Takich dziwów to on się nie spodziewał. Tulipanowy Płatek dostała ucznia, a zaraz potem skończyła w żłobku. Nie miał pojęcia co się wydarzyło; kto w ogóle zawrócił jej w głowie na tyle, by zrobić jej potomstwo, ale cieszył się obrotem tej sprawy. Jego nowa opiekunka, dawna wilczaczka - Wzburzony Potok, nie miała takich dzikich preferencji do krzywdzenia go. Może i charakter miała nieco... trudny, lecz sadystką to ona nie była. Zauważył, że wystarczyło się jej słuchać, a była nawet w porządku. Nie rozumiał jednak jej trajkotania o wyższości kotek nad kocurami. Zbywał to jej gadanie, mając nadzieję, że nie zamieni się niedługo w potwora żądnego krwi, gdy zauważy co robił.
Dzisiejszy dzień był... błotnisty. Nadeszła Pora Nowych Liści, a temperatura wzrosła. Nie wierzył, że dożył do tego momentu. Głód był potworny i nawet teraz odczuwał nieprzyjemną pustkę w żołądku. Dawno nie widział w lesie ani grama piszczki. Na dodatek, po tym jak nieznana grupa kotów odebrała im tereny, obszar polowań się zawęził. Jedyne na co mogli liczyć to jezioro, które odtajało. Ryby musiały się namnożyć przez ten długi okres mrozów, gdzie nikt na nie nie polował. To była ich teraz ostatnia deska ratunku.
Wojownicy pełni nadziei, skierowali najpierw tam swoje kroki. Jego obstawa zmusiła go, by również za nimi ruszyć, co sprawiło, że cały się spiął. Kolejna lekcja pływania? Po tym jak morsował w lodowatej wodzie, już samoistnie drżał. Jednak jego strach, by wejść do jeziora powoli wygasał. Potrafił walczyć o przetrwanie i nie dać się ciemnym odmętom wody. A to było już coś.
- Niesamowite! To znak od Klanu Gwiazdy! - usłyszeli okrzyki radości.
Obserwował zszokowany jak wojownicy rzucili się do wody, wynosząc z niej... ryby. Zaskoczony stanął z boku, kierując wzrok na wzburzoną przez koty tafle. Rzeczywiście... masa ryb pływała na powierzchni. Ślinka pociekła mu na ten widok. Wzburzony Potok chwyciła jedną z nich, wgryzając się w mięso i mrucząc z zadowoleniem. Zauważył, że prawie wszyscy pożerali ten dar. Orzechowe Serce chwilę się zastanawiał czy dołączyć do świętowania, lecz i go pokonał głód. Wskoczył do jeziora, wyławiając swoją porcję i jedząc ją wygłodniale.
Czekoladowy jednak się wahał. Coś mu tu nie pasowało. Skąd nagle taka masa martwych ryb? Nie były przypadkiem czymś zatrute? W dziejach nie słyszał, by Klan Gwiazdy zrobiłby taki miły uczynek dla żywych. Patrzył na tą istną ucztę, nie mając pojęcia co zrobić. Z jednej strony, pragnął zjeść przynajmniej jedną piszczkę, z drugiej powinni najeść się wyżsi od niego rangą, by Krucza Gwiazda go nie oskubała z sierści; w końcu czuł się tu jak więzień, a nie jeden z wojowników. Jednak ryb starczyłoby na wykarmienie całego klanu... Może jak zje kawałek, to nikt nie zauważy? W tym celu musiał wejść do wody. Zrobił to gnany głodem, brodząc w jeszcze zimnej cieczy, chwytając zdobycz w pysk. Wychodząc na brzeg, rzucił ją na ziemię, wąchając i przyglądając jej się uważnie. Nie dojrzał w niej jednak nic podejrzanego. Może za dużo się zamartwiał? Powinien cieszyć się, że zaraz zaspokoi głód, a nie tyle myśleć. Wgryzł zęby w ten dar od losu, pożerając posiłek w kilku kęsach. Jak dobrze... żołądek bardzo tego potrzebował, po tak okropnej Porze Nagich Drzew.
Przez chwilę w oczy rzuciła mu się sylwetka Zajęczej Gwiazdy u boku liderki, ale to szybko zniknęło, gdy rozpoznał w nim Niezapominajka. Jakie było jego zdziwienie, gdy niedawno wyszedł z legowiska lidera, jak gdyby nigdy nic. Chyba nawet zemdlał wtedy na jego widok. Większość sądziła, że był martwy, a tu proszę. Jednak żył. Nie miał pojęcia, czy miał się z tego cieszyć czy nie. Krucza Gwiazda nadal tytułowała się liderem, co budziło w nim niepokój. Dwóch liderów w klanie... kto by pomyślał, że do czegoś takiego kiedykolwiek dojdzie. Teraz jednak ta para obserwowała, to co się działo nad brzegiem.
- Dobra starczy tego - miauknął jego siostrzeniec. - Przenieśmy te ryby na stos - zarządził, wchodząc do wody i rzucając im je pod nos. Wojownicy poszli za jego radą i chwilę później stos pękał w szwach od nadmiaru pożywienia.
Dzisiejszy dzień zdawał się dla nich jakąś dobrą passą. Oby to trwało jak najdłużej.
***
Kilka godzin później pożałował, że tknął tą rybę. Połowa klanu się zatruła, wymiotując i skarżąc się na bóle brzucha. Go również to dopadło, jednak znosił to nieco lepiej. Możliwe, że był bardziej odporny na ból, po tym jak przeżył istne piekło, które zafundowano mu we śnie oraz na jawie. Nie pomogło mu to jednak zahamować wymiotów, które brudziły legowisko medyka raz po raz. Wraz z nim, leżeli tu też inni chorzy, którzy skarżyli się na podobne objawy.
- To był zły omen - ktoś syknął, przełykając żółć zbierającą mu się w pysku. - Wraca zza grobu nagle ktoś, kto dawno zdechł i od razu pojawiają się martwe ryby.
- Pewnie Klan Gwiazdy jest zły, że mamy dwóch liderów. Kto to widział?
- Krucza Gwiazda powinna odejść z tego stanowiska i dać prawowitemu liderowi rządzić. Co z tego, że wcześniej się starała, sama mówiła, że to tylko chwilowe zastępstwo - mówił drugi.
Zgadzał się z ich opinią. To jak nic wina tej czarnej wariatki. Krucza Gwiazda powinna już odejść w kąt. Przez nią cierpiał klan, mordowała niewinne koty i jeszcze twierdziła, że robiła to dla ich dobra!
Nie brał udziału w tych rozmowach. Nie mógł jeszcze bardziej podpaść władzy, bo jego życie mogło diametralnie się zmienić. Zamknął więc oczy, by oddać się słodkiej ciemności. Torsje jednak znów wstrząsnęły jego ciałem. Widział jak medyk i jego uczennica uwijają się, podając im zioła. Najgorszej jednak było to, że nic co im dawali, nie pomagało.
***
Minęło kilka dni i nadal tu kisł wraz z innymi. Z tego świata odszedł jeden wojownik, co wywołało ogólną panikę. Nikt nie chciał umrzeć z powodu zatrucia! Sam poczuł niepokój. Piaskowa Gwiazda już dawno się do niego nie odzywała. Brakowało mu jej głosu i zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Na dodatek nieprzychylne komentarze co do władzy, coraz częściej wypadały z pysków chorych. Wsłuchiwał się w nie, czerpiąc satysfakcję, jak gnoją Kruczą Gwiazdę.
Nagle wszystkie głosy umilkły jak jeden mąż, gdy w wejściu do legowiska pojawiła się obgadywana czarna. Zmierzyła każdego ostrym spojrzeniem, jakby zdając sobie sprawę, co takiego teraz myśleli.
- Co to ma znaczyć? Czemu nadal jest tu tylu chorych? - zwróciła się do Muchomorzego Jadu. Medyk starał się coś powiedzieć na swoją obronę, lecz ta go uciszyła, machnięciem ogona. - Klan Nocy nie potrzebuje takich słabych medyków! Jeżeli nie naprawicie sytuacji, to was wywalę na zbity pysk! Zrozumiano?
Kocur zjeżył się na te słowa, lecz znów nic nie mógł powiedzieć, bo zmora jak się pojawiła, tak zniknęła.
Wspaniale. Zaraz ta wariatka pozbędzie się wszystkich medyków i dopiero wtedy będzie przesiew. Czuł, że dla ich klanu nadchodzą ciężkie i mroczne czasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz