- Wroga. Trop. To tamten - wskazał ostentacyjnie łapą. - Nie zasługuje na bysie ze mną f słobku, a co dopiero na, chociażby, ignorofanie go. Zfykły prostak. - Burknął maluch pod nosem, marszcząc brewki.
Nie wiedział co to za uczucie, ale kociak był zbyt uroczy, by dalej mógł tu przesiadywać. Rósł na prawdziwego rudego wojownika. Był... z niego dumny. Naprawdę. W końcu to jego syn. Jego krew. Musiał jednak to ukrywać przed maluchem z obawy przed innym rudzielcem, który już i tak oskarżał go o zdradę. Może i wtedy to było niesłuszne, jednak teraz... gdyby tylko połączył kropki, byłby skończony. Mimo to widok tego kocięcia dawał mu poczucie satysfakcji. Widział w nim siebie z młodości.
- Ja też miałem wroga, ale od jakiegoś czasu go zaniedbałem - zdradził maluchowi. - Też jest nierudy i kilka razy się pobiliśmy. Pamiętaj. Nie dawaj im szansy na wygraną, zetrzyj każdy uśmieszek z ich pyska. Muszą znać swoje miejsce.
- Zlobie tak! - zapewnił, już rozglądając się za Tropem, aby pokazać kocurowi jaki jest silny.
- Czyż nie jest wspaniały? - głos Szczypiorkowej Łodygi zepsuł tą podniosłą chwilę. Spojrzał na kotkę, która tuliła do piersi dwie córeczki. Jej wzrok nie skupiał się na dzieciach, lecz na nim.
- Może... Dobrze go wychowujesz - miauknął do niej tylko tyle. Nie chciał strzępić sobie języka na wojowniczkę. Nie znosił jej.
Chwilę jeszcze posiedział, ignorując komentarze szylkretki, które brzmiały tak, jakby próbowała sprawić, by w końcu przestał się opierać. Niedoczekanie jej. Kiedy uznał, że na dzisiaj mu starczy, pożegnał się i wyszedł.
Gdy tylko opuścił żłobek, znów przytłoczył go ciężar rzeczywistości.
***
Przyszedł do żłobka, w konkretnym celu. By ponabijać się z malcem z tego niedorajdy, który przed całym klanem stwierdził, że jest kotką. No naprawdę, ubaw po pachy. Nigdy jeszcze nie widział, by ktoś tak się zbłaźnił przed klanem jak i jego babcią. Musiała czuć wielką satysfakcję z tego, że nierudy w końcu pogodził się ze swoim losem.
- Pożarze, witaj - miauknął, podchodząc do kociaka, który już sporo wyrósł.
Kociak widząc go od razu przerwał to co robił, podchodząc do niego z uśmiechem.
- Cześć, Rozżarzony Płomieniu! - przywitał się.
- Widziałeś niedawne wydarzenia? - rzucił prosto z mostu, siadając obok. - Wątpię, że ten niedorozwój sam na to wpadł. Nieźle się upokorzył przed klanem. Szkoda, że nie wiem kto go do tego przekonał. Nie sądziłem, że ktoś prócz mnie ma takie poczucie humoru.
<Pożar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz