— Nie kłap tak jęzorem. Podczas walki nie ma czasu na pogawędki — warknął, atakując go tak, by go powalić
Krwawnik ledwo co uchylił pysk, by coś powiedzieć, a zaraz uskoczył w bok. Boleśnie zderzył się z ziemią, ale chwila moment i znowu zerwał się na równe łapy.
— Ale to nie walka, tylko trening. To logiczne, że musimy gadać. Mogę cię przynajmniej pytać o dokładne wyjaśnienia. — stwierdził. — Na przykład: Czemu jesteś taki niemiły?
— Chciałeś bym szkolił cię jak mój ojciec. To szkole. Uczysz się na błędach poprzez obserwację, a nie przez rozmowę. Każde twoje otwarcie pyska sprawia, że tylko się dekoncentrujesz, o jak tak - powiedział, dając mu lepe na pysk. Było to satysfakcjonujące. Czarno-biały go wkurzał, więc widok jak ledwo co radził sobie podczas walki, sprawiał mu przyjemność.
Wojownik skrzywił się, patrząc na niego spod byka.
— Ty to chyba lubisz się z Janwocem, co? — parsknął. — Obaj staruchy, co się lubią znęcać fizycznie nad młodszymi — dodał.
— Nigdy nawet nie wymieniliśmy się słowem. Nie znam go. — Zatrzymał się przed kolejnym atakiem, widząc że to bezsensu, bo dzieciak wolał się wygadać. — Sam chciałeś bym cię uczył walki, którą używają samotnicy. To nie znęcanie się. Prawdziwy wojownik musi poznać ból, by później nie popełnić błędu, gdy ugryzienie sprawi, że przez chwilę przestaniesz myśleć. Jeżeli masz z tym problem, możemy tu zakończyć. Jednak nigdy nie pojmiesz tego stylu, gderając jak rozpuszczony bachor, próbując wytrącić mnie z równowagi. Podczas walki się nie gada. Używa się pyska, tylko do gryzienia, by pokonać przeciwnika, a nie wzbudzić w nim litość czy gniew.
Widział jak ten kiwał ze znużeniem głową, grzebiąc pazurami w ziemi. Spokojnie, tylko spokojnie. Jeszcze szlak go nie trafił. Przeklinał Komara i jego długi jęzor. Po co się wygadał temu smarkowi?! Tak dobrze żyło mu się w spokoju, a ten dzieciak doprowadzał go na granice wściekłości.
— Oh, masz rację panie mądry Krzemień. Pan jak zwykle geniusz, ja głupek. Pan lepszy od całego klanu, prawda? — zamruczał. — Taki się czujesz... — rzekł ciszej.
No i znowu bezsensowna paplanina. Czemu to ciągnął? Powinien zostawić kocura samego i niech radzi sobie sam. Dał mu lekcje? Dał. To, że smarkacz nie starał się nic a nic, nie było jego winą.
— Nie zamierzam dalej z tobą dyskutować. Uważaj sobie co chcesz — prychnął, odwracając się od niego i odchodząc.
— A gdzie zamykasz? — wymamrotał, podnosząc na niego wzrok. — Pędzisz do Agresta? Znowu będziesz go wykorzystywał, stary zboczeńcu?
Stanął, machając ogonem i czując jak mu żyłka pulsuje.
— Nie. Mam cię po prostu dosyć gówniarzu — warknął, wysuwając pazury.
Nie rzucił się na niego, chociaż bardzo go teraz kusiło, by przeorać mu pysk. Nie sądził, że doczeka się momentu, gdzie ktoś wytrąci go z równowagi. Powstrzymywanie się było trudne, ale wykonalne. Nie mógł dać się sprowokować. Już raz wojownikowi się to udało. Nie był głupi i zdawał sobie sprawę, że chciał, aby pękł. Tylko jaki miał w tym wszystkim cel? Zgodził się go szkolić, marnował na niego swój czas, a ten zamiast wziąć się do roboty, zachowywał się... o właśnie tak.
— Masz mnie dosyć? — parsknął z rozbawieniem. — Oj przestań Krzemień, nie rozśmieszaj mnie bardziej. Wiem, że lubisz takich młodych jak ja. To obrzydliwe, zdajesz sobie z tego sprawę? — mruknął. — Szkoda, gdybym rozpowiedział o twoich zainteresowaniach...
— Tak mam cię dosyć! Twój głos jak i te głupie aluzje mnie denerwują... — zawarczał. — Jedyną ochotę jaką teraz mam to... — zamilkł, zaciskając mocno pysk. Nie powie przecież, że kusiło go rozerwanie mu pyska i wsadzenia tego jego jęzora do gardła. Nie mógł wyprowadzić się z równowagi. Nie mógł. Tyle księżyców minęło i przez ten czas był zdolny opanować gniew i swoją naturę. Ten dzieciak nie mógł tego teraz zniszczyć. — Jeżeli zaczniesz rozsiewać plotki, nie masz co liczyć, bym cię dalej szkolił.
<Krwawnik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz