Dwa dni później
Jałowek niepewnie zwrócił swoje łapy w miejscu, gdzie stała (a raczej fikała na wszystkie strony) Kozi Skok. Nie miał zbyt wielu stosunków z kocicą, ale dowiedział się, że miała na pieńku z Miodową. Nie posądzał jej o morderstwo, chciał tylko coś z niej wyciągnąć.
– Kozi Skoku? – spojrzała się na niego - Słyszałaś może ostatnio jakieś dziwne rozmowy?
Kotka nie wyglądała na bardzo przejętą ową sprawą.
– Co masz na myśli? Chcesz znaleźć mordercę? – spytała się, trochę zaskoczona, a przynajmniej tak wyglądała – Odradzam młody. Wiem że prawdopodobnie żal ci po stracie mentorki, ale daj szansę Byczej Szarży, Piaskowej Gwieździe i Wiewiórczemu Pazurowi. – miauknęła, w akcie jakiegoś... Pocieszania? – sama nie wiem czemu ten pierwszy się w to ładuje. – prychnęła.
Jałowek słuchał dość niezaciekawiony. No, żal mi! Odnajdę tego mordercę...
Czekaj, co potem? Jakoś wypadło mu to z głowy. Faktycznie, chciał znaleźć tego kota, lecz nie wiedział co z tym fantem zrobić.
Tak na prawdę dobrze, że się teraz przypomniało, bo jeszcze po schwytaniu by główkował. Znowu jednak zaczął słuchać czarnej bicolorki.
– ...możesz czuć się bezpiecznie, Jałowa Łapo, powodzenia w śledztwie. A, jeszcze twoje pytanie – przypomniała sobie – to nie, nie słyszałam. Wszyscy tylko robią śledztwo lub żyją jak chcą. – stwierdziła i odeszła gdzieś.
– Czekaj, Kozi Skoku! – powiedział jeszcze głośno.
– Co?
– Wiesz kto robi takie śledztwo?
Kotka obróciła się i spojrzała brązowymi ślepiami na kocura.
– Przemknęły mi przed oczami chyba Splątane Futro i Kamienna... Pyskatka. A teraz idę zapolować, bo na stercie niczego nowego poza jakimś chudym królikiem nie ma. – na dobre uciekła i zniknęła na dobre.
Usiadł przy stercie ze zwierzyną. Nie czuł się na siłach, w myśleniu pomoże mu coś do schrupania.
Spojrzał na dwie sterty - jedna, obładowana królikami, zającami, pysznymi tłuściutkimi myszami i ptactwem.
Druga? Marne maluchy, głównie te chude i niesmaczne.
Łatwo zgadnąć które przeznaczone dla rudych, a które nie.
A jego myślenie poprawiłaby tamta gruba nornica...
Chciał chwycić nią za ogonek, położyć bliżej drugiej sterty i udawać że ją stamtąd wziął. Plan unicestwił wzrok Piaskowej Gwiazdy, leżącej wśród innych rudych.
Dlaczego jej oczy tak prześwietlają moje ciało?
Zamiast tego chwycił najdorodniejszą mysz ze swojego stosu jaką tylko mógł znaleźć. Było trochę grzebania, lecz się udało. Smakowała wyśmienicie. Chciał poszukać jeszcze jednej, ale tym razem Piasek nie ograniczyła się do świdrowania oczami. Z jej gardła wydobyło się coś na wzór warknięcia, jej syn Wiewiórczy Pazur po chwili spojrzał na niego z źle udawaną złością.
Zrezygnował więc, chociaż w brzuchu mu burczało jak u wygłodniałego wilka. Polowanie otworzy mu umysł, może coś wtranżolić przy okazji.
Wyszedł, słońce powoli znikało za horyzontem. Robił się przyjemny chłodek. Zawęszył wpierw, obserwując zielonymi oczkami wszystko co się znajdowało na terenach. Tutaj krzaczek, tutaj kwiatki, dalej różnokolorowe wrzosy, na niebie ptaki i różowe chmury.
– Witaj, braciak! – wystraszyło go przyjazne miauknięcie Sasankowego Kielichu. Jałowa Łapa polizał niższego od siebie po uchu na powitanie.
– Czego chcesz, worze lisiego łajna? – spytał. Cieszył się że ma brata, który nie przetrzepie jego skóry za przekleństwa w jego stronę. Uwielbiał przeklinanie na innych. Dawało mu to takie dziwne uczucie, którego nie mógł wytłumaczyć. Satysfakcja?
– Zapolujmy razem, Jałowek. – zamruczał wojownik.
Na wszystkie lisie bobki, które chodziły po tym powalonym świecie. Kochał go. Jak go OKROPNIE kochał. Mimo, że wszystko wskazywało na morderstwa tylko rudych, kremowych i szylkretowych kotów bał się, że coś może uderzyć w brata. Nie przeżyłby tego. Szybciej sam by wbił pazury w swoją szyję, by tylko do niego dołączyć.
Oczywiście nie powie mu tego w twarz, skądże.
Bracia, dyskutując na wszystkie tematy, zeszli w dół ogromnej polany. Nie pamiętali po kilku sekundach o czym tak na prawdę gadali, było jednak miło i przytulnie.
– Więc, robisz śledztwo? – padło pytanie od Sasankowego Kielicha. Yh. Nie chciał na to pytanie odpowiadać.
– No, tak, ehheh. – powiedział, zachmurzając się. Znowu przed oczami przeszedł mu obraz zakrwawionego ciała mentorki, a później dopadł go dreszcz, gdy przypomniał sobie swój koszmar.
– Wszystko dobrze? – spytał zakłopotany Sasankowy Kielich, kładąc koniuszek ogona na jego plecach.
Już Jałowej Łapy nic nie obchodziło.
– Tak, TAK! – prawie wykrzyczał, lecz ograniczył się w porę do głośnego miauknięcia. – Jak ty byś się czuł gdyby umarła ci mentorka?! Boli mnie to, czuje się jakby coś mnie wyżerało od środka, nigdy takiego bólu nie miałeś! – warknął, widząc zaskoczenie braciszka na pysku. W tej chwili błyskawica szybko pomknęła po niebie, z charakterystycznym syknięcio-warknięciem. Był już umęczony i musiał wyrzucić z siebie to wszystko. – Nikt mi nie pomaga, nikt się nie pyta jak się czuję, w ogóle, nikt mnie nie lubi! – czuł jak oczy mu się zaszkliły, a sam nie może skupić na niebieskim wzroku. Po chwili, gdy gniew odpuścił, a łzy zaczęły smugami spływać po policzkach skulił się i wtulił w półdługą sierść wojownika, upstrzoną cętkami.
Co się z nim działo?
– Umm? – Sasanek nie wiedział co zrobić w takiej sytuacji. Nie dziwił mu się. W końcu uczeń odsunął się, wytarł łzy i wymuszając niedrżący ton głosu powiedział:
– Zapomnijmy o tym.
Drogę pokonali w ciszy, dopóki nie napatoczył im się zając. Zaśmiali się, jednocześnie wpadając w pogoń za wystraszonym zwierzakiem. Jałowa Łapa już go doganiał, gdy sprawnym skokiem brat dopadł królikowatego wcześniej.
– Widzisz jaki jestem świetny? – spytał się, wypinając pierś, lecz przy tym chichocząc.
Wyglądasz jak Żar! – pomyślał Jałowek, drgając wąsami.
Udało mu się jeszcze złapać mysz, zanim rozpadało się na dobre. Jałowa Łapa zamiast wziąć zdobycz w pysk szybko ją pochłonął i umył kufę w kałuży, która zbierała się nieopodal.
– Co ty robisz, do diaska?
Jałowa Łapa spojrzał się na niego.
– Jestem głodny, a jak wezmę ze sterty to mi Piaskowa Gwiazda ucho urwie. – stwierdził, oblizując się.
– Mądrala. – mruknął Sasanek i wrócili do obozu, trzymając w pyskach duże, szare zwierzę. Z czymś na wzór tęsknoty odłożyli je na kupkę dla rudych kotów. Jeden leniwy mysi bobek o imieniu Dziki Gon niemal natychmiast wziął go i podał liderce. Jałowek zaklął pod nosem. Nawet nie podziękowali!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz