- Racja, kocimiętka potrafi mocno namieszać, ale jest przede wszystkim najlepszym lekiem na czarny kaszel, a to choroba zazwyczaj kończy się śmiercią, więc trzeb doceniać właściwości tej rośliny. Poza tym można ją nawet użyć przy białym kaszlu, też bywa przydatna. A to, że niektórzy zachowują się po niej nie do końca rozważnie, to co innego - stwierdził, niepewnie myśląc o wspomnianej kotce, która zmarła z przedawkowania. - Nie na każdego zresztą działa w ten sposób kocimiętka.
- A na ciebie? - zapytało go. - Przepraszam za przerwanie, ale ciekawiło mnie to - dodało szynszylowe.
- Nie wiem - odparł, kręcąc głową z lekkim rozbawieniem. - Nigdy nie próbowałem i nie czuję do tego potrzeby. Jestem medykiem, powinienem być zawsze gotowy do pomocy, a jeśli byłbym w... -urwał, szukając odpowiedniego słowa - głupkowatym nastroju, to nie byłbym przydatny - stwierdził.
Następnie zaczął powoli przechadzać się obok stoisku z medykamentami, zatrzymując się przy każdym ziele, o którym wiedza mogłaby przydać się Jaśmin w przyszłości, gdyby kiedyś znaleźli się w sytuacji zagrożenia życia. Czuł się odprężony, mogąc porozmawiać z kimś o tym, co lubi. A oni wydawali się zainteresowani, co tylko popychało kocura do kontynuowania opowiadania.
Wczuł się tak bardzo, że nawet nie zauważył, jak wiele czasu minęło. Nie doszedł nawet do połowy zbiorów, ale ciche mruknięcie od strony Jaśmin zwróciło jego uwagę.
- Cieszę się, że podzieliłeś się swoją wiedzą. Dziękuję, ale jest już późno... - miauknęło, wskazując łapą na wyjście z lecznicy. Widać było, że słońce zniknęło już z nieba, ustępując swe miejsce księżycowi.
- Przepraszam was najmocniej, zagadałem się - przyznał, uśmiechając się ze skruchą. - Jesteście pewnie bardzo zajęci, nie powinienem was tyle przetrzymywać. Dziękuję mimo wszystko za spędzony czas, dobrze się z wami rozmawiało, aż straciłem jego poczucie - dodał pokrzepiająco, chociaż to tak naprawdę on przez cały czas nie zamykał pyska.
Jaśmin skinęło głową i wyszło, obiecując kiedyś wrócić i posłuchać o tym, co liliowy miał jeszcze do powiedzenia.
***
Po rzezi, jaką doświadczył Klan Klifu, pozostały już tylko wspomnienia. Lisia Gwiazda odszedł, a wraz z tym wydarzeniem wiele innych, niewinnych kotów poniosło śmierć. W tym Jemioła, jego matka, za którą coraz bardziej tęsknił pomimo mijających wschodów słońca. Ilekroć widział wejście do żłobka, chciał zajrzeć do środka i przywitać się z szylkretką. Myśl o jej braku nie opuszczała go ani na krok, ale i tak naiwnie wierzył, że pewnego razu zastanie ją wśród innych karmicielek i ich kociąt, czekającą na jego przybycie. Tak rzadko się odzywała, że jedynym, o czym teraz marzył, było usłyszenie jej głosu. Ten jeden, ostatni raz. Wiele by za to oddał.
Starał się jednak radować aktualnym stanem klanu. Iskrzący Krok będzie dobrą liderką i dzięki niej powinni być w stanie wrócić do choć trochę spokojniejszego trybu życia. Bardzo podobał mu się wybór na zastępcę, bowiem widział w Jaśminowym Śnie wiele pozytywów i wierzył, że oni sobie poradzą.
Nie miał okazji pogratulować im nowej pozycji, więc skoro tylko znalazł wolną chwilę, poprosił Cichą Kołysankę o zajęcie się każdym, kto tylko zajdzie do ich legowiska po pomoc.
Wyszedł i od razu uderzył w niego panujący zaduch. Dotknąwszy ziemi, poczuł lekkie pieczenie na spodzie łap. Słońce grzało w pełni i tylko korony drzew rzucały cień, stanowiący dla wojowników ratunek od przegrzania. Schronił się przy pniu, rozglądając się i wodząc wzrokiem za pewnym szynszylowym osobnikiem.
Dostrzegł ich niemalże po drugiej stronie obozu. Ruszył, ponownie narażając się na spieczenie futra. Żałował teraz długości swej sierści, bo choć Porą Nagich Drzew zapewniała dodatkowe ciepło, tak teraz stanowiła utrapienie.
- Jaśminowy Śnie! Dobrze was widzieć - miauknął pogodnie, siadając nieopodal i chłodząc się przy jednym z krzaków. - Nie miałem okazji pogratulować wam roli zastępcy. Cieszę się, że Iskrzący Krok wybrała akurat was, z pewnością poradzicie sobie w tej roli - mruknął.
Starał się jednak radować aktualnym stanem klanu. Iskrzący Krok będzie dobrą liderką i dzięki niej powinni być w stanie wrócić do choć trochę spokojniejszego trybu życia. Bardzo podobał mu się wybór na zastępcę, bowiem widział w Jaśminowym Śnie wiele pozytywów i wierzył, że oni sobie poradzą.
Nie miał okazji pogratulować im nowej pozycji, więc skoro tylko znalazł wolną chwilę, poprosił Cichą Kołysankę o zajęcie się każdym, kto tylko zajdzie do ich legowiska po pomoc.
Wyszedł i od razu uderzył w niego panujący zaduch. Dotknąwszy ziemi, poczuł lekkie pieczenie na spodzie łap. Słońce grzało w pełni i tylko korony drzew rzucały cień, stanowiący dla wojowników ratunek od przegrzania. Schronił się przy pniu, rozglądając się i wodząc wzrokiem za pewnym szynszylowym osobnikiem.
Dostrzegł ich niemalże po drugiej stronie obozu. Ruszył, ponownie narażając się na spieczenie futra. Żałował teraz długości swej sierści, bo choć Porą Nagich Drzew zapewniała dodatkowe ciepło, tak teraz stanowiła utrapienie.
- Jaśminowy Śnie! Dobrze was widzieć - miauknął pogodnie, siadając nieopodal i chłodząc się przy jednym z krzaków. - Nie miałem okazji pogratulować wam roli zastępcy. Cieszę się, że Iskrzący Krok wybrała akurat was, z pewnością poradzicie sobie w tej roli - mruknął.
<Jaśmin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz