- Tak czy siak, jakoś ich nie widzę! - zawołała, biorąc odwet. Drugą szylkretkę wnet przykryła mała fala. Potem... Potem to tamta chlapnęła, następnie znów burzowiczka, a w następnej chwili w tej części rzeczki rozegrała się wodna bitwa tak wielka, że i cała zgraja latających wiewiórek morskich nie wywołałaby bardziej zażartej. Krople tryskały na wszystkie strony, w powietrze wzbijały się małe fontanny, a mała kotlinka wypełniła się po brzegi parskaniem i śmiechem dwóch kotek, co akurat w przypadku Świetlistego Potoku było niezwykłe. Nie trzeba chyba wspominać, że obydwie były już przemoczone do suchego włoska.
Łaciata właśnie robiła unik i zamierzała się do zadania Nocnej następnego "ciosu", gdy nagle uniosła głowę i zastrzygła uszami. Okazję prędko wykorzystała młodsza kotka, obficie oblewając ją wodą.
- Stop! - syknęła Świetlista, otrząsając się z niepokojem. Druga szylkretka w mig spoważniała. Burzowiczka natomiast próbowała się skupić na dźwięku, co do którego była pewna, że słyszała - odgłosie łap i rozmów nadchodzących kotów. Przez głowę przeleciała jej myśl, że może oto ten biało-czarny uczeń wraca znienacka z patrolem bitewnym, ale szybko odrzuciła ją jako niedorzeczną. Nocna Łapa mogła się przypadkowo doskonale dobranym momencie, ale tamtego o to nie podejrzewała. Poza tym dźwięk dobiegał z terytorium jej własnego klanu.
Opierając się przednimi łapami o stromy brzeg, wystawiła ostrożnie głowę ponad poziom gruntu i nadstawiła uszu. Tak! Teraz odgłosy rozmów stawały się coraz wyraźniejsze.
- Mówię ci, naprawdę coś tam pluskało! - zawołał cicho jakiś głos, jakby bał się obudzić drzemiącej w strumieniu bestii.
- W tej rzeczce? Daj spokój. Chyba nie boisz się wody? - odpowiedział drugi głos z rozbawieniem.
- Idą tu - Świetlista usłyszała niezadowolone mruknięcie tuż przy swoim uchu. Odwróciła głowę, by znaleźć pysk w pysk z uczennicą Klanu Nocy, która zdołała niepostrzeżenie stanąć na zboczu tuż obok niej. - Co robimy?
Łaciata zastanowiła się prędko. Teoretycznie nie złamała kodeksu wojownika i jedyne, co koty z patrolu mogły jej mieć do zarzucenia, to przerwa w polowaniu, które miało nakarmić klan. Jednak nie miała ochoty na to, by przyłapały ją na wesołym pluskaniu się w wodzie z kotką z innego klanu; musiałaby się pewnie długo tłumaczyć, a sama sytuacja byłaby dość niezręczna. Słysząc coraz głośniejsze kroki, rozejrzała się rozpaczliwie wokół.
- Spróbujmy się schować na brzegu - szepnęła, ruchem głowy wskazując najbliższy pień przewalonej sosny, przy którym ostało się kilka krzewów. Przy odrobinie szczęścia mogłyby przekraść się do niego niepostrzeżenie. Kusiło ją, by spróbować to zrobić w pojedynkę; w końcu w ten sposób miałaby większe szanse, a Nocnej Łapie nic nie groziło ze strony patrolu (a przynajmniej Świetlisty Potok nigdy nie słyszała, aby kota postawiono przed liderem za rozchlapywanie wody w rzece). Wiedziała jednak, że tamta chce, aby uciekły razem, a poza tym robienie z niej kozła ofiarnego byłoby dość nieprzyjemne.
Szylkretka z Klanu Wilka kiwnęła głową. Koty były coraz bliżej, nie miały wiele czasu. Łaciata dostrzegła na drugim brzegu krzak jakiejś wodnej rośliny i wskazała go ogonem. Mógł je, choć częściowo ukryć przed wzrokiem burzowiczów. Podeszła do niego powoli, uważając, by nie wywoływać plusku. Każdy krok w tym żółwim tempie szargał jej nerwy; patrol mógł zobaczyć je w każdej chwili. Wreszcie dotknęła łapami przeciwnego zbocza rzeczki i cicho, niemal szurając brzuchem po ziemi, wpełzła na wyżej położony brzeg. Nocna Łapa szła za nią i Świetlisty Potok zadowolone ta kolejność, gdyż futro kotki dużo lepiej zlewało się z otoczeniem niż jej własne.
Dzięki niech będą Klanowi Gwiazdy, pomyślała, kiedy bez przeszkód udało jej się skryć między gałązkami krzewu a za nią drugiej szylkretce. Zanim jednak wydała z siebie radosny pomruk, z cichnących dotąd rozmów kotów na przeciwnym brzegu z przerażeniem zrozumiały:
- Faktycznie, coś się tam poruszyło. Trzeba to sprawdzić!
Kotki zamarły - zobaczyli je.
- Na osty i ciernie - mruknęła Świetlisty Potok, rozglądając się rozpaczliwie w poszukiwaniu czegokolwiek, co umożliwiłoby im ucieczkę. Niestety, podkradnięcie się do innego pnia wymagałoby przejścia przez otwarty teren. Jedynym innym godnym uwagi obiektem był kos dziobiący ziemię nieopodal. A nie mogły teraz tak po prostu wyjść z krzaków.
Sytuacja wydawała się beznadziejna. Patrol był tuż-tuż. Burzowiczka odwróciła się do Nocnej Łapy, aby zapytać bez większej nadziei, czy może ona ma jakiś pomysł, ale... nie było jej na miejscu.
<Nocna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz