał w swojej łapie błyskało, oślepiając go raz po raz. Chętnie by to pacnął łapą i popsuł, aby przestało go drażnić, ale Wyprostowany był zbyt wysoki. Chociaż gdy tak się zniżył, podtykając mu to coś prawie pod pysk, udało mu się przywalić w to z radością!
— Wypłosz przestań, bo zrobi mu się smutno — skarciła go Blanka widząc co ten wyczyniał. Leżeli wtuleni w swoje futerka i cieszył się miłym dniem, więc spokój im się należał.
— A ja to co? Drażni mnie to. Wracają złe wspomnienia — aż się zjeżył na wspomnienie tego jak Słoneczko wepchnął go w jakąś dziwną skórę i zaczął przy nim skakać i migać, jak gdyby ujrzał coś niespotykanego. Do dziś podejrzliwie patrzył na tego mysiego móżdżka, bo nie miał pojęcia co teraz mogło mu wpaść do łba. Jeszcze znów uzna to za genialny pomysł i zostanie uwięziony w ciasnej skórze ku jego radości. O nie! Drugi raz nie da się nabrać na te jego sztuczki!
— Przesadzasz. — Kocica przewróciła oczami, zaraz łasząc się o rękę Słoneczka, który pogłaskał ją za uchem.
Oburzył się tylko bardziej. Jak on mógł ją tak dotykać! Od razu niczym wybawiciel dał mu po łapie, a Blanka posłała mu karcące spojrzenie.
— Nie zachowuj się jak kociak.
— To on zachowuje się jak kociak. Ciągle tylko wyciąga w twoją stronę te łapy i cię mizia za uchem! — rzekł, uświadamiając bengalce to, że to był karygodny występek.
— Bo ty zawsze syczysz, gdy ciebie chcę pogłaskać, chociaż dziwię się, że dalej to robisz. Widziałam jak ci się to podobało.
— Wcale nie! — poczuł jak jego pysk robi się czerwony z zażenowania. Nigdy w życiu nie przyznałby, że lubił głaskanie! To byłoby dopiero hańbiące!
— Jasne, jasne — mruknęła Blanka wstając i ocierając swój łeb o dłoń Słoneczka.
Zacisnął zęby. Spokojnie. Nie bądź zazdrosny. Ona robiła to specjalnie. Sprawdzała go! Jak nic! Na jego nieszczęście Wyprostowany zauważył jego wzrok i zaskoczył go swą łapą, którą strzelił idealnie w jego czuły punkt. Starał się walczyć z przyjemnym uczuciem, gdy człowieczyna łaskotał go za uchem, ale w końcu wygrał.
— Bardziej w lewo... — wymruczał praktycznie zapominając o obecności całego świata, w tym też Blanki, która uśmiechała się pod nosem, widząc jak Słoneczko usidla tego uparciucha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz