dawno
Nie wierzył w to, co się stało. Jego dwójka cudownych wnucząt. Kociąt, które zasługiwały na godne życie. Jałowy Pył musiał się do tego przyznać, był okropnym ojcem. Cicho przyzwalał na każdy raz wymierzony w stronę jego dzieci. Unikał ich jak ognia. Dopiero gdy opuściły rodzinne gniazdo złapał się za łeb, lecz to było za późno. Wiedział, że jego krew zasługuje na coś więcej. Chciał naprawić błędy z przeszłości. Zająć się najmłodszym pokoleniem, rudym pokoleniem. Wychować je tak, by nie dyskryminowały innych. Żeby wykorzenić wszystko, co powstało podczas rządów tyranki. Z trójki ostał się jeden, jedna maleńka kotka. Nie wierzył w legendy. Wiedział, że od wieków każda zła sytuacja była zwalana na Kamienną Agonię, ale coś go złapało za serce.
To były jego potomkowie. Widział zrozpaczenie Obłocznej Myśli, smutek na pysku Falującej Tafli. Nie liczyło się dla niego to, czy ta ciąża była dobrym pomysłem czy nie. Czy były wpadką, czy zaplanowaną sytuacją. Były bezbronne. A ktoś je pozbawił życia. Zabił bez najmniejszego poczucia winy.
Nie ufał plotkom. Kamień nie była potworem. Zwłaszcza teraz, gdy nikt nie wiedział co się stało. Słabła z każdym dniem. Była mizerna jak samotnik porą nagich drzew. Nie zrobiłaby mu tego. A jednak...
Stanął w przejściu do legowiska starszych, gdzie ją przeniesiono. Nie odwróciła się w jego stronę. Nie było mu dane ujrzeć tych zielonych oczu, mętniejących z każdym dniem.
– To prawda? Zabiłaś te kocięta? – spytał mocnym głosem, zmartwionym. Czarna nie ruszyła się nawet o milimetr. Zastanawiał się, czy w ogóle go usłyszała.
– Zrobiłaś to?
Podszedł do niej bliżej. Poruszyła się. Obróciła łeb. Jej spojrzenie było szare. Puste. Jak sucha przepaść, na samym środku pustyni. Znów, żadnej odpowiedzi. Położył po sobie uszy, pozwalając na zrobienie jeszcze kilku kroków. Jej wzrok podążał za nim. Czuł niepokój.
– Zabiłaś je? – jego głos zadrżał, przybierając ciemniejszy odcień. Milczenie wyglądało jak nieme potwierdzenie zarzutów. Zaszczękał zębami. Nie wiedział jak to odebrać. Czy ona naprawdę mogła mu to zrobić?
– Odpowiesz czy nie? – teraz jego głos przybrał zirytowany ton. Dziwiła go jej obojętność. Ta grobowa cisza, jak makiem zasiał. Nie znał jej od tej strony. Nie chciał jej takiej znać.
Jednak wciąż, żadne słowo nie padło z jej pyska ni razu. Dzwoniło mu w uszach. W kilku chwilach w sercu pojawiła się mieszanka gorzkiego żalu i gniewu.
– Jak mogłaś mi to zrobić?!
– Nic nie zrobiłam. – ledwo dosłyszalne, zachrypnięte zdanie padło z jej ust. Wsunął z powrotem pazury, które stukały wcześniej o twardą skałę.
– To co się z nimi stało?
Cisza.
– Rozumiem, że od ciebie się niczego nie dowiem. – warknął, obrócił się na pięcie i wyszedł. Nie zamierzał marnować czasu. Nie teraz. Gdy jego smutek sięgał zenitu.
***
Koszmary dręczyły go od kiedy tylko był uczniem. Ile nocy nie przespał, ile razy nie budził się długo po północy z dreszczem. To było tak dawno, a wciąż nie mógł zapomnieć. O Miodowym Obłoku, znalezionej przez niego martwej mentorce. O Różaneczniku, którą sam pozbawił życia. O Jałowcowym Świcie zakopanym na dnie tunelu. Te trzy sprawy nigdy nie odeszły w niepamięć, nie ważne jak bardzo chciał. Ta noc również się tym cechowała. Okrutną torturą, którą będzie musiał znosić aż do samej śmierci.
Pamiętał to miejsce zbyt dobrze. Lasek obok granicy z wilczakami. Ale coś tu nie pasowało... Może to ta ususzona trawa? Drzewa które znał przemieniły się w wiekowe, wyrośnięte dęby. Mgła okalająca to miejsce przypominała bardziej duszący dym. Było tu znajomo, a jednak tak obco. Wzrastał w nim niepokój.
– To piękny wieczór, nieprawdaż? – usłyszał słaby, starczy głos o ciepłej barwie. Odwrócił się, aby przed nim stanęła liliowa kotka. Jej sierść była w opłakanej kondycji. Jakby zwiędła. Zlepiona kurzem, błotem i Klan Gwiazd wie czym jeszcze. Z jej szyi strumieniem lała się krew. Brudna, zbrązowiała, zgniła. Jej oczy były zastąpione przez czarną ropę, która jak łzy spływała po policzkach kocicy. Pysk był otwarty, uzbrojony w szereg ostrych i ogromnych zębisk, jak u wilka. – Pamiętasz mnie, Jałowy Pyle?
Nie mógł nawet jej odpowiedzieć, bo palec z wystawionym, złamanym pazurem położył się na jego mordce. Spojrzał się głęboko w to, co pozostało z ślepi. Były puste. Jak u trupa.
– Widzę, że nie zapomniałeś, czym jestem.
Zbudził się, czując, że odzyskuje świadomość. Leże z mchu i piór muskało jego nie do końca czystą sierść. Wolał nie otwierać oczu, bo wiedział, że wtedy już nie zaśnie ponownie. Dziwne szuranie jednak zmusiło go do tego. Uniósł słabo głową, otrząsnął się. Delikatnie przesunął łapę Koperkowego Powiewu. Oni... byli razem. Minęło tyle czasu, a Jałowy Pył wciąż nie mógł zrozumieć, co łączyło go z rudym. Koper się o niego troszczył, samo patrzenie na błękitnego wojownika przysparzało mu szczęście. A Jałowy? Wydawało mu się, że nie czuł tego samego. Że to jakaś dziwna relacja. Wcale nie chciał, by Koperek przysuwał się tak do jego boku z mruczeniem. Pragnął wtedy odsuwać się najchętniej na sam tył legowiska wojowników, ale sprawienie kocurowi przykrości było jeszcze gorsze. Nie lubił dotyku. Nie był dla niego tak przyjemny, jak dla innych. Przypominał mu jedynie o Marchewce. O tym jak się przymilała, kiedy zbliżała się do niego jak najbliżej, jak chciała go zagarnąć tylko dla siebie. Było to gorsze niż pazury. Za każdym razem musiał skrywać to niekomfortowe uczucie w sobie. Oczywiście, chciał by ten był szczęśliwy, chciał być z nim, ale... nie pasował do tego przyjętego schematu miłości. Być może nawet nigdy nie będzie.
Jego była leżała zaledwie parę kroków dalej. Przeskakiwał wzrokiem raz na jedno, raz na drugie. Oboje spali głęboko, ciesząc się ciepłą nocą. Musiał być szczery, z żadnym z nich nie czuł się tak do końca szczęśliwy. Westchnął głęboko. Za każdym razem musiał mieć jakiś problem.
Ktoś oprócz niego również nie spał. Doskonale czuł to spojrzenie, które przykleiło się do jego tylnej części głowy. Odetchnął, wciąż się nie oglądając.
– Widzę, że nie tylko ja cierpię na bezsenność.
<Kamienna Agonio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz