Czuł, że popełnia błąd, wdając się w głębszą dyskusję z kocięciem. Jedno
złe słowo, a Jaskier może polecieć na skargę do matki i w najlepszym
wypadku rudy skończy wygnany z klanu, aniżeli na przykład ze ściętą
głową. Czarna istotka wydawała się niezwykle delikatna, a zarazem
ciekawska. Żółte ślepia zawiesiły na nim wzrok, oczekując wyjaśnień dla
interesującego ich właściciela tematu.
Miał nadzieję, że to łagodne oblicze to nie tylko pozory.
—
Po prostu cię szanuję i dostrzegam w tobie pozytywne cechy — odparł
niepewnie, nie wiedząc, jak inaczej to przekazać. Dopiero co poznał
koteczkę, więc nie mógł powiedzieć o niej zbyt wiele. Nie wydawała się
jednak zła, ale rzeczywistość lubiła go zaskakiwać. — Może i jestem już
trochę stary i nie rozumiem wszystkiego, co współczesna młodzież, ale
jakby dręczył cię jakikolwiek problem, to chętnie z tobą zawsze
porozmawiam i spróbuję ci pomóc.
Oznajmił to bez jakiegokolwiek zawahania się. Ledwo co wymienił z nią parę słów, więc jego wypowiedzi
brzmiały absurdalnie, ale parł dalej w tę rozmowę z pozytywnym
nastawieniem.
— N-na prawdę? — miauknęła niepewnie.
Zacisnął zęby,
siląc się na coś ambitniejszego niż zwykle "Tak". Krucza była cwana,
mogła wytrenować swoje dzieci, a te w każdej chwili mogły spróbować
wyciągnąć od niego jakieś tajne informacje i wykorzystać je w
przyszłości ku jego zgubie.
A może i nie powinien się aż tak przejmować? W końcu to tylko młoda istotka, co dopiero uczyła się życia.
— Nie mam powodu, by myśleć inaczej. Nie zrobiłaś jeszcze nic... Złego — mruknął, starając się brzmieć jak najprzyjaźniej.
Gdyby
to były tylko bachory czarnej, olałby sprawę. Niestety były i one
potomkami Niezapominajka, więc dla niego zamierzał się starać. Były
między nimi więzy krwi, rodzinie powinien dać szansę, nim zdecyduje się z
góry na jakikolwiek osąd.
— J-ja siebie nie lubię, j-jestem głupie — szlochało.
Zastrzygł
uszami, rozglądając się niemrawo. Dziecko mu płacze, teraz to już
zdecydowanie był jedną łapą w zaświatach. Z boku można by rzec, że to on
wzbudził w nim negatywne emocje.
— Dlaczego tak uważasz? Jesteś... —
urwał, zwracając dopiero uwagę, na zaimki, którymi posłużyło się kocie —
młode. Wiele rzeczy dopiero się w tobie rozwija i za wiele będziesz
mogło się jeszcze polubić — rzucił pocieszająco.
— N-nie wiem, n-nie jestem przekonane — mruknęło, kręcąc głową.
Przyjrzał się kocięciu z namysłem. Takie podejście przypominało mu siebie samego sprzed kilkudziesięciu księżyców.
— A ktoś ci tak powiedział, skoro tak myślisz? — spytał. — Ten twój brat może?
— N-nie, ale w-wszystko co robię j-jest żałosne — jęknęło, zakrywając łapami oczy.
— Tylko dlaczego tak uważasz? Ja też sądziłem niegdyś, że jestem zlepkiem nieszczęścia i najgorszym możliwym... gównem — przyznał, niepewny, czy w ogóle powinien używać takiego słownictwa przy kocięciu. — I takie myślenie sprawiło, że nie wykorzystałam odpowiednio młodości. Nie pozwól, by i ciebie to spotkało — poprosił, uśmiechając się lekko. — Zasługujesz na wszystko, czego tylko chcesz.
<Jaskier?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz