Upewnił się, że jego uczeń nie zmienił wersji wydarzeń. Uważnie obserwował go, gdy ten niemalże spowiadał się ze zdarzenia nieopodal granicy. Sam starał się ukazać sobą strach związany z tą całą akcją. Drżał, nerwowo przełykając ślinę. Słowa arlekina potwierdził z trochę większym spokojem, a następnie przemknął do siebie, znudzonym przedstawieniem, które zrobili.
Bo cóż to za sztuka, gdy na scenie nie ma trupa?
Bo cóż to za sztuka, gdy na scenie nie ma trupa?
***
Wciąż miał na pysku posmak krwi. Tak przyjemnie słodki, gdy ciała wojowników o nieznanych mu imionach padały bezwładnie na ziemię. Nawet gdy nie był sprawcą ich śmierci, przyjemnie patrzyło mu się na śmierć.
Żałował, że nie wybili się wszyscy nawzajem. Przynajmniej szkoda mu było przetrwania tych słabych jednostek. Można było wrzucić ich na pierwszy ogień, to padłyby najszybciej, a oni mieliby, chociaż żywe tarcze.
Był nawet w szoku czynem ucznia. Skoczył na zakradającego się zza jego pleców napastnika, który łatwo mógłby pozbawić go życia.
Uratował go. Tylko po co? Chciał się podlizać? Zaimponować mu?
Odnalazł wspomnianego kota i z niewinnym uśmiechem zaprosił go na spacer. Wojownicy nie zwracali zazwyczaj na nich uwagi. Czasami niektórzy tylko dziwili się, że Krwawnik jest tak miły dla odmieńca pokroju Nikta. Zyskiwał ich sympatię przez tak banalny sposób. Nie musiał wdawać się z kimkolwiek w dyskusję, aby pokazać, że jest grzecznym i wychowanym kocurem.
W bezpiecznej odległości od obozu zwrócił się ze spokojem do ucznia, który dreptał spięty od czasu minięcia pierwszych drzew. Rany po ich ostatniej zabawie nie zagoiły się, ale blizny, których się nabawił, polepszyły jego wygląd. Może to i kwestia tego, że dorósł, jednak niebieskooki nie musiał czuć już aż tak wielkiego zażenowania samym jego istnieniem.
— W bohatera zachciało ci się bawić, co? — parsknął, znudzony obserwacjami.
Arlekin spojrzał na niego z przerażeniem, przełykając głośno ślinę.
— Nie... — miauknął, kładąc po sobie uszy. — Po prostu tamten wojownik wcześniej i mnie zaatakował. Musiałem mu się odpłacić...
Uniósł zaskoczony brwi. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał i była zdecydowanie ciekawsza niż brnięcie w kłamstwa, że mu zależało na jego życiu, czym po prostu chciałby się podlizać i mieć łaskawsze traktowanie.
— I dobrze. Jeśli czujesz w sobie żądze zemsty, nie pozwól jej umrzeć. Wykorzystaj ją. Odpłacaj się tym, którzy na to zasłużyli — polecił, podnosząc łapę i przyglądając się z bliska swoim pazurom. Na ich spodzie wciąż widniały resztki zaschniętej krwi. Wojna była zdecydowanie pięknym i wartym uwagi widowiskiem.
Nikt jedynie kiwnął głową na jego słowa.
— Co będziemy dzisiaj trenować? — zapytał, nie odnosząc się więcej do poprzedniego tematu.
— Pójdziemy do ogrodzenia dwunożnych. Nauczysz się po nim chodzić — oznajmił, a widząc jego minę, prychnął cicho. — Wiem, że jest cała oblodzona, ale nie obchodzi mnie to. Będziesz miał dodatkowe utrudnienie, a to i nawet lepiej. Każdy gówniarz przeszedłby się po nim, gdyby nie było śliskie.
Ruszył, nie czekając na jakiekolwiek słowa ucznia. Nie chciał słuchać jego mamrotania i wymówek, miał zamiar zrobić z niego któregoś dnia porządnego wojownika, aby zyskać pozytywny rozgłos w obozie.
Obserwował kątem oka arlekina. Zatrzymał się wprost przed metalową siatką, a następnie zawrócił wzrok na mentora, czekając na zgodę, by rozpocząć ten dziwny trening
Skinął mu w odpowiedzi głową, nie spuszczając z niego wzroku. Ciekawiło go, co działo się teraz w łbie kocura, kiedy był w pobliżu miejsca swojej drugiej zbrodni. To bezbronne niegdyś kocie zrobiło się niezłym potworem do zabijania.
Krwawnik nie zamierzał pozwolić tej stronie umrzeć. Kocur miał stać się najgorszy. Tego właśnie chciał.
— Wchodź na górę. Następnie zadanie jest proste. Masz się przejść wzdłuż i nie spaść, a potem zawrócić.
Żałował, że nie wybili się wszyscy nawzajem. Przynajmniej szkoda mu było przetrwania tych słabych jednostek. Można było wrzucić ich na pierwszy ogień, to padłyby najszybciej, a oni mieliby, chociaż żywe tarcze.
Był nawet w szoku czynem ucznia. Skoczył na zakradającego się zza jego pleców napastnika, który łatwo mógłby pozbawić go życia.
Uratował go. Tylko po co? Chciał się podlizać? Zaimponować mu?
Odnalazł wspomnianego kota i z niewinnym uśmiechem zaprosił go na spacer. Wojownicy nie zwracali zazwyczaj na nich uwagi. Czasami niektórzy tylko dziwili się, że Krwawnik jest tak miły dla odmieńca pokroju Nikta. Zyskiwał ich sympatię przez tak banalny sposób. Nie musiał wdawać się z kimkolwiek w dyskusję, aby pokazać, że jest grzecznym i wychowanym kocurem.
W bezpiecznej odległości od obozu zwrócił się ze spokojem do ucznia, który dreptał spięty od czasu minięcia pierwszych drzew. Rany po ich ostatniej zabawie nie zagoiły się, ale blizny, których się nabawił, polepszyły jego wygląd. Może to i kwestia tego, że dorósł, jednak niebieskooki nie musiał czuć już aż tak wielkiego zażenowania samym jego istnieniem.
— W bohatera zachciało ci się bawić, co? — parsknął, znudzony obserwacjami.
Arlekin spojrzał na niego z przerażeniem, przełykając głośno ślinę.
— Nie... — miauknął, kładąc po sobie uszy. — Po prostu tamten wojownik wcześniej i mnie zaatakował. Musiałem mu się odpłacić...
Uniósł zaskoczony brwi. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał i była zdecydowanie ciekawsza niż brnięcie w kłamstwa, że mu zależało na jego życiu, czym po prostu chciałby się podlizać i mieć łaskawsze traktowanie.
— I dobrze. Jeśli czujesz w sobie żądze zemsty, nie pozwól jej umrzeć. Wykorzystaj ją. Odpłacaj się tym, którzy na to zasłużyli — polecił, podnosząc łapę i przyglądając się z bliska swoim pazurom. Na ich spodzie wciąż widniały resztki zaschniętej krwi. Wojna była zdecydowanie pięknym i wartym uwagi widowiskiem.
Nikt jedynie kiwnął głową na jego słowa.
— Co będziemy dzisiaj trenować? — zapytał, nie odnosząc się więcej do poprzedniego tematu.
— Pójdziemy do ogrodzenia dwunożnych. Nauczysz się po nim chodzić — oznajmił, a widząc jego minę, prychnął cicho. — Wiem, że jest cała oblodzona, ale nie obchodzi mnie to. Będziesz miał dodatkowe utrudnienie, a to i nawet lepiej. Każdy gówniarz przeszedłby się po nim, gdyby nie było śliskie.
Ruszył, nie czekając na jakiekolwiek słowa ucznia. Nie chciał słuchać jego mamrotania i wymówek, miał zamiar zrobić z niego któregoś dnia porządnego wojownika, aby zyskać pozytywny rozgłos w obozie.
Obserwował kątem oka arlekina. Zatrzymał się wprost przed metalową siatką, a następnie zawrócił wzrok na mentora, czekając na zgodę, by rozpocząć ten dziwny trening
Skinął mu w odpowiedzi głową, nie spuszczając z niego wzroku. Ciekawiło go, co działo się teraz w łbie kocura, kiedy był w pobliżu miejsca swojej drugiej zbrodni. To bezbronne niegdyś kocie zrobiło się niezłym potworem do zabijania.
Krwawnik nie zamierzał pozwolić tej stronie umrzeć. Kocur miał stać się najgorszy. Tego właśnie chciał.
— Wchodź na górę. Następnie zadanie jest proste. Masz się przejść wzdłuż i nie spaść, a potem zawrócić.
<Nikt?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz