Wpatrywała się przez dłuższą chwilę w ślad za ojcem. Czekoladowe futro opuściło w końcu jej pole widzenia, a ona odczuła błogi spokój, nie musząc martwić się choć przez chwilę ich pokrewieństwem. Zazdrościła tym, którzy mogli pochwalić się wspaniałymi rodzicami, bądź nawet tym, którzy nie mieli ich. Wszystko brzmiało lepiej od życia w ciągłym upokorzeniu, bo twój ojciec postanowił wydać na klan wyrok kosztem własnego bytu.
Nie obchodziła jej odpowiedź, że nic się ostatecznie nie stało, bo Nocniaki i tak wcześniej musiały zmienić swój obóz. Dla niej liczył się sam fakt dopełnienia zdrady. Brak skutków w tym przypadku nie grał tu żadnej roli.
Nie obchodziła jej odpowiedź, że nic się ostatecznie nie stało, bo Nocniaki i tak wcześniej musiały zmienić swój obóz. Dla niej liczył się sam fakt dopełnienia zdrady. Brak skutków w tym przypadku nie grał tu żadnej roli.
***
Bławatek poinformowała ją rano, że dzisiaj posiedzi trochę z ojcem. Zapewniała ją, że czekoladowemu przeszła już dziwna faza na utożsamianie jej ze zdechłym liderem Klanu Burzy i nie ma co się obawiać. Sama polazła z resztą maluchów do medyków, a gdy tylko zniknęła, w wejściu do żłóbka wyłoniła się znajoma jej postura. Zjawił się niczym cień, jak zwykle prezentując się marnie.
Ociekał z wody, a w dodatku dziwnie dyszał. Vanka skrzywiła się z obrzydzenia na ten widok. Zwykły dzikus, a nie majestatyczny wojownik Klanu Nocy. Żenada.
— Nie pytaj nawet. — Tylko tyle powiedział na jej widok.
Zajączek przekręciła łebek, zastanawiając się, jak się teraz zacząć zachowywać. Być grzeczną, czy podszywać się pod dręczyciela? Druga opcja kusiła ją znacznie bardziej, ale przełknęła ślinę i zachowała przyjazny wyraz pyska.
— Ale czy jak za bardzo nie zmokniesz, to nie zachorujesz? — zmartwiła się. — O nie, a co, jak wtedy umrzesz?! Mama będzie załamana... — panikowała, choć w głębi duszy wiedziała, że płowa nareszcie miałaby spokój. Koniec ze zgrywaniem litościwej dla tego palanta.
— Nie umrę. Miałem... lekcję pływania — wyjaśnił córce. — Nic mi nie jest. Zaraz powinienem wyschnąć — zapewnił, otrzepując się lekko. Gdy kropka wody spadła na nos białej, ta cicho pisnęła, zdumiona i zirytowana jego postępowaniem.
— Schnij szybciej! Niedobrze tato, w ogóle nie dbasz o swoje zdrowie, to takie smutne... — mruczała z przejęciem, uważnie obserwując go, czy zaraz nie padnie. To by dopiero był niesamowity zwrot akcji, taki dorodny trup w kociarni.
— Dobrze... — Ku jej zdziwieniu zbliżył i zaczął wylizywać jej futro. Skrzywiła się na dotyk języka ojca na czubku łba. Takie upokorzenie, ale za jaką cenę.
— Kim był ten Zajęcza Gwiazda, do którego mnie porównujesz? — spytała. — Wiem, że cię skrzywdził, ale jak? I dlaczego? Czy wszyscy z jego Klanu są tacy okrutni?
Zamarł. Chwilę przyglądał się Zajączek, nim westchnął.
— To dawny lider klanu burzy. Chciałem go zabić na zgromadzeniu, ale mnie pojmał. Zamknął w szczelinie w skale, tuż obok swojego legowiska. Przychodził do mnie codziennie, próbując wyciągnąć ze mnie informację, gdzie był nowy obóz klanu nocy. Ja... opierałem mu się długo. To on zrobił mi tę ranę na pysku, nie, nie tę urwaną wargę, tylko tę szramę, co przebiega mi przez oko. Połamał mi tylne łapy, bym nie mógł mu uciec i topił codziennie nad rzeką. Może to brzmi dla ciebie jak zwykła opowieść, ale to był prawdziwy koszmar. Nikt słaby by tego nie przeżył. Pękłbym wcześniej i nasz klan miałby poważny problem. Bo widzisz... w Klanie Burzy byli też moi siostrzeńcy. Pomogłem im uciec i kazałem ostrzec obóz przed prawdopodobnym atakiem. Dlatego Klan Burzy nic nam nie zrobił, nie wybił do cna. Krucza Gwiazda jednak mnie nie docenia. Uważa za zdrajcę. Wiem, że zasłużyłem na karę. Muszę na powrót nauczyć się kochać wodę. Dlatego walczę ze swoim lękiem i wierze, że w końcu uda mi się od niego uwolnić. A co do reszty Burzaków... Nie. Nie wszyscy byli okrutni. W sumie mało miałem styczności z innymi.
Zajączek wpatrywała się w niego z zafascynowaniem.
Jak głupi był, mówiąc jej to wszystko. Sam przyznał się do tak wielu słabości, porażek i na dodatek mówił o tym z takim spokojem. A przecież powinien płakać i biec na najwyższe drzewo, aby oddać swoje życie w ramach za odkupienie. Najlepiej mógłby nabić się na najostrzejszą gałąź, może tak brutalna śmierć byłaby dobrą przestrogą dla przyszłych pokoleń.
— To takie przykre, tatusiu — wymamrotała, wtykając pyszczek w jego futro na piersi. — Dlaczego los się tak na ciebie uwziął? Niczemu nie zawiniłeś...
—- Nie wiem... Popełniłem błąd atakując bezmyślnie lidera Burzaków i za to zapłaciłem. Płacę do dzisiaj — westchnął, przyglądając się córce. Wyglądał tak, jakby znowu miał uznać ją za drugie wcielenie wspomnianego kocura. — Dlatego nie wolno wyzywać tatusia skarbie — dodał, czym zbił ją z równowagi. Jeszcze miał czelność odzywać się do niej w ten sposób?
Ociekał z wody, a w dodatku dziwnie dyszał. Vanka skrzywiła się z obrzydzenia na ten widok. Zwykły dzikus, a nie majestatyczny wojownik Klanu Nocy. Żenada.
— Nie pytaj nawet. — Tylko tyle powiedział na jej widok.
Zajączek przekręciła łebek, zastanawiając się, jak się teraz zacząć zachowywać. Być grzeczną, czy podszywać się pod dręczyciela? Druga opcja kusiła ją znacznie bardziej, ale przełknęła ślinę i zachowała przyjazny wyraz pyska.
— Ale czy jak za bardzo nie zmokniesz, to nie zachorujesz? — zmartwiła się. — O nie, a co, jak wtedy umrzesz?! Mama będzie załamana... — panikowała, choć w głębi duszy wiedziała, że płowa nareszcie miałaby spokój. Koniec ze zgrywaniem litościwej dla tego palanta.
— Nie umrę. Miałem... lekcję pływania — wyjaśnił córce. — Nic mi nie jest. Zaraz powinienem wyschnąć — zapewnił, otrzepując się lekko. Gdy kropka wody spadła na nos białej, ta cicho pisnęła, zdumiona i zirytowana jego postępowaniem.
— Schnij szybciej! Niedobrze tato, w ogóle nie dbasz o swoje zdrowie, to takie smutne... — mruczała z przejęciem, uważnie obserwując go, czy zaraz nie padnie. To by dopiero był niesamowity zwrot akcji, taki dorodny trup w kociarni.
— Dobrze... — Ku jej zdziwieniu zbliżył i zaczął wylizywać jej futro. Skrzywiła się na dotyk języka ojca na czubku łba. Takie upokorzenie, ale za jaką cenę.
— Kim był ten Zajęcza Gwiazda, do którego mnie porównujesz? — spytała. — Wiem, że cię skrzywdził, ale jak? I dlaczego? Czy wszyscy z jego Klanu są tacy okrutni?
Zamarł. Chwilę przyglądał się Zajączek, nim westchnął.
— To dawny lider klanu burzy. Chciałem go zabić na zgromadzeniu, ale mnie pojmał. Zamknął w szczelinie w skale, tuż obok swojego legowiska. Przychodził do mnie codziennie, próbując wyciągnąć ze mnie informację, gdzie był nowy obóz klanu nocy. Ja... opierałem mu się długo. To on zrobił mi tę ranę na pysku, nie, nie tę urwaną wargę, tylko tę szramę, co przebiega mi przez oko. Połamał mi tylne łapy, bym nie mógł mu uciec i topił codziennie nad rzeką. Może to brzmi dla ciebie jak zwykła opowieść, ale to był prawdziwy koszmar. Nikt słaby by tego nie przeżył. Pękłbym wcześniej i nasz klan miałby poważny problem. Bo widzisz... w Klanie Burzy byli też moi siostrzeńcy. Pomogłem im uciec i kazałem ostrzec obóz przed prawdopodobnym atakiem. Dlatego Klan Burzy nic nam nie zrobił, nie wybił do cna. Krucza Gwiazda jednak mnie nie docenia. Uważa za zdrajcę. Wiem, że zasłużyłem na karę. Muszę na powrót nauczyć się kochać wodę. Dlatego walczę ze swoim lękiem i wierze, że w końcu uda mi się od niego uwolnić. A co do reszty Burzaków... Nie. Nie wszyscy byli okrutni. W sumie mało miałem styczności z innymi.
Zajączek wpatrywała się w niego z zafascynowaniem.
Jak głupi był, mówiąc jej to wszystko. Sam przyznał się do tak wielu słabości, porażek i na dodatek mówił o tym z takim spokojem. A przecież powinien płakać i biec na najwyższe drzewo, aby oddać swoje życie w ramach za odkupienie. Najlepiej mógłby nabić się na najostrzejszą gałąź, może tak brutalna śmierć byłaby dobrą przestrogą dla przyszłych pokoleń.
— To takie przykre, tatusiu — wymamrotała, wtykając pyszczek w jego futro na piersi. — Dlaczego los się tak na ciebie uwziął? Niczemu nie zawiniłeś...
—- Nie wiem... Popełniłem błąd atakując bezmyślnie lidera Burzaków i za to zapłaciłem. Płacę do dzisiaj — westchnął, przyglądając się córce. Wyglądał tak, jakby znowu miał uznać ją za drugie wcielenie wspomnianego kocura. — Dlatego nie wolno wyzywać tatusia skarbie — dodał, czym zbił ją z równowagi. Jeszcze miał czelność odzywać się do niej w ten sposób?
— Nie wyzywałam cię! — oburzyła się, a jej oczy zaszkliły się od łez. — Dlaczego mnie o to posądzasz? W życiu bym źle o tobie nie powiedziała! — burknęła.
<Ojczeee?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz