dawno temu
Odkąd sięgał pamięcią była jedna rzecz, która budziła w nim wstręt. Ubrudzone futro. Szczawiowy Liść kochał dbać o wygląd. Dużo czasu poświęcał na dokładne wylizanie każdego miejsca. A gdy liliowe futro lśniło pięknem i budziło zachwyt, mógł przechadzać się po obozie. Niestety świat stworzył dni, kiedy był narażony na osłabienie wizerunku przystojniaka. Mianowicie dzień po deszczu. Zawsze roiło się wtedy od kałuż i błota. O ile mógł zostawał w legowisku wojowników. Tam przynajmniej było ciepło i czysto.
Szczawiowy Liść przekręcił się z niezadowoleniem na drugi bok, gdy dopadło go nieprzyjemne uczucie głodu. Westchnął posępnie, przyjmując siedzącą pozycję. Wojownik wyjrzał na zewnątrz, mrużąc z niechęcią oczy na widok kałuż. No tak, wczoraj padało. Położył łapę na swoim brzuchu. Czy był aż tak głodny, żeby ryzykować wpadnięciem w kałużę? Niestety, musiał coś zjeść. Liliowy wojownik wstał na równe łapy, udając się do wyjścia. Zaczął iść w stronę sterty ze zdobyczą, unikając kałuż i na ile mógł błota. Później dokładnie wyliże łapy.
Jego plan zniszczył się w ciągu uderzenia serca. Przechodząc niedaleko żłobka został ubrudzony błotem. Spojrzał z niedowierzaniem i oburzeniem na swoje liliowe, teraz trochę brudne futro.
- Moje piękne futro! - zawołał zirytowany.
Liliowy natychmiast odszukał sprawcę tej tragedii. Spiorunował wzrokiem kocurka. W głowie starał sobie przypomnieć imię malucha. Starał się znać imiona wszystkich kotów w Klanie Klifu. Jedynie zapamiętał informację, że to kociak Jemioły i ma również brata.
- Pszeplaszam, nie chciałem. Nie zauwaziłem pana. - miauknął szczerze, wstając, by okazać starszemu od niego odrobinę szacunku. Westchnął.
- Ah, kociaki, zabawa wam tylko w głowach. - stwierdził już weselej, na co i Bluszczykowi ulżyło. Skoro lubił się myć, to zrobi to ponownie. To tylko kilkanaście uderzeń serca, a powinien zostać dobrze zapamiętany przez kociaka. Jako ktoś spoko, luzak oraz najlepszy wojownik w klanie.
- No dobra, nie masz co przepraszać. Na polowaniach i tak brudzę się bardziej - zaśmiał się.
- Na poliowaniach? - miauknął zaintrygowany kociak. - Cio się lobi na poliowaniach? Ah... zniaczy, jeśli masz czias, tio możesz mi poopowiadać? Bio jako wojownik jesteś pewnie baldzio zajęty, więc nie chcię ci zajmiować czasu...
- Spokojnie, mam teraz wolną chwilę i mogę ci trochę poopowiadać. - oznajmił przyjaźnie, siadając przy nim. - Nie powinieneś być tak w ogóle w żłobku? Kociaki raczej same nie wychodzą…
Przesunął swoje plany zjedzenia posiłku na później, podobnie jak pielęgnację ubrudzonego futra. Skupił spojrzenie pomarańczowych ślepi na kociaku.
- Jia siedzę tylkio tutaj, nie odchiodzę daleko. Lubię patrzieć na przylodę, a tam jiest jej baldzo mało. - stwierdził z lekkim zawodem w głosie.
Szczawiowy Liść uznał, że w takim razie może opowiedzieć maluchowi o polowaniu. O polowaniach wiedział dużo i zamierzał zaciekawić nimi kociaka. Może nawet w przyszłości wybiorą się na jedno wspólnie. Zaczął wyjaśniać kociakowi reguły polowania. Bluszczyk był zarówno zdziwiony, jak i zaciekawiony tematem.
- A tio trzebia tiak blutalnie je krzywdzić? - mruknął kocurek zasmucony losem zwierzyny.
- Stanowią dla nas pokarm i dzięki nim stajemy się silniejsi. Taka kolej rzeczy, niektórzy umierają, by inni mogli przeżyć. - wyjaśnił, wzdychając.
- Oh, tio tlochę przykle, ale miło, źie mi o tym opowiedziałeś! - oznajmił spokojnie. - Nie musiałeś poświęcać mi czasu, a tu posiedziałeś i mi wszystko wyjaśniłeś, dziękuję, jesteś supel.
Właśnie takie komplementy uwielbiał!
- A tiak w ogóle, jak pan mia nia imię? Ja jestem Bluszczyk. - przedstawił się.
Więc tak nazywał się kocurek. Szczawiowy Liść powtórzył jego imię w myślach, żeby na pewno zapamiętać i uśmiechnął się do kociaka.
- Nazywam się Szczawiowy Liść. Jestem najlepszym i najprzystojniejszym wojownikiem w Klanie Klifu. - wyprostował się dumnie. - A teraz odprowadzę cię do żłobka. Mimo wszystko pogoda nie jest odpowiednia na zbyt długie siedzenia na zewnątrz, gdy jest się takim malcem. Jeśli się przeziębisz, trafisz na leczenie do medyka.
Wstał ostrożnie, ogonem obejmując kociaka i prowadząc go do kociarni, gdzie na pewno miał o wiele więcej ciekawszych zajęć.
- Do widsenia! - pożegnał się kociak, znikając w żłobku.
Szczawiowy Liść odprowadził go wzrokiem, a potem poszedł coś zjeść. Bluszczyk zrobił na nim dobre wrażenie. Ciekawe na jakiego kota wyrośnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz