Nie przewidywał dzisiaj narażać się na jakiekolwiek ośmieszenie bądź niebezpieczeństwo. Uciekał wszystkim sprzed łap, trzymał się własnej ścieżki i robił to, co należało
do jego obowiązków. Jakże więc wielkie było jego zdziwienie, gdy ten
mały czekoladowy kocurek, który kiedyś omal nie doprowadził go do zawału
podczas odwiedzin żłóbka, wyszedł mu naprzeciw i wyzwał go na
pojedynek.
Nie był taki drobny jak wtedy. Zdziwił się, że wyszedł z kociarni, ale po jego rozmowie z innym kotem doszedł to wniosku, że jest już przecież uczniem. Kiedy minęło tych parę księżyców? Rudy nie miał nawet czasu na myślenie o takich sprawach. Musiał wykorzystać jego chwilową nieuwagę, spowodowaną dyskusją. Czy on właśnie planował zebrać znajomych, by pochwalić się, jak niszczy pełnoprawnego wojownika? To dopiero byłoby dla cętkowanego upokorzenie.
Nie zastanawiał się długo, tylko od razu wycofał się w stronę wyjścia z obozu. Dopiero co wrócił z polowania, jednak nie zaszkodzi mu przejść się i kolejny raz. Najlepiej ucieknie na cały dzień, bo jeśli wróci, to może wystąpić ryzyko niechcianej bójki. Czekoladowy zapewne odkrył, jakim słabeuszem jest rudzielec i uznał go za najłatwiejszy cel.
Poczuł ulgę, gdy jego łapa przekroczyła próg obozu. Stres go przytłaczał, nie potrafił być asertywny i wprost odmówić, wolał chować się po kątach, nawet jeśli miałby tak robić do śmierci.
- Ej! Nie tchórz! Walcz ze mną! Już! - Pędząca Łapa zatarasował mu drogę własnym ciałem, przez co ten gwałtownie zatrzymał się i omal nie potknął o wystający z ziemi korzeń. Imię kocurka była najwyraźniej do niego adekwatne, bo w szybkim tempie znalazł się przed rudym.
- A-ale.... A-ale ja nie chcę... - wymamrotał pospiesznie, patrząc na niego błagalnie i próbując wziąć go na litość. Ten jeden głosik w głowie wręcz krzyczał na niego, by przestał zachowywać się jak jakaś porażka życiowa i postawił młodszemu, ale Rudzikowy Śpiew tak nie potrafił. Skulił się i zgarbiony czekał na werdykt.
- Czemu? - miauknął zdziwiony. - Jesteś wojownikiem! Walkę masz we krwi! Bijmy się! - wyrzucał z siebie energicznie każde słowo, wiercąc się w miejscu i niemal kopiąc pod sobą dołek.
- N-nie p-powinniśmy s-się t-tak b-bić... - zaczął, szukając odpowiedniego argumentu. Nagle go olśniło. - Bo nie wolno! - oznajmił głośniej, na jednym wydechu. - U-uczeń n-nie m-może bić się z w-wojownikiem, j-jeśli o-on t-tego n-nie chce.
- Dlaczego? - drążył Bieg.
- B-bo t-takie s-są z-zasady. N-nie w-wolno - upierał się, byleby ten dał mu już spokój.
- Od kiedy? Zbożowa Gwiazda nie mówiła mi o niczym takim. To jest w kodeksie wojownika? - dopytywał się.
- N-nie. T-to inna z-zasada, a-ale t-także ważna - brnął dalej.
Potem zapanowała chwila ciszy, jakby Pędząca Łapa mu wierzył, ale próbował sobie przypomnieć, czy na pewno nie słyszał o tej regule.
- T-to j-ja...J-ja m-muszę i-iść - odezwał się w końcu Rudzik, próbując go wyminąć jak najbardziej okrężną drogą. Bał się, że młodemu odbije i nagle go zaatakuje, a on nie zamierzał robić mu krzywdy, nawet w samoobronie. - W-wiesz... p-polowania i t-te s-sprawy....
Nie był taki drobny jak wtedy. Zdziwił się, że wyszedł z kociarni, ale po jego rozmowie z innym kotem doszedł to wniosku, że jest już przecież uczniem. Kiedy minęło tych parę księżyców? Rudy nie miał nawet czasu na myślenie o takich sprawach. Musiał wykorzystać jego chwilową nieuwagę, spowodowaną dyskusją. Czy on właśnie planował zebrać znajomych, by pochwalić się, jak niszczy pełnoprawnego wojownika? To dopiero byłoby dla cętkowanego upokorzenie.
Nie zastanawiał się długo, tylko od razu wycofał się w stronę wyjścia z obozu. Dopiero co wrócił z polowania, jednak nie zaszkodzi mu przejść się i kolejny raz. Najlepiej ucieknie na cały dzień, bo jeśli wróci, to może wystąpić ryzyko niechcianej bójki. Czekoladowy zapewne odkrył, jakim słabeuszem jest rudzielec i uznał go za najłatwiejszy cel.
Poczuł ulgę, gdy jego łapa przekroczyła próg obozu. Stres go przytłaczał, nie potrafił być asertywny i wprost odmówić, wolał chować się po kątach, nawet jeśli miałby tak robić do śmierci.
- Ej! Nie tchórz! Walcz ze mną! Już! - Pędząca Łapa zatarasował mu drogę własnym ciałem, przez co ten gwałtownie zatrzymał się i omal nie potknął o wystający z ziemi korzeń. Imię kocurka była najwyraźniej do niego adekwatne, bo w szybkim tempie znalazł się przed rudym.
- A-ale.... A-ale ja nie chcę... - wymamrotał pospiesznie, patrząc na niego błagalnie i próbując wziąć go na litość. Ten jeden głosik w głowie wręcz krzyczał na niego, by przestał zachowywać się jak jakaś porażka życiowa i postawił młodszemu, ale Rudzikowy Śpiew tak nie potrafił. Skulił się i zgarbiony czekał na werdykt.
- Czemu? - miauknął zdziwiony. - Jesteś wojownikiem! Walkę masz we krwi! Bijmy się! - wyrzucał z siebie energicznie każde słowo, wiercąc się w miejscu i niemal kopiąc pod sobą dołek.
- N-nie p-powinniśmy s-się t-tak b-bić... - zaczął, szukając odpowiedniego argumentu. Nagle go olśniło. - Bo nie wolno! - oznajmił głośniej, na jednym wydechu. - U-uczeń n-nie m-może bić się z w-wojownikiem, j-jeśli o-on t-tego n-nie chce.
- Dlaczego? - drążył Bieg.
- B-bo t-takie s-są z-zasady. N-nie w-wolno - upierał się, byleby ten dał mu już spokój.
- Od kiedy? Zbożowa Gwiazda nie mówiła mi o niczym takim. To jest w kodeksie wojownika? - dopytywał się.
- N-nie. T-to inna z-zasada, a-ale t-także ważna - brnął dalej.
Potem zapanowała chwila ciszy, jakby Pędząca Łapa mu wierzył, ale próbował sobie przypomnieć, czy na pewno nie słyszał o tej regule.
- T-to j-ja...J-ja m-muszę i-iść - odezwał się w końcu Rudzik, próbując go wyminąć jak najbardziej okrężną drogą. Bał się, że młodemu odbije i nagle go zaatakuje, a on nie zamierzał robić mu krzywdy, nawet w samoobronie. - W-wiesz... p-polowania i t-te s-sprawy....
<Pędząca Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz