— Wstawaj, pokrako! — warknął pomarańczooki kocur.
Tak jak rozkazał, Jaskier wstało. Bało się mu odmawiać — wiedziało, że zaraz tak czy siak zostanie pogryzione, czy pobite. Nie cierpiło swojej słabości. Było na siebie złe, za to, że nie umiało się mu postawić.
— Już do ciebie idę! — zawołał, wystawiając niewielkie pazurki.
Dostało po karku. Skuliło się na podłożu i podkuliło ogon pod brzuchem. Kocur był ich największym lękiem.
Do dużych uszu Jaskier dobiegł śmiech innych kociąt. Zasłoniło oczy łapami i westchnęło cicho i bezsilnie. Po chwili, kiedy wzięło łapy z powrotem na ziemię, otworzyło oczy. Kurki... Nie było? Znudziło mu się? Zniknął!
Za moment kocię spostrzegło go stojącego go przy srebrnej, zielonookiej kotce. Nie wyglądało, jakby robił jej krzywdę. Potrafił być dla kogoś miły? Jednak, to nie był czas na zastanawianie się. Czarne przyczaiło się do wyjścia ze żłobka. Na ich drodze stanął czekoladowy kocur.
— Wracaj do matki. Już. Sio — zawarczał.
Czarne spojrzało swoimi wielkimi ślipiami na czekoladowego kocura. Miał ranę na wardze i twarzy. Go też bił Kurka?
— Już. Do matki, bo jak nas razem zobaczy, to powyrywa mi kłaki.
Położyło po sobie uszy. Nie chciało skończyć bez kłaków, Kurka bił ich już wystarczająco. Pokiwało przecząco głową.
— Wracaj. Już. Mama się twoja martwi. Raz już zgubiła dziecko, więc przysporzysz jej smutku.
Jakie dziecko? Kogo zgubiła? Jaskier nadstawiło uszy i przełknęło ślinę, by zaraz się odezwać. To było straszne!
— K-kogo z-zgubiła?
— Jakieś dziecko. Kurka chyba się nazywał, ale go znalazła.
Kurka? Po co ten drań się znalazł? Mógł dalej być zgubiony. Los nie miał litości! W żółtych oczach zebrały się łzy
— Ej. Nie rycz. Bo będzie, że to przeze mnie. Wracaj do żłobka — czekoladowy syknął na nich, denerwując się.
— N-nie chce tam wracać, tam jest Kurka, boję się go! — pisnęło.
Przewrócił oczami.
— To schowaj się za matką. Przez ciebie będę miał problemy, nie chcę wylecieć z klanu, bo przy mnie siedzisz.
— N-nie chce żeby Pan został wyrzucony z-z klanu, ale boje się i nie wiem co robić — szlochało.
— Po prostu wróć do matki. Ona cię ochroni przed rodzeństwem. Nie rycz — burknął wojownik.
— N-nie o-ochroni! — płakało, wijąc się przy łapach wojownika.
Panika wypełniła całe ich ciało.
— Ochroni. Zobaczysz. Wróć i jej powiedz, że ci dokuczają.
— Nie o-ochroni! — wpadło w histerię i panikę.— Nikt mi nie pomoże!
Kocur vofnął się od kociaka.
— Ej jesteś kotką, może go uspokoisz? — rzucił do niebieskiej kotki.
— Jeszcze czego. Mam ci pomagać? — prychnęła, ale otoczyła Jaskier.
— Nie płacz. On już cię nie skrzywdzi. Pójdę z tobą do mamy i powiesz jaki on niedobry...
— Przecież to kłamstwo, nic nie zrobiłem! — wycofał się bardziej, ale łapa kremowego na ogonie, uniemożliwiła mu ucieczkę.
Czarne pojrzało na kotkę, która ich otoczyła. Kim była? Widziało ją po raz pierwszy. Ale przecież ten kocur nic im nie zrobił, to Kurka! Łzy ściekły po czarnych polikach.
— P-proszę pani, on mi nic nie zrobił! — miauknęło głośno.
< Zdradziecka Rybko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz