Tortie spojrzała ze zdziwieniem na siostrę. Nie łapała sensu wszelkich obietnic. Bo co niby mogły słowa? Co najwyżej ładnie brzmieć. Cieszyć ucho. Och. Jakże urokliwie zabrzmiałoby to, gdyby powiedziała "tak, Fiołku, zawsze będziemy razem!". Ale skąd niby wniosek dla takiej gwarancji? Przecież mogło się stać tyle rzeczy. Ciocia Ćmi Trzepot na pewno także chciała zawsze być przy Mamie Ciernistej Łodydze. I co z tego? Czy to cokolwiek zmieniło? Uczyniło ją nieśmiertelną? Nie. Przepadła. I bez wątpienia prędzej czy później, któreś z nich też przepadnie. Taka była oolej rzeczy i o dziwo Ksieżyc myślała o tym z dziwną obojętnością.
Orzełek nie był tego zdania. Szybkim ruchem przywarł do starszej siostry, śmiejąc się przy tym z największą serdecznością.
— Głupek z ciebie, Fiołku! — zawołał rozbawiony — przecież my zawsze, zawsze, zawsze będziemy razem!
Caliko zaśmiała się, na co najstarsza przedstawicielka ich rodzeństwa się skrzywiła. Jak bardzo to twierdzenie było naiwne? Miała już otworzyć pyszczek, aby ich naprostować, kiedy przeszło jej przez myśl, że mamy by tego nie pochwalały. Dlatego też uśmiechnęła się tylko delikatnie i powiedziała.
— No już, koniec tych czułości. Babcie na nas czekają.
Trójka kociaków podążyła więc za swoją rodziną.
~*~
Zły humor? O nie, nie, nie. Tak proste słowa byłyby dla samopoczucia Księżycowej Łapy oszczerstwem. Ona miała f-a-t-a-l-n-y humor. Najfatalniejszy w całym swoim krótkim życiu zaraz po tym, jak dowiedziała się, że nie zostanie medykiem. Wizja wstania, aby tylko zwiedzać tereny klanu z wojownikami Klanu Burzy, których nawet nie lubi sprawiała, że jej leżę było nad wyraz wygodne. Jej rodzeństwo jednak już dawno stało na nogach i nie wyglądało na to, aby zamierzali nagle się położyć. Księżycowa Łapa niechętnie mruknęła coś, wstając. Niedbale przejechała łapą po swiim futerku i nienawistnym wzrokiem spojrzała na leżę Skowronkowej Łapy. To przez nią musiała robić coś, czego nie lubiła. Mogła urodzić się później. Wtedy to Księżyc uczyłaby się na medyka.
Mogła też się wcale nie urodzić.
Kocięta wybyły z kociarni, a Księżycowa Łapa od razu zobaczyła, jak nienawistnie jej siostra patrzy w kierunku Żmijowej Łuski. Wróg publiczny numer jeden, a przynajmniej w oczach jej rodziny.
— Nie daj jej się sprowokiwać — szepnęła siostrze na ucho. Fiołek drgnęła lekko, a jej futro delikatnie się najeżyło.
— Proszę cię — burknęła — zniszczę ją, jeśli tylko zechcę.
Tortie westchnęła głęboko.
— Właśnie tego się obawiam.
Caliko otwierała już pyszczek, aby coś powiedzieć, gdy Wielką Trójce dobiegł ostry głos, mentorki rudo-niebiesko-białej kotki.
— Ruszajcie się, nie mamy całego dnia!
Kociaki przyśpieszyły, stając przed obliczami trójki wojowników. Kaczeńcowy Pazur i Pręgowane Piórko wydawali się o wiele mniej agresywnie doń nastawieni, acz ten pierwszy raz po raz spojrzał na swoją uczennicę niechętnie.
Ja też tego nie chcę, nie jesteś sam — pomyślała koteczka, patrząc na łapy swojego mentora.
— Idziemy na rozpoznanie terenów. Macie. Utrzymywać. Tempo. I bez głupich sztuczek! — po tych słowach Żmija wystąpiła z obozu a reszta brygady ruszyła za nią. Księżyc mimowolnie skupiała się bardziej na ziołach obecnych na terenach, niż na ich możliwościach łowczych. Rozpoznawała wiele z nich z satysfakcją, ale i ukłuciem żalu. Och. Jak bardzo chciałaby zajmiwać się nimi na co dzień?
— Pamiętasz o mnie? — zimny głos zadźwięczał w jej czaszcze — moja oferta jest nadal aktualna. Nie lękaj się.
Och. Nie. Nie znowu. Czy ona traci zmysły, czy słyszy tę kocicę, o której śniła przed księżycami? Czy o a jest gdzieś tutaj?
Tortie mimowolnie zaczęła się bacznie rozglądać, poszukując intruza. Nikt taki nie miał prawa chodzić po terenie jej klanu!
— Co Ty wyprawiasz? — zapytał zdziwiony Kaczeniec, patrząc na swoją uczennicę, która zdawała się być w innym świecie. Wyrwana z transu spojrzała nań, ciężko powiedzieć, czy z ulgą, czy boleścią.
— Coś mi się przewidziało... — mruknęła cicho, podchodząc do reszty. Sama nie wiedziała, czy chciała, aby tylko jej się wydawało.
< Fiołek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz