Liliowy medyk przyglądał się jej z pewnego rodzaju politowaniem gdy badał ją jako kolejną z pacjentów tego dnia. Mimo bycia przywódcą klanu, szylkretka nie uchroniła się od bury. Zresztą nie tylko ona, Myszek, Koza, Dziki i Piegusek też wcześniej zgarnęli opiernicz za ignorowanie swojego stanu zdrowia. Kotka chcąc czy nie - musiała mu przyznać rację, jednak w jej życiu działo się tak wiele, że... że po prostu drobne rzeczy umykały jej oczom.
Najpierw mianowanie jej ukochanego na pełnoprawnego wojownika klanu klifu... Później pęczniejący niczym gąbka brzuch aż po siostrę, która otwarcie wyrzuciła jej w pysk, że czuje się zdradzona wyborem innego kota na zastępcę.
Nocą sen z powiek spędzały jej koszmary z ojcem w roli głównej. Bała się zwyczajnie, że ten kiedyś powróci chcąc się zemścić. O siebie nie dbała ale Brzask? Ich nienarodzone dzieci?
Syknęła odsłaniając kły, gdy Bluszcz zacisnął mocniej opatrunek na jej ogonie.
— Powinnaś na siebie bardziej uważać. Szczególnie teraz.
Spuściła łeb, kocur miał rację, ona sama też wiedziała, że powinna dbać o swoje zdrowie, jednak fakt, iż nosiła kocięta pod sercem był dla niej tak nierealny, jak powrót Lisiej Gwiazdy w ciele Miętowego.
Jednak takie wydarzenie miało miejsce.
Ziściło się.
Więc jej ciąża też byłą prawdziwa - tak przynajmniej wychodziło z jej rozumowania.
— Chodzi ci o ciążę, odwodnienie czy infekcję? — miauknęła z przekąsem a w jej głosie dało się słyszeć delikatne rozbawienie. Bluszczowe Pnącze zmarszczył nos, jakby ponownie chciał ją zganić, jednakże coś go przed tym powstrzymało.
Łagodny uśmiech rozjaśnił pysk medyka.
Iskrząca wiedziała, że jest mu ciężko po stracie matki, sama pamiętała swoją rozpacz po śmierci Słodkiego Języka- Dlatego tak dobrze wiedziała co przeżywa zarówno on jak i jego brat.
Jemioła nie zasłużyła na to, co ją spotkało. Szczególnie nie na taki koniec.
— O wszystko, Iskrzący Kroku. Jestem pewien, że Pierwszy Brzask wąsy by mi wyrwał, gdyby coś tobie się stało... albo im
Mimowolnie zerknęła na swój brzuch.
Już dłużej nie mogła udawać, że to tylko zimowy tłuszczyk dla dodatkowego ciepła. Zapach mleka z każdym wschodem słońca bił od niej jeszcze mocniej co zwiastowało tylko nieuniknione - poród. To właśnie go bała się najbardziej. Tego przerażającego bólu, który rozrywa jej ciało, utraty krwi... Przed ślipiami miała sceny porodów niektórych kotek z klanu, widziała to tylko dwa razy.
Wystarczająco, by wryło się to w jej głowę niczym kleszcz w skórę.
Otworzyła pyszczek, jednak szybko go zamknęła, zagryzając wargę.
Słowa dosłownie uciekły z jej głowy, pozostawiając tylko pustkę, która dźgała ją w uszy niczym jeż, dając o sobie boleśnie znać.
— Ja... — zamknęła oczy, starając się skoncentrować na tym, co ma do powiedzenia. Ciężko jednak było aby jakiekolwiek słowo przeszło przez jej gardło — Czy uważasz, że dobrze robię, nie przyjmując imienia lidera? — zamilkła na uderzenie serca, wpatrując się w swoje łapy. Nigdy nie była specjalnie religijna ale... — Czy... czy klan gwiazdy dał ci jakikolwiek znak?
< Bluszczyku? >
Wyleczeni: Iskrzący Krok, Mysi Krok, Dziki Kieł, Piegowata Mordka, Kozie Futro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz