Nie mógł w to uwierzyć. Jak już kotka go porywała, to mogła dać sobie spokój z szukaniem tych mysich móżdżków. Zgodził się tylko z jednego prostego powodu. Dla jedzenia i uwolnienia się od nie wiadomo kogo. A teraz wisiał jak taki bezbronny kociak w pysku jednego z nowych właścicieli terenu, szukając tych kociaków.
Słońce paliło mocniej niż zwykle i już robiło mu się słabo. Ale nie... lepiej znaleźć kolejnego, by mieć ich dwójkę. Super. Naprawdę tego teraz potrzebował. Może czas było udawać martwego? Wtedy powinni się zaniepokoić i wrócić do swojej kryjówki, porzucając Skazę. To była myśl! Już miał wcielić ten plan w życie, gdy srebrna zauważyła te wypierdki sowy.
- Hej, to ten twój kolega? - zapytała go, na co wewnętrznie się skrzywił.
- E... nie? Nie znam tego kociaka - skłamał.
Miał nadzieję, że to wystarczy jej i odejdą nie alarmując dzieciaka, że byli w okolicy.
- Hmmm...ale wygląda na to, że jest sam... - Błękitna postanowiła do niego podejść, a w jego trzewiach zawrzało. Co za... Zapowietrzył się aż w szoku.
- Cześć! - miauknęła do niego. Obok niej stanęła Krokus z Wypłoszem w pysku. Bardzo niezadowolonym Wypłoszem, który zaczął mordować Skazę wzrokiem, by ci nie przyznawało się do niego.
– Dzień dobry! Cześć Wypłosz!
No i spaliło ich! Czego się spodziewał! Nie widzi znaków, to nie widzi i reszty!
- Zamknij się dziwaku! Nie znamy się! - syknął w ich stronę.
Starsza spojrzała na niego podejrzliwie, jakby domyślając się, dlaczego to robił.
- Słoneczko, powiesz mi proszę, czy jesteś współlokatorem Wypłosza?
A to menda z niej!
– Tak proszę pani!
Cofa to, to było gorszą mendą.
- To kłamie! - warknął pod nosem.
Chciał już stąd iść, zniknąć, zapomnieć o Skazie i ich dziwactwach. Nie chciał by było z nimi zabierane! Czy los musiał go tak nienawidzić?
- Nie wydaje mi się, bo zna twoje imię. - miauknęła kotka, po czym z przyjaznym uśmiechem zwróciła się do kociaka - Jak masz na imię? I czy chcesz stać się członkiem naszej rodziny, do której dołącza Wypłosz? Chętnie cię adoptujemy.
– Jestem Skaza! I gdzie Wypłosz tam i ja!
Przewrócił oczami. No świetnie. Wrzód dalej pozostało wrzodem. Musiał ich jakoś otruć... Albo wcisnąć kit, że te koty to jego nowa rodzina i by znalazło sobie inną przytulanke niż on.
- A więc witaj w rodzinie! - powitała go, po czym wzięła Skazę w pysk i wymiauczała - no tfo w drogfę do domu!
I tak w końcu, we dwójkę, niestety... Zostali wyniesieni nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co, by tworzyć z obcymi sobie kotami, jakąś rodzinę.
Coś czuł, że nie pobędzie tam długo...
No chyba, że za darmo będą karmić, to wtedy... wtedy co innego.
<Skaza?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz